0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Mateusz MirysIlustracja: Mateusz ...

Publikujemy fragment książki Doroty Borodaj, reporterki związanej z OKO.press, o obronie Puszczy Białowieskiej w 2017 roku p.t. „Szkodniki. O ludziach, drzewach i maszynach w Puszczy Białowieskiej” . Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Dowody.

Od autorki:

Kiedy w 2020 roku zaczynałam pracę nad „Szkodnikami” byłam przekonana, że napiszę kronikę „Obozu dla Puszczy”, wielkiego społecznego zrywu w obronie Puszczy Białowieskiej, który w 2017 roku przepędził z niej ciężki sprzęt do wycinki i wywózki drzew. Już w trakcie pracy zaczęło mnie przyciągać coś jeszcze: język, jakim różne strony tamtego konfliktu mówią o tym lesie, o procesach w nim zachodzących, o roli człowieka w ochronie przyrody i o tym, co przez tę ochronę rozumieją. Szczególnie ciekawa była dla mnie decyzja ówczesnego ministerstwa środowiska i Lasów Państwowych, by opowieść o walce z kornikiem drukarzem zespolić z religijną, momentami fanatyczną narracją. Starałam się napisać książkę o walce na opowieści.

A potem, w 2021 roku, przez puszczę zaczęli iść ludzie, a niedawno zagojone ślady po harwesterach zastąpiły te po wojskowych ciężarówkach i maszynach budowlanych, ściągniętych tu do budowy zapory wzdłuż granicy. Puszcza znów stała się polem walki. Dziś trzeba o niej krzyczeć równie głośno, jak w 2017 roku. Mówić zarówno o dramatach ludzkich, które musi w sobie mieścić, jak i o przyrodzie, która w dobie kryzysu klimatycznego nigdy nie powinna schodzić na dalszy plan.

Okładka książki Doroty Borodaj pt.Szkodniki. O ludziach, drzewach i maszynach w Puszczy Białowieskiej”. Na okładce rysunek przedstawiający dwa korniki.
Wydawnictwo Dowody

„Wszystkie zwierzęta w naszych lasach dziękują Panu Bogu”

Jest 13 maja 2017 roku, godzina jedenasta. Arena Toruń tonie w zieleni. Niemal wszyscy na trybunach mają na sobie mundury Lasów Państwowych. Oko kamery tylko czasami wyłapuje w tym morzu przygaszonej zieleni szarą plamę garnituru lub błękit garsonki. Zajęta jest również prawie cała płyta hali – aby pomieścić wszystkich gości, ustawiono na niej rzędy krzeseł.

Wkrótce rozpocznie się konferencja „Jeszcze Polska nie zginęła – wieś” zorganizowana przez Ministerstwo Środowiska, Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu oraz Instytut imienia Świętego Jana Pawła II „Pamięć i Tożsamość” powołany przez należącą do Tadeusza Rydzyka Fundację Lux Veritatis. Reflektory rzucają światło na pokryty zieloną wykładziną podest. Na razie stoi tam ołtarz.

Blisko dwugodzinne nabożeństwo poprzedzające konferencję rozpoczyna pochód pocztów sztandarowych. Na czele sztandar Polskiego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe, na końcu Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. Jego Ekscelencja biskup senior diecezji drohiczyńskiej Antoni Dydycz wita koncelebrującego mszę księdza Tadeusza Rydzyka i obecnych wśród publiczności przedstawicieli rządu, włodarzy miast i powiatów oraz zaproszonych ekspertów.

– Bardzo chcę pozdrowić także myśliwych – podkreśla biskup Dydycz. – Bo przecież dzisiaj wszystkie zwierzęta w naszych lasach dziękują Panu Bogu za to spotkanie.

Kulminacyjnym momentem nabożeństwa jest procesja z darami. Otwiera ją minister środowiska Jan Szyszko, który składa na ołtarzu relikwię: fragment tabliczki z krzyża Jezusa.

Przed ołtarz wędrują też opakowane w celofan kosze z dziczyzną z polskich lasów i warzywami z polskich pól, złote bochny chleba.

– Człowiek jest najważniejszy po Panu Bogu, bo tylko człowiek ma duszę nieśmiertelną – mówi biskup diecezji kaliskiej Edward Janiak. – Miłość do zwierząt nie oznacza tego, co mówią tak zwani zieloni. Niedługo zaczną bać się wprowadzać dzieci do sklepu mięsnego. Absurd, parodia!

Pod koniec mszy odczytane zostają listy nadesłane na konferencję przez premier Beatę Szydło, marszałka sejmu Marka Kuchcińskiego, marszałka senatu Stanisława Karczewskiego.

– Gość w dom, Bóg w dom – wita zebranych prezydent Torunia Michał Zaleski. – Jest jeszcze jeden dzień w roku, kiedy ta sala zapełnia się do ostatniego miejsca. To święto Radia Maryja!

Msza kończy się błogosławieństwem. Osiem i pół tysiąca prawic w mundurach wykonuje znak krzyża.

„W całym wszechświecie nie ma drugiej Polski!”

Program konferencji obejmował osiem wykładów (wśród nich: „Rola wsi w walce o Polskę”, „Leśnictwo dla polskiej wsi”, „Polskie łowiectwo dla ochrony przyrody – dziedzictwo kulturowe”, „Kościół dla polskiej wsi – wieś dla polskiego Kościoła katolickiego”). Jako pierwszy wykład zatytułowany „Filozoficzna analiza ideologicznych postaw animalizacji człowieka i humanizacji zwierząt i drzew” wygłasza ksiądz profesor doktor habilitowany Tadeusz Guz, kierownik Katedry Filozofii Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

– Ci ideolodzy, którzy tworzą tę tak zwaną ideologię zielonych, doskonale wiedzą, że stawką jest być albo nie być. Oni opowiedzieli się za totalnym nie być – mówi miękko, niemal pieszczotliwie, przeciąga sylaby, robi pauzy, prawie nie korzysta z notatek, ogarnia wzrokiem całą Arenę Toruń i z akademicką wprawą skraca dystans ze słuchaczami. – Trzeba zradykalizować wszystko. Co to oznacza? Że trzeba wszystko zakwestionować.

Dalej nawiązuje do Arystotelesa („Rośliny istnieją dla zwierząt, zwierzęta dla człowieka”) i Cycerona („Musimy zatem przyznać, że wszystkie te zasoby istnieją dla dobra człowieka”). Mówi, że człowiek i populacja ludzka muszą się rozwijać, a ludzie powinni użytkować zasoby przyrodnicze i powodować w nich zmiany – to nie tylko ich prawo, ale i obowiązek.

– Polska wieś – ciągnie ksiądz profesor – to dom bogaty leśnikami, myśliwymi i rolnikami. Polska to dar Boży wyjątkowy. Nigdzie na świecie nie ma drugiego takiego. W całym wszechświecie nie ma drugiej Polski!

W końcu przechodzi do meritum: ekologizm to zielony komunizm, który „neguje Boga jako stworzyciela Polski, Polaków i Polek, zwierząt i roślin”, a nawet idzie o krok dalej i zrównuje świat ludzi ze światem zwierząt, żeby w ten sposób doprowadzić do zagłady ludzkości. Nawet Trzecia Rzesza nie posuwała się tak daleko, bo nie negowała istnienia człowieka, lecz posługiwała się kategorią jednej, germańskiej rasy. Ekologizm jest gorszy.

– Ta ideologia jest odmianą zielonego nazizmu

– podkreśla ksiądz i wzywa wszystkich do działania. – Ratujmy obecność Boga chrześcijańskiego w sercach Polek i Polaków. Ratujmy Polskę. Ratujmy nietykalną bytowość człowieka jako kobiety i mężczyzny. Ratujmy niepowtarzalne i służące z natury swojej ludziom, wszystkim Polakom, zwierzęta, rośliny i tę przepiękną cząstkę kosmosu, która nazywa się Polska. Ratujmy ludzkość przed starym, ale przebranym z czerwonej na zieloną szatę komunizmem.

Przeczytaj także:

Déja vu

Dziesięć dni później koalicja Kocham Puszczę organizuje konferencję prasową „Puszcza Białowieska – Rospuda 2.0?”. Za kilka dni minie ostateczny termin, jaki Komisja Europejska dała Polsce na wycofanie się z wycinki. – Rospuda to był 2007 rok, rządy Prawa i Sprawiedliwości, ministrem środowiska był Jan Szyszko. Déja vu, prawda? – zaczyna swoje wystąpienie Sylwia Szczutkowska z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

– Konsekwencje braku reakcji Polski będą bardzo dotkliwe. Staniemy przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jeżeli przegramy, a wszystko na to wskazuje, konsekwencje poniesie każdy obywatel, każdy podatnik. Nie ucierpi minister Szyszko, polski rząd, korporacja Lasy Państwowe. Ucierpi przyroda. Ucierpi społeczeństwo. Mówimy: stop! Ani kroku dalej!

Tej nocy w drewnianej chacie na skraju Białowieży wre jak w ulu. Przed świtem drzwi się uchylają i ze środka bezszelestnie wymykają się cienie. Nie idą do furtki – od kilku dni nieopodal parkuje nieoznakowany samochód, ktoś obserwuje chatę i krążących po niej ludzi. Aktywiści idą przez ogród na tyłach domu, potem przez łąkę, znikają między drzewami.

Jest 24 maja 2017 roku.

Maszyny

Czerwony harwester firmy Valmet pracuje od rana w oddziale 490, niedaleko wsi Czerlonka. Stalowa głowica łapie drzewo u nasady, spod jej szczęk wysuwa się piła i przecina pień.

Harwester nie wypuszcza drzewa z uścisku. Jednym ruchem obraca je poziomo i trzyma kilka metrów nad ziemią. Następnie gigantyczna obieraczka zrywa gałęzie i dzieli pień na kilka mniejszych fragmentów o równej długości. Cała operacja trwa kilkadziesiąt sekund.

Harwester, leśny kombajn, w ciągu jednego dnia może wyciąć tyle drzew, ile człowiek wycinałby przez miesiąc. Zamiast kilkudziesięciu osób angażuje jedną – zamkniętą bezpiecznie w kabinie. Operator przesuwa ramię maszyny i chwyta głowicą kolejne drzewo…

Teraz!

Kilkanaście osób wyskakuje zza drzew i pędzi prosto na harwester. Operator zatrzymuje maszynę, ale nie wyłącza silnika. Ludzie wchodzą na kombajn. Jasnowłosa dziewczyna przypina się łańcuchem do ramienia, reszta rozwiesza transparenty – „Puszcza to nie plantacja”, „Cała Puszcza Parkiem Narodowym” – i otacza maszynę taśmą z nadrukiem „Stop wycince”. Z kabiny słabo je widać i sens tego, co się dzieje, dociera do operatora dopiero po dłuższej chwili. Wtedy chwyta za telefon i wkrótce pojawiają się pracownicy nadleśnictwa.

Wszystko transmitowane jest na żywo w internecie przez Fundację Dzika Polska. Nagranie udostępnione na Facebooku ma tytuł: powstanie białowieskie.

Na leśnej drodze stoi harvester - maszyny do wycinania drzew. Przed maszyną stoi mężczyzna z plakatem Save Białowieża Forest. Na Do okolicznych drzew są przypięci linami aktywiści. Obok stoi strażnik leśny
Blokada harwestera w Puszczy Białowieskiej, sierpień 2017 roku. Fot. Greenpeace.

Lokalsi przeciwko wycince

Od kilku miesięcy Małgorzatę Klemens wyrywa ze snu ryk piły. To nowy dźwięk na Wygonie i Małgorzata zaczyna się bać.

W internecie trafia na ogłoszenie „Budujemy Obóz dla Puszczy”: „Puszcza jest niszczona w zastraszającym tempie. Z lasów gospodarczych ściągnięto do puszczy harwestery – maszyny wycinające dwieście drzew dziennie. Wycinki objęły drzewostany ponadstuletnie, czyli puszczańskie mateczniki. Kolejne nadleśnictwa wprowadzają zakaz wstępu do lasu, by ukryć skalę dewastacji i karać mandatami nieposłusznych spacerowiczów. Dlatego musimy być tu, na miejscu. Wspólnie stanąć po stronie dzikiej przyrody. Budujemy Obóz dla Puszczy. Dołącz do nas!”.

Od kiedy we wsi poprawił się internet, Małgorzata częściej czyta lokalne wiadomości. Wie, że kornik drukarz od kilku lat masowo atakuje puszczańskie świerki i że Lasy Państwowe używają ciężkiego sprzętu, by wycinać i wywozić martwe drzewa.

Na Facebooku znajduje stronę „Lokalsi przeciwko wycince Puszczy Białowieskiej” założoną przez grupkę mieszkańców. Ogląda transmisję pierwszej blokady harwestera.

Na terenie nadleśnictw Hajnówka i Białowieża obowiązuje w tym czasie zakaz wstępu – leśnicy tłumaczą go koniecznością oczyszczenia okolic szlaków turystycznych z martwych świerków. Małgorzata czyta, że dwudziestego siódmego maja – cztery dni po pierwszej blokadzie maszyny – w puszczy odbędzie się spacer obywatelski. Nie zna nikogo z organizatorów. Nigdy nie była na podobnym wydarzeniu, ale jadą wszyscy troje – Małgorzata, Piotr i ośmioletnia Marysia. Małgorzata bierze ze sobą aparat fotograficzny.

Fotografuje kolejne akcje:

  • 27 maja: mimo zakazu wstępu wydanego przez Lasy Państwowe przez puszczę przechodzi spacer obywatelski – jest na nim ponad sto osób.
  • 30 maja: aktywiści blokują pracę harwestera w oddziale 152a w Nadleśnictwie Browsk.
  • 8 czerwca: blokada w Czerlonce, w czasie której po raz pierwszy zostają wykorzystane dwa trójnogi, wysokie na osiem metrów konstrukcje z platformą – jedna z nich z siedzącą na górze dziewczyną blokuje maszynę przez cały dzień. Straż leśna wzywa posiłki: wóz strażacki z podnośnikiem i negocjatorów, którzy wjeżdżają na wysokość aktywistki. Blokadę przełamuje dopiero policja – siłą ściąga protestującą na ziemię, ale cel został osiągnięty. Maszyny nie wyjechały do pracy.
  • 13 czerwca: w Postołowie udaje się zablokować harwester i forwarder, maszynę, którą wyjeżdżają z lasu pocięte na kłody drzewa. To pierwsza blokada utrzymana do kolejnego dnia. Bierze w niej udział blisko czterdzieści osób, w tym ośmioro aktywistów z Czech i jeden z Rumunii.
  • 22 czerwca: aktywiści po raz piąty blokują harwester. Unieruchomiony na drodze podczas wyjazdu do pracy w oddziale 119, zostaje uwolniony kolejnego dnia po południu – to sobota, a w weekendy i maszyny, i las odpoczywają.

„Po stronie ekologów jest szereg autorytetów, którzy nawet w puszczy nie byli”

Relacje z blokad odbijają się głośnym echem w mediach. „Te maszyny, choć potężne i nieoswojone w warunkach Puszczy Białowieskiej, pozwolą nam szybciej, sprawniej i bezpieczniej zadbać o stan sanitarny lasu zaatakowanego przez kornika drukarza, co z kolei przyczyni się i do Waszego bezpieczeństwa w lesie, a także do szybszego udostępnienia go dla turystów i lokalnej społeczności”, piszą leśnicy na stronie Lasów Państwowych.

Minister przekonuje: „Nastąpiło wielkie nieporozumienie. W tej chwili Polska broni prawa Unii Europejskiej, odtwarza siedliska, które zostały zniszczone, a w skali światowej zostało to pokazane jako wycinka drzew. Oczywiście, jest to szkalowanie Polski, jest to nieprawda i myślę, że to również zostanie wyjaśnione”. „Po stronie ekologów – dodaje w innym wywiadzie – jest szereg autorytetów, którzy nawet w puszczy nie byli, to są specjaliści od ortopedii czy kardiologii oraz aktorzy”.

Tymczasem dyrektor generalny Lasów Państwowych ściąga posiłki: do końca czerwca wszyscy podlegli mu regionalni dyrektorzy mają wydelegować po trzech strażników leśnych tygodniowo do nadleśnictw: Hajnówka, Browsk i Białowieża, gdzie od poniedziałku do soboty na dwie zmiany będą zabezpieczać pracę maszyn.

„Nie odpuszczamy”

Dwudziestego pierwszego czerwca Małgorzata i Piotr idą na spacer, żeby zobaczyć czterystuletni dąb Krzysztof. Po skręcie w leśną trybę natykają się na znak zakazu wstępu do puszczy.

Zza drzewa łypie na nich światłami wóz straży leśnej. Oto ktoś zabrania im wejść do lasu. Wymiana zdań kończy się wylegitymowaniem. Małgorzata i Piotr wycofują się i wchodzą między drzewa w miejscu, gdzie mundurowi nie mogą ich zobaczyć.

Na fotografiach Małgorzaty z tamtego dnia las tonie w słońcu, a na drodze widać wyraźne ślady opon forwardera, który stoi przy ścieżce z naczepą pełną okorowanych dłużyc. Kabina kierowcy jest pusta, maszyna odpoczywa z ramieniem wspartym na świeżo ściętych świerkowych pniach. Małgorzata fotografuje czerwoną tabliczkę z oznaczeniem rezerwatu przyrody. Ma już numery telefonów kilku osób z Obozu dla Puszczy, więc wysyła im wiadomość: „Przyjeżdżajcie”.

Kolejnego dnia zjawia się blisko dwadzieścioro ludzi. Rozstawiają namioty w ogrodzie domu na Wygonie, długo naradzają się przy ognisku.

Przed świtem idą do lasu. Małgorzata jak zwykle ma przy sobie aparat. Kluczą po lesie prawie dziesięć kilometrów, żeby ominąć patrole straży leśnej. Do mokrej od potu skóry przyklejają się gzy i komary. Niebo nad drzewami szarzeje, kiedy aktywiści wyskakują spomiędzy pni i oblepiają harwester. Zaskoczony operator zatrzymuje silnik. Jest spokojny. „Zachował się ze zrozumieniem” – odnotują później aktywiści. „Uprzejmie i z szacunkiem dla protestujących” działają też strażnicy leśni. Na głowy spadają pierwsze krople deszczu. Około piętnastej blokada się rozwiązuje, bo nadciąga burza, więc maszyna tego dnia nie wróci już do pracy. Przed wyjściem z lasu protestujący robią sobie zdjęcie: stoją w strugach deszczu między dwoma stosami ściętych świerków, trzymają baner: „Nie odpuszczamy”.

W pierwszych dniach lipca z Obozu dla Puszczy przychodzi do Małgorzaty wiadomość: na Majdanie pracują maszyny. Spod jej domu kolejny raz ruszają ludzie, ona bierze aparat i plecak.

Kiedy wychodzi, jabłonie w jej sadzie zawiązują owoce. Kiedy wróci, jabłka zaczną już powoli kruszeć.

[tytuł i śródtytuły od redakcji]

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Dorota Borodaj
Dorota Borodaj

Reporterka, autorka wywiadów, publikowała m.in. w „Dużym Formacie”, magazynach „Pismo” i „Kontakt”, „Wysokich Obcasach”, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, pracuje nad książką-reportażem o obronie Puszczy Białowieskiej w 2017 roku.

Komentarze