0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Cynalewski / Agencja GazetaLukasz Cynalewski / ...

Doniesienia o inwigilacji prokurator Ewy Wrzosek, Romana Giertycha, i senatora Krzysztofa Brejzy zaawansowanym systemem inwigilacji osobistej Pegasus, wiceministra rozwoju Olga Semeniuk skwitowała: "gdybym była podsłuchiwana lub w jakikolwiek sposób inwigilowana jako osoba publiczna, (…) nie miałabym z tym problemu, ponieważ nie mam nic do ukrycia".

View post on Twitter

Naturalną reakcją jest oczywiście pytanie do wiceministry, czy nie zechciałaby się w takim razie podzielić dostępem do swoich kont czy urządzeń. Takie propozycje zostały już wystosowane, i z zapartym tchem czekamy na odpowiedź.

Przeczytaj także:

Dla zabicia czasu porozmawiajmy o prywatności, nadzorze i dostępie do informacji publicznej.

Co mamy do ukrycia?

Co my, prywatni obywatele, mamy do ukrycia w pamięci naszych telefonów i na dyskach naszych laptopów?

Pytanie jest postawione na głowie.

To tak, jakby pytać: co masz do ukrycia, skoro zamykasz drzwi mieszkania na klucz? Mamy prawo decydować, kogo do własnego mieszkania wpuszczamy, kiedy, i na jak długo. Nie musimy się nikomu z tego tłumaczyć. To jest nasza sfera prywatna, i tylko od nas zależy, komu i w jakim zakresie ją udostępniamy.

Podobnie nasze prywatne dane - są naszą sprawą, i nic nikomu do tego.

Są oczywiście wyjątki (składamy obowiązkowe zeznania podatkowe, nasze dane mogą być udostępnione bez naszej zgody np. w toku śledztwa, a policja może mieć nakaz przeszukania mieszkania), ale są one - czy raczej: powinny być - obwarowane konkretnymi ograniczeniami i objęte rozbudowanymi procesami kontrolnymi.

Zapewnia się wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się. Ich ograniczenie może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w ustawie i w sposób w niej określony.

Zapewnia się nienaruszalność mieszkania. Przeszukanie mieszkania, pomieszczenia lub pojazdu może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w ustawie i w sposób w niej określony.

  1. Nikt nie może być obowiązany inaczej niż na podstawie ustawy do ujawniania informacji dotyczących jego osoby.
  2. Władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym.
  3. Każdy ma prawo dostępu do dotyczących go urzędowych dokumentów i zbiorów danych. Ograniczenie tego prawa może określić ustawa.
  4. Każdy ma prawo do żądania sprostowania oraz usunięcia informacji nieprawdziwych, niepełnych lub zebranych w sposób sprzeczny z ustawą.
  5. Zasady i tryb gromadzenia oraz udostępniania informacji określa ustawa.

Przewidzieć przyszłość

Tu analogia z mieszkaniem się wyczerpuje. Raz zaproszoną do mieszkania osobę możemy wszak wyprosić i więcej nie wpuszczać - nie możemy jednak cofnąć udostępnienia danych. Nad raz przekazanymi (lub… wykradzionymi) informacjami w znacznym stopniu tracimy kontrolę.

Po pierwsze, nie wiemy, jak i przez kogo zostaną wykorzystane.

Trudno o lepszy przykład, niż siermiężnie propagandowy materiał TVP, oparty o zmanipulowane SMSy Krzysztofa Brejzy prawdopodobnie wykradzione wcześniej za pomocą systemu Pegasus.

Prywatne SMSy senatora Brejzy nie były same w sobie problematyczne; problematyczne było to, w jaki sposób zostały one złośliwie zmanipulowane.

Po drugie, nie możemy przewidzieć, jak zmieni się znaczenie raz udostępnionych informacji za lat kilka czy kilkanaście.

Nie trzeba o tym przekonywać mieszkańców Afganistanu, którzy współpracowali z poprzednim rządem, zachodnimi siłami zbrojnymi czy ambasadami. Przejmując kontrolę nad krajem, Talibowie przejęli też nieprzebrane zbiory danych, z których już zaczęli korzystać.

Czy afgański pracownik zachodniej ambasady mógł się tego spodziewać, powiedzmy, pięć lat temu, gdy jego dane biometryczne trafiały do odpowiedniej bazy danych?

Prywatność nasza codzienna

Wszystko to ma oczywiście znaczenie również na dużo bardziej przyziemnym poziomie związanym z informacjami, którymi codziennie sami dzielimy się za pomocą platform społecznościowych i innych usług, z których korzystamy.

Niewinny wpis, wyjęty z kontekstu i źle zrozumiany przez nadgorliwe służby, może mieć realne konsekwencje. Prywatne zdjęcia wrzucone w celu podzielenia się ze znajomymi mogą wylądować na cudzych kubkach. A dane z portalu randkowego dla osób homoseksualnych mogą zostać sprzedane i posłużyć homofobicznej organizacji do wyautowania osób na to jeszcze nie gotowych.

Dane prywatne, dane publiczne

"Nie mam nic do ukrycia" jest bodaj najbardziej zgranym z argumentów pojawiających się w dyskusjach o prywatności.

Jest też argumentem podstępnym: z jednej strony dramatycznie prosty, chwytliwy; z drugiej - natychmiast sugeruje, że kto się z nim nie zgadza, musi mieć coś za uszami. Jego prostota daje jednak osobom z niego korzystającym alibi: zawsze mogą twierdzić, że przecież w żadnym razie nie chciały niczego nikomu insynuować!

Na ile jego użycie przez wiceministry Semeniuk wynikało z naiwności, a na ile z cynicznej chęci oczernienia przeciwników politycznych?

Trudno powiedzieć. Zadziwia jednak fakt skorzystania z tego argumentu przez członkinię rządu, który jeszcze parę miesięcy temu darł szaty i stawiał się w pozycji ofiary w kontekście #DworczykLeaks.

Tym bardziej, że przecież oficjalna komunikacja między urzędnikami państwowymi teoretycznie jest informacją publiczną.

To jest absolutnie zasadnicza kwestia: o ile w przypadku osób prywatnych dostęp do ich danych jest wyjątkiem, o tyle w przypadku instytucji publicznych to właśnie dostęp do danych powinien być regułą. Bez tego obywatele i media nie mogą kontrolować władzy.

Władza kontroli jednak nie lubi, i systematycznie rozmontowuje prawo dostępu do informacji publicznej. Nie odpowiada też na zapytania dotyczące wykorzystania systemów inwigilacji osobistej (jak Pegasus) w Polsce.

Co ma do ukrycia?

Udostępnij:

Michał rysiek Woźniak

(https://rys.io/) jest specjalistą ds. bezpieczeństwa informacji w rejestrze domen IS. Studiował filozofię, był członkiem Rady ds. Cyfryzacji, jest współzałożycielem warszawskiego Hackerspace’a. Pracował jako Dyrektor ds. Bezpieczeństwa Informacji w OCCRP – The Organised Crime and Corruption Reporting Project, konsorcjum ośrodków śledczych, mediów i dziennikarzy działających w Europie Wschodniej, na Kaukazie, w Azji Środkowej i Ameryce Środkowej, a wcześniej zarządzał Fundacją Wolnego i Otwartego Oprogramowania. Współpracuje z szeregiem organizacji pozarządowych zajmujących się prawami cyfrowymi w kraju i za granicą. Współautor „Net Neutrality Compendium”, oraz “Katalogu Kompetencji Medialnych”.

Komentarze