Rosja rzuciła się w rokowania z USA, zapominając o godności, z jaką powinno poruszać się wielkie mocarstwo. Rozmowy w Rijadzie to niesłychany sukces Putina oraz katastrofa Ukrainy i Zachodu. Co oznacza: Kreml by tak chciał, ale jeszcze nie wiadomo, czy tak będzie
„O, tu leci, leci samolot z Ławrowem i Uszakowem”. „Na pokładzie nasz specjalny korespondent”. „O, tu odbyły się rozmowy z przedstawicielami Trumpa”. „Ukrainy przy tym nie było” – zachwyca się kremlowska propaganda.
Telewizyjne „Wiesti”, po tygodniach oczekiwania i kilku dniach wahania po rozmowie Trump – Putin 12 lutego, zmieniły w końcu kolejność „newsów” i nie zaczynają się od „relacji” z frontu w Ukrainie. Tylko właśnie od rokowań.
Fakt, że rokowania się w ogóle zaczęły, oznacza wedle propagandy przede wszystkim to, że Putin miał rację. We wszystkim (jakby nie miał, to w tym świecie ziemia spadłaby z podtrzymujących ją czterech żółwi, a gwiazdy urwałyby się z kryształowych orbit, po których krążą).
Miał rację, kiedy w Monachium w 2007 r. domagał się nowego podziału świata i oddaniu Rosji tego, co kiedyś sobie podbiła, ale utraciła. Za chwilę świat zostanie podzielony ponownie, po myśli Putina.
Ale...
Bowiem – jak przyznaje jednocześnie sama propaganda – rokowania w Rijadzie są dopiero o tym, jak rokować.
Takie rozmowy są trudne, „przecież pamiętamy pakt Ribbentrop-Mołotow” z 1939 roku (18 lutego, komentator telewizyjnego programu „publicystycznego” o kłamliwej nazwie „60 minut” – naprawdę ma dziennie dwa wydania po 90 minut). ”Dopóki Zachód będzie wspierał neonazistów w Kijowie,
dopóty droga do przełomów w dyplomacji światowej, podobnych do konferencji jałtańskiej z 1945 r., będzie daleka"
- ostrzega z kolei Nikołaj Patruszew, wieloletni sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji, a od pół roku przewodniczący Rosyjskiego Kolegium Marynarki Wojennej.
Trump, jak ujawnia propaganda, chce wojnę zakończyć 20 kwietnia, w setnym dniu swojej prezydentury. Ale to by oznaczało po prostu zamrożenie konfliktu, bo nic więcej do tego czasu załatwić się nie da. Tymczasem wielkorządca okupowanego ukraińskiego Zaporoża, Jewgenij Balickij, już ogłosił: „Jestem przeciwny wszelkiemu zamrożeniu: Mińskowi-2, Mińskowi-3, Mińskowi-4 czy porozumieniom z Chasawjurtu.
Świat rosyjski, jeśli zakończymy wojnę, będzie w wielkim niebezpieczeństwie. I Odessa, i Nikołajew, a zwłaszcza Naddniestrze. I ogólnie sama struktura [rosyjskiego] świata.
Jeśli nie zakończymy tego teraz, to nasze dzieci będą musiały” – ostrzega Balickij (Charakterystyczne, że TASS opublikowała wywiad z Balickim kilka godzin przed rozpoczęciem rokowań w Rijadzie).
Tymczasem — ostrzega propaganda – „potencjał militarny Zachodu jest 14 razy większy od Rosji, więc rokowania nie mogą być łatwe” (komentator „60 minut” 17 lutego)
Na koniec — co też zauważają propagandyści Kremla — to, co opowiada Trump i jego ludzie, to jednak tylko taka „razwiedka bojem” – rozpoznanie walką. Nie należy się przywiązywać do jego słów. One nabiorą sensu dopiero po ustaleniu, jaka ich interpretacja przyniesie Trumpowi najwięcej korzyści (polska socjolożka Helena Chmielewska-Szlajfer nazywa to technologią (not)kidding właściwą internetowym tabloidom. Trump jej zdaniem opanował ją mistrzowsko).
Ale propaganda Kremla zdaje się już rozumieć, że to, czy rokowania z Putinem są dla Trumpa na serio, czy nie, okaże się dopiero po reakcji świata. Dlatego stara się, by reakcja ta była, jak trzeba: by Trump mógł się cieszyć z przerażenia, jakie wywołał.
I by to przerażenie wywołało w zachodnich społeczeństwach efekt mrożący.
Po co? Na wypadek, gdyby Putin jednak był zmuszony do ustępstw.
Nic na to niestety na razie nie wskazuje, ale najwyraźniej propaganda bierze taką ewentualność pod uwagę. Bo choć Putin ogłosił, że podbije Ukrainę, a NATO ma się cofnąć do granic z 1997 r., to tak naprawdę będzie to, co będzie.
Ale jeśli do momentu ogłoszenia wyników rokowań propaganda zdoła wbić do głów, że Putin wygrał, nikt tego już nie odważy się zakwestionować. I nie będzie miał na to siły.
„Najważniejsze dla nas jest osiągnięcie naszych celów. Oczywiście, wolimy pokojowe środki, aby osiągnąć te cele” – ogłosił 18 lutego rzecznik Putina Pieskow. W odpowiednim kontekście brzmi to jak groźba. I możemy tak to rozumieć. Ale jest to też sposób na dostosowanie się do sytuacji: „cele” zostaną osiągnięte, gdy Putin tak powie.
W każdym razie na wszelki wypadek Putin przełożył na nieznany termin spodziewane w lutym doroczne orędzie do parlamentu o stanie Rosji (poprzednie było właśnie w lutym 2024).
Sposobów na robienie nam wody z mózgu jest jak zwykle kilka.
Propaganda skupia się jak zwykle na nieistotnych szczegółach (delegacja amerykańska w Rijadzie „też jest w ciemnogranatowych garniturach”), co jest dowodem najwyższej aprobaty dla wydarzenia.
Bowiem wydarzenia będące dowodem na sukces Rosji opowiadane są przez propagandę zawsze w ten sam sposób: kto co jadł, jak wyglądał, jaki miał samochód i zegarek. Efekt, jaki się w ten sposób uzyskuje, jest jasny:
Uderza przy tym, że propaganda nie zamierza wyjaśniać poddanym Putina, z czym w zasadzie pojechali do Rijadu jego wysłannicy. Co do doradcy Putina Uszakowa i szef MSZ Ławrowa, można się czegoś domyślać. Ale co tam robił szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich oligarcha Kiryłł Dmitrijew? Co miał do negocjowania? Ławrow: "Było duże zainteresowanie usunięciem sztucznych barier dla rozwoju korzystnej dla obu stron współpracy”.
Drugim sposobem jest podawanie oczekiwań Moskwy jako faktów i ustaleń.
„Mamy zapewnienie, że nie będzie mowy o żadnych ustępstwach terytorialnych” – nadaje „korespondent” kanału Rossija 1 Jewgienij Popow z Rijadu. To „zapewnienie” jest jednak po prostu stanowiskiem samej Rosji, do którego Amerykanie się jeszcze nie odnieśli. Nie z przyzwoitości, skoro na miejscu nie ma delegacji Ukrainy, tylko dlatego, że rozmowy na razie nie dotyczyły tego, kto co sobie zawłaszczy.
W ten sam sposób — jako niepodważalne fakty — propaganda Kremla przedstawia roszczenia Putina. Robi to skutecznie, bo po niej powtarza te „fakty” cały świat.
Choć Putin warunki te powtarza od wielu miesięcy, więc są to NA RAZIE jego życzenia i tyle (przypomnijmy: Ukraina ma oddać cztery obwody w ich administracyjnych granicach, choć Putin tak daleko w podboju nie zaszedł, ma zmienić władze na prorosyjskie, ma obiecać, że nie wejdzie do NATO i ma się rozbroić).
Propaganda robi wszystko, by świat zobaczył te „fakty” w nowym świetle — jako dowód przewagi negocjacyjnej Rosji.
I by nie zauważył, że z listy żelaznych postulatów Putina zniknął warunek, bez których rozmowy nie miały sie prawa zacząć. Chodzi o zniesienie sankcji na Rosję.
Na pocieszenie Rosja dodaje to, co też już mówiła, ale wielu jeszcze nie słyszało: że Ukraina może sobie wejść do UE. Przecież i tak, jeśli panować nad nią będzie rosyjska kleptokracja, nikt jej do Unii nie przyjmie.
To łatwe dzięki mediom społecznościowym, gdzie zdanie “X wyraził obawę, że Trump może...”, zamienia się w “Trump może....”. Sami cytujemy takie opinie i komentarze w skróconej wersji, jako opowieści o zdarzeniach. I dokładnie z takich skrótów składa się teraz rosyjska dezinformacja.
Dowodem na katastrofę Zachodu są więc odpowiednio dobrane cytaty z zachodnich komentarzy w mediach. A są to opinie dotyczące tego, co dopiero może się stać, jeśli się nie ogarniemy.
Ciekawe, że w potoku wiadomości pojawiają się też rosyjskie dementi katastroficznych zachodnich przewidywań: nie ma trzyetapowego planu dla Ukrainy: 1. zawieszenie broni 2. wybór prorosyjskich nowych władz 3. podpisanie traktatu pokojowego z odpowiednio nastawioną do Rosji nową ukraińską władzą – zapewnia Ławrow.
To rzecz jasna nie znaczy, że takich pomysłów nie ma, a Ławrow mówi o rokowaniach prawdę (z cytowanego przez Witolda Głowackiego Fox News wynika, że Ławrow jednak kłamie):
Rzecz w tym, że teraz powiedzieć można wszystko, a już propaganda wybierze sobie z tych „przeciekow” to, co jej pasuje do obrazka Putina na złotym tle.
Zawsze się sprawdzi.
Ławrow: Amerykanie proponowali nam [w Rijadzie], byśmy zawiesili ostrzeliwanie infrastruktury cywilnej w Ukrainie. Ale my nigdy tego nie robiliśmy. Niszczymy tylko infrastrukturę wojskową (mówi to dwa dni po tym, jak Rosjanie zbombardowali elektrociepłownię w Mikołajowie).
I oto wychodzi na to, że to Ukraina napadła na zawsze niewinną Rosję. Która jako słabsza, skoro się obroniła, wyszła z konfliktu zwycięska (tymczasem jednak ukraińskie drony, które dzień po dniu atakują Rosję, trafiły 17 lutego przepompownię ropy Kropotkinskaja, Czym Ukraina jasno dała znać, że w sprawie ostrzałów i moratoriów też ma coś do powiedzenia).
Zanim zatem popadniemy w pełną histerię, warto sobie przypomnieć to, co negocjatorzy wiedzą: że to wszystko nie takie proste. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż to przedstawiają Trump z Putinem.
Weźmy przykład Finlandii – znany Moskwie równie dobrze jak pakt Ribbentrop-Mołotow, zapewne dokładnie analizowany dziś w Ukrainie.
Napadnięta w 1939 roku przez Rosję Stalina, wepchnięta w sojusz z Hitlerem, zawsze zachowywała otwarte kanały dyplomatyczne z Wielką Brytanią.
Nie dała się uzależnić od jednego partnera. Zgodziła się na utratę ważnych terytoriów, ale zachowała armię i demokratyczne instytucje. A jak przyszło do negocjacji o podporządkowaniu się Rosji, Finlandia — zapisana do rosyjskiej strefy wpływów — przeciągała je, jak mogła (opisuje to np. Kimmo Rentola w wydanej w Polsce w zeszłym roku książce „Finlandia kontra Stalin. Od wojny zimowej do zimnej wojny 1939-1950”).
A to negocjatorzy zgadzali się na wszystko w Moskwie, ale musieli skonsultować to z prezydentem w Helsinkach. A to mieli już jego zgodę, ale nie mieli ze sobą pełnomocnictw. I tak te negocjacje trwały, aż Stalin władował się w wojnę koreańską i stracił zainteresowanie Finlandią. Ta przetrwała, zachowała niezależność. A jak przyszedł właściwy czas — weszła do NATO i buduje sobie teraz bazę wojskową, która będzie miała na oku rosyjski Murmańsk.
Perspektywy fińskiej propaganda Kremla nie chce zauważać. Ale nie jest w stanie ukryć wewnętrznej sytuacji Rosji – Putin nie jest tak mocny jak Stalin w 1945 roku.
Co pokazuje inny telewizyjny spektakl, który 18 lutego przebił w „Wiestiach” „relację” o rokowaniach w Rijadzie.
Otóż Putin urządził telenaradę o sytuacji w okupowanym przez Ukrainę obwodzie kurskim. Tych ziem nie udało się Putinowi odbić przez pół roku, a i pomysłu na to najwyraźniej nie ma.
Przedstawienie to wyglądało tak: Putin dowiedział się na oczach widzów, że ludzie potracili w obwodzie kurskim na skutek działań wojennych dobytek i domy. Takich osób jest 112 tysięcy. Zdziwiony Putin pyta, ile tam wynoszą zasiłki dla poszkodowanych.
„22 tys. rubli miesięcznie” (ok. 950 zł) – odpowiada osobisty wysłannik Putina do obwodu kurskiego
A ile wynosi tam średnia płaca? – docieka Putin
„Około 65 tys. rubli” (2800 zł) – recytuje wysłannik.
W takim razie proszę, by każdy mieszkaniec kurskiej obłasti, który utracił majątek, dostawał co miesiąc 65 tys. rubli do czasu wyzwolenia tych ziem. Każdy. Także kobiety i dzieci — zarządza Putin.
Prawda, że piękne? Trochę stylizowane na Trumpa z jego czarnym mazakiem, ale jednak pokazujące, jak bardzo Putina wojna osłabiła.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Propaganda
Świat
Władimir Putin
Donald Trump
Goworit Moskwa
Marco Rubio
Siergiej Ławrow
Ukraina
wojna w Ukrainie
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze