Konkurs na szefa IPN wygrał Karol Nawrocki, który "zdemolował" Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Obiecuje „pełnopłaszczyznowe, holistyczne monografie”, "skalibrowane struktury”. Mówił, że był "dedykowany do zadań naukowych” i „ma doświadczenie w kierowaniu profesorami”
Obrady kolegium, które wybrał swojego faworyta na szefa IPN przebiegły bez zaskoczenia. Wynik konkursu był przesądzony, kiedy okazało się, że stanął do niego Karol Nawrocki, nominant ministrów Piotra Glińskiego i Jarosława Sellina w przejętym cztery lata temu przez PiS Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Ustawa o IPN stanowi, że prezesa powołuje i odwołuje Sejm za zgodą Senatu, na wniosek dziewięcioosobowego Kolegium (Rozdział 2, art. 10). We wtorek całe Kolegium jednogłośnie zagłosowało za Nawrockim.
Kolegium zostało powołane na siedmioletnią kadencję w 2016 roku. Zgodnie ze znowelizowaną wówczas ustawą (Rozdział 2, art. 15m punkt 3) pięciu członków powołuje Sejm, a po dwóch Senat i prezydent.
W jego skład wchodzą więc wyłącznie przedstawiciele prawicy: prof. Wojciech Polak (przewodniczący), dr hab. Sławomir Cenckiewicz (wiceprzewodniczący), prof. Piotr Franaszek (wiceprzewodniczący), prof. Tadeusz Wolsza (wiceprzewodniczący), prof. Jan Draus, Bronisław Wildstein, Krzysztof Wyszkowski, ksiądz prof. Józef Marecki, prof. Andrzej Nowak.
Cenckiewicz, Wolsza i Nowak zasiadają jednocześnie w Radzie Muzeum II Wojny Światowej, którego dyrektorem jest Nawrocki. Powołał ich tam Gliński.
Namaszczony przez PiS kandydat musiał wygrać. Ten sam skład pięć lat temu również jednomyślnie wybrał dr. Jarosława Szarka, politycznego i naukowego wychowanka marszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego z PiS.
Dla porównania: poprzedni szefowie IPN - dr hab. Janusz Kurtyka (kadencja 2005-2010) i dr Łukasz Kamiński (2011-2016) - wygrywali raptem jednym głosem.
Uczestników konkursu było łącznie z Nawrockim pięciu. Ale to jego namaścił PiS, więc się nie liczyli. Każdy miał 15 minut na prezentację i 15 minut na odpowiedzi na pytania. Ich pomysły, podobnie jak kandydatury były niekiedy egzotyczne: np. dr Marek Chrzanowski, dyrektor I LO w Puławach, chciał, aby IPN poszukiwał szczątków królów Polski.
Zresztą poszerzenia zakresu chronologicznego badań domagał się także dr Adam Buława, były dyrektor Muzeum Wojska Polskiego.
Z kolei dr Jacek Wiatrowski przypomniał o tym, że prezes zgodnie z ustawą jest niezależny, a IPN powinien być wolny od nacisków, co jest szlachetne i prawdziwe, ale zważywszy na to, do kogo to mówił, dopełniło jedynie atmosferę groteski przesłuchania.
Zaskakująco wypadł dr Paweł Zyzak, autor szkalującej książki „Lech Wałęsa. Idea i historia. Biografia polityczna legendarnego przywódcy »Solidarności« do 1988 roku”, znany również z homofobii, bo żaden z tych wątków nie pojawił się w jego wystąpieniu - skupił się na dyplomacji historycznej.
Nawrocki przedstawił się m.in. jako „specjalista ds. zarządzania zasobami ludzkimi”. Konsekwentnie kreował wizerunek sprawnego i energicznego managera, mówiąc także, że ma „doświadczenie kierowania uznanymi w Polsce i na świecie profesorami”.
Wspomniał, że „ma możliwości nawiązania kontaktów z naukowcami”, a właściwie już utrzymuje je na regularnym poziomie.
Przypomnijmy, odniósł w tym obszarze zresztą kilka spektakularnych „sukcesów”, m.in. to:
Szansę na poprawę wizerunku Instytutu kierowanego przez nowego prezesa są raczej zerowe.
„Chciałbym przekonać pracowników IPN, żebyśmy porzucili szlachetne hasło, że »prawda obroni się sama«” - przywołał swoje motto.
Nawrocki wyjaśnił, że chce „poddać refleksji strukturę Instytutu” oraz „zapoznać się z jego zasobami ludzkimi” i dokonać „przeglądu kompetencji pracowników”. Wyjaśnił, że będzie mieć to na celu poszukiwanie utalentowanych badaczy pracujących na co dzień w archiwach (do archiwistów zwracał się szczególną atencją).
To dość wyraźny sygnał, że będzie awansował za lojalność i kontynuował rewolucję kadrową Szarka, który systematycznie wypychał poza IPN historyków nie mieszczących się ze swoimi badaniami w ramach polityki historycznej PiS.
Znamienne, że Kolegium IPN nie przekazało Nawrockiemu pytania od instytutowej „Solidarności” o to, jak ułożą się jego relacje z pracownikami, choć adresowało je do części przesłuchiwanych uczestników konkursu. Nie zapytało też, tak jak Zyzaka, kto stoi za jego kandydaturą, sankcjonując w ten sposób zupełną fikcję konkursu.
„Jako człowiek urodzony w latach 80. chcę wypełnić narodowy łańcuch świadomości historycznej, być jego ogniwem” - tymi słowy określił swoją misję dr Nawrocki. Do tego zaproponuje „inkluzywną ofertę edukacyjną, która będzie balansem między sacrum historii a profanum nieustannie zmieniającej się rzeczywistości”.
Nie dowiedzieliśmy się, czy chodzi o walki bokserskie, które organizuje pod auspicjami Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Zapowiedział za to np. powołanie Biura Nowoczesnych Technologii, choć kierowana przez niego obecnie instytucja nie prowadzi nawet anglojęzycznego konta na Twitterze.
Nawrocki chce też wydawania przez IPN „pełnopłaszczyznowych, holistycznych monografii”, które będą „przyswajalne dla szerszego grona odbiorców”, tymczasem działalność wydawniczą Muzeum II Wojny Światowej po przejęciu go przez PiS dotknął regres.
Zwycięzca konkursu puszczał oko do prokuratorów IPN, zapowiadając z nimi współpracę, choć wcześniej Kolegium chciało wyprowadzenia pionu śledczego z Instytutu, co może oznaczać, że trend się odwrócił.
Kandydat Kolegium na prezesa mówił o zespole ds. ewaluacji ustawy o IPN [czytaj: nowelizacja]. Bo Instytut musi zarabiać pieniądze, a następnie „konwertować je w przestrzeń świadomości historycznej”. I takiego chce „wyniku marketingowego”.
Nawrocki chce też regularnych spotkań z korpusem dyplomatycznym, co jest akurat wyjątkowo sensowne. Trudno też nie zgodzić się z opinią, że należy docenić polską klasę polityczną za dostrzeżenie konieczności prowadzenia polityki historycznej, czego przykładem jest Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, z tym że dyrektor nie wspomniał, który rząd je budował, (premier Donald Tusk) i z czyjego pomysłu powstało (właśnie jako odpowiedź na niemiecką politykę pamięci wymyślił jego koncepcję prof. Machcewicz).
Nic nie wskazuje na to, żeby Nawrocki nie dostał poparcia od PiS w Sejmie. Natomiast nie ma szans na poparcie w Senacie, gdzie opozycja ma większość.
Co wtedy? To zależy od tego, jak bardzo PiS zależy na tym kandydacie. Jeśli pogodzi się z utrąceniem Nawrockiego w Senacie, nastąpi drugie rozdanie. To najmniej prawdopodobne: ławka jest bardzo krótka, a frontów wiele.
W innym układzie, żeby przepchnąć Nawrockiego PiS może znowelizować ustawę o IPN pod dowolnym pretekstem, a przy okazji zmienić zapis o wymaganej zgodzie Senatu (prognozowaliśmy to w styczniu; na stole leżał pomysł wyprowadzenia pionu prokuratorskiego z IPN, ale Zbigniew Ziobro był przeciw, a ponieważ sytuacja w koalicji bywa napięta, możliwe, że będzie to coś mniej antagonizującego).
Równie dobrze może nie być żadnego planu. Kadencja Szarka kończy się 22 lipca. Jeśli do tego dnia nie zostanie wybrany następca, może pełnić obowiązki przez kolejne tygodnie. PiS nie ma potrzeby przejmowania IPN, bo w pełni kontroluje go od 2016 roku. W razie czego, zabezpieczony w TK, może wymienić Szarka na Nawrockiego jako pełniącego obowiązki dyrektora. Bez potrzeby uzyskiwania zgody parlamentu.
Dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, obecnie redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, publikowała w „The Guardian”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Newsweeku Historii” i serwisie Notes From Poland.
Dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, obecnie redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, publikowała w „The Guardian”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Newsweeku Historii” i serwisie Notes From Poland.
Komentarze