Od 1 października klienci PGNiG będą płacić o 7,4 proc. wyższe rachunki za gaz. To kolejna podwyżka w tym roku. A osoby, które ogrzewają gazem domy zapłacą o 14 zł więcej. W OKO.press tłumaczymy, skąd tak wysokie ceny
To już pewne: od 1 października te osoby, które używają gazu do gotowania, ogrzewania domów i wody, zapłacą więcej. Urząd Regulacji Energetyki (URE) zatwierdził podwyżkę ceny paliwa gazowego w taryfie PGNiG Obrót Detaliczny dla gospodarstw domowych o 7,4 proc. I to nie pierwszy raz w tym roku: w kwietniu ceny wzrosły o 5,6 proc., a w lipcu o 12,4 proc.
Co to oznacza w praktyce?
Zmianę najmniej dotkliwie odczują te osoby, które wykorzystują gaz jedynie do gotowania. Ich rachunki wzrosną o 3,36 proc., czyli o 0,72 zł miesięcznie. Ci, którzy gazem ogrzewają wodę zapłacą rachunek wyższy o 4,63 proc. To daje 4,48 zł miesięcznie.
Natomiast odbiorcy ogrzewający i wodę i mieszkanie gazem zapłacą o 13,76 złotych miesięcznie więcej (wzrost płatności o 4,89 proc.).
"Powodem zmiany taryfy jest utrzymujący się od początku roku wzrost cen gazu na Towarowej Giełdzie Energii, która jest głównym źródłem pozyskania paliwa gazowego przez PGNiG" - czytamy na stronie URE. Wzrost cen na giełdzie widać na publikowanym przez TGE wykresie:
24 lipca 2021 za megawatogodzinę (MWh) PGNiG musiał zapłacić 168,33 zł. 21 września cena podskoczyła już do 348,33 zł/MWh.
"Mechanizm jest prosty: rachunki za gaz rosną, bo rosną ceny po jakiej kupują go importerzy - czyli w tym przypadku PGNiG. Spółka korzysta zarówno z TGE, jak i z kontraktów długoterminowych. Ma wciąż wieloletni kontrakt z rosyjskim Gazpromem, ale jego szczegóły są tajne. Wiemy jednak, że te ceny, mimo że są indeksowane do giełdy, wciąż są znacznie niższe i bardziej stabilne" - tłumaczy w rozmowie z OKO.press Bernard Swoczyna, specjalista od energetyki w organizacji WWF.
Przyczyn wzrostów cen na giełdzie jest kilka.
"Wielokrotny wzrost cen gazu to świadoma polityka Rosji, która w ten sposób chce wywrzeć presję na Europejczyków, by jak najszybciej uruchomić Nord Stream 2" - mówił w rozmowie z radiową Jedynką minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka. Mowa o dwunitkowej magistrali, który poprowadzi gaz z Rosji do Niemiec, przez Bałtyk, omijając Ukrainę. Ma transportować 55 mld metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie.
Budowa Nord Stream 2 jest już skończona, jednak gazociąg potrzebuje certyfikacji oraz ubezpieczenia. A ten proces jeszcze potrwa. Rosja chce go przyspieszyć, udowadniając, jak bardzo Europa potrzebuje tej inwestycji.
Rosyjski operator Gazprom opróżnia podziemne magazyny i ogranicza dostawy. Dodatkowo, szczęśliwie dla Gazpromu, 5 sierpnia nastąpił wybuch w zakładach oczyszczających przeznaczonych do skraplania kondensatu gazowego na Syberii. I choć katastrofa nie powinna zakłócić przesyłania gazu do Europy, rosyjski operator sytuację wykorzystał i obciął przesyłanie paliwa rurociągiem Jamał-Europa prowadzącym do Niemiec przez Białoruś i Polskę. To wszystko powoduje wzrost cen.
"Uruchomienie gazociągu Nord Stream 2 zrównoważy ceny gazu. Obecny wzrost cen surowca na rynku europejskim nie wpłynie na jego ceny w Rosji" - mówił w połowie września 2021 rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
O tym, jak Rosjanie wykorzystują napiętą sytuację na europejskim rynku, pisał niemiecki dziennik „Handelsblatt”: "„Jak dobrze, że w sezonie zimowym zabraknie gazu. To wzmocni presję na urzędy, które być może przymkną oko i pozwolą na rozpoczęcie działalności [Nord Stream 2]. Marznąć dla zasad i bezpieczeństwa? Jeżeli zima będzie mroźna, postawy szybko się zmienią. Czy ktoś jeszcze może powiedzieć, że Rosja nie posługuje się energią jak bronią?".
Inaczej sprawę przedstawia liberalna rosyjska "Novaya Gazeta". Według analityka, który opublikował tekst w tej gazecie, Gazprom w pełni wywiązuje się z dostaw zakontraktowanych w umowach wieloletnich przez gazociąg jamalski i NS1. Również przez Ukrainę idzie tyle gazu, ile jest zapisane w umowie, która wygasa w 2024.
Odmawia jednak dodatkowych transportów ze względu na koszty.
"Oficjalna logika firmy jest niezwykle racjonalna: dodatkowe moce są dla koncernu drogie, dlatego z finansowego punktu widzenia do momentu uruchomienia Nord Stream 2 ten kanał transportowy musi być wykorzystany do minimum, w ramach już przedpłaconej umowy. Należy pamiętać, że w ramach umowy podstawowej tranzyt gazu przez Ukrainę kosztuje Gazprom nieco mniej niż 30 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Według doniesień medialnych opłata za dodatkową przepustowość jest o 20 proc. wyższa od stawki bazowej" - czytamy w gazecie.
Gazprom tłumaczy również, że w pierwszej kolejności musi zadbać o wewnętrzny rynek. Po mroźnej zimie 2020-2021 rosyjskie zapasy są na wyczerpaniu, dlatego operator najpierw chce je uzupełnić, a dopiero potem wysyłać gaz do Europy.
Ta narracja nie przekonuje Unii. Grupa 40 europosłów napisała lis do KE, domagając się dochodzenia w sprawie manipulacji Gazpromu. Jednocześnie Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) wzywa Rosję do zwiększenia dostaw. "Z dostępnych informacji wynika, że Rosja wywiązuje się ze swoich długoterminowych kontraktów z europejskimi odpowiednikami – ale jej eksport do Europy spadł w porównaniu z poziomem z 2019 roku. IEA uważa, że Rosja mogłaby zrobić więcej, aby zwiększyć dostępność gazu do Europy i zapewnić wypełnienie magazynów na odpowiednim poziomie w ramach przygotowań do nadchodzącego zimowego sezonu grzewczego" - czytamy w komunikacie Agencji.
Poza politycznymi czynnikami, przez które tej jesieni zapłacimy więcej, są również i te ekonomiczne. Przede wszystkim gaz jest droższy dlatego, że rośnie na niego zapotrzebowanie. Tłumaczy to IEA w swoim komunikacie: "Ceny europejskie odzwierciedlają również większą dynamikę globalnego rynku gazu. W pierwszym kwartale 2021 r. w Azji Wschodniej i Ameryce Północnej miały miejsce silne okresy zimna. Po nich nastąpiły fale upałów w Azji i susze w różnych regionach, w tym w Brazylii. Wszystkie te wydarzenia przyczyniły się do wzrostu popytu na gaz. W Azji popyt na gaz utrzymywał się przez cały rok na wysokim poziomie. Jest głównie napędzany przez Chiny, ale także przez Japonię i Koreę".
Think-tank Ember wylicza w swoim najnowszym raporcie, że w ostatnich tygodniach międzynarodowe ceny gazu osiągnęły najwyższy poziom w historii unijnego rynku i wartości pięć razy wyższe niż jeszcze rok temu: z 10 €/MWh do 50 €/MWh na koniec sierpnia.
Jak wyjaśnia Bernard Swoczyna, przyczynia się do tego również fakt, że zachodnioeuropejskie gospodarki produkują energię elektryczną właśnie z gazu ziemnego. „Belgia, Wielka Brytania, Niemcy są prawie tak uzależnione od gazu, jak my dziś od węgla. Obecne zapotrzebowanie jest na tyle duże, że jeśli trzeba uruchomić choć jedną elektrownię gazową, to cena musi wzrosnąć do poziomu, przy którym jej uruchomienie jest opłacalne. W ten sposób cenę dyktuje elektrownia »najdroższa spośród potrzebnych«. Pozostałe, tańsze, czyli np. OZE lub elektrownie jądrowe też dostają za energię stosownie więcej. W momencie zahamowania pandemii COVID-19 gospodarki zaczynają się odbudowywać, a więc zwiększa się ich zapotrzebowanie na energię. A najprościej sięgnąć po gaz, bo na zachodzie elektrownie gazowe i rurociągi już są” – mówi.
Zdaniem Swoczyny trzeba od gazu ziemnego odchodzić. Takie działania zakłada również unijna polityka klimatyczna, według której powinniśmy przestać wykorzystywać paliwa kopalne. A gaz ziemny jest jednym z nich.
"Również budowany gazociąg Baltic Pipe, który ma dostarczać gaz z Norwegii, nie pomoże. Sama Norwegia mówi już o ograniczaniu nie tylko spalania, ale i wydobycia paliw kopalnych. Za kilka lat może się okazać, że mamy rurociąg, którym nie ma czego transportować" - ocenia Swoczyna.
Mówiąc najprościej: im bardziej Europa będzie stawiać na gaz, tym wyższe będą jego ceny. Na razie wszystko wskazuje na to, że zapotrzebowanie na ten surowiec będzie rosnąć. To właśnie gaz stał się paliwem, które najprościej i najszybciej zastępuje węgiel.
Przewiduje to również rząd w swojej polityce energetycznej. Jak pisaliśmy w OKO.press, organizacja Ember wyliczyła, że w Polsce ma nastąpić największy wzrost wykorzystania gazu ziemnego w produkcji energii elektrycznej w całej Unii Europejskiej: z 14 TWh (w 2019 r.) do 54 TWh (w 2030). Do 2030 roku staniemy się więc w UE trzecim co do wielkości producentem energii elektrycznej z gazu.
Rząd planuje przekształcanie istniejących bloków węglowych w gazowe. Największe z nowych mocy mają powstać w elektrowni Dolna Odra (1,3 GW) i Kozienice (2,2 GW). Jednak zgodnie z unijną polityką klimatyczną, będzie trzeba wyłączyć je najpóźniej do 2050 roku. Analitycy oceniają, że przez to inwestycje nie zdążą się zwrócić, a jednocześnie uzależnią polską energetykę od zagranicznych dostaw.
„Obserwujemy dziś zmierzch węgla. Następny będzie gaz, który już jest drogi, a ceny będą w długim okresie tylko rosnąć. Inwestowanie w niego jako w paliwo pomostowe jest nieopłacalne i odbije się na naszych rachunkach” – mówi Bernard Swoczyna. „Tymczasem Polska chce rozwijać technologię, która za chwilę będzie wycofywana i zastępowana innymi źródłami energii” – dodaje.
Diana Maciąga z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot podkreśla, że aby uniknąć katastrofy klimatycznej, powinniśmy zrezygnować z wykorzystywania paliw kopalnych najpóźniej do 2035 roku. "To znaczy, że elektrownie gazowe trzeba będzie wyłączyć. Spółki i politycy nawet nie próbują udawać, że biorą to pod uwagę. Nie mają strategii ich wyłączenia, ignorują coraz większy potencjał energetyki odnawialnej i efektywności energetycznej, dzięki której przestaniemy marnować prąd. Wspierają w ten sposób gazowe spółki, a nie społeczeństwo, które zapłaci za to wysoką cenę - i w rachunkach za prąd i w skutkach katastrofy klimatycznej" - komentuje.
Możliwe scenariusze są więc niezbyt optymistyczne - zarówno dla importera gazu, jak i dla konsumentów. Podsumujmy: ceny na Towarowej Giełdzie Energii wzrosną, kiedy wzrośnie zapotrzebowanie na gaz. A do tego zbliżają nas również polskie plany energetyczne i inwestycje gazowe.
Drugim czynnikiem, przez który stawki pójdą do góry, będzie coraz bardziej istotna polityka klimatyczna i możliwe wysokie ceny za emisje CO2. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden, ważny dla polskiego konsumenta, element: uwolnienie cen gazu od 2024 roku. To oznacza, że już za trzy lata Urząd Regulacji Energetyki nie będzie miał wpływu na wysokość naszych rachunków. Będzie je ustalać samo PGNiG, która dostarcza gaz do większości odbiorców i odpowiada za ponad 80 proc. rynku. To znacznie ułatwi spółce "odbijanie" sobie wysokich cen rynkowych w rachunkach.
Niektórzy spekulują, że rachunki wzrosną nawet o 100 proc. Ministerstwo Klimatu temu zaprzecza, ale przyznaje: to element, który ma zmusić właścicieli domów do ich ocieplenia i wymiany okien. Dzięki temu zużycie gazu do ogrzewania spadnie. Możliwe, że to także decyzja, która ma zmusić gospodarstwa domowe do wymiany źródła ciepła.
O ile wzrosną rachunki? Tego wciąż nie wiemy. Również PGNiG nie podejmuje się takich spekulacji.
Przed nami więc kosztowna zima. W tym samym momencie, kiedy URE zatwierdza podwyżki rachunków za gaz, ceny energii również osiągają rekordy. Jak pisaliśmy w OKO.press, szef Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin już zapowiedział, że podwyżki cen za prąd będą wysokie.
„Nie mamy jeszcze sygnałów, jakie konkretnie będą podwyżki, tego się dowiemy, gdy spółki złożą swoje wnioski taryfowe. Zasadniczo jednak nie będzie zaskoczeniem, gdy będą znacznie wyższe niż poziom inflacji. W przestrzeni publicznej padają różne cyfry. Myślę, że poruszamy się bardziej w obszarze dwucyfrowym niż jednocyfrowym” – powiedział Gawin w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”.
Powodem są po części rosnące ceny za emisje CO2. Polska przez lata ignorowała potrzebę transformacji energetycznej, opierając cały system na węglu. Teraz tę wieloletnią bezczynność odpłacimy wysokimi rachunkami za energię. Im większy będzie udział OZE w miksie, tym tańsza będzie energia. W 2019 roku udział OZE wyniósł zaledwie 11,5 proc.
Cytowany przez Reutersa wiceprzewodniczący KE Frans Timmerans tłumaczy jednak, że „tylko około jedną piątą wzrostu cen [energii] można przypisać wzrostowi cen CO2”.
"Gdybyśmy mieli Zielony Ład pięć lat wcześniej, nie znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji, ponieważ wtedy bylibyśmy mniej uzależnieni od paliw kopalnych i gazu ziemnego" - mówi.
Bernard Swoczyna wyjaśnia, że na ceny energii ogromny wpływ mają podwyżki kwot, jakie trzeba płacić za gaz. „To naczynia połączone” – mówi. „W Europie Zachodniej do produkcji energii wykorzystuje się gaz, a jego ceny są obecnie bardzo wysokie. Skoro zapotrzebowanie na energię jest ogromne, to ceny idą w górę. My nie jesteśmy w tym przypadku wyspą, mimo że wciąż energię produkujemy z węgla. Napięta sytuacja na europejskim rynku energii wpływa również na ceny w Polsce” – dodaje.
Planując nowe elektrownie gazowe, podkreśla Swoczyna, Polska z własnej woli decyduje się na kolejne podwyżki cen energii.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze