Adam Bodnar skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o wyłączenie ze składu orzekającego w jednej ze spraw Mariusza Muszyńskiego i Lecha Morawskiego. Przypomniał, że zgodnie z wyrokiem TK z 3 grudnia 2015 r. zostali oni wybrani na zajęte miejsca, więc nie mogą orzekać. Kierująca Trybunałem Julia Przyłębska nie ma z tej sytuacji dobrego wyjścia
Chodzi o sprawę zwrotu opłaty za edukację przedszkolną dla członków służby zagranicznej, którą skierował do Trybunału Konstytucyjnego właśnie Rzecznik Praw Obywatelskich. W styczniu Julia Przyłębska zdecydowała o zmianie składów sędziowskich w Trybunale Konstytucyjnym. Wtedy do składu orzekającego w sprawie o sygnaturze K 2/15 - podobnie jak do wielu innych - dołączyli tzw. dublerzy. To potoczna nazwa dla trzech sędziów (Mariusza Morawskiego, Lecha Muszyńskiego i Henryka Ciocha) wybranych 2 grudnia 2015 r. przez zdominowany przez PiS Sejm VIII kadencji i zaprzysiężonych przez Andrzeja Dudę na początku grudnia.
Prawo do orzekania "dublerów" zakwestionował Rzecznik Praw Obywatelskich, który "wnosi o wyłączenie Mariusza Muszyńskiego oraz Lecha Morawskiego z orzekania w sprawie przed Trybunałem Konstytucyjnym", ponieważ "osoby te zostały wybrane na zajęte już stanowiska sędziowskie w TK, nie mogą więc orzekać".
W sensie prawnym Bodnar ma rację. 8 października 2015 roku na te same miejsca Sejm VII kadencji, w którym większość miała koalicja PO-PSL, wybrała już inne osoby: Romana Hausera, Krzysztofa Ślebzaka i Andrzeja Jakubeckiego. Wcześniej PiS napisało i uchwaliło w Sejmie - nie mając do tego żadnej podstawy prawnej - uchwały "o stwierdzeniu braku mocy prawnej uchwał" Sejmu poprzedniej kadencji.
Sprawa trafiła do Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że data rozpoczęcia nowej kadencji Sejmu decyduje o jego uprawnieniu do wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego. VIII kadencja Sejmu zaczęła się 12 listopada, więc wyboru na trzy miejsca w TK (kadencje sędziów kończyły się 6 listopada), należał do większości PO-PSL, a na dwa kolejne - kadencje tych sędziów kończyły się 2 i 8 grudnia - już do PiS.
Trybunał stwierdził wówczas, że wybór sędziów TK należy do wyłącznej kompetencji Sejmu. W wyroku i jego uzasadnieniu podkreślono, że prezydent ma konstytucyjny obowiązek niezwłocznego zaprzysiężenia wybranych sędziów i jakakolwiek inna wykładnia tego przepisu jest niedopuszczalna. Prezydent i PiS jednak ten wyrok zignorowali.
Źle być w skórze prezes Przyłębskiej
Orzeczenie z 3 grudnia 2015 roku zostało wydrukowane w Dzienniku Ustaw - w przeciwieństwie do tych z 8 marca i 11 sierpnia 2016 roku, które PiS również wbrew prawu, ale przynajmniej dość konsekwentnie kwestionuje. Ta różnica to jeden z powodów, dla których Julia Przyłębska nie ma żadnego dobrego wyjścia z sytuacji, w której postawił ją Rzecznik Praw Obywatelskich.
Można się spodziewać, że prezes Przyłębska nie przychyli się do wniosku Adama Bodnara. To jednak tylko pozornie dobre wyjście, ponieważ decyzja o pozostawieniu Muszyńskiego i Morawskiego w składzie orzekającym będzie w przyszłości stanowić podstawę do zakwestionowania całego postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym, a przyszłe zakwestionowanie wyroku w tej sprawie z powodu wadliwego składu będzie podstawą do podważenia wszystkich wyroków, które wydane zostaną z udziałem "dublerów".
Majstersztyk polega na tym, że wniosek Bodnara powoduje, że PiS może być pewne, że wszystkie wyroki, które wydadzą obsadzeni przez nich "na skróty" sędziowie Trybunału, zostaną po upadku PiS zakwestionowane - nie będzie więc można użyć konstytucyjnego osadzenia Trybunału, by legalizować dokonywane przez władzę bezprawie.
Na domiar złego decyzję o pozostawieniu "dublerów" w składach trzeba będzie jakoś uzasadnić - a nie istnieje dobre uzasadnienie prawne pozwolenia Morawskiemu, Muszyńskiemu i Ciochowi na wydawanie wyroków. Włączając ich do Zgromadzenia Ogólnego i składów orzekających Julia Przyłębska wykonała bowiem zapis jednej z ustaw przygotowanych i przegłosowanych jesienią 2016 roku przez PiS. Zrobiła to, choć ustawa jest aktem prawnym niższego rzędu niż Konstytucja, której art. 195 ust. 1 stanowi, że "sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w sprawowaniu urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji", a art. 190 ust. 1, że "orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne".
Przyłębska zatem, pełniąc rolę prezesa Trybunału Konstytucyjnego, miała obowiązek zignorować zapis ustawowy, który jest sprzeczny z Konstytucją i orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego - w tym wyrokiem z 3 grudnia, który akurat został wydrukowany, więc nie da się go podważać tak, jak podważane są przez PiS i lojalnych wobec prezesa Kaczyńskiego sędziów TK nieopublikowane nadal, późniejsze wyroki w sprawie ustaw o Trybunale.
Prezes Przyłębska ma mało czasu na podjęcie tej trudnej i wyjątkowo brzemiennej w skutki decyzji - ogłoszenie wyroku w tej sprawie zaplanowane jest na 23 lutego o godz. 11:00.
Alternatywą jest przyznanie, że Cioch, Morawski i Muszyński wcale nie są sędziami Trybunału Konstytucyjnego - to jednak nie spotka się z ciepłym przyjęciem w Prawie i Sprawiedliwości, które powierzyło pani magister zarządzanie jedną z najważniejszych instytucji polskiego porządku konstytucyjnego.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze