Narracje o tym, jak idylliczne stają się polskie rodziny, potwierdzają dane policyjne z Niebieskich Kart. Ale przeczą im statystyki resortu sprawiedliwości o znęcaniu się nad dziećmi. Rozwiązaniem zagadki może być niekorzystna zmiana postaw wobec dzieci
Po śmierci 8-letniego Kamila z Częstochowy - którego skatował ojczym, lejąc wrzątkiem, bijąc i przypalając papierosami - w debacie publicznej po raz kolejny głośno wybrzmiał problem przemocy domowej. W prorządowych mediach pojawiły się głosy, że dzięki rządom PiS doświadcza jej coraz mniej dzieci. Bo z danych policyjnych wynika, że za rządów PiS w 2021 roku było ponad 11 tys. przypadków przestępczości. A za rządów Platformy Obywatelskiej dwa razy więcej - ponad 21 tys.
Tymczasem w strukturze administracji rządowej przemoc w rodzinie jest traktowane marginalnie. Osoby, które zajmują się nią zawodowo w organach centralnych, można policzyć na palcach jednej ręki. W Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej nie ma nawet osobnego departamentu, który zajmowałby się przemocą.
Ten temat nigdy nie był priorytetem dla rządu.
Tak o pasywnej postawie władz i wadliwym systemie w rozmowie z OKO.press mówił dr Grzegorz Wrona, adwokat, specjalista z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie:
Kamila z Częstochowy skatował ojczym, mimo tego, informacje o problemach w jego rodzinie docierały wielokrotnie do sędziów rodzinnych, policjantów, pracowników socjalnych i kuratorów. O przemocy ojczyma wobec Kamila wiedzieli też sąsiedzi, ze złamaną ręką w szkole widziały go też nauczycielki. I nikt nie zareagował (więcej o śmierci Kamila tutaj).
Czy możemy zatem powiedzieć, że za rządów PiS przemoc wobec dzieci maleje? Nie do końca. Bo informacje, które państwo zbiera na temat przemocy są cząstkowe i częściowo sprzeczne.
Ale po kolei.
Zacznijmy od policyjnych danych. To prawda — liczba oficjalnie zgłoszonych przypadków przemocy wobec dzieci maleje. To dane, które zostały zebrane przez służby na podstawie Niebieskiej Karty, czyli procedury, która pozwala interweniować świadkowi przemocy w rodzinach. Niebieską Kartę może wypełnić policjant, pracownik socjalny, pracownika oświaty, przedstawiciel ochrony zdrowia lub gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. A także osoba, która ma wiarygodne informacje na temat przemocy w rodzinie.
W 2022 roku funkcjonariusze wypełnili łącznie ponad 61 tys. takich formularzy. Liczba osób, co do których istniało podejrzenie, że były dotknięte przemocą, wyniosła ogółem 71 631, z czego 51 935 stanowiły kobiety, 10 982 osoby małoletnie, a 8 714 mężczyźni (jedno zgłoszenie obejmowało czasem więcej niż jedną ofiarę przemocy).
W 2021 roku przemocy w rodzinie doświadczyło w sumie 75 261. Z tego 55 112 przypadków dotyczyło kobiet, 11 129 – dzieci, a 9 520 – mężczyzn.
Wcześniej — w roku 2020 — liczba dzieci, które doświadczyły przemocy, wynosiła 11 787. Rok wcześniej — 12 161. A jeszcze w 2015 roku — 17 392.
Jak zawsze w przypadku takich danych nie można jednoznacznie stwierdzić, że "przemoc w rodzinie za rządów PiS maleje". I, że rzeczywiście mniej dzieci jest bitych, katowanych czy wykorzystywanych seksualnie przez najbliższych. Bo nie wiemy, czy to spadek przestępczości czy wykrywalności przypadków?
Z ponad 11 tys. dzieci, które doświadczyły przemocy, tylko 345 małoletnich zostało umieszczonych w rodzinie zastępczej lub placówce opiekuńczo-wychowawczej.
Oznacza to, że pomoc w postaci zabezpieczenia otrzymuje co 33 dziecko (3 proc.). Tak samo sytuacja wyglądała w latach 2015-2020. Odsetek poszkodowanych dzieci, które umieszczono w rodzinie zastępczej lub stosownej placówce wynosił między 1,5 a 4,2 proc.
Mniej wypełnionych Niebieskich Kart nie oznacza też, że przemoc w rodzinie przestaje być poważnym problemem. Bo według danych Ministerstwa Sprawiedliwości, które opublikowała "Rzeczpospolita", jest coraz większym.
Malejąca liczba przypadków przemocy jest trudna do pogodzenia z dużą i rosnącą liczbą przypadków znęcania się. Według Ministerstwa Sprawiedliwości przemocy w rodzinie jest wręcz coraz więcej. Szczególnie dotyczy to znęcanie się nad członkami rodziny, zwłaszcza nad dziećmi do lat 16.
W 2021 roku znęcania doświadczyło 1947 małoletnich chłopców i 1848 dziewczynek.
To o 500 więcej niż w 2020 roku i o 900 więcej w stosunku do poprzednich dwóch lat.
Oznaczałoby to, że w 2021 roku przypadki znęcania (razem 3795) stanowiły aż 34 proc. wszystkich przypadków przemocy (11 129). Oznacza to, że co trzeci przypadek przemocy w rodzinie jest tak drastyczny jak znęcanie się nad dzieckiem. Takich proporcji nie było w czasach poprzednich rządów PO-PSL.
Rośnie liczba gwałtów dziewczynek do lat 16. W 2021 roku doszło do 306 takich gwałtów. Wiemy też o 42 takich przypadkach wśród chłopców.
Skala przemocy jest więc ogromna. Wcześniej odsetek znęcania się nad dziećmi był dużo mniejszy. Więcej było przypadków przemocy w rodzinie, które policja zbiera na podstawie Niebieskiej Karty. To sugeruje, że podwyższył się próg zgłaszania znęcania i przemocy. I do statystyk trafiają tylko bardziej drastyczne, skrajne przypadki, m.in. takie, które raportuje Ministerstwo Sprawiedliwości.
Co może być powodem takiej zmiany?
Po pierwsze bierność państwa, które nie robi wiele, aby temu przeciwdziałać. OKO.press – starannie i rzetelnie – śledzi działania rządu PiS w kwestii przemocy w rodzinie. Rządy PiS mogą mieć wiele różnych priorytetów, ale żadnym z nich z pewnością nie jest przeciwdziałanie przemocy. I za czasów Morawieckiego to się nie zmieniło.
Być może chodzi o to, że rządy PiS łączą się z promowaniem bardziej konserwatywnego modelu rodziny. Tymczasem osoby z warstw uboższych, które mają silnie konserwatywne poglądy, mogą być bardziej podatne na patriarchalną perswazję, w której siła i przemoc może dotykać kobiety i dzieci. A co za tym idzie, większą obojętność na krzywdę drugiego człowieka. Kiedy są świadkami przemocy - tak jak byli sąsiedzi, którzy mieszkali obok Kamila z Częstochowy - po prostu na nią nie reagują.
O przemocy w rodzinie nie można mówić bez raportu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę „Dzieci się liczą" z 2022 roku. Fundacja zebrała najbardziej aktualne dane na temat zagrożeń bezpieczeństwa i rozwoju dzieci. Wyniki są wstrząsające. Według nich:
Autorzy raportu apelują, aby rząd:
Przypomnijmy, że rząd czwarty rok ignoruje starania Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę o wprowadzenie ustawy Serious Case Review. Chodzi o procedurę i obowiązek analizowania przyczyn przypadków śmierci dzieci. To procedura uruchamiana po śmierci dziecka niezależnie od postępowania karnego czy dyscyplinarnego. Jej celem nie jest szukanie winnych, tylko sprawdzanie, co w systemie nie działa, i co trzeba w nim poprawić, żeby lepiej chronić dzieci.
Chodzi na przykład o brak efektywnej współpracy czy wymiany informacji między służbami, nieodpowiednie doświadczenie pracowników służb czy braki kadrowe. Mechanizm analizowania śmiertelnych przypadków krzywdzenia dzieci działa w Wielkiej Brytanii, Stanach czy Australii.
Minister Andrzej Dera w sierpniu 2021 roku ogłosił, że ustawa trafi do Sejmu. Ale sprawa ucichła. Kancelaria prezydenta poinformowała fundację, że nie będzie się jednak zajmować projektem. List otwarty w tej sprawie do kancelarii prezydenta w 2021 roku pisała Koalicja na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. Wymieniła w nim dzieci, które straciły życie w trakcie prac nad ustawą, która przepadła. Pisaliśmy o tym tutaj:
Czy możemy zatem powiedzieć, że za rządów PiS przemoc wobec dzieci maleje? Niestety tak nie musi być. Informacje, które państwo zbiera na temat przemocy są jak widać sprzeczne ale także niepełne.
Skrajnym tego przykładem jest fakt, że nie wiemy, ile osób rocznie traci życie na skutek działania sprawców przemocy w rodzinie. Danych takich nie posiadają ani policja, ani prokuratury, ani sądy, ani system dokumentacji medycznych i aktów zgonu. Ani system przeciwdziałania przemocy w rodzinie, ani żaden z systemów monitorowania problemów społecznych, który znajduje odzwierciedlenie w danych zbieranych przez Główny Urząd Statystyczny.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze