0:000:00

0:00

Od półtora roku fundacja PRO – prawo do życia próbuje doprowadzić do skazania Piotra Roszkowskiego za zniszczenie mienia. 30 października 2018 sąd uznał, że aktywista, który w lipcu 2017 roku przeciął mocowania krwawego baneru wiszącego pod oknem szpitala Orłowskiego w Warszawie, nie popełnił przestępstwa.

To był już trzeci proces Roszkowskiego. Fundacja PRO – prawo do życia próbuje od lipca 2017 roku doprowadzić do skazania Piotra za zniszczenie mienia. Poprzednie dwie sprawy zostały umorzone, więc fundacja ze wsparciem prawnym Ordo Iuris, wpływowej organizacji anti-choice, oskarżyła aktywistę po raz kolejny. I znowu przegrała.

Sprawę szczegółowo opisywaliśmy w tekście "Sąd uniewinnił aktywistę...".

Czyn nie był społecznie szkodliwy

Najbardziej sensacyjne jest jednak uzasadnienie wyroku, które mogliśmy przeczytać dopiero teraz - półtora miesiąca później.

Podczas procesu ustalono, że oskarżony rzeczywiście podjął próbę usunięcia krwawego baneru poprzez przecięcie plastikowych mocowań, na których plakat się trzymał. Roszkowski przyznał się zresztą do tego, zastrzegł jedynie, że jego celem nie było zniszczenie baneru, ale usunięcie go sprzed okien szpitala.

Twierdził przy tym, że jest niewinny, bo jego działanie było pożyteczne, a nie szkodliwe społecznie. Przekonywał, że kierowała nim empatia wobec pacjentek kobiet w ciąży leżących w szpitalu Orłowskiego.

I do tej argumentacji przychylił się sąd: "W okolicznościach sprawy nie można przyjąć, aby zachowanie oskarżonego było czynem społecznie szkodliwym" - czytamy w uzasadnieniu. A to dlatego, że banery nie powinny się w przestrzeni publicznej znajdować:

"Forma graficzna baneru (zdjęcia martwych, zakrwawionych płodów) uzasadnia przyjęcie, że stanowił on nieprzyzwoite ogłoszenie w rozumieniu art. 141 k.w.

Trudno uznać za właściwą sytuację, w której przechodnie są narażeni na widok martwych zakrwawionych płodów ukazanych na zdjęciach powierzchni kilku metrów kwadratowych.

Tym bardziej trudno zaakceptować sytuację, w której na taki widok narażone są pacjentki szpitala spodziewające się urodzenia dziecka, w przypadku których niejednokrotnie w okresie ciąży pojawiają się problemy zdrowotne".

W tym fragmencie sąd wskazuje zatem, że to raczej fundacja popełniła wykroczenie z art. 141: „Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany”.

"Ustalone działanie oskarżonego polegające na odcięciu mocowań baneru należy ocenić jako proporcjonalne względem treści drastycznych zdjęć wystawionych na widok publiczny",

podsumowuje sąd w uzasadnieniu.

Piotr Roszkowski jest jednym z bohaterów naszego Alfabetu Buntu. Zobacz jego sylwetkę na stronie projektu.

„Pro-liferzy zgotowali mi tortury”

Wszystko zaczęło się w lipcu 2017 roku „Dotarła do mnie informacja o dziewczynie, która leży w szpitalu z zagrożoną ciążą z zamiarem jej donoszenia i jest totalnie zaszantażowana, zastraszona, wściekła, bo jedyne co widzi ze swojego okna szpitalnego, to samochód z wizerunkami zmasakrowanych płodów”, mówił OKO.press Piotr Roszkowski, 32-letni aktywista z Warszawy.

Artykuł pt. „Młoda matka żali się: Pro-liferzy zgotowali mi tortury. Nie mogłam cieszyć się ciążą”, czyli ten, który tak poruszył Piotra, ukazał się na portalu wp.pl 4 lipca 2017 roku. Teraz jest dowodem w sprawie.

„Szpital Orłowskiego rzeźnią nr 1”

Co się wydarzyło 5 lipca 2017? Roszkowski: „Wracałem z pracy i chciałem sprawdzić, co się dzieje w tamtym miejscu obok tego żuka z plakatem. Działo się wtedy dużo, bo co noc ktoś próbował ten plakat zamalować lub podrzeć. Fundacja PRO -prawo do życia wystawiła więc straże. Podszedłem do nich, chwilę się pokręciłem i zacząłem odkręcać zaczepy baneru. Po chwili wyskoczyło na mnie dwóch facetów z gazem i latarkami. Już wcześniej ktoś zadzwonił po policję, więc po chwili zostałem zatrzymany, skuty kajdankami i wywieziony na komendę na Wilczej.

Spędziłem noc na komisariacie, byłem przesłuchiwany i przyznałem się, że próbowałem usunąć zaczepy baneru, czyli tzw. trytytki”.

Tuż po incydencie na prawicowych stronach ukazało się kilka artykułów na temat Roszkowskiego. Podkreślano bohaterstwo zatrzymujących go działaczy fundacji, a jego samego nazwano „bandytą z nożem”: „Schwytaliśmy kolejnego bandytę z nożem! Pod osłoną nocy na szpitalnym parkingu zjawił się mężczyzna uzbrojony w nóż, którym zaczął niszczyć plakaty.

Do akcji szybko wkroczyli nasi działacze, którzy w tym czasie pilnowali Żuka. Nie zważając na niebezpieczeństwo, dokonali obywatelskiego ujęcia napastnika po czym przekazali go w ręce funkcjonariuszy policji! Nie zamierzamy ulec aborcyjnym terrorystom. Co więcej, chcemy znacząco zwiększyć zasięg naszej akcji Szpitale bez aborterów”.

Jak wynika z oświadczenia Piotra wygłoszonego podczas rozprawy, na krwawych banerach, poza szczątkami ludzkimi było napisane: „Aborcja zabija” i „Szpital Orłowskiego rzeźnią nr 1”.

Więcej o procesie:

Przeczytaj także:

A,b,c,d,e… POMÓŻ nam dokończyć Alfabet buntu!

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze