0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Carol VALADE / AFPCarol VALADE / AFP

Każdego dnia rosyjska firma najemnicza zwana najczęściej Grupą Wagnera, a oficjalnie nosząca miano Private Military Company Wagner, wymieniana jest w światowych i polskich mediach dziesiątki i setki razy – oczywiście w związku z rolą, jaką wagnerowcy odgrywają na frontach wojny w Ukrainie, a w szczególności w bitwie pod Bachmutem. Toczący się od lipca ciężki bój o to miasto przez długie miesiące był po rosyjskiej stronie niemal wyłączną domeną wagnerowców. Zdecydowanie jednak zawiedli pokładane w nich przez Kreml oczekiwania. Nie popisali się względną finezją znaną z okresu ich udziału w „bitwie o Donbas”, zaś ich znakiem firmowym stało się rzucanie do samobójczych ataków kolejnych formowanych ad hoc grup byłych więźniów, rekrutowanych wcześniej w zakładach karnych przy osobistym udziale biznesowego i politycznego patrona PMC Wagner, czyli Jewgienija Prigożyna.

Nieudacznictwo wagnerowców spod Bachmutu połączone z ich tępym uporem, okrucieństwem i zawziętością w niszczeniu sprawiły, że i sama firma, i jej szef – były kryminalista, „kucharz Putina”, kremlowski oligarcha i szef wagnerowców w jednej osobie – zaczęły w oczach zachodniej opinii publicznej uosabiać największe wady i zarazem słabości putinowskiej Rosji. Ten wizerunek wagnerowców i ich szefa może być jednak pod wieloma względami ułudą.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

Wagner na afrykańskim froncie

Zła wiadomość jest bowiem taka, że wagnerowcy pozostają nieudacznikami jedynie w Ukrainie. W cieniu tej wojny PMC Wagner prowadzi zaś inną – o wiele bardziej efektywną – wielką operację. Obejmuje ona już kilkanaście państw Afryki i służy błyskawicznemu rozszerzaniu i umacnianiu rosyjskich wpływów – zarówno militarnych, jak i gospodarczych – na kontynencie afrykańskim. „Wagnerowcy” są zbrojnym ramieniem tej operacji, uczestniczą w niej jednak również rosyjscy dyplomaci i agenci służb specjalnych, zastępy specjalistów od kampanii propagandowych i dezinformacyjnych oraz cała sieć spółek powiązanych z PMC Wagner i politycznym patronem tej firmy Jewgienijem Prigożynem – których zadaniem jest organizacja systemu biznesowo-mafijnej eksploatacji Afryki.

Alarm ogłasza już kilka różnych instytucji. Kolektyw All Eyes on Wagner publikuje wyniki kolejnych śledztw dotyczących kolejnych krajów Afryki, w których obserwowane są ślady obecności PMC Wagner. Global Initiative against Transnational Organized Crime (GI-TOC), ogłosiła w lutym obszerny raport na temat tempa rozprzestrzeniania się wpływów „wagnerowców” w Afryce. Z kolei Zespół Analizy Zagrożeń koncernu Google jeszcze pod koniec 2022 roku opublikował inny raport – dotyczący propagandowej i dezinformacyjnej ekspansji w krajach Afryki podmiotów powiązanych z Jewgienijem Prigożynem i PMC Wagner.

Jeszcze w połowie poprzedniej dekady można było mówić o jedynie dwóch krajach Afryki i Bliskiego Wschodu, na terenie których na większą skalę działali najemnicy z Rosji. Były to Syria i Libia. W Syrii wagnerowcy wspierali oficjalną interwencję rosyjskiej armii wezwanej na pomoc przez syryjskiego dyktatora (i wiernego sojusznika Kremla) Baszszara al-Asada. Rosjanie (zarówno żołnierze regularnej armii, jak i najemnicy) pomogli Asadowi odwrócić losy wojny domowej, pokonać armię Państwa Islamskiego i zdławić pozostałe syryjskie rebelie.

W Libii z kolei wagnerowcy stali się swoistym „języczkiem u wagi” w toczącej się w tym kraju od upadku dyktatora Muammara Kadafiego krwawej i chaotycznej wojnie domowej. Wsparli siły generała Chalifa Haftara w ofensywie na Trypolis i pomagali mu rozwiązywać poboczne konflikty z licznymi lokalnymi watażkami oraz organizacjami dżihadystów. Tam również wykazali się skutecznością.

Przeczytaj także:

Renoma pogromców dżihadystów

Oba te doświadczenia stworzyły Grupie Wagnera (i Rosji) wyjątkową renomę w oczach społeczeństw krajów afrykańskich, szczególnie narażonych z powodu obecności dżihadystów. PMC Wagner zaczął w ich oczach stawać się swoistym „szeryfem” zdolnym uporać się z zagrożeniami, z którymi nie były dotąd w stanie poradzić sobie ani same państwa Afryki, ani wspierające je – niekiedy również militarnie – kraje Zachodu, przede wszystkim Francja.

Na korzyść „wagnerowców” działa w oczach społeczeństw państw Afryki również brak kolonialnych uwikłań Rosji na kontynencie.

To także dlatego w ostatnich latach lista krajów Afryki, w których obecni są najemnicy z Grupy Wagnera, wydłuża się w zastraszającym tempie. Do Libii dołączyły z całą pewnością Sudan i Sudan Południowy, Republika Środkowoafrykańska, Mali, Mozambik i Madagaskar. Dyskusyjne jest to, w jakiej skali wagnerowcy obecni są już między innymi w Angoli, Gwinei i Gwinei-Bissau, Burkinie-Faso, Zambii, Rwandzie i Botswanie.

Wzorzec jest następujący – PMC Wagner wysyła do kolejnych afrykańskich krajów w pierwszej kolejności swych emisariuszy, którzy (za pośrednictwem oficjalnych kanałów rosyjskiej dyplomacji, ambasad i konsulatów) nawiązują kontakty z władzami i oferują pomoc w zdobyciu przewagi w toczących się w tych krajach wojnach domowych o różnym stopniu nasilenia. Oferty wagnerowców są przy tym odpowiednio atrakcyjne. Najczęściej emisariusze Prigożyna nie chcą nawet za swe militarne usługi gotówki – lecz praw do eksploatacji zasobów Afryki – złota, diamentów, surowców czy drewna tropikalnego.

Propaganda na pełną skalę

Jednocześnie – albo i chwilę wcześniej - w tym samym kraju instalują się zawodowi propagandyści wyszkoleni w strukturach Internet Research Agency – czyli firmy odpowiadającej za słynne „farmy trolli” pod Petersburgiem i również podporządkowanej Prigożynowi. Propagandyści tworzą w mediach społecznościowych i sieci liczne konta i kanały, które zaczynają kierować do miejscowej ludności przekazy o odwiecznej przyjaźni rosyjsko-afrykańskiej – najczęściej francuskojęzyczne (bo Rosjanie szczególnie upodobali sobie dawne francuskie kolonie). Narzędziem może być nawet animowany filmik o Lwie i Niedźwiedziu uosabiających wzajemną jedność Afryki i Rosji.

Prócz tego propagandyści pracujący dla Prigożyna tworzą w krajach Afryki całe media, a nawet agencje prasowe o przekonująco brzmiących nazwach jak Sudan Daily czy SADC News. Zatrudnia się w nich miejscowych dziennikarzy, których zadaniem staje się tworzenie treści wychwalających obecność Rosji w Afryce i krytykujących politykę Zachodu – zwłaszcza Francji - wobec państw afrykańskich. Są też całe sieci trollkont przeznaczonych do wywierania wpływu na wciąż niezależnych dziennikarzy z regionu. Zetknięci z gniewnym „głosem ludu”, mają sami naprostowywać swój przekaz na prorosyjską linię.

Ba, powstają nawet wagnerowskie superprodukcje filmowe, przeznaczone na rynek afrykański. „Turysta”, film akcji nakręcony w Republice Środkowoafrykańskiej opowiada o oddziałach Grupy Wagnera bohatersko ratujących kraj przed rebeliantami. Występuje w nim kilku autentycznych wangerowców. Przetłumaczony na język sango film wyświetlano na pełnym ludzi stadionie w stolicy kraju Bangi. Publiczność otrzymywała od wagnerowców koszulki z napisem „Je suis Wagner” („Jestem Wagnerem” – po francusku, przyp. red). Z pomocą wagnerowskiej sieci propagandowej film stał się następnie hitem afrykańskiego internetu.

Ta propagandowa i dezinformacyjna działalność przynosi wagnerowcom wymierne efekty. W marcu 2022 roku, po głosowaniu ONZ w sprawie rezolucji potępiającej rosyjski najazd na Ukrainę, w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej odbył się tłumny prorosyjski wiec. Z kolei w Mali po zwycięstwach wagnerowców w potyczkach z dżihadystami odbywały się na ich cześć wręcz parady triumfalne z udziałem miejscowej ludności, wdzięcznej Rosjanom za uwolnienie ich od śmiertelnie niebezpiecznego zagrożenia.

View post on Twitter

Wybór krajów Afryki, które dostają od Rosji ofertę wagnerowskiej pomocy wojskowej, nie jest oczywiście przypadkowy. PMC Wagner bierze na celownik przede wszystkim afrykańskie państwa na poły upadłe, w których funkcjonują zagrażające władzom (ale też obywatelom i szczątkowym fundamentom publicznego porządku) zbrojne struktury – najczęściej dżihadystów mniej lub bardziej ściśle powiązanych z Państwem Islamskim lub Al Kaidą. To zarazem państwa, które nie bardzo już mogą liczyć na czyjąkolwiek inną pomoc.

Jak to się robi w Mali

Najbardziej uderzającym przykładem jest Mali. Do zamachu stanu w 2020 roku względną (i chwiejną) stabilność kraju pogrążonego od lat w kilkustronnej wojnie domowej zapewniały stacjonujące tam francuskie wojska. Po przewrocie w Mali prezydent Francji Emmanuel Macron zdecydował jednak o ich wycofaniu. Wagnerowcy pojawili się tam niemal natychmiast po wyjeździe francuskiego kontyngentu i zaczęli wspierać wojska rządowe w walkach zarówno z islamistami, jak i tuareskimi rebeliantami. Są w tym skuteczni. O ile w Ukrainie na froncie pełnoskalowej wojny w konfrontacji z dobrze wyszkolonymi i wyposażonymi jednostkami SZU często okazywali się bezradni, są odpowiednio przygotowani do walk przeciwpartyzanckich w warunkach ograniczonego lokalnego konfliktu.

Metody, które stosują wagnerowcy, są bezwzględne – a zbrodnie wojenne są dla nich narzędziem osiągania celów militarnych, po które sięga się regularnie.

W wiosce Mourah w Mali pospołu z wojskami rządowymi rozstrzelali około 300 mieszkańców uznanych za sojuszników islamistów. Ofiary ustawiono w rzędy po 15-20 osób i kolejno zabijano. Z kolei w wiosce Gossi po przeprowadzeniu podobnej masakry wagnerowcy zainscenizowali „odkrycie masowych grobów” rzekomych ofiar… francuskiej armii. Wideo z tej inscenizacji zostało wykorzystane do działań dezinformacyjnych na niekorzyść Francji.

Jeśli chodzi o liczby, z zachodniego punktu widzenia (i w porównaniu z pełnoskalowym konfliktem w Ukrainie) skala obecności wagnerowców w państwach Afryki może nie wydawać się imponująca. W Republice Środkowoafrykańskiej jest ich 1800. W Libii – ok. 1200. W Mali może około 1000, dokładnej liczby nie zna nikt. Rozumienie tej skali zmienia się jednak diametralnie, gdy weźmiemy pod uwagę, że w 2013 roku do rozstrzygającej ofensywy w Mali Francuzi zaangażowali łącznie około 2000 własnych żołnierzy – i była to liczba wystarczająca – zaś ich kontyngent w Republice Środkowoafrykańskiej stanowiło około 1200 żołnierzy. Sami wagnerowcy zatrudniają zaś na miejscu również lokalnych „podwykonawców”, stosując swoistą najemniczą odmianę biznesowego outscorcingu. O ile najemnicy z Rosji mogą liczyć na pensje w wysokości kilku tysięcy dolarów, o tyle „podwykonawcy” z Mali zarabiają ich po kilkaset – co i tak stanowi bardzo dobrą płacę w pogrążonym w skrajnym kryzysie kraju.

Biznesowa ośmiornica Rosji

Militarna obecność najemników z Grupy Wagnera w państwach afrykańskich stwarza organizacji Prigożyna liczne okazje do zarobku – i to krociowego. Wykorzystywana jest do tego cała sieć spółek zależnych od PMC Wagner i zarejestrowanych w różnych państwach regionu, które prowadzą rozmaite legalne, na poły nielegalne i zupełnie nielegalne biznesy w skali całego kontynentu.

Rząd Republiki Środkowoafrykańskiej przyznał na przykład Grupie Wagnera między innymi koncesję na pozyskiwanie cennych gatunków drewna tropikalnego na obszarze prawie 200 tysięcy hektarów oraz prawa do eksploatacji kopalni złota Ndassima. Otrzymała je zarejestrowana na Madagaskarze spółka zależna Grupy. Gospodarka Republiki Środkowoafrykańskiej jest obecnie w znacznym stopniu spenetrowana przez firmy powiązane z PMC Wagner. W innych państwach Afryki takie firmy czerpią przede wszystkim zyski z wydobywania licznych cennych surowców, a także z ich przemytu – dotyczy to m.in. kruszców i diamentów. Część z tych firm pośredniczy również w dostawach broni dla lokalnych armii – z całkowitym lekceważeniem międzynarodowych sankcji nakładanych zarówno na Rosję, jak i na afrykańskie reżimy. Broń od rosyjskiej firmy Rosoboronexport trafia na przykład przez Kenię i Ugandę do Sudanu Południowego.

PMC Wagner w swej skrytej inwazji na Afrykę poniosła jak dotąd tylko jedną bezapelacyjną klęskę.

Była nią próba interwencji w Mozambiku w 2019 roku – która skończyła się rzezią wagnerowców z rąk miejscowych islamistów, wzorem bojowników Państwa Daesh niestroniących od ścinania głów jeńcom. Po kilkumiesięcznej zaledwie kampanii wagnerowcy pospiesznie się z Mozambiku wycofali. We wszystkich pozostałych państwach Afryki obowiązuje jednak inna zasada. Grupa Wagnera jest tam trochę jak Armia Czerwona w Europie Wschodniej – gdzie wagnerowcy wejdą, stamtąd już nie wychodzą.

Afrykańska działalność wagnerowców pod wieloma względami powiela dwa wzorce postępowania stworzone przez Zachód – pierwszy w epoce zimnej wojny, drugi już w erze pozimnowojennej.

Wzorzec „awanturnika"

Pierwszy z tych wzorców najłatwiej przypomnieć, przywołując postać Roberta „Boba” Denarda. Ten francuski najemny dowódca był najbardziej znaną postacią wśród całych rzędów sobie podobnych „psów wojny”, którzy w epoce pierwszych postkolonialnych dekad dokonywali w państwach Afryki przewrotów wojskowych, zamachów stanu i interwencji zbrojnych o rozmaitej skali, by zabezpieczać interesy dawnych kolonialnych metropolii – przede wszystkim Francji, ale niekiedy również Wielkiej Brytanii czy nawet Belgii.

Denard – weteran tajnych francuskich służb z okresu wojny w Algierii – pracował przede wszystkim na zlecenie swych francuskich mocodawców, nigdy przy tym nie zapominając o własnych interesach. W latach 60. XX wieku jako dowódca najemniczej armii należał do głównych rozgrywających wojny domowej w Kongu. Skończyło się to nieudanym „buntem najemników”, w ramach którego Denard wraz z kilkoma kompanami zamierzali – za pośrednictwem Moise Tshombe - przejąć realną władzę w Kongu.

Następnie Denard uczestniczył w roli najemniczego dowódcy w wojnach domowych m.in. w Biafrze, Gabonie i Gwinei. Organizował też liczne zamachy stanu w państwach Afryki, często wspierane przez zachodnie – zwłaszcza francuskie – służby specjalne. Od końca lat 70. do roku 1989 Denard de facto rządził Komorami, w których nominalną władzę sprawował zainstalowany przez niego w zamachu stanu prezydent Ahmed Abdallah. Komory w tym okresie stanowiły rodzaj punktu przeładunkowego na trasie handlowej między Francją a objętą sankcjami za politykę apartheidu Republiką Południowej Afryki. Denard w roli szarej eminencji Komorów był więc co najmniej tolerowany przez francuskie władze.

Czas końca zimnej wojny ogłoszono też epoką „końca najemników” w postkolonialnej Afryce. Tu znów warto na moment wspomnieć o Denardzie, bo symbolem owego „końca” była ostatnia próba zamachu stanu, dokonana przez niego na Komorach w 1995 roku. Choć najemnikowi udało się w ramach „inicjatywy prywatnej” ponownie opanować stolicę kraju na około tydzień, tym razem kres jego wyczynom położyła błyskawiczna interwencja francuskiej armii, w ramach której Denard trafił w kajdankach do Paryża. Ojczyzna obeszła się z nim jednak łagodnie. Choć spędził w areszcie jakieś dziewięć miesięcy, jego proces potrwał przez następnych 11 lat, a ostatecznie Denard został skazany na pięć lat w zawieszeniu. W świecie po zimnej wojnie przez jakiś czas nie było już miejsca ani dla Denarda, ani po jemu podobnych.

Przez pierwsze lata po 1989 roku rzeczywiście można było mówić o „końcu epoki najemników”.

W branży panowała posucha, generacje awanturników w rodzaju zarówno Denarda, jak i jego (i jego konkurentów) uczniów i wychowanków przeszły na naturalną emeryturę.

Wzorzec „profesjonalisty"

Tyle tylko, że zwolnione przez nich błyskawicznie miejsce zaczęło wypełniać całkiem nowe pokolenie. Jego duchowym przywódcą nie był już żaden Denard, tylko Erik Prince, założyciel słynnej w epoce wojny w Iraku firmy PMC Blackwater. Blackwater i inne podobne firmy wyznaczyły nowe reguły najemniczej branży – rekrutującej wyłącznie profesjonalistów, zarządzanej niemal w pełni korporacyjnie i świadczącej swe specyficzne usługi na ogromną, globalną skalę. Głównym klientem Blackwater był rząd Stanów Zjednoczonych, który wykorzystywał najemników m.in. w Iraku i Afganistanie – do wykonywania bardziej niebezpiecznych zadań, niosących ze sobą ryzyko śmierci żołnierzy regularnej amerykańskiej armii, a tym samym problemów politycznych w kraju.

Blackwater nie nazywa się już Blackwater. Najpierw przechrzczoną ją na Xe Services, obecnie to Academi. Rebranding był niezbędny z przyczyn, powiedzmy, wizerunkowych – po tym jak amerykański sąd skazał kilku najemników firmy za dokonanie masakry cywili w Bagdadzie w 2007 roku.

Wagnerowcy kopiują dziś w Afryce oba zachodnie wzorce naraz.

To organizacja skonstruowana jak korporacja – i pod bardzo wieloma względami równie nowoczesna jak Blackwater.

Zarazem jednak ludzie Prigożyna w krajach Afryki powielają wzorce zachowań charakterystyczne dla epoki Boba Denarda, korzystając przy tym do woli z rosyjskiej kultury systemowej korupcji, która pozwala niemal każdemu, kto należy do struktur władzy na prowadzenie lewych interesów przy cichej akceptacji wyższych instancji.

Nowa strefa wpływów

Jest jednak i trzeci wzorzec – tym razem sowiecki. W każdym z krajów afrykańskich obecni tam wagnerowcy są oficjalnie i półoficjalnie przedstawiani jako „doradcy wojskowi”. Zupełnie tak, jak wyglądało to w czasach zimnej wojny, gdy „doradcy wojskowi” z ZSRR wspierali komunistyczne partyzantki w krajach Afryki oraz całe afrykańskie państwa, które postawiły na sojusz z blokiem wschodnim. W wielu regionach kontynentu pozostały po tych czasach prorosyjskie sentymenty – co razem z brakiem uwikłania Rosji w kolonialną przeszłość daje wagnerowcom kolejne argumenty na rzecz pozyskiwania przychylności miejscowych władz i społeczności.

Wagnerowska ośmiornica z mackami, rozciągniętymi po całym kontynencie afrykańskim, buduje Rosji nową strefę politycznych i gospodarczych wpływów.

Efekty są widoczne już dzisiaj – także w skali geopolitycznej. W rocznicę rozpoczęcia rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę ONZ Mali (razem z Syrią, Erytreą, Białorusią, Demokratyczną Republiką Konga, Nikaraguą i samą Rosją) zagłosowało przeciwko rezolucji potępiającej agresję i wzywającej Moskwę do natychmiastowego wycofania się z Ukrainy. Republika Środkowoafrykańska, Sudan, Gwinea, Kongo, Sudan, Uganda, Zimbabwe, Angola, Namibia i Mozambik należały do grupy 32 krajów, które wstrzymały się od głosu. A w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej stoi już nawet… pomnik wagnerowców.

View post on Twitter

Nie sposób jeszcze rozstrzygająco odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu państwa Afryki mogą stać się dla Grupy Wagnera źródłem rekrutów na wojnę w Ukrainie. Choć wagnerowcy podejmowali już liczne próby werbowania weteranów np. z Syrii czy Libii na front w Donbasie, dotąd nie można było stwierdzić, by to zjawisko miało masową skalę. W ostatnim czasie na froncie wschodnim zaczęli być jednak widywani najemnicy z naszywkami w barwach takich krajów jak Mali czy Palestyna. Palestyńczycy mają zaś być werbowani przez wagnerowców głównie na terenie pogrążonego obecnie w skrajnym kryzysie ekonomicznym Libanu. Według „The Jerusalem Post” oferowany jest im żołd w wysokości 350 dolarów miesięcznie.

View post on Twitter

***

Na zakończenie coś jeszcze. Otóż w sensie oficjalnym PMC Wagner istnieje zaledwie od nieco ponad dwóch miesięcy. A ściśle od 27 grudnia 2022 roku, dopiero wtedy bowiem w Rosji została zarejestrowana firma o tej nazwie. Wcześniej „wagnerowcy” działali de facto jako sieć kilkudziesięciu różnych powiązanych ze sobą firm o przykrywkowym charakterze.

Sam Jewgienij Prigożyn po raz pierwszy przyznał publicznie, że coś takiego jak Grupa Wagnera w ogóle istnieje, dopiero we wrześniu zeszłego roku.

Zaś w listopadzie z fanfarami ogłosił otwarcie „Centrum Wagnera” w nowoczesnym biurowcu w Petersburgu.

Wcześniej natomiast zarówno sam Prigożyn jak i przedstawiciele rosyjskich władz konsekwentnie zaprzeczali istnieniu Grupy Wagnera – mimo że jej poczynania w Ukrainie śledził na żywo cały świat, a jej wcześniejsza działalność w Syrii, Libii i krajach Afryki była już bardzo dobrze poznana i udokumentowana.

I dziś jednak zarówno Moskwa, jak i stolice afrykańskich państw, w których obecni są wagnerowcy, konsekwentnie zaprzeczają istnieniu jakichkolwiek militarnych powiązań między obiema stronami. Kompletnie nie przeszkadza to najemnikom, propagandystom i szemranym biznesmenom, działającym na rzecz organizacji Prigożyna, w stopniowym zamienianiu Afryki w nową rosyjską strefę wpływów.

Na zdjęciu: mieszkanka Republiki Środkowoafrykańskiej składa wieniec pod pomnikiem przedstawiającym żołnierzy środkowoafrykańskich i wagnerowców, Bangui, 23 lutego 2022 r.

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze