"Pucz” reklamowano w TVP1 jako "dokument, który pokazuje kulisy zamachu stanu przygotowywanego przez opozycję". Jak się okazuje, zamach, owszem - był. Na cudzą własność intelektualną.
W dokumencie Ewy Świecińskiej wychwalanym przez prezesa TVP Jacka Kurskiego jako "przełomowy i ważny film odsłaniający motywy i przebieg okupacji Sejmu", niewiele jest zdjęć autorstwa operatorów Telewizji Polskiej.
Wykorzystano przede wszystkim filmy, które 16 grudnia i w dni następne kręcili protestujący posłowie oraz rejestrujące protesty przed Sejmem telewizje internetowe. Nagrania z komórek posłów opozycji trafiły na Twittera, Facebooka i Youtube.
To z tych serwisów korzystała reżyserka tworząc swoje dzieło.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak i nagrania archiwalne, i relacje reporterskie mogą być cennym materiałem dokumentalnym, gdyby nie fakt, że nie podano żadnego źródła, a autorów - nie podpisano.
Nie wymienia się ich też w napisach końcowych.
Oskar Wądołowski z Independent Video Press, którego materiał wykorzystano w "Puczu", działanie TVP nazywa na swoim Facebooku kradzieżą:
"TVP ukradło mój film i wycięło z niego moje logo i wstawili go do swojego filmu dokumentalnego pt. "Pucz", nie podając żadnego źródła, w dodatku jeszcze zepsuli jakość nagrania".
W rozmowie z portalem Wirtualne Media filmowiec Wądołowski, że zażąda od TVP przeprosin oraz ... wypłaty honorarium. W przeciwnym razie skieruje sprawę do sądu.
Podjęcie kroków prawnych rozważają też posłowie opozycji, których nagrania użyte w produkcji Świecińskiej.
Rzecznik klubu PO Jan Grabiec napisał na twitterze, że zamierza wystąpić o honorarium autorskie i przekazać je na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.
"Przynajmniej będzie z tego gniota jakiś pożytek".
Podobnego zdania jest Agnieszka Pomaska. "Jesteśmy w trakcie zbierania opinii prawnych i rozważamy podjęcie odpowiednich kroków. Na pewno tego tak nie zostawimy. Wykorzystane przez TVP materiały nie zostały nawet podpisane. Mało tego zostały zmanipulowane" - mówi OKO.press posłanka Platformy .
Prawnicy uważają, że są podstawy prawne do dochodzenia roszczeń.
"Można pozwać TVP za bezprawne wykorzystanie materiałów. Naruszone zostało prawo cytatu, które nakłada na osobę wykorzystującą wypowiedź cytat obowiązek podania źródła. A jeśli TVP wykorzystała fragment materiału nierzetelnie, mogło dojść nie tylko do naruszenia majątkowych praw autorskich, ale również osobistych praw autorskich" – mówi OKO Press mecenas Małgorzata Kociszewska, specjalistka w zakresie prawa autorskiego z kancelarii prawnej BCLA Bisiorek, Cieśliński, Adamczewska i Wspólnicy.
"Można żądać publicznych przeprosin, a w przypadku, gdy naruszenie było zawinione sąd może zasądzić zadośćuczynienie za doznaną krzywdę lub nakazać TVP uiszczenie odpowiedniej sumy na wskazany przez powoda cel społeczny. Możliwe jest również poszukiwanie ochrony na podstawie przepisów Kodeksu cywilnego. Jeżeli dobra osobiste autora materiału zostały naruszone może on żądać zadośćuczynienia pieniężnego lub wpłaty na wskazany cel społeczny" – dodaje Kociszewska.
Na jakie kwoty mogą liczyć autorzy pozwów?
"Z mojej praktyki wynika, że w tego typu sprawach żądane zadośćuczynienia oscylują między 5 tys. zł i 50 tys. zł, ale rzadko zasądzane jest więcej niż 20 tys." - mówi Kociszewska.
Zanosi się na to, że TVP do kosztów postprodukcji będzie musiała dorzucić kilkadziesiąt tysięcy.
Komentarze