0:000:00

0:00

Wszystkie trzy argumenty premiera Morawieckiego na rzecz polskiego zaangażowania w pomoc uchodźcom dowodziły czegoś wręcz odwrotnego. OKO.press po kolei analizuje manipulacje premiera.

Nasi Czytelnicy, np. Darek Nowakowski, w komentarzach do porannego tekstu o wypowiedzi Morawieckiego o sądach, zwrócili na to uwagę, uznając argumenty premiera za wyjątkowo niemądre (używano innego słowa).

Wprawdzie nasze reguły przyznawania azylu są bardzo surowe, bo na palcach jednej ręki można policzyć ile takich zezwoleń azylowych udzielamy, ale generalnie pokazaliśmy też tysiące wniosków azylowych które w Polsce są składane.
W jaki sposób odrzucanie wniosków azylowych pomaga uchodźcom?
Komisja Europejska,09 stycznia 2018

Ta wypowiedź Morawieckiego miała dowieść, że Polska szuka płaszczyzny porozumienia z Brukselą w kwestii przyjmowania uchodźców. Premier chciał zachęcić przedstawicieli Komisji Europejskiej do spojrzenia na sprawę "w innym kontekście".

Argument Morawieckiego jest jednak z gruntu niefortunny, bo dowodzi czegoś wręcz przeciwnego.

W jaki sposób fakt, że Urząd ds. Cudzoziemców odrzuca tysiące wniosków azylowych, miałby zmienić obraz Polski na lepsze w oczach unijnych urzędników?

Osoby ubiegające się o azyl w Polsce na decyzję - bardzo rzadko pozytywną - oczekują długo. Wprawdzie przepisy mówią, że powinno to być 6 miesięcy, a rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców twierdzi, że jest to średnio cztery miesiące, powołując się na wewnętrzne dane. Jednak wg. raportu Najwyższej Izby Kontroli z 2015 roku jest to średnio 14,5 miesiąca. Piotr Bystrianin, prezes Fundacji Ocalenie potwierdza, że od tego czasu nic nie zmieniło się na lepsze: "Czteromiesięczny czas oczekiwania na decyzję zdarza się bardzo rzadko. Z naszego doświadczenia wynika, że ludzie czekają kilkanaście miesięcy na pierwszą decyzję, a potem nawet kilka lat na decyzję ostateczną. Możliwy jest scenariusz, że Urząd wydaje dużo szybkich decyzji negatywnych, od których cudzoziemcy się odwołują – i potem bardzo długo czekają na decyzję ostateczną".

Przez ten czas cudzoziemcy mieszkają w wieloosobowych pokojach w położonych na uboczu ośrodkach, bez dostępu do kursów aktywizujących (poza lekcjami języka, które są z reguły byle jakie: jeden nauczyciel w tym samym czasie uczy obywateli np. Ukrainy i Konga). Mają dostęp do opieki psychologicznej, ale psycholog dyżuruje w ośrodku zaledwie kilka godzin w tygodniu. Zdaniem Bystrianina, to za mało: "W ramach jednego z programów, który realizowała Fundacja, jeździliśmy w pięciu psychologów do ośrodka 2-3 razy w tygodniu. I to nadal było za mało".

Większość ośrodków jest otwarta – ale w związku z tym, że ośrodki położone są na uboczu miast, a mieszkańcy otrzymują zaledwie 70 zł miesięcznie "kieszonkowego", to ich kontakt z polskim społeczeństwem jest bardzo ograniczony.

Prawo do pracy dostają po sześciu miesiącach, ale gdzie i jak mają szukać pracy, jeśli nie nauczyli się języka? Zostaje im 75 zł miesięcznie "kieszonkowego", które nie starcza nawet na miesięczny bilet komunikacji miejskiej.

Drugą opcją jest wyprowadzka z ośrodka i poszukiwanie mieszkania na własną rękę – wtedy osoba ubiegająca się o azyl dostaje 750 zł miesięcznie. Znalezienie pokoju/mieszkania w Polsce przez cudzoziemca, zwłaszcza innego koloru skóry, graniczy z cudem, nie mówiąc o tym, że 750 zł na to nie wystarczy (do czynszu dochodzi jeszcze kaucja).

A na koniec tej drogi przez mękę i tak zaledwie 3 proc. z nich (dane Urzędu ds. Cudzoziemców z 2016 roku) dostanie jedną z form ochrony międzynarodowej (status uchodźcy, ochrona uzupełniająca lub pobyt tolerowany).
Przypomnieliśmy przyjęcie społeczności czeczeńskiej po dwóch inwazjach Rosji. Odegraliśmy niezwykle istotną rolę w przyjęciu tych uciekinierów z Czeczenii.
To było kiedyś – teraz rząd nie pozwala Czeczenom nawet wjechać do Polski
Komisja Europejska,09 stycznia 2018

Przyjęcie uchodźców czeczeńskich po pierwszej (lata 90.) i drugiej (2000-2009) wojnie czeczeńskiej to faktycznie chlubna karta w polskiej historii. Ale jej przypomnienie tylko zwiększa kontrast z polityką rządu PiS, zarówno premier Szydło, jak i premiera Morawieckiego.

Premier jakoś nie wspomniał o stosunku obecnych władz do Czeczenów: rząd PiS od lipca 2016 systematycznie łamie polskie i międzynarodowe prawo, uniemożliwiając uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej w Terespolu składanie wniosków o azyl. I to pomimo decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Polscy strażnicy graniczni, przy wsparciu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i osobistym zaangażowaniu ministra Mariusza Błaszczaka, odsyłają azylantów na Białoruś, gdzie nie istnieje sprawny system azylowy. Wyrzuceni z Polski uchodźcy z Czeczenii i innych państw Azji Centralnej mogą zostać deportowani do swoich krajów pochodzenia, co naraża ich na niebezpieczeństwo tortur lub innego nieludzkiego traktowania.

Zgodnie z ekspertyzą Stowarzyszenia Interwencji Prawnej strażnicy łamią prawo – odmowy tłumaczą brakiem wizy, a przecież osoba ubiegająca się o azyl nie musi jej posiadać. To naruszenie nie tylko polskiego, ale także międzynarodowego prawa.

Przypomnijmy, że nie trzeba pochodzić z terenu, na którym obecnie toczy się wojna, żeby móc ubiegać się o status uchodźcy. Aby dostać status uchodźcy (lub inną formę ochrony międzynarodowej, jak pobyt tolerowany czy ochrona uzupełniająca) wystarczy udowodnić, że w swojej ojczyźnie jest się prześladowanym. Tak jak niewygodni dla władz Czeczeni są prześladowani przez służby Kadyrowa, czeczeńskiego dyktatora, choć w kraju nie toczy się już wojna.

Na mocy Konwencji Genewskiej z 1951 roku, którą Polska ratyfikowała, każdy kraj ma obowiązek wpuścić do siebie wszystkich, którzy ubiegają się o ochronę międzynarodową. Dopiero później rozpoczyna się procedura sprawdzania, czy osobie przysługuje status uchodźcy. Straż Graniczna nie ma prawa podejmować decyzji o odesłaniu takiej osoby.

W czerwcu 2017 Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał decyzje o zastosowaniu środków tymczasowych (interim measures) w sześciu sprawach dotyczących uchodźców z Czeczenii, w których określił, że te osoby „nie mogą zostać odesłane na Białoruś” do czasu, gdy ich skargi do Trybunału zostaną rozpoznane oraz że ich wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej muszą zostać rozpoznane przez odpowiednie organy w Polsce.

Jednak polska Straż Graniczna odmawia zastosowania się do tej decyzji ETPC i nie pozwala uchodźcom – trzem czeczeńskim rodzinom i jednemu mężczyźnie, Rusłanowi (imię zmienione) – wjechać do Polski i złożyć wniosku.

Działania polskich władz krytykują organizacje zajmujące się obroną praw człowieka, m.in. Human Rights Watch, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Amnesty International i Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar.

Mówiłem też o wojnie rosyjsko-ukraińskiej i o milionie osób, które są w ogromnej większości osobami migrującymi za pracą (...), ale tysiące z nich to osoby z terenów wojennych, bez dachu nad głową – typowi uciekinierzy wojenni ze wschodniej Ukrainy.
Od 2015 tylko 90 Ukraińców otrzymało status uchodźcy.
Komisja Europejska,09 stycznia 2018

Morawiecki z pełną świadomością manipuluje odbiorcami, nie używając ani słowa "uchodźca", ani "imigrant" – żeby zatrzeć różnicę między tymi dwiema kategoriami prawnymi. Przypomnijmy więc premierowi:

  • Uchodźca to osoba, która „na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu swojej rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych przebywa poza granicami państwa, którego jest obywatelem” (Konwencja Genewska z 1951 roku, ratyfikowana przez Polskę).
  • Migranci to osoby, które dobrowolnie emigrują do innych krajów, głównie z powodów ekonomicznych.

Według danych Urzędu ds. Cudzoziemców, od 2014 roku ochronę międzynarodową przyznano zaledwie 4 proc. z 6 tys. 256 obywateli Ukrainy, którzy ubiegali się o azyl w Polsce.

Od 2015 roku status uchodźcy w Polsce otrzymało... 90 Ukraińców.

Milion Ukraińców, o którym mówi premier Morawiecki, powtarzając za minister Kempą, a wcześniej ministrem Waszczykowskim i premier Szydło, to migranci ekonomiczni, a nie uchodźcy.

Z najnowszego raportu Polskiej Inspekcji Pracy wynika, że w 16 proc. skontrolowanych firm cudzoziemcy (w przeważającej większości Ukraińcy) pracują nielegalnie – dwa lata temu dotyczyło to 10 proc. Według szacunków PIP, 20 proc. Ukraińców w Polsce pracuje nielegalnie. Oprócz tego w skontrolowanych firmach naruszono przepisy prawnej ochrony pracy wobec 2,2 tys. cudzoziemskich pracowników. Oprócz tego pracodawcy nie wypłacili im 468 tys. wynagrodzeń. Jeśli już cudzoziemcy pracują legalnie, to najczęściej na śmieciówkach (43 proc. na umowach zlecenie, 39 proc. na umowie o pracę 18 proc. na umowie o dzieło). W 2014 połowa pracowników z zagranicy zatrudniona była na umowę o dzieło.

Różnica jest zasadnicza. Migrantom ekonomicznym z Ukrainy nie przysługuje żadne wsparcie, czyli państwo nie ponosi w związku z ich pobytem w Polsce żadnych wydatków. Wręcz przeciwnie, pracujący u nas Ukraińcy i Ukrainki rozwijają polską gospodarkę i zwiększają polskie PKB. Według niedawno opublikowanych danych GUS, już ok. 140 tys. cudzoziemców, głównie Ukraińców, płaci składki na ubezpieczenie społeczne w Polsce.

Premier używa argumentu, że część Ukraińców pracujących w Polsce pochodzi z terenów objętych wojną. Dziesiątki tysięcy – według słów Morawieckiego – spełniają wszystkie kryteria "uciekinierów wojennych".

Może i tak, ale Polska nie nadaje im statusu uchodźców i nie udziela wsparcia, które im się z tego tytułu należy. Więc nie ma się czym chwalić, przeciwnie, jest się czego wstydzić.

Stawianie znaku równości między uchodźcami a migrantami i sugerowanie, że Polska nie musi przyjmować uchodźców z relokacji, bo przyjęła już migrantów z Ukrainy i Białorusi, jest manipulacją. Dokonywaną z pełną świadomością, bo premier Morawiecki ma przecież pełną wiedzę na ten temat.

;

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze