0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Piotr CharaFot. Piotr Chara

Gołąb siniak i gołąb grzywacz to dwa różne gatunki ptaków, ale dla myśliwego, który na Facebooku pochwalił się zdjęciem zabitych ptaków, rozróżnienie to nie ma znaczenia. Podpisał je jako grzywacze, na które można polować, tymczasem ornitologowie dopatrzyli się tam gołębi siniaków. Takie błędy nie są rzadkie, choć nie zawsze myśliwi nieświadomie chwalą się nimi w mediach społecznościowych.

Sezon polowań na gołębie grzywacze trwa od połowy sierpnia, a od początku września myśliwi będą zabijać inne gatunki, w tym dzikie gęsi i kaczki, których dziesiątki tysięcy giną corocznie od myśliwskiego śrutu.

Według prowadzonego przez Lasy Państwowe Banku Danych o Lasach w sezonie łowieckim 2023/2024 roku myśliwi zabili 13 689 dzikich gęsi, 44 622 dzikie kaczki, 58 412 bażantów, 72 jarząbki, 678 kuropatw, 8 187 gołębi grzywaczy, 180 słonek i 1815 łysek.

To dane oficjalne. Nie wiadomo, ile ptaków zostało postrzelonych i zginęło od ran w szuwarach, ile poleciało ze stadem, ale straciło siły i padło w locie.

Plan pozyskania na ten rok jest jeszcze ambitniejszy (choć trzeba przyznać, że zwykle robiony jest na wyrost i myśliwi nie zabijają wszystkich planowanych zwierząt) i obejmuje m.in. 107 268 dzikich gęsi i 240 688 dzikich kaczek.

Kaczka krzyżówka z pisklęciem
Krzyżówka. Fot. Piotr Chara
Lyska stoi na jednej nodze
Łyska. Fot. Andrzej Grabski

Wystarczy podpis ministra, żeby skończyć polowania na ptaki

Koalicja 70 organizacji i inicjatyw ochrony przyrody Niech Żyją! złożyła do Ministry Klimatu i Środowiska wniosek o pilne wykreślenie 12 gatunków ptaków z listy zwierząt łownych. Jak pisze koalicja, jeden podpis Ministry Klimatu i Środowiska Pauliny Hennig-Kloski oraz wiceministra Mikołaja Dorożały, odpowiedzialnego za łowiectwo, może zatrzymać rzeź ptaków.

O tym, które ptaki znajdują się na liście gatunków łownych, decyduje Minister Klimatu i Środowiska, wydając odpowiednie rozporządzenie.

Na początku sierpnia 2024 roku Polski Związek Łowiecki zbojkotował prace zespołu ds. reformy łowiectwa w resorcie środowiska, które miały na celu wprowadzenie niezbędnych zmian w prawie łowieckim. Jak zapowiadał zimą Mikołaj Dorożała, przewidywano wprowadzenie moratorium (czyli czasowego wstrzymania) na polowania na cztery gatunki ptaków.

Przeczytaj także:

Tymczasem 15 sierpnia rozpoczął się sezon polowań na gołębie grzywacze, a trzy dni później w sieci rozpętała się burza po tym, jak myśliwy w social mediach pochwalił się zabiciem gołębi siniaków – gatunku prawnie chronionego.

Za to w sprawie moratorium na polowania na ptaki trwała głucha cisza. Ministerstwo, pomimo zapowiedzi, wciąż nie zmieniło rozporządzenia o liście gatunków łownych, o co od 11 lat apeluje Koalicja Niech Żyją.

A już 1 września rozpocznie się sezon polowań na kaczki: głowienki, cyraneczki, czernice i krzyżówki, łyski oraz gęsi gęgawy, białoczelne i zbożowe. Na liście ptaków łownych są wciąż gatunki zagrożone: cyraneczki, czernice, głowienki, łyski i słonki.

Dwie czernice na wodzie
Czernice. Fot. Andrzej Grabski

Przyrodnicy chcą uratować tysiące ptaków

Koalicja Niech Żyją! chce, żeby w Polsce obowiązywał zakaz polowań na wszystkie ptaki oprócz bażanta.

We wniosku do resortu środowiska Koalicja dowodzi, że myśliwi, polując na ptaki, naruszają zakaz zabijania dzikich zwierząt zawarty w art. 125 ustawy o ochronie przyrody.

Przepis ten zezwala zabijać zwierzęta wolno żyjące tylko m.in. w ramach racjonalnej gospodarki, a polowania na ptaki takim racjonalnym gospodarowaniem z pewnością nie są – nie spełniają przesłanek „nowoczesności, stosowania badań naukowych, dobrego planowania i osiągania dobrych wyników”.

Wręcz przeciwnie – polowania na ptaki są jednym z największych zagrożeń dla ochrony najcenniejszych krajowych ostoi ptaków.

Gęgawy
Gęgawy. Fot. Piotr Chara

Z polowaniami wiąże się nie tylko zabijanie i ranienie ptaków, do których strzelają myśliwi. Skutkiem jest też permanentne płoszenie ptaków, a w konsekwencji opuszczanie siedlisk zarówno przez ptaki łowne, jak i chronione.

Jak wygląda polowanie? To nie jest tak, że myśliwy po cichu podchodzi do zwierząt i oddaje strzał, którego nie słychać. Zwykle myśliwi z psami ustawiają się przy akwenie czy w pobliżu podmokłych terenów i walą do ptasich stad, a hałas się niesie po okolicy.

– Huk wystrzału jest niczym odpalenie petardy w środku stad nocujących ptaków – porównuje Piotr Chara z Fundacji Zielonej Doliny Odry i Warty.

Ranna gęś zbożowa na brzegu
Ranna gęś zbożowa. Rozlewisko Kostrzyneckie. Fot Piotr Chara

Nie bez znaczenia są też miejsca, gdzie odbywają się polowania.

– Dzieje się to powszechnie tuż przy granicach terenów chronionych, gdzie głównym celem ochrony są ptaki. Bardzo wymownym przykładem jest widok granicy Parku Narodowego Ujście Warty (obok Biebrzańskiego to najbardziej ptasi park narodowy w Polsce), gdzie stoją obok siebie dziesiątki polujących. Ptaki nie zdążą przekroczyć granicy, już padają strzały. Jeszcze gorzej jest w ptasich ostojach Natura 2000, tam można wejść w sam środek największej koncentracji i strzelać do ptaków bez żadnego limitu. A właśnie dla ptaków tę ochronę powołano – mówi Piotr Chara.

Tablica Park Narodowy Ujście Warty ze śladami od śrutu
Fot. Piotr Chara

Jak dodaje Chara, na polskie mokradła przyjeżdżają myśliwi z odległych miejsc Europy. Stoją za tym duże pieniądze stąd zaciekłość w obronie bieżących interesów przez środowisko myśliwskie.

Pechowy trzynasty, czyli co dalej z bażantem?

Jedynym ptakiem z listy 13 gatunków ptaków łownych, którego nie obejmuje wniosek Koalicji Niech Żyją!, jest bażant, ale przyrodnicy chcą, żeby ministerstwo zakazało jego wsiedlania. Pojawia się pytanie, czemu Koalicja Niech Żyją tak potraktowała tego ptaka. Tym bardziej że bażanty to ptaki, na które poluje się m.in. z naganką, która uderza kijami o pnie drzew, a to jest sposób polowania dokuczliwy dla wszystkich zwierząt żyjących w pobliżu miejsca polowania.

- Główny problem z bażantem polega na tym, że jest gatunkiem obcym, pochodzącym w Azji, wsiedlanym w Polsce na dużą skalę przez myśliwych, w celu ich późniejszego zabicia – tłumaczy Izabela Kadłucka, prezeska Fundacji Niech Żyją!

Koalicja postuluje zakaz wsiedlania bażantów do środowiska. Co roku myśliwi wsiedlają do środowiska ok. 20 tysięcy osobników, historycznie nawet ponad 100 tys. w ciągu roku.

Z wsiedlaniem bażantów wiąże się jeszcze jeden okrutny absurd łowiecki. Otóż w obwodach, w których prowadzono w ostatnich dwóch latach kalendarzowych zasiedlenia bażanta, na lisy można polować przez cały rok, bez okresów ochronnych, czyli można zabijać lisice z maluchami albo tuż przed porodem.

To nie tylko barbarzyńska praktyka, ale też pozbawiona uzasadnienia przyrodniczego, gdyż bażant jest w Polsce gatunkiem obcym.

– Wprowadzanie do środowiska obcych gatunków to także wprowadzenie chorób i pasożytów i zaburzania przyrody w ten sposób. Introdukcje bażantów realizowane przez PZŁ pociągają za sobą szereg istotnych i negatywnych konsekwencji dla populacji wielu gatunków innych zwierząt, w tym zagrożonych wyginięciem głuszców i cietrzewi, m.in. przez prowokowanie presji drapieżniczej, przez co znacząco ograniczają ich liczebność, a nawet prowadzą do całkowitego wyginięcia na danym obszarze. Ich wsiedlanie skutkuje też wprowadzaniem do środowiska niekorzystnych genów i pasożytów, do i tak osłabionych już dzikich populacji – wyjaśnia Izabela Kadłucka.

Wprowadzenie zakazu wsiedlania bażantów sprawi, że ptaków tych będzie coraz mniej, a to powinno też wpłynąć na ograniczenie strzelania do tych ptaków.

– Zarządzanie populacjami gatunków obcych powinno się odbywać w sposób zaplanowany przez specjalistów z dziedziny ekologii i ochrony przyrody, a nie myśliwych. Według rekomendacji strategii europejskiej najskuteczniejszym sposobem ograniczania negatywnych skutków inwazji biologicznych jest zapobieganie introdukcjom gatunków obcych, szczególnie introdukcji celowych, a nie polowania – mówi Izabela Kadłucka.

O komentarz na temat wniosku Koalicji Niech Żyją! o skreślenie 12 gatunków ptaków z listy zwierząt łownych poprosiłam także Polski Związek Łowiecki, który nie zdecydował się jednak na wypowiedź w tej sprawie.

;
Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.

Komentarze