Rozmowa Trumpa z Putinem z 19 maja dała wiatr w żagle propagandzie Kremla. Podbija stawkę w negocjacjach z Ukrainą. I to w taki sposób, że Zachód, a zwłaszcza Amerykanie mogliby to łyknąć. Bo kto nie miał na lekcji historii o tym, jak Rosja w XVIII wieku przejęła kontrolę nad I Rzecząpospolitą, może nie zauważyć, gdzie jest pułapka
Trump ogłosił 19 maja 2025, że jest zachwycony rozmową z Putinem. Zwłaszcza że ten pogratulował mu narodzin 11. wnuka. Ogłosił też, że wierzy, że negocjacje ukraińsko-rosyjskie przyniosą efekty. Nie będzie jednak wnikał w ich szczegóły. W związku z tym plany nałożenia nowych amerykańskich sankcji na Rosję się oddaliły – a o to właśnie grał Putin. Może więc dalej atakować Ukrainę.
Trump bowiem uwierzył albo chciał uwierzyć Putinowi, że w Ukrainie to Rosja wygrywa. Nie przyszło mu do głowy, że rosyjski dyktator po prostu nie może zatrzymać wojny – więc skończy się ona może dopiero po zmianach w Rosji (tam to świetnie wiedzą i ujawnia to propaganda Kremla – o czym niżej).
Ukraina przyjęła stanowisko Trumpa bardzo chłodno – pisała o tym Krystyna Garbicz.
Tymczasem propaganda Kremla rozkręca się, stawiając Ukrainie nowe warunki „pokojowe”. Jedynym ustępstwem, na jakie jest gotowa, to „rozważenie wniosku Ukrainy” o spotkanie prezydenta Zełenskiego z Putinem.
Putin nadal, w czwartym roku wojny, gra o kontrolę nad całą Ukrainą. Przyznał to nawet Trump (nazwał to „zabraniem wszystkiego”).
Kreml zmienił jednak w tym tygodniu taktykę – przestał domagać się od Ukrainy, by oddała swoje ziemie, w tym te jeszcze niezdobyte. „My te ziemie [Donbas, Ługańszczyznę, Chersońszczyznę i Zaporoże oraz Krym – red.] uważamy za rosyjskie, a co inni uważają, to ich sprawa” – oznajmił ni stąd, ni zowąd 21 maja były prezydent Miedwiediew.
Temat aneksji został zdjęty z porządku negocjacji. Tak samo jak kwestia rozejmu (nie ma mowy o rozejmie, bo Ukraina by się dozbroiła) czy obecności jakichkolwiek obcych wojsk w Ukrainie.
O czym więc Moskwa gotowa jest rozmawiać? I tu Państwa zaskoczę: o prawach człowieka.
Moskwa generalnie uważa koncepcję praw jednostki za zachodnią aberrację. W polityce podmiotami są wedle niej imperia. To, że nagle zaczęła się ubiegać o „prawa jednostek w Ukrainie”, jest ewidentnie sposobem na zapakowanie idei podboju Ukrainy w ładny papierek z kokardką. Tak jak to zrobiła Katarzyna II w sprawie Rzeczypospolitej, przedstawiając swoją ingerencję w jej sprawy jako oświecone upominanie się o prawa mniejszości religijnych w zacofanej katolickiej Polsce.
„Rosja nie pozostawi prawosławnego ludu Ukrainy w tarapatach i zadba o to, aby jego prawa były przestrzegane, a kanoniczne prawosławie odzyskało swoje centralne miejsce w życiu duchowym ludzi na ziemiach ukraińskich. Gwarancją osiągnięcia tych celów jest stanowisko Federacji Rosyjskiej w sprawie sprawiedliwego rozwiązania kryzysu ukraińskiego; kryzysu wywołanego przez Zachód. Stanowisko to zostało po raz kolejny wyraźnie potwierdzone przez prezydenta Putina po jego rozmowie telefonicznej z prezydentem USA Trumpem” – oznajmił np. 20 maja szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow. To samo powtórzył Miedwiediew.
I to samo mówiła Katarzyna II. I to nie przypadek. Moskwa myśli kategoriami historycznymi. To, co dla nas jest nudnym wspomnieniem z lekcji historii, tam jest modelowym rozwiązaniem wartym ponownego zastosowania. Oni w kółko zdobywają Krym oraz Paryż – 1812 roku. I zastanawiają się nad przyczyną katastrofy w 1855 i 1917 roku.
Na zdjęciu u góry: Putin przedstawia swoje warunki Ukrainie. To „usunięcie pierwotnych przyczyn konfliktów“, a jest nim istnienie niezależnej od Moskwy Ukrainy. Nagranie pochodzi z marca, ale zostało puszczone teraz, już po rozmowach w Stambule. Rosyjski napis na screenie zachęca do oglądania wywiadu z Putinem jako nowości. Bo czas dla propagandy Kremla nie ma znaczenia – ważniejszy jest obraz i historyczny wzór. A tu mamy Putina na tle portretu cara Aleksandra III. Putin jest więc jakby jego lepszym synem. Gorszy syn, Mikołaj II, doprowadził do katastrofy Rosji w I wojnie światowej. Putin się nie podaje („Wiesti niedieli”, 18 maja 2025)
Istotą opowieść o uciśnionych prawosławnych w Ukrainie jest to, że o tym, czy ktoś jest uciśniony, chce decydować Moskwa. Trump może uważać, że chodzi tu „o szczegóły negocjacji, o których nikt inny nie ma wiedzy” (jak napisał w swoim komentarzu po rozmowie telefonicznej z Putinem). A to tradycyjny sposób przejmowania przez Rosję kontroli nad sąsiednim państwem.
Drugim sposobem jest kwestionowanie legalności władz. W XVIII wieku służyło do tego finansowanie przez Moskwę konfederacji i rokoszy w Rzeczypospolitej. Teraz jest łatwiej.
Temat legalności władz Ukrainy pojawił się ponownie po rozmowach rosyjsko-ukraińskich w Stambule 16 maja. Propaganda Kremla zaczęła nagle zastanawiać się, kto też może podpisać spodziewane przez Trumpa porozumienie. Bo przecież nie prezydent Zełenski – zmartwiła się. Jego kadencja skończyła się przed rokiem. Tymczasem – zasmuciła się jeszcze bardziej – prawo międzynarodowe wyraźnie stanowi, że jeśli traktat jest podpisany przez osobę nieuprawnioną, to nie obowiązuje.
Moskwa więc mówi Trumpowi: chcesz mieć rozejm, musisz pozbyć się Zełenskiego. Powołuje się przy tym na... konwencję wiedeńską. Żeby postulat ten nie brzmiał dla Zachodu zbyt drastycznie, Kreml – ustami Miedwiediewa – dodaje, że jest też prostsze rozwiązanie: kapitulacja Ukrainy. Wtedy podpisać ją mogą wojskowi i nikt w Moskwie nie będzie ich podpisów kwestionował.
„W przypadku odmowy przyjęcia pokoju Ukraina staje przed drogą do bezwarunkowej kapitulacji”. „A wielu Rosjanom bardziej podoba się droga bezwarunkowej kapitulacji Ukrainy niż inne opcje” – mówi Miedwiediew. Wtedy pokój zapanuje w Kijowie bez dwóch zdań.
Miedwiediew – używany przez Kreml do komunikowania rzeczy, których samemu Putinowi mówić nie wypada – ogłasza to w momencie organizowania negocjacji „pokojowych” z Ukrainą. Mówi: „Obecna Ukraina, która, jak wiadomo, wcale nam się nie podoba – mam na myśli ustrój polityczny – ma jeszcze jedną, ostatnią szansę, aby zachować, pod pewnymi warunkami jakąś państwowość lub, jeśli wolicie, jakąś osobowość prawną międzynarodową”.
Szansa polega na tym, że Ukraina ma podpisać traktat przedstawiony przez Rosję. Wcześniej zmieniając swoje władze – by Rosja mogła uznać taki podpis (Obecnie na Ukrainie nie ma osób upoważnionych do zawarcia traktatu pokojowego: „I to jest duży problem”).
Tak jak w przypadku praw mniejszości o tym, czy osoba składająca podpis w imieniu Ukrainy jest odpowiednia, zdecyduje Moskwa („Jeśli w chwili obecnej obecna władza wykonawcza i prezydent Ukrainy nie są przez nas uważani za osoby, które mają prawo podpisywać umowy międzynarodowe – a zatem nie mogą podpisywać takich dokumentów – to musimy odwołać się do obowiązującej konstytucji Ukrainy i znaleźć takie osoby”. „Jeśli państwo ukraińskie zostanie zachowane w pewnych granicach, czyny przedstawicieli obecnego reżimu politycznego mogą zostać uznane za nieważne przez nowe władze, a wtedy wojna zacznie się od nowa”).
Mamy tu więc zamiar podboju wyrażony w języku obrony praw mniejszości i poszanowania prawa międzynarodowego. Oraz groźbę, że pokój się nie utrzyma
Moskwa jest świadoma, że choć Amerykanie spodziewają się „rezultatów pokojowych” w tym tygodniu, to żadnych terminów podawać nie można. A oczekiwanie ich jest szantażem wobec Moskwy. Rozmowy potrwają tyle, ile potrwają. Będą niejawne. Dziś nie wiadomo jeszcze nawet, gdzie się odbędą. Może w Watykanie, a może nie.
„Projekty będą formułowane zarówno przez stronę rosyjską, jak i ukraińską, te projekty dokumentów będą wymieniane, a następnie będą miały miejsce złożone kontakty w celu opracowania jednego tekstu. (….) Nie ma żadnych terminów i nie może ich być. Oczywiste jest, że wszyscy chcą to zrobić jak najszybciej, ale oczywiście diabeł tkwi w szczegółach” – powiedział przedstawiciel Kremla.
Mogłoby się wydawać, że Rosja rzeczywiście wygrywa w Ukrainie i świetnie jej idzie. Jednak sama propaganda Kremla ujawnia, że tak nie jest. Tyle że zmiana języka na „prawnoczłowieczo-prawnomiędzynarodowy” pozwala to ukryć.
We wtorek 20 maja Putin udał się w tajną podróż do „wyzwolonego obwodu kurskiego”. Relacje z tego propaganda pokazała nazajutrz, ujawniając przy okazji, że Putin trafił na tereny ostrzeliwane przez Ukraińców (a przynajmniej w zasięg alarmów rakietowych).
To byłby pierwszy raz w czasie tej wojny, że naraził się na takie niebezpieczeństwo. Dlaczego? Z tego, co mówi propaganda, sytuacja tam jest ciężka („Aktywność uderzeniowa Sił Zbrojnych Ukrainy na terenie obwodu kurskiego jest dość duża”). Ludzie stracili domy, teren jest zaminowany, nie wiadomo, czy uciekinierom nadal przysługuje wsparcie państwa (skoro nastąpiło „wyzwolenie”).
Putin zapewnił, że pieniądze nadal się należą, ale sytuacja w obwodzie jest „trudna”. Przyznał też, w prawdziwie carskim stylu, że chciał się upewnić na miejscu, jaka jest sytuacja.
Tak naprawdę Putin oglądał pod Kurskiem, jak będzie wyglądała cała Rosja po zatrzymaniu wojny z Ukrainą.
Wyszło tam na jaw, że operacja propagandy, zwalająca winę na całkowite zniszczenie obwodu i jego katastrofę gospodarczą, na urzędników gubernialnego szczebla (rozkradli pieniądze na obronę i obecnie siedzą za kratkami), nie zadziałało. Że być może ludzie winią też kogoś innego za to, co ich spotkało.
Ale to nie koniec kłopotów Kremla.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze