0:000:00

0:00

W sobotę, 21 listopada 2020 minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że rząd planuje przeprowadzenie testów przesiewowych wykrywających zakażenie SARS-CoV-2 w trzech polskich województwach.

„Jesteśmy po takiej intensywnej dyskusji z premierem, które regiony wybrać. Podjęliśmy decyzję, że będzie to Podkarpacie, Małopolska i Śląsk"

– oświadczył Niedzielski.

I dodał: "W najbliższym czasie opracujemy dokładnie, jak będzie wyglądał model logistyczny przeprowadzenia tych badań przesiewowych, ale chcemy dotrzeć i zrobić te badania w regionach, które są najbardziej dotknięte zachorowaniami na koronawirusa”.

Tego samego dnia wiceminister zdrowia Waldemar Kraska na antenie radia Zet powoływał się na doświadczenia innych krajów w tym zakresie. „Np. w Wielkiej Brytanii niektóre miasta testowane są przesiewowo. Musimy do tego rozsądnie podejść, żeby to miało naukowy sens” – zaznaczył wiceminister.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że informacja o masowych testach przesiewowych miała stanowić przykład, że rząd się o nas stara i coś robi. Miała też prawdopodobnie osładzać gorsze wiadomości podane w tym samym czasie m.in. na temat obostrzeń w czasie świąt czy nieplanowania wyjazdów na ferie. Ale czy poza znaczeniem propagandowym testy przesiewowe w wybranych regionach mają jakiś sens?

Testy przesiewowe: wzorem Słowacja

Krajem, na którym w kwestii testów przesiewowych wzoruje się Polska jest zdaniem wiceministra Kraski Słowacja.

„Na Słowacji przetestowano 3,8 mln obywateli (...). Było to zrobione w trzech etapach. Pierwszym był etap pilotażowy, kiedy wybrano cztery regiony, gdzie zostały przeprowadzone testy. Na podstawie wyników pilotażu przeprowadzono już w całym kraju badania przesiewowe, a po tygodniu powtórzono jeszcze raz w tych miejscach, gdzie wykrywalność była największa”

powiedział Kraska w czasie poniedziałkowej [23 listopada] konferencji prasowej w Głównym Inspektoracie Sanitarnym.

Zdaniem wiceministra metoda zastosowana na Słowacji jest dobra.

Przeczytaj także:

Badania na Słowacji rozpoczęły się 23 października 2020. Zastosowano szybkie testy antygenowe. W pierwszym rzucie testowano mieszkańców czterech powiatów na północy kraju, tuż przy granicy z Polską: Namiestów, Dolny Kubin, Twardoszyn i Bardejów. To tu sytuacja epidemiologiczna była najtrudniejsza. Pierwszego dnia pobrano prawie 62 tys. próbek, prawie 3,6 proc. z nich dała wynik dodatni.

Główne masowe testowanie miało miejsce w ciągu dwóch następnych weekendów. 31 października – 1 listopada przebadano ponad 3,6 mln osób. Wynik dodatni wykazano w 1,06 proc. próbek. 7 listopada przebadano niespełna 1,3 mln osób. Wynik dodatni uzyskano w przypadku nieco ponad 8 tys., czyli 0,63 proc. testów.

Zacna idea, ale jest dużo wątpliwości

Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, premier Słowacji Igor Matović ocenił, że masowe testy pozwoliły ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa w jego kraju o mniej więcej 55 proc. „To nie jest sukces rządu ani poszczególnych osób, lecz wszystkich, którzy wzięli udział w akcji" – oświadczył Matović na łamach „The Slovak Spectator”.

W 5,5 mln Słowacji w dniu rozpoczęcia pilotażu testów odnotowano 2 581 nowych zakażeń i 19 zgonów na COVID-19. Sytuacja nadal jest trudna. 21 listopada liczba zakażeń wyniosła 1 861, zmarło 30 osób, dzień później odnotowano 984 nowe zakażenia i 27 zgonów.

Cytowany przez „Wyborczą” dr hab. Jerzy Jaroszewicz, kierownik oddziału obserwacyjno-zakaźnego i hepatologii w Szpitalu Specjalistycznym nr 1 w Bytomiu, przyznał, że doświadczenia Słowacji dotyczące testów przesiewowych nie zostały jeszcze dokładnie opisane, trudno więc wyciągać wnioski na temat skuteczności takiego wariantu badania. Wiadomo jednak, że wykazały one zaskakująco niski odsetek potwierdzonych zakażeń.

Eksperci nie byli zgodni co do zasadności przeprowadzenia masowych badań na Słowacji.

„To droga w dobrym kierunku” – ocenił słowacki eksperyment Luke O’Neill, profesor biochemii z Trinity College w Dublinie. „To dobre studium przypadku. Jeśli zadziała, będzie to wskazanie dla reszty świata”.

„To kompletnie idiotyczny pomysł” – mówił OKO.press prof. Krzysztof Pyrć z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ.

„Zacna idea, ale wyłapią tylko pacjentów objawowych. Może lepiej i taniej byłoby po prostu wysłać do domu tych, którzy mają objawy. I niestety da to fałszywe poczucie bezpieczeństwa, bo przecież jeśli ktoś teraz jest negatywny, to nawet za godzinę może być dodatni.

Jestem generalnie przeciwko testowaniu całych grup w ciemno, tak jak robią teraz na przykład zakłady pracy – do testów przesiewowych nadaje się wyłącznie PCR”.

Testy przesiewowe to wyrzucone pieniądze?

Przypomnijmy. Test PCR wykrywa materiał genetyczny wirusa, natomiast test antygenowy - jego białka. Test PCR jest znacznie czulszy. W przypadku zakażenia daje odpowiedź dodatnią w znacznie dłuższym przedziale czasu. A z testem antygenowym trzeba trafić w odpowiedni dzień choroby i do tego trzeba mieć objawy.

Z tego też powodu dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Izby Lekarskiej ds. COVID, uważa, że cała akcja nie ma sensu, jeśli badania te mają być wykonane przy użyciu testów antygenowych. Dają one bowiem wiarygodny wynik pozytywny, porównywalny z wynikiem PCR, tylko u pacjentów objawowych między 5. a 7. dniem od zachorowania.

„Badając wszystkich testami antygenowymi, dostaniemy bardzo dużo wyników ujemnych, mimo że osoby te będą zakażone”

– powiedział Grzesiowski na antenie radia RMF.

Jego zdaniem miałoby to sens wyłącznie wtedy, gdyby powtarzać test co 72 godziny, żeby się upewnić, czy nie był robiony w fazie bez objawów. A tak będą to wyrzucone pieniądze na szukanie pacjentów bezobjawowych. Według Grzesiowskiego badania przesiewowe testami antygenowymi są uzasadnione w małych populacjach, np. wśród nauczycieli.

Rada Medyczna przeciw

Rząd najwyraźniej jednak jest przekonany co do słuszności całej akcji. W poniedziałek 23 listopada 2020 minister Adam Niedzielski tłumaczył w radio RFM, że brane są pod uwagę dwa modele:

„W jednym z nich damy uprawienia do takich testów lekarzom rodzinnym. Każdy będzie mógł przyjść i zostać przebadany. Drugi model to wykorzystanie całej sieci punktów drive-thru i wtedy ewentualne skierowanie, które będziemy otrzymywali czy za pomocą SMS-a, czy jako zaproszenie. Pewnie będzie to obowiązkowe”

– poinformował minister.

Dopytywany o moment rozpoczęcia testów, stwierdził: „Myślę, że potrzebujemy pewnie kolejnego tygodnia, dwóch na zorganizowanie logistyki. Jeśli byłoby to w tym pierwszym modelu, to tak naprawdę od razu, a jeżeli w tym drugim - to tydzień, dwa na zorganizowanie logistyki”.

Z rozmowy wynikało, że szef resortu zdaje sobie sprawę z zastrzeżeń do co użycia testów antygenowych w celu szukania bezobjawowych pacjentów.

„Rzeczywiście jest tak, że te testy mają wysokie czułości w grupie osób, które mają objawy i duże namnożenie wirusa w organizmie, natomiast przy - niestety - takim stanie lżejszym te testy nie zawsze wychodzą pozytywne, czyli są tzw. »fałszywie ujemne«" - powiedział Niedzielski. Ale nie zniechęca go to do realizacji pomysłu.

Tymczasem nieoczekiwanie pomysł ministerstwa skrytykowała Rada Medyczna przy premierze Mateuszu Morawieckim, której przewodniczy konsultant krajowy ds. chorób zakaźnych prof. Andrzej Horban.

Nie ma żadnych przesłanek, aby w grudniu rozpoczynać w Polsce badania przesiewowe w kierunku koronawirusa

– twierdzi Rada. Profesor Horban przekonuje, że są ważniejsze rzeczy, którymi należy się zająć.

„Jest dużo zakażeń, w tym momencie cały wysiłek powinien pójść w testowanie ludzi, którzy mają objawy i pilnowanie tych, którzy są zakażeni, żeby będąc w domu, mieli możliwość korzystania z opieki medycznej, aby wyłapać osoby, których stan pogarsza się i zapewnić im opiekę w szpitalach” – stwierdził Horban. „To jest wysiłek, który służba zdrowia musi zrobić” – dodał.

Wobec tego, jego zdaniem, masowe testy należy odłożyć.

Co na to Ministerstwo Zdrowia? Rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz w rozmowie z RMF FM powiedział, że „negatywne opinie ekspertów są obecnie analizowane, a żadna dyspozycja w sprawie testowania nie została jeszcze wydana”.

Tanio nie będzie

Na razie nie wiadomo więc, jaki będzie los testów przesiewowych. Wiceminister Kraska utrzymuje, że "grupa ekspertów pracuje". Na przeszkodzie szybkiej realizacji zadania może jednak stanąć… brak testów. Jak przyznał 23 listopada wiceminister Kraska, „szybkie testy antygenowe II generacji już dotarły i są rozdysponowane po całej Polsce do SOR-ów i izb przyjęć, a mają być stosowane także w karetkach. Dostarczono już 1 mln testów, a kolejny milion ma dotrzeć do Polski”.

„Chcemy, aby te testy antygenowe, które są już testami II generacji, gdzie czułość jest na poziomie 94 proc., chcemy, aby te szybkie testy, bo wynik jest w ciągu 15 minut, trafiły też do testowania przesiewowego” - dodał wiceminister.

Jeśli tak miałoby się stać, potrzebna będzie ich specjalna pula.

Województwo śląskie liczy prawie 4,49 mln mieszkańców, małopolskie 3,36 mln, podkarpackie 2,13 mln – razem prawie 10 mln. Jeśli badanie objęłoby osoby w wieku 10-65 lat (takie były rekomendacje na Słowacji) i wykonano by je (częściowo) dwukrotnie, i tak zużyto by co najmniej 7-8 mln testów. Słowacja na swoje potrzeby zakupiła 13 mln sztuk. Testy antygenowe są wprawdzie tańsze niż PCR, ale cała operacja nie będzie tania.

24 listopada rano w Programie 3 Polskiego Radia minister Adam Niedzielski podzielił się nowym pomysłem. Oznajmił, że rząd rozważa, by w ramach przesiewu oprócz badań antygenowych przeprowadzić też badanie PCR i badanie serologiczne [z krwi] na obecność przeciwciał.

"Wtedy zobaczymy relacje tych trzech wyników i w jakim stopniu populacja jest uodporniona" - stwierdził. "Będziemy chcieli badać pewne grupy w dużych zakładach pracy w tych regionach, raczej będziemy to robili zawsze na zasadzie uzgodnienia i umowy" - powiedział minister.

Zapytany o decyzję w sprawie badań, zaznaczył, że zapadnie "w tym tygodniu".

Kogo i jak testować?

Jak widać, rząd nie ma wciąż sprecyzowanego pomysłu jak przeprowadzić całą operację, ale wyraźnie się z nią spieszy. Wszystko to wygląda jednak bardziej na drogą i skomplikowaną logistycznie akcję propagandową niż na długo oczekiwaną zmianę w polityce testowania w naszym kraju. Polska praktycznie od początku epidemii testuje zdecydowanie za mało. Zgodnie z obecnymi wytycznymi badamy głównie osoby objawowe.

Spowodowało to, że znaleźliśmy się w ścisłej światowej czołówce, jeśli chodzi o odsetek pozytywnych testów wśród wszystkich wykonywanych.

W jakim kierunku powinniśmy zmierzać?

W sobotnich „Faktach po faktach” dr Aneta Afelt z Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego przekonywała, że nasza strategia testowania powinna skupiać się na trzech zadaniach.

  • Po pierwsze, należy monitorować sytuację epidemiologiczną. W tym celu należałoby stale obserwować pewien wycinek społeczności, czyli statystycznie dobraną próbę. W tej grupie należałoby przeprowadzać cyklicznie testy przesiewowe, co pozwoliłoby na ocenę szybkości i zasięgu penetracji wirusa.
  • Po drugie, nadal testować osoby objawowe, ale jednocześnie aktywnie poszukiwać wszystkie kontakty osób zakażonych i poddawać je izolacji.
  • I wreszcie po trzecie, testować regularnie osoby wykonujące kluczowe zawody tj. np. medyków czy nauczycieli. Po to, by ograniczyć liczbę testów dr Afelt poleciła tu metodę testowania zbiorowego. Polega ona na tym, że zbiera się próbki od całej grupy badanych i wykonuje jeden test PCR. Jeśli wynik będzie negatywny, wszystkie osoby w grupie są zdrowe. Jeśli natomiast test zbiorowy będzie dodatni, trzeba przebadać poszczególne osoby wchodzące w skład grupy.
;

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze