Trump i Putin próbują ułożyć świat i własne strefy wpływów na nowo i po swojemu. A przy okazji zamierzają zrobić na tym świetne interesy. Takie wnioski nasuwają się po spotkaniu delegacji z Moskwy i Waszyngtonu w stolicy Arabii Saudyjskiej
Nie minął jeszcze nawet tydzień od momentu, w którym Stany Zjednoczone ogłosiły najpierw – ustami sekretarza obrony Pete’a Hegsetha – zmianę wektorów globalnej polityki bezpieczeństwa, a następnie – to już zrobił osobiście prezydent Donald Trump – zapoczątkowaną telefoniczną rozmową z Putinem oficjalną odwilż w relacjach z Rosją.
Nie minął tydzień, a już jest po pierwszych, przeprowadzonych w stolicy Arabii Saudyjskiej – Rijadzie – całkowicie równorzędnych rozmowach między Moskwą a Waszyngtonem.
Rozmowy te nie dotyczyły wcale kwestii samej wojny w Ukrainie. Z pierwszych oficjalnych komunikatów Kremla i Białego Domu po Rijadzie wynika jasno, że Rosja i Stany Zjednoczone zamierzają nawiązać w przyszłości „współpracę” – zarówno w polityce międzynarodowej, jak i w handlu.
„Sekretarz stanu USA Marco Rubio i minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow porozumieli się w sprawie przyszłej współpracy w kwestiach związanych ze wspólnymi interesami geopolitycznymi i możliwościami inwestycyjnymi, które pojawią się po zakończeniu konfliktu na Ukrainie” – powiedziała po spotkaniu w Rijadzie rzeczniczka Departamentu Stanu USA Tammy Bruce.
Marco Rubio, sekretarz stanu USA, deliberował natomiast po spotkaniu w Rijadzie o przyszłym znoszeniu sankcji nałożonych przez jego kraj na Rosję. Ba, nie ograniczył się wyłącznie do sankcji amerykańskich. „W pewnej chwili Unia Europejska także będzie musiała usiąść przy stole negocjacyjnym, bo także nałożyła sankcje” – stwierdził Rubio jasno podczas konferencji prasowej w stolicy Arabii Saudyjskiej.
Na tym nie koniec, bo będący ważnym członkiem kremlowskiej elity władzy oligarcha Kiriłł Dmitriejew, który przyjechał do Rijadu razem z delegacją z Moskwy, ogłosił, że spodziewa się „w ciągu dwóch, trzech miesięcy” pierwszych nowych porozumień handlowych między Stanami Zjednoczonymi a Rosją.
Czego miałyby one dotyczyć? „Znalezienie wspólnych szlaków gospodarczych, pozytywnych rozwiązań problemów, jest bardzo ważne dla USA i innych państw, które zaczynają rozumieć, że rynek Federacji Rosyjskiej jest wyjątkowo atrakcyjny i trzeba być na nim obecnym” – takimi spostrzeżeniami dzielił się z obecnymi w Rijadzie dziennikarzami Dmitriejew.
Mimo że Waszyngton pokazał Moskwie aż tyle marchewek, spotkanie w Rijadzie nie zakończyło się jeszcze publicznym odkorkowywaniem szampanów. Ale język, jakim Biały Dom i Kreml komunikują swoje ustalenia, brzmi naprawdę tak, jakby rządzone przez Trumpa Stany Zjednoczone ostentacyjnie podawały Rosji rękę ponad głowami swych europejskich sojuszników i bez oglądania się na ich interesy.
Własne interesy Rosji i USA – w tym te bardzo materialne – wydają się tu liczyć zdecydowanie bardziej.
Po drodze mieliśmy oczywiście najpierw złowieszcze wystąpienie sekretarza obrony USA Pete’a Hegsetha, który w środę 12 lutego zapowiedział w Brukseli szefom MON państw NATO, że Stany Zjednoczone zamierzają skupić się na własnym bezpieczeństwie i na konfrontacji z Chinami, w związku z czym Europa w przyszłości będzie zdana na siebie.
A potem obserwowaliśmy najpierw Donalda Trumpa publicznie cieszącego się z rozmowy telefonicznej z Władimirem Putinem, a następnie weekendową Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa, w trakcie której wiceprezydent USA J.D Vance zafundował europejskim liderom ideologiczną połajankę zamiast rozmów o kwestiach obronności i bezpieczeństwa.
Kolejnym epizodem tej gwałtownie przyspieszającej historii był zwołany w trybie nagłym przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona poniedziałkowy szczyt w Paryżu. Ten obejmujący dość uznaniowo dobraną część państw Unii Europejskiej i Wielką Brytanię kryzysowy sztab Europy nie zaowocował jednoznaczną odpowiedzią na ruchy Donalda Trumpa.
Do porozumienia nie doszło przede wszystkim ze względu na różnice zdań co do ewentualnego wysłania przez państwa Europy pozbawionego parasola NATO kontyngentu wojskowego, który rozmieszczony gdzieś wzdłuż obecnej linii frontu a przyszłej linii demarkacyjnej miałby pilnować dotrzymywania ustaleń porozumienia pokojowego między Ukrainą a Rosji.
Kolejny europejski szczyt – znów w trybie nagłym zwołany przez Macrona – ma odbyć się już w środę 19 lutego. Weźmie w nim udział więcej krajów niż w poniedziałek – tak naprawdę w izolacji pozostaną rządzone przez polityków jawnie umizgujących się do Rosji Węgry i Słowacja.
Być może państwom Europy uda się tym razem wypracować bardziej spójne i jednoznaczne stanowisko będące zarazem jakąś pozycją startową do powrotu do stołu, który postanowił przewrócić Trump. Nie jest przy tym wcale jasne, czy postulowane przez Trumpa i jego ludzi wysyłanie wojsk do Ukrainy rzeczywiście jest tym właściwym głównym tematem rozmów, które powinny się toczyć obecnie między europejskimi stolicami.
W tej chwili w każdym razie inicjatywa należy do kogo innego – czyli do Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa i Rosji Władimira Putina wyraźnie dążących do rewizji dotychczasowego globalnego układu sił i podziału stref wpływów – a także całkiem już merkantylnych interesów.
Spotkanie w Rijadzie zostało zwołane na wysokim – zarówno formalnie, jak i politycznie – szczeblu szefów dyplomacji. Stojący na czele delegacji Rosji minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow i kierujący ekipą amerykańską sekretarz stanu Marco Rubio są w całym tego słowa znaczeniu pełnomocnymi przedstawicielami swych mocodawców.
Ławrow jest jedną z najważniejszych postaci na Kremlu od początku ery Putina – ma zaufanie dyktatora Rosji i uczestniczy we wszystkich albo niemal wszystkich procesach decyzyjnych dotyczących polityki prowadzonej przez Federację Rosyjską poza jej granicami. Rubio to z kolei ewidentnie najsilniejszy, dysponujący własną frakcją w Partii Republikańskiej, polityk w administracji Trumpa, człowiek, z którym nowy prezydent USA musi się realnie liczyć i który z całą pewnością ma autoryzację do przemawiania w imieniu swego szefa.
Nieoficjalne przecieki dotyczące przebiegu spotkania w Rijadzie wskazują na to, że Rosjanie mieli długą listę żądań. Według dziennikarzy „Financial Times” powołujących się na swych europejskich (sic!) informatorów, mogły one obejmować nawet wycofanie wojsk USA z krajów bałtyckich. Z całą pewnością natomiast Rosja żąda wycofania przez NATO oferty przyszłego członkostwa Ukrainy w Sojuszu.
Na tym nie koniec. Według amerykańskiej prawicowej (a więc mającej świetne relacje z administracją Trumpa) stacji telewizyjnej Fox News na spotkaniu w Rijadzie przedstawiciele USA i Rosji mieli zgodzić się na trzyetapowy ramowy plan osiągnięcia pokoju w Ukrainie:
To, że pierwszym punktem „planu” jest zawieszenie broni, a ostatnim podpisanie pokoju, nie wydaje się pomysłem szczególnie ekstrawaganckim.
Kwestia samego sposobu przeprowadzenia odkładanych ze względu na wojnę wyborów prezydenckich w Ukrainie ma tu natomiast pozostawać sporna. Rosja chce grać na takie warunki, w których możliwa by była wygrana podstawionego lub sponsorowanego przez Moskwę uległego wobec Rosji kandydata. Stany Zjednoczone chcą taką możliwość zablokować.
Całkiem oficjalnie – bo z ust Siergieja Ławrowa – usłyszeliśmy natomiast, że Rosja nie zgadza się na wysłanie zachodnich wojsk do Ukrainy w roli sił stabilizujących wykonanie porozumienia pokojowego.
„Wyjaśniliśmy dziś, że obecność sił zbrojnych z tych samych krajów NATO, ale pod inną, fałszywą flagą, pod flagą UE albo pod flagami narodowymi, nic nie zmienia w tej kwestii. Oczywiście to jest dla nas nie do zaakceptowania” – mówił po spotkaniu w Rijadzie Ławrow.
Członkowie obu delegacji przyznali zgodnie, że nie doszli jeszcze do porozumienia w kwestii terminu planowanego już spotkania Donalda Trumpa i Władimira Putina. „Raczej nie odbędzie się ono w nadchodzącym tygodniu” – tak brzmiały ich stanowiska.
Nie zmienia to jednak faktu, że do oficjalnego pojednania, jeśli nie zbratania Kremla z Białym Domem droga po Rijadzie wydaje się coraz krótsza. Podobnie jak to, że to nie sposób zakończenia wojny w Ukrainie, lecz raczej całkiem nowy światowy porządek lub światowy chaos są tematem rozmów prowadzonych obecnie przez zaufanych Trumpa i Putina.
Świat
Władimir Putin
Donald Trump
Wołodymyr Zełenski
NATO
Unia Europejska
Marco Rubio
Rijad
Rosja
Siergiej Ławrow
Ukraina
wojna w Ukrainie
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze