0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Anton Ambroziak/OKO.pressfot. Anton Ambroziak...
  • Według badań tylko u około 4 proc. powodzian rozwija się PTSD. Pomaga solidarność, wzajemna pomoc, bliscy – oraz oczywiście indywidualna odporność. Jednak w przypadku powodzi w 1997 roku ten odsetek był większy.
  • W pierwszych dniach po katastrofie za wcześnie na pomoc psychologiczną. Należy po nią sięgnąć dopiero, gdy objawy PTSD lub depresji się przedłużają.
  • Najlepiej, żeby wspieranie osób, które ucierpiały w powodzi, było dostosowane do ich indywidualnych psychicznych potrzeb.

Ewa Koza, OKO.press: Wiele osób, które kilka dnia temu straciły dorobek swojego życia, mówi, że najgorsza była bezradność. Mogły jedynie stać i patrzeć na podnoszący się poziom wody, a potem na spustoszenia, które poczyniła fala powodziowa. Jakie mogą być odległe konsekwencje bezradności?

Prof. Agnieszka Popiel*: Bezradność jest jedną z najtrudniejszych ludzkich emocji, zwłaszcza kiedy traci się dorobek życia albo jest się świadkiem zagrożenia czyjegoś życia. Warto jednak pamiętać, że – niezależnie od dramatyzmu sytuacji – ludzie są wyposażeni w ogromne zasoby odporności, co oznacza, że

dla większości normą jest to, że jesteśmy w stanie dojść do siebie.

Nie każdy, kto skonfrontował się z bardzo trudnym wydarzeniem, doświadczy odległych konsekwencji z zakresu zdrowia psychicznego.

Przejściowo na pewno tak. Trudno się dziwić, że pojawi się przygnębienie, desperacja, rozpacz czy poczucie bezradności. Powódź dotyka bardzo wielu osób, nie u wszystkich i nie u większości, jedynie u części mogą wystąpić odległe konsekwencje psychopatologiczne. Trzeba o tym mówić już teraz, bo kiedy się pojawią, kiedy będą najmocniej utrudniać człowiekowi życie, społeczne zainteresowanie powodzianami będzie już dużo mniejsze, medialne też. Trzeba o nich wiedzieć, żeby umieć połączyć te wydarzenia z objawami, które mogą pojawić się później.

To zrozumiałe, że na początku jesteśmy przybici, przygnieceni ogromnym ciężarem, ale później – dzięki naszym zasobom – stopniowo wracamy do zwykłego funkcjonowania. Koncentrujemy się na działaniu, na odzyskaniu tego, co możliwe do odzyskania, na odbudowie i powrocie do normalnego życia.

Niestety, u części osób to nie następuje. Ich mechanizmy rezyliencji (odporność psychiczna – przyp. red.) nie są tak wydolne, załamują się – wtedy możemy mieć do czynienia z zaburzeniami. Stresor traumatyczny, konfrontacja z zagrożeniem życia, której towarzyszą bezradność i przerażenie, może być wyzwalaczem, czynnikiem spustowym tego, co łączy się z przeżyciem katastrofy, czyli zaburzeń potraumatycznych. Mówimy tu o zespole stresu pourazowego (PTSD), ale nie tylko. Utrata dorobku życia, poczucie braku możliwości poradzenia sobie z tak trudną sytuacją, może u osób podatnych na depresję prowadzić do rozwoju jej objawów albo nieokreślonej, ale przeszkadzającej w codziennym funkcjonowaniu, mieszanki stanów, nazywanej zaburzeniami adaptacyjnymi.

Na początku absolutnie normalne jest to, że przeżywamy różne emocje, nie śpimy, jest nam bardzo trudno, ale z czasem dochodzimy do siebie. Jeśli tak się nie dzieje, mimo że powódź minęła, i w ciągu kolejnych tygodni czy miesięcy wciąż cierpimy, źle funkcjonujemy, warto zastanowić się nad diagnozą kłopotów z adaptacją i nad tym, czy trudne wydarzenie nie było momentem wyzwolenia PTSD lub depresji, bądź innych zaburzeń – szczególnie u osób, które konfrontowały się z zagrożeniem życia, zarówno własnego, jak i najbliższych. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ istnieją skuteczne metody leczenia. Warto z nich skorzystać.

Przeczytaj także:

Przytłoczeni bardziej niż średnia

Po wydarzeniach z 1997 roku przeprowadzono badania nad powodzianami. Co zaobserwowano?

Tak, na początku lat 2000., po powodzi z 1997 roku, prof. Bogdan Zawadzki, prof. Jan Strelau i dr Magdalena Kaczmarek przeprowadzili takie badania, ich rezultatem jest książka: „Konsekwencje psychiczne traumy”. To były obserwacje podłużne, prowadzone trzy miesiące, potem rok, niekiedy także dwa lata po powodzi. Nie były to badania czysto kliniczne, ale takie, w których przyglądano się między innymi stanowi psychicznemu osób, które doświadczyły powodzi, koncentrując się na PTSD jako odległej konsekwencji.

Jeśli osoba konfrontuje się z wydarzeniami takim jak gwałt, przemoc, śmierć kogoś bliskiego, przy których była obecna – ryzyko rozwoju PTSD wynosi około 50 proc. W przypadku powodzi jest to znacznie mniejszy odsetek – dane światowe mówią o około 4 proc. Jednak w Polsce po powodzi z 1997 roku odnotowano wyższy. Autorzy zastanawiali się, z czego to wynika? Jednym z czynników okazała się bardzo zła sytuacja materialna powodzian, dotycząca zarówno olbrzymich strat, jak też braku ubezpieczeń i szeregu związanych z tym konsekwencji.

Udało się również wyodrębnić czynniki osobowościowe. Jest pewna grupa osób, tak zwanych bardziej reaktywnych emocjonalnie, które za swoją wrażliwość płacą wyższym ryzykiem rozwoju zaburzeń potraumatycznych.

Jak usłyszała moja znajoma: „Dobra, dobra, wrażliwa to ty sobie możesz być, jak czytasz poezję. Teraz trzeba wziąć się w garść”. Rozumiem to tak, jakby człowiek sam mógł decydować, jaką ma wrażliwość, a do tego mógł nią sterować.

Tym, na czym koncentrowali się autorzy badań, była wrażliwość jako cecha temperamentu, czyli coś, w co jesteśmy wyposażeni, niejako biologicznie. Rodzimy się z nią. Wysoka wrażliwość pozwala normalnie funkcjonować, jesteśmy w stanie poruszać się w sytuacjach, które nie prowadzą do ciągłego przebodźcowania. Każdy z nas ma ulubiony sposób spędzania czasu wolnego, rodzaj aktywności fizycznej, zasoby i możliwości. Nie jest tak, że możemy decydować, jaką mamy wrażliwość, ale możemy tak sterować swoim życiem, żeby wykorzystać ją jako zasób i nie płacić zbyt wysokiej ceny.

Problem polega na tym, że w obliczu kataklizmu sytuacja nie pozwala na to, żeby sobie swobodnie dopasować okoliczności. Nie mamy jak się wycofać.

Rozpamiętywanie czy lamentowania bez wątpienia nie pomogą. Trzeba się skoncentrować na teraźniejszości, na tym, na co mamy wpływ, skupić się na bieżących potrzebach. Jest pewna mądrość w słowach: „weź się w garść”, ale wypowiedziane zbyt radykalnie mogą być bardzo krzywdzące. Czasami nie wiemy, jak się wziąć w garść, czasami nie mamy zasobów. I co to w ogóle znaczy „wziąć się w garść”?

Znajoma, o której wspomniałam, jest jedyną w swojej rodzinie osobą – jak ona to nazywa – „naznaczoną wysoką wrażliwością”. Lubię słuchać tego, jak Zośka odbiera świat, ale często słyszę w jej słowach taki niewypowiedziany komunikat, jakby czuła się winna, że wiele spraw przeżywa inaczej niż większość. Jak często powtarza: „Ludzie wysokowrażliwi nie urodzili się dziś, oni zawsze byli, tyle że wyśmiewani i nazywani dziwakami”. Jej dzieciństwo to lata 60.

Wielu pacjentów, z którymi pracuję, u których doszło do rozwoju PTSD, pyta: „Dlaczego tylko ja nie mogę dojść do siebie, skoro w rodzinie jest pięć czy siedem osób i wszystkie mierzyły się z powodzią albo pożarem?”. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy dostrzegali różnorodność naszych sposobów reagowania. Nie ma tu niczyjej winy, my się po prostu różnimy. Każdy inaczej przeżywa stres. „Wina” to najgorsze słowo, jakie może towarzyszyć takim rozważaniom. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali, trudno nam będzie urosnąć o 10 cm, ale możemy maksymalnie wykorzystać uroki tego wzrostu, który mamy.

Psycholog potrzebny nie od zaraz

Kiedy szukać fachowej pomocy?

Na pewno nie biegniemy i nie szukamy psychologów od razu. Tuż po opadnięciu fali powodziowej są najmniej potrzebni, chyba że do pomocy w zabezpieczeniu bytu, jak wszyscy inni. Teraz najważniejsze jest zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, potrzebne jest wsparcie społeczne, czyli nasze ludzkie solidarnościowe zasoby. Jego znaczenie jest potwierdzone w badaniach naukowych – wsparcie społeczne jest jednym z najważniejszych czynników chroniących przed późniejszymi zaburzeniami.

Powódź dotyka wszystkich, również tych, którzy mogą mieć predyspozycje do poważnych zaburzeń psychicznych. Psycholog jest wówczas potrzebny, żeby sprawdzić, czy sytuacja zdrowotna nie pogorszyła się, czy nie nastąpiło załamanie, w wyniku którego pojawiły się myśli samobójcze, akty desperacji czy nasilenie objawów, z którymi człowiek mierzył się na co dzień.

Dyskomfort jest na tym etapie naturalny. Jeśli użyjemy swoich zasobów i dzięki nim wyjdziemy z sytuacji kryzysowej, będziemy czuć się inaczej niż wtedy, gdy – owszem – wyjdziemy z niej, ale pozostanie w nas przekonanie, że gdyby nie psycholog, to bym sobie nie poradził czy nie poradziła.

A jeśli wiem, że ktoś z bliskich ma wyższą wrażliwość?

To jeszcze nic nie oznacza, podkreślmy to z całą mocą. Jeśli jednak widzimy, że w ciągu kilku tygodni po zejściu fali powodziowej ktoś nie daje sobie rady, ogromnie cierpi i jego funkcjonowanie nie poprawia się, nie należy tego ignorować. Najważniejsze, żeby uważnie obserwować, co się dzieje, pytać, jak ta osoba się czuje, czy jest w stanie działać w sposób, który wiedzie ją do odbudowania swojego życia.

Jeśli mijają tygodnie, a człowiek nie wraca do normalnego funkcjonowania, to czas, żeby sięgnąć po pomoc specjalistyczną, dokonać diagnozy.

PTSD, czyli zespół stresu pourazowego, możemy rozpoznać, jeśli objawy utrzymują się co najmniej miesiąc. Depresję – jeśli utrzymują się co najmniej przez dwa tygodnie – tu chodzi nie tylko o to, że człowiek czuje się przygnębiony, ale że funkcjonuje gorzej. Oprócz przygnębienia nie je, nie śpi, zaczyna się zachowywać w sposób, który zamiast pomagać, nasila błędne koło złego samopoczucia. I na te błędne koła trzeba być uważnym, gdy z powodu objawów robimy rzeczy, które pogarszają naszą sytuację.

Jeśli mamy diagnozę, rozpoznano u nas depresję czy PTSD, warto sięgnąć po specjalistyczną pomoc, w pierwszej kolejności psychologiczną lub – w zależności od dostępności lekarską – psychiatryczną.

Trzeba podkreślić z całą mocą, że nie wszystkie metody psychoterapii mają równą skuteczność. Są takie, które najlepiej sprawdzają się w leczeniu PTSD i zaburzeń potraumatycznych – według aktualnych międzynarodowych standardów, takich jak angielskie NICE (National Institute for Care and Clinical Excellence, instytucja publiczna działająca w ramach brytyjskiego Ministerstwa Zdrowia – przyp. red.) czy holenderskie TRIMBOS (Holenderski Instytut Zdrowia Psychicznego i Uzależnień – przyp. red.) – to przede wszystkim zorientowana na traumę terapia poznawczo-behawioralna. Są też takie, które lepiej sprawdzają się w leczeniu depresji – to przede wszystkim metody należące do terapii poznawczo-behawioralnej, interpersonalnej, dopiero w kolejnym kroku krótkoterminowej psychodynamicznej. Oczywiście, podstawą jest trafna diagnoza.

Świadomość ma ogromne znaczenie. Niestety, w obszarze psychoterapii państwo nie pomaga nam obecnie w rozeznaniu, kiedy i po jakie metody warto sięgnąć, do kogo się zgłosić, zarówno w ramach regulacji istniejących, jak i proponowanych. Dlatego tak ważne, aby przed podjęciem decyzji o psychoterapii nie wahać się pytać o kompetencje psychoterapeutów, proponowane metody i doświadczenie w pracy metodami o udokumentowanej skuteczności.

Dostroić pomoc do człowieka

Zastanawia mnie, co jest bardziej obciążające dla zdrowia psychicznego: czekanie na kataklizm czy mierzenie się z tym, który uderzył jak grom z jasnego nieba? Myślę o ludziach, którzy obserwowali niszczycielską siłę żywiołu, wiedząc, aż fala powodziowa do nich dotrze.

Nie ma tu jednej odpowiedzi. Obie sytuacje są ogromnie obciążające, ale najgorsze, co można zrobić, to biernie czekać, rozmyślając, co może się wydarzyć. Rozpamiętywanie czy zamartwianie się nikomu nie pomogą.

Bardzo ważne, żeby zmaksymalizować – w jakim stopniu to tylko możliwe – racjonalne podejście do działania. Skoncentrować się na teraźniejszości, na tym, co można zrobić, na tym, na co mamy wpływ, przygotować się do ewakuacji. Teoretycznie wszyscy wiem, co powinniśmy zabrać, jednak z doświadczeń osób, które przeżyły katastrofy i kataklizmy, wynika, że kiedy trzeba wybrać najpotrzebniejsze rzeczy, nagle człowiek pakuje coś, co okazuje się nawet nie pamiątką, co drobiazgiem bez znaczenia, a nie przedmiotem pierwszej potrzeby czy najważniejszym dokumentem.

W mediach społecznościowych dzieje się teraz bardzo dużo dobrych rzeczy, ludzie przekazują sobie przydatne informacje, podpowiadają, gdzie i komu trzeba pomóc w pierwszej kolejności, bo na przykład w małej wiosce żyje dziecko, które jest podłączone do respiratora i konieczne jest dostarczenie agregatora prądotwórczego. Jednocześnie można natknąć się na obrazki z przekazem: „Po drugiej stronie chmur jest jasne niebo”. Czy to może podnieść na duchu osobę, która przed chwilą straciła dom?

Dotyka pani ważnej i jednocześnie bardzo trudnej kwestii, czyli tego, jak nieść nadzieję w sposób, który uprawomocni ogromne cierpienie, lęk i inne, bardzo trudne emocje. Czasami próbujemy, w najlepszej wierze, dać nadzieję, a okazuje się, że nie trafiamy. Słowa: „Słuchaj, nie zadręczaj się, jeszcze będzie pięknie” kierowane do osoby, która w tym momencie jest na dnie rozpaczy, mogą być odebrane jako wyraz niezrozumienia stanu i desperacji tego człowieka.

Dlatego tak ważne jest, żeby osoby, które chcą wspierać, stały na dwóch nogach. Żeby chciały zrozumieć rozpacz i smutek, z którymi mierzy się ktoś, komu chcemy dać nadzieję – to jedna noga. Druga jest taka, że wszystko w życiu przemija, trudny czas też, a my mamy wpływ na to, żeby poprawić swoją sytuację. Korzystajmy z niego.

Mam wrażenie, że czasem, zamiast wysłuchać człowieka, staramy się go zagadać, odciągnąć jego uwagę, a chyba nie wszyscy mają siłę na słuchanie o bzdurach, gdy wali się ich świat.

Czasami, słysząc o bardzo poważnych problemach, nie wiemy, jak się zachować. „Zagadywanie” może być spowodowane tym, że nie wiem, jak sobie poradzę, gdy usłyszę bardzo, bardzo trudną informację. Działamy w dobrej wierze, ale – faktycznie – warto skoncentrować się na tym, jakie potrzeby ma osoba, którą chcemy podnieść na duchu. Niektórzy chcą być zagadywani, dobrze na to reagują, inni woleliby mówić, a jeszcze inni najbardziej chcą, żeby być obok nich, ale w ciszy, żeby mogli pomilczeć w towarzystwie. Bardzo ważna jest umiejętność popatrzenia na potrzeby drugiej osoby. Czasem wystarczy przytulenie, czasem posiedzenie obok w milczeniu, czasem wysłuchanie, a czasem właśnie poopowiadanie o innych sprawach. To też ma swoją funkcję – może odwrócić uwagę. Cała trudność w tym, żeby to było dostrojone do konkretnego człowieka.

Jesteśmy różni i mamy różne potrzeby, również w sytuacji kryzysu.

Myślę o dzieciach, które obserwowały bezradność rodziców i innych dorosłych w obliczu katastrofy. Jakie to może mieć konsekwencje dla ich rozwoju psychicznego?

Przeżyte katastrofy wpływają na rozwój dziecka z dwóch zasadniczych powodów – jeden dotyczy bezpośredniego zagrożenia, drugi obserwacji zachowań najbliższych. Bardzo ważnym mechanizmem jest uczenie się przez modelowanie, obserwowanie otoczenia. Nie mówię tego po to, żeby nakładać dodatkowy ciężar na wszystkich dorosłych, ale żebyśmy mieli tego świadomość.

Badania zespołu prof. Zawadzkiego, o których rozmawiałyśmy, dotyczyły również objawów PTSD u dzieci. Okazało się, że dla młodszych stan matki był decydującym stresorem, natomiast nastolatkowie bardziej się dostrajali do dyskomfortu ojców.

Drugą, bardzo ważną grupą, o której trzeba myśleć w kontekście katastrofy, są seniorzy. Konfrontujemy się z olbrzymimi stratami materialnymi. Pocieszanie słowami „po każdej burzy wychodzi słońce” brzmi inaczej dla kogoś, kto ma 30 lat i kilkudziesięcioletnią perspektywę odbudowania dorobku swojego życia, a inaczej, gdy jest to osoba w wielu senioralnym. Z badań przeprowadzonych po powodzi z 1997 roku wynikało, że częstość występowania objawów PTSD rosła z wiekiem i była wśród seniorów w Polsce wyraźnie wyższa niż w innych krajach. Tu wszyscy mamy dużo do zrobienia. Pamiętajmy, jak ważną, ochronną rolę przed rozwojem PTSD odgrywa wsparcie społeczne.

40-letnia kobieta z blond włosami do ramion
Fot. archiwum prywatne

* dr hab. Agnieszka Popiel, prof. Uniwersytetu SWPS psychiatra, psychoterapeutka, superwizorka psychoterapii. W ramach programów TRAKT prowadziła badania kliniczne nad traumą i leczeniem zespołu stresu pourazowego (PTSD). Opracowała protokół terapii poznawczej PTSD, którego główne założenia stanowią podstawę programu profilaktyki PTSD – „Skuteczne działanie w stresie” (GWP, 2019). Członkini zarządu European Association for Clinical Psychology and Psychological Treatment (EACLIPT) oraz Humanitarian Crisis Working Group w European Association for Behavioural and Cognitive Therapies (EABCT).

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Ewa Koza
Ewa Koza

Ekonomistka, psycholożka biznesu, redaktorka – związana z mediami od 2013 roku. Pisze o aspektach zdrowotnych i społecznych, z naciskiem na prawa człowieka, prawa kobiet, zdrowie psychiczne osób małoletnich i wszelkie przejawy przemocy w relacjach skośnych, tak prywatnych, jak i zawodowych.

Komentarze