Moskwa stawia na chaos i zamieszki po wyborach w USA. Jej propaganda od miesięcy powtarzała protrumpowskie narracje, teraz jednak zaczęła ostro hamować: wszystko jedno, kto wygra, bo Trumpa Rosja też nie może być pewna. Relacje z USA pokazują jednak przede wszystkim, co Kreml rozumie z idei wyborów
Propaganda Kremla bardzo długo traktowała opowieści o spodziewanym zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA jako pocieszenie i źródło nadziei dla poddanych Putina. Trump przecież szanował Putina, rozumiał jego imperialne cele i je akceptował. Zatem jako prezydent powinien oddać Ukrainę i pół Europy we władanie Rosji. Zadaniem poddanych Putina – tłumaczyła propaganda – było tylko wytrwać do tej chwili.
Dlatego propaganda Kremla była kopią propagandy protrumpowskiej: Joe Biden stary i niedołężny, marnujący pieniądze amerykańskich podatników w niepotrzebnej wojnie w Ukrainie, a Kamala Harris – głupia i niekompetentna, jak to kobieta. Trump – wspaniały, męski, odważny i kochający pokój oraz zajmujący się dobrobytem Ameryki.
Jednak im bliżej wyborów, tym bajka o dobrym Trumpie traciła swą pocieszycielska moc. Propaganda zaczęła studzić oczekiwania przez nią samą rozbudzone.
MOSKWA, 3 listopada. „Zmęczony Trump, wygłaszający frazesy w stylu »Zaproponuję układ« i »Mam doskonałe stosunki z…«, również będzie zmuszony przestrzegać wszystkich zasad systemu. Nie może zatrzymać wojny w jeden dzień, nie za trzy dni, nie za trzy miesiące. A jeśli naprawdę się postara, może zostać nowym JFK [i jak on zginąć]” – ogłosił putinowski jastrząb Dmitrij Miedwiediew.
“Zastępca przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew przestrzegł przed wygórowanymi oczekiwaniami co do wyników wyborów prezydenckich w USA, które odbędą się 5 listopada. »Nie mamy powodów do wygórowanych oczekiwań. Dla Rosji wybory niczego nie zmienią, ponieważ stanowiska kandydatów w pełni odzwierciedlają ponadpartyjny konsensus co do konieczności pokonania naszego kraju« – zauważył polityk na swoim kanale w Telegramie. »Dlatego najlepszym sposobem na umilenie 5 listopada kandydatom na najwyższe amerykańskie stanowiska jest dalsze niszczenie nazistowskiego reżimu w Kijowie!«.
Po pierwsze – sam Trump, jak to Trump, zaczął opowiadać w kampanii wyborczej, że groził Putinowi zbombardowaniem Moskwy i że osobiście kazał zniszczyć Nord Stream 2, kiedy był jeszcze w budowie.
Putin i jego urzędnicy tłumaczyli to oczywiście „kontekstem kampanii wyborczej”. Ale problem jest głębszy. W świecie Putina tylko on może odgrywać rolę „silnego człowieka”.
Trump, który zamierza się bawić w tej samej piaskownicy, staje się niewygodny.
Po drugie – teraz Moskwa stawia na zamieszki i chaos po wyborach, zakładając, że jedna ze stron ich wyników nie uzna. A w przekazie do wewnątrz stara się podważyć ideę wyborów jako sposobu wyłaniania władzy. To ostatnie widać nawet bardziej niż to, o jakim rozwoju wypadków w Stanach marzy się na Kremlu
Zapewne bez związku z czymkolwiek rosyjska propaganda urządziła 2 listopada konferencję prasową z udziałem niejakiego Daniela Martindale’a, obywatela amerykańskiego, który od lutego 2022 roku udając członka ekip humanitarnych jeżdżących z pomocą na front dla broniącej się Ukrainy, podawał koordynaty armii Putina.
„Informacje te były wielokrotnie wykorzystywane do niszczenia sprzętu i personelu Sił Zbrojnych Ukrainy”.
Powodem konferencji była „niezwykle udana akcja ratunkowa”, która dowodzi, że Rosja „swoich nie porzuca”. Czyli w skrócie – szpieg został zdemaskowany i musiał uciekać.
W kukiełkowym teatrzyku szpieg Martindale został podstawiony do roli „dobrego Amerykanina” zamiast Trumpa.
A wracając do wyborów w USA – propaganda Kremla wbija teraz ludziom do głowy nowy przekaz: niezależnie jaki będzie wynik, wybory w USA to jedno wielkie oszustwo.
Na poparcie tego telewizja pokazuje incydenty z głosowania przedterminowego (pojemnik na głosy podpalony „na pewno przez Demokratów”, kłopoty z oprogramowaniem maszyn głosujących). Oraz to, jak Waszyngton szykuje się na zamieszki po wyborach (zabijane dyktą okna wystawowe, zwiększona ochrona Białego Domu i budynku parlamentu).
MOSKWA, 26 października. “Demokraci przygotowują się do sfałszowania wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, umożliwiając migrantom głosowanie w stanach znajdujących się pod ich kontrolą, aby mogli oddać głos na Kamalę Harris, napisał senator Aleksiej Puszkow w Telegramie”.
Kiedy się człowiek zagłębi w wyjaśnienia propagandzistów, dlaczego amerykańskie wybory są oszustwem, dowie się, że nie chodzi o nierówności i wady tamtejszego systemu wyborczego.
Wybory wedle propagandy Kremla są tylko wtedy dobre, jeśli z góry wiadomo, kto zwycięży. Wtedy są bowiem aktem lennym, uznaniem przez poddanych swojego władcy. I to jest w porządku.
Władza nie może pochodzić z wyborów – władza pochodzi od władzy.
Putin dzierży władzę w Rosji, więc wygrał wybory w marcu 2024 roku Stan, kiedy nie wiadomo, kto wygra, jest nie do zaakceptowania, bo oznacza chaos, bałagan i podważanie tradycyjnych wartości. Tym samym wybory w USA podważają tradycyjne wartości, bez których władza w Rosji nie przetrwa (wrócimy do tego wątku).
Toteż propaganda – co niezwykle charakterystyczne – opowiada o tych wyborach zawsze pod koniec dzienników telewizyjnych, w sekcji ciekawostek ze świata. Wcześniej opowie o nieustających zwycięstwach na froncie w Ukrainie, rozwoju gospodarczym republiki Chakasji oraz stosunkach z Uzbekistanem.
Będzie też o załamaniu pogody w Moskwie i ekscesach europosła Grzegorza Brauna w Parlamencie Europejskim. Dopiero wtedy telewizyjne “Wiesti” pokażą w swym kąciku satyrycznym relacje z USA.
Widz musi zrozumieć, że to nie jest i nie może być na poważnie.
Imperialna wizja świata dopuszcza, że wyniki niektórych wyborów mogą być niepewne. Ale to dotyczy tylko pomniejszych krajów, gdzie wybory są tak naprawdę formą starcia między mocarstwami i ich władcami.
Narracja propagandowa jest tu bardzo konsekwentna. Przed „reportażem” o kampanii wyborczej w USA kremlowska telewizja pokazuje „reportaże” z wyborów w Gruzji (były 26 października) i Mołdawii (20 października i 3 listopada).
W obu wypadkach chodziło to, czy wygra „Rosja czy Europa” (określenie dziennika telewizyjnego „Wiesti”). Nie chodziło więc o wybory ludzi, ale o to, która z dwóch ”potęg" będzie silniejsza i bardziej cwana, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Przechylanie szali odbywa się:
Jeśli jednak w wielkim mocarstwie wynik wyborów nie jest pewny, a rozstrzygnięcie wpłynie na politykę światową – to mamy do czynienia z farsą. Zaś cała kampania wyborcza jest “biezumna gonką” („szalonym wyścigiem” – stale powtarzana w propagandzie fraza), głupotą, farsą.
Największą ściemą zaś jest to, że nie wiadomo, jak się zachowają wyborcy. Jakby to od nich cokolwiek miało zależeć.
A jak Moskwie wiadomo, wyborca – czyli poddany władzy – robi to, co mu się powie. Uczestnik demonstracji – też. Nikt nie może sam z siebie wyrażać własnego zdania. Pomysł, by możliwa była jakakolwiek oddolna samoorganizacja, jest absurdalny.
Na to propaganda kładzie niezwykle silny nacisk.
Co najbardziej śmieszy propagandę Kremla w jej telewizyjnym amerykańskim kąciku osobliwości, to fakt, że o wynikach wyborów w USA mogą rozstrzygnąć niezdecydowani. Jakby to, że sami z siebie dojdą do jakiegoś wniosku, mogło mieć znaczenie dla władzy...
Wracając do tradycyjnych wartości, którym wybory w USA tak bardzo szkodzą.
Pomysł, że mężczyzna ma rywalizować w USA o stanowisko z kobietą, poddani Putina mają traktować jako aberrację. To „wojna płci” („Wiesti”, 2 listopada 2024). I podział („razkoł”).
Co do Kamali Harris wiadomo, że jako kobieta musi być głupia. To chichocząca kretynka, która nie wie, co robi, na niczym się nie zna i nic mądrego nie ma do powiedzenia. Jako kobieta nigdy nie miała wpływu na nic, była marionetką w rękach mężczyzn. Inaczej niż Trump czy np. Elon Musk (traktowany przez putinowskie media jako krynica mądrości, gdyż jest bogaty i jest blisko Trumpa – propaganda pokazuje konsekwentnie tylko wystąpienia wielkich tego świata).
Nie chodzi tu o zwykły seksizm, ale o obronę systemu, w którym:
Angażowanie się kobiet w politykę tak naprawdę zagraża temu systemowi. Na potwierdzenie tego mam jeszcze jeden cytacik z Putina: "Macierzyństwo to niesamowity los kobiety. Trudny, odpowiedzialny, ale dający tyle radości i szczęścia. Dla każdej kobiety niezależnie od tego, jaki zawód wybierze, niezależnie od tego, jakie wyżyny tutaj osiągnie, najważniejsza jest rodzina, przyjaciele, niestrudzona troska o dzieci, o ich zdrowie, edukację, chęć ich wychowania, aby wyrosły na wartościowych ludzi, którzy odnieśli sukces”.
Jak w takim razie Putinowi miałoby się mieścić w głowie, że o sprawach polityki miałby rozmawiać z kobietą?
Zapewne przypadkiem dwa dni z rzędu propaganda opowiadała w zeszłym tygodniu o kobiecym wzorze zaangażowania w życie publiczne, właściwym dla XXI wieku. Czciła bowiem pamięć dwóch rosyjskich XIX-wiecznych arystokratek, z pochodzenia europejskich księżniczek, które jednak wyrzekły się swych korzeni dla Rosji. I „z pokorą przyjęły ciosy losu”.
Jedna (niemiecka księżniczka) została żoną cara Aleksandra II i oddając się filantropii, pokornie znosiła to, że mąż założył sobie drugą, prawdziwie szczęśliwą rodzinę z kochanką.
Druga (wnuczka królowej Wiktorii) poślubiła carskiego brata i stryja. A kiedy „terroryści” (w carskiej Rosji Putina nie nazywa się ich już „rewolucjonistami”) wysadzili męża, moskiewskiego gubernatora, bombą w powietrze, osobiście zbierała jego rozrzucone po ulicy szczątki. Następnie ją, tak jak i jej siostrę, ostatnia carycę Rosji, zamordowali bolszewicy (dzięki czemu – tego propaganda już nie podała – Putin mieszka teraz w podmoskiewskim pałacu należącym kiedyś do księżnej i jej księcia małżonka).
O tym, jak te kobiety znały swoje miejsce na świecie, propaganda rozczulała się wymownie. Zawsze przed relacją o wyborach w USA.
Oto dlaczego amerykańskie wybory, gdyby udało się w nich wyłonić nowego, akceptowalnego przez Amerykanów przywódcę, są zagrożeniem dla świata tradycyjnych wartości Putina.
Wybory oddzielają bowiem osobę władcy od państwa i czynią z władcy element wymienny.
Putin zaś uważa, że to on jest państwem i tylko on ma prawo definiować jego cele i wartości.
Sam to zresztą wytłumaczył na konferencji prasowej po szczycie BRICS w Kazaniu pod koniec października.
Po raz pierwszy od wybuchu wojny pytanie pozwolono tam zadać korespondentowi BBC Steve’owi Rosenbergowi. A ten zapytał, jak idee braterstwa, bezpieczeństwa, sprawiedliwości i pokoju, które mają łączyć kraje BRICS i ich sojuszników, mają się do najazdu na Ukrainę. Oraz jak dbanie o rosyjskich obywateli ma się do tego, że na skutek najazdu na Ukrainę bombardowane są teraz i ostrzeliwane rosyjskie osiedla na pograniczu i w głębi Rosji, a obce wojska okupują terytorium Rosji.
"Owszem, ataków dronów na Rosję nie było. Ale niebezpieczeństwo było dużo większe. Nam [tj. Putinowi – w całym tym wywodzie podmiotem jest Putin, a nie obywatele Rosji] na nasze usilne żądania, by inaczej ułożyć stosunki z państwami Zachodu, pokazywali, gdzie [ich zdaniem] jest nasze miejsce. W efekcie Rosja zostałaby sprowadzona do roli państwa drugorzędnego, źródła surowców dla świata, czego konsekwencją byłaby utrata suwerenności [Putina]. W takich warunkach Rosja [Putina] nie może się nie tylko rozwijać, ale także istnieć”.
Dalej Putin wyjaśnił, że aby bronić suwerenności [Putina], musi on stawiać na bezpieczeństwo Rosji [Putina]. Tymczasem postulat bezpieczeństwa Rosji [Putina], by NATO nie rozszerzało się na wschód [czyli by kolejne państwa nie mogły decydować, że chcą do NATO wstąpić] były ignorowane, a w Ukrainie “przeprowadzono przewrót” [czyli że doszło do zmiany władzy w wyborach w 2014 roku] W tej sytuacji Rosja [Putina] nie miała innego wyjścia niż napaść na Ukrainę.
A że kogoś tam bombardują na pograniczu?
“Kamenka-Dnieprowska jest codziennie poddawana ostrzałowi przez Ukraińskie Siły Zbrojne z artylerii armatniej i atakowana przez drony. Około 20 proc. budynków w regionie zostało już zniszczonych lub uszkodzonych, zarówno infrastrukturalnych, jak i mieszkalnych. W tym dom naczelnika okręgu miejskiego Natalii Iwanowej. Jej dom został zaatakowany przez Siły Zbrojne Ukrainy przy pomocy Baby Jagi, dużego drona rolniczego, który wróg zmodyfikował do swoich potrzeb. Dron jest w stanie przenosić kilka pocisków jednocześnie i zrzucać je jeden po drugim [relacjonuje reporter TASS].
Domu Natalii Iwanowej »nie da się odbudować. No, niczewo na wszystko jestem przygotowana. Ostrzał stał się teraz częstszy – od lata, od sierpnia, mocno czuliśmy, że jesteśmy na linii frontu. A jeśli wcześniej ostrzeliwali pierwszą część miasta, teraz latają wszędzie. Atakowane są nasze podstacje, wieże telefonii komórkowej, szkoły, biblioteki, domy prywatne. Sytuacja jest bardzo poważna« – mówi szefowa dzielnicy. Doskonale rozumie, że nawet w czasie pokoju będzie dużo pracy".
Ta kobieta przynajmniej zna swoje miejsce, jak rosyjskie arystokratki w caracie. Reporter nie pyta jej, jak głosowała, bo jakie to ma znaczenie.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Propaganda
Świat
Kamala Harris
Władimir Putin
Donald Trump
Goworit Moskwa
Rosja
wojna w Ukrainie
wybory w USA
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze