0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Stanczak / Agencja GazetaTomasz Stanczak / Ag...

Sejm, 15 stycznia 2019 roku. Konsultant krajowy ds. psychiatrii dzieci i młodzieży prof. Barbara Remberk o sytuacji w swojej dziedzinie:

„Brak miejsc w szpitalach, brak zaplecza ambulatoryjnego, zagrożonych zamknięciem jest kilka ośrodków w kraju. Mamy problem z kadrą, a warunki pracy są nie do zniesienia. Musimy odmawiać pacjentom z myślami samobójczymi przyjęcia, bo brak miejsc, a oni nam grożą, że się zabiją”.

Jeden z ośrodków, jakie miała na myśli prof. Remberk zamyka się 1 kwietnia 2019. Chodzi o Oddział Psychiatrii Wieku Rozwojowego w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie. Wszyscy specjaliści, łącznie z szefem oddziału, złożyli pod koniec 2018 roku wymówienia. „Moi lekarze nie wytrzymali fizycznie i psychicznie” – powiedział „Gazecie Wyborczej” dyrektor szpitala Robert Krawczyk.

Wcześniej prof. Remberk zapewniała, że „ci sami lekarze byliby gotowi pracować, gdyby zostało zwiększone finansowanie i oddział nie miałby dwa razy za dużo pacjentów”.

Chodzi o bezpieczeństwo pacjentów

Tak się jednak nie stało.

„Nie chodzi nam o podwyżki” – podkreślają lekarze. „Lecz o elementarne poczucie bezpieczeństwa dla naszych pacjentów, którymi nie ma się kto zajmować.”

Jak pisał w połowie grudnia 2018 Paweł Walewski z „Polityki” na warszawski oddział liczący 20 łóżek przyjęto w przeddzień publikacji tekstu 38 chorych. „Blisko 40 nastolatków z różnymi, nierzadko poważnymi zaburzeniami, na cztery dyżurujące pielęgniarki. Śpią na kocach i materacach w świetlicy i jadalni”.

Ordynator oddziału prof. Tomasz Wolańczyk opisywał tę sytuację następująco:

„Stajemy przed dramatycznym pytaniem: czy powiesi się nastolatek z myślami samobójczymi odesłany ze szpitalnej izby przyjęć do domu, czy ten przyjęty na oddział, któremu nie będziemy w stanie zapewnić opieki?”

W podobnej sytuacji są inne tego typu placówki w Polsce. W połowie grudnia 2018 z powodu braku specjalistów zawiesił działalność liczący 32 łóżka oddział dla najmłodszych w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii w Józefowie pod Warszawą. Pracowało tam (ponad siły) troje lekarzy, oddział był obłożony ponad miarę. „Właściwie to pełniliśmy funkcję psychiatrycznego SOR-u” – mówił prezes Mazowieckiego Centrum Michał Stelmański. „Nie mogliśmy leczyć całkowicie, raczej chwilowo, bo ciągle pojawiały się nowe przypadki. Średni pobyt wynosił 14 dni, a to za mało, by pomóc. To wszystko wpływało na kondycję lekarzy”.

Do poszukiwania nowych specjalistów szpital dwukrotnie zatrudnił firmę headhunterską. Na próżno. Sytuację ostatecznie udało się rozwiązać. Nowy zespół zaczęła budować konsultant wojewódzka ds. psychiatrii dzieci i młodzieży dr Lidia Popek. Placówka wznowiła działalność w lutym 2019.

Zespół naczyń połączonych

„Na oddziale psychiatrycznym dla dzieci w łódzkim szpitalu im. Babińskiego wykorzystano już wszystkie dostawki. Leży tu 35 pacjentów, powinno być 23.

Planowe przyjęcia są wstrzymane, przyjmowane są tylko dzieci w stanie zagrożenia życia” - podał 19 marca 2019 łódzki dodatek do „Gazety Wyborczej”.

W warszawskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii w tamtejszej Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży dostawek już zabrakło, a niedługo zabraknie miejsca na korytarzach. Na 28 miejsc w ubiegłym tygodniu było tam 42 chorych. „W grudniu 2018 musieliśmy przewozić pacjentów zgłaszających się na naszą izbę przyjęć do Bielska-Białej i do Łodzi” – mówiła „Rzeczpospolitej” prof. Barbara Remberk, szefowa Kliniki.

„Jeśli nic się nie zmieni, nie otrzymamy żadnego wsparcia, rozważamy z końcem marca rezygnację z pracy” – powiedziała „Gazecie Wyborczej” dr Aleksandra Lewandowska, ordynator oddziału psychiatrycznego dla dzieci w łódzkim szpitalu im. Babińskiego.

Za chwilę specjalistów może też zabraknąć na oddziale psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży w Miliczu pod Wrocławiem. Obecnie pracują tam dwie lekarki, ale z początkiem wakacji odchodzą na urlopy macierzyńskie i zostanie tylko dwoje rezydentów. W lutym oddział w Miliczu przyjął tylko czterech planowych pacjentów, pozostałe przyjęcia trzeba było odwołać z braku miejsc.

W całej Polsce jest 40 tego typu placówek. Są one rozmieszczone nierównomiernie, np. w podlaskim nie ma ich w ogóle, dlatego pacjenci z tego województwa leczyli się do tej pory w Warszawie. Co będzie po zamknięciu oddziału w Szpitalu Klinicznym nie wiadomo.

Zdaniem prof. Remberk pod koniec roku zagrożone było istnienie co najmniej czterech całodobowych ogólnopsychiatrycznych oddziałów dla dzieci i młodzieży: w Lublinie, Zaborze, we wspomnianym Miliczu i w Gnieźnie.

„To zespół naczyń połączonych. Jeśli inne oddziały przestaną pracować, cała grupa pacjentów przyjedzie do nas i nasi lekarze znów nie wytrzymają” – twierdzi Michał Stelmański, któremu podlega placówka w Józefowie pod Warszawą.

Prof. Remberk: „To jest takie tkanie, łatanie na bieżąco. Gdzieś zażegnamy kryzys, pojawia się następny”.

Nie ma pieniędzy i lekarzy, są tylko pacjenci

Główne przyczyny takiego stanu rzeczy to dotkliwy brak lekarzy specjalistów, ogromne, wciąż rosnące potrzeby społeczne i niedofinansowanie tej dziedziny medycyny. O brakach systemowych nie wspominając.

W Polsce pracuje zaledwie ok. 400 dziecięcych psychiatrów na ok. 400 tys. dzieci, które mogą potrzebować fachowej pomocy. Wielu lekarzy przeszło do sektora prywatnego nie tylko z powodu pieniędzy, ale przede wszystkim braku poczucia bezpieczeństwa pracy na oddziałach szpitalnych.

Przeczytaj także:

Do robienia tej trudnej specjalizacji nie kwapią się też rezydenci. Ministerstwo Zdrowia co prawda uznało psychiatrię dziecięcą za specjalizację priorytetową, co oznacza, że ci, którzy się na nią decydują dostają nieco więcej pieniędzy, ale to nie wystarcza.

„Na Mazowszu mamy kilkadziesiąt wolnych miejsc na rezydenturze z psychiatrii dziecięcej. Decydują się na nią dwie-trzy osoby na semestr w całym województwie – mówił „Gazecie Wyborczej” Michał Stelmański.

„Przez wiele lat psychiatria była bardzo słabo opłacana, więc lekarze wybierali inne specjalizacje. Teraz nie ma ani pieniędzy, ani lekarzy, czyli dwóch podstawowych elementów do pracy szpitala” – dodaje Stelmański.

Dr Marcin Sobotka, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy twierdził w rozmowie z OKO.press, że specjalizacja psychiatrii dziecięcej może w ogóle przestać istnieć. Pozostanie tylko psychiatria, a dziećmi i młodzieżą będą zajmowali się ci sami lekarze co dorosłymi.

730 prób samobójczych

Potrzeby pomocy psychiatrycznej, a także psychologicznej w grupie dzieci i młodzieży są gigantyczne. Zgodnie z danymi WHO aż co piąty nastolatek ma problemy psychiczne lub behawioralne.

W 2017 roku policja odnotowała 730 prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży w Polsce i aż 116 śmierci samobójczych.

Prób mogło być jednak znacznie więcej. Specjaliści szacują, że na jedno samobójstwo dokonane przypada ok. 100 prób samobójczych. O niektórych nie wiedzą nawet rodzice. Pacjenci potrafią się przyznać do nich lekarzom nawet po roku.

Według danych Eurostatu pod względem liczby samobójstw na 100 tys. mieszkańców w grupie wiekowej 15-19 lat Polska zajmowała w 2015 roku czwartą pozycję wśród krajów Europy (po Litwie, Islandii i Estonii).

Młodzi ludzie nie mają gdzie szukać pomocy. Gdy ktoś ma niewielkie zaburzenia zachowania nie wiadomo gdzie ma się zgłosić, bo brakuje miejsc do leczenia środowiskowego. Często więc młody człowiek trafia dopiero po trzech-czterech latach do szpitala w takim stanie, że od razu wymaga hospitalizacji. „A im wcześniej zaczynamy terapię, tym daje ona większe szanse pacjentom na normalne, zdrowe życie” - podkreśla prof. Barbara Remberk.

Z raportu „Dzieci się liczą 2017” fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że liczba dzieci i młodzieży objęta pomocą specjalistyczną ze względu na zaburzenia psychiczne rośnie. W 2015 roku z pomocy takiej korzystało u nas ponad 143 tys. osób.

Co roku kilka tysięcy dzieci i nastolatków z powodu zaburzeń psychicznych i zburzeń zachowania trafia do szpitala. W 2015 liczba ta była najwyższa od kilkunastu lat i osiągnęła 10 127 osób.

Zespół pracuje nad modelem

Jak na tę trudną sytuację reaguje Ministerstwo Zdrowia?

Przy ministerstwie powstał specjalny zespół, który ma się zająć zaprojektowaniem nowego systemu ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Jak tłumaczył ostatnio wiceminister zdrowia Zbigniew Król model opiera się na trzech szczeblach.

  • Pierwszy z nich to będą centra – jedno w województwie.
  • Drugi szczebel - pośredni - powinien rozwijać się w kierunku opieki domowej, opieki jednego dnia. Jak dodał wiceminister takiej opieki brakuje w wielu województwach.
  • I w końcu szczebel podstawowy. „Kończymy negocjacje z MEN i jesteśmy na dobrej drodze” – przekonywał Zbigniew Król podczas konferencji „Rzecznik Praw Pacjenta – rzecznikiem polskiej psychiatrii”, jaka miała miejsce 26 marca 2019 w Warszawie.

„Trzeba odejść od formuły, gdy pierwszy kontakt dziecka z problemami psychicznymi jest z lekarzem psychiatrą już w izbie przyjęć lub na oddziale szpitala, ponieważ brakuje dostępu do opieki w poradniach” – podkreślał wiceminister Król.

Model ma być uruchomiony (cokolwiek by to miało oznaczać) we wrześniu 2019.

Wydaje się, że zamysł ministerstwa jest słuszny, aczkolwiek z pewnością niewystarczający.

Trzeba działać szybko i zdecydowanie, a także jak najszybciej wesprzeć ledwo zipiącą dziedzinę służby zdrowia finansowo. Wycena świadczeń z psychiatrii przez NFZ jest zbyt niska – podkreślają lekarze. To nie są przypadki, które da się załatwić w kilka minut czy godzin.

Władze się chwalą, że wzrost wyceny świadczeń w psychiatrii dziecięcej w ubiegłym roku wyniósł 6 proc., a w tym roku powinien być na poziomie 11 proc.

Krajowy konsultant w dziedzinie psychiatrii prof. Piotr Gałecki podczas specjalnej konferencji zorganizowanej w Sejmie 15 stycznia 2019 przyznał, że choć wzrost jaki zapowiada NFZ cieszy, nie zlikwiduje przepaści, jaka jest między psychiatrią a innymi dziedzinami.

Opinię tę podzielała także prof. Remberk. Jej zdaniem kryzys w psychiatrii dziecięcej narasta szybciej niż zmiany, jakie się dzieją w systemie. „Co dziś mamy? Brak miejsc w szpitalach, brak zaplecza ambulatoryjnego, zagrożonych zamknięciem jest kilka ośrodków w kraju. Mamy problem z kadrą, a warunki pracy są nie do zniesienia. Musimy odmawiać pacjentom z myślami samobójczymi przyjęcia, bo brak miejsc, a oni nam grożą, że się zabiją. Widzimy, że coś dobrego zaczyna się dziać w kraju, ale póki co tkwimy w sytuacji dramatycznej” – alarmowała w Sejmie prof. Remberk.

PS. Jak podaje portal "Polityka zdrowotna" 27 marca 2019 NFZ rozstrzygnął konkurs, na mocy którego warszawska placówka zachowa jednak 20 łóżek dla dzieci, ale w nieco innym profilu. Będą tam leczone zaburzenia nerwicowe. Prawdopodobnie chodzi więc o mniejsze wymogi kadrowe i brak typowego ostrego dyżuru.

;

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze