Wygląda na to, że w trwającej „kampanii wyborczej na wybór Putina na kolejną kadencję” poddani cara negocjują z nim nowe warunki kontraktu. Car miałby w końcu zapłacić za wszystkich zabitych i okaleczonych w Ukrainie. I — być może — produkować oprócz pocisków także rury do ciepłej wody
Najważniejszym tematem ostatniego tygodnia była w propagandzie Kremla katastrofa rosyjskiego samolotu IŁ-76, który 24 stycznia rozbił się w obwodzie bielgorodzkim, przy granicy z Ukrainą. Według propagandy przewoził ukraińskich jeńców do wymiany, a zestrzelili go Ukraińcy. Zginąć miało 64 jeńców i 11 rosyjskich żołnierzy. Ukraińcy początkowo twierdzili, że samolot transportował rakiety, którymi ostrzeliwany jest Charków. Potem ogłosili, że sprawa wymaga zbadania.
To nie jest pierwszy zestrzelony samolot i – jeśli rzeczywiście na pokładzie byli ukraińscy jeńcy – nie pierwsza ich śmierć w czasie, gdy odpowiadała za nich Rosja. Co, naprawdę się tam stało, nie wiemy i długo się nie dowiemy, bo Rosja sama to sobie ustala, bez międzynarodowej kontroli. Pewne jest jednak, że samolot został zestrzelony z winy Rosji – bo bez najazdu Putina na Ukrainę do tego by nie doszło.
To, co propaganda z tym zestrzelonym IŁ-em wyrabia, przekracza jednak wszelkie granice. Nie tylko zalewa nas pełnymi oburzenia komentarzami, że to na pewno dzieło Ukraińców (zrobili to z premedytacją, bo Rosja ich uprzedziła o transporcie jeńców – twierdzą rosyjscy dyplomaci w ONZ; zrobili to może przez przypadek, bo nie umieją używać zachodniej broni – opowiada z kolei Putin, który może nie chce do tej historii wplatać przyznania się, że Ukraińcy są w stanie celnie uderzać w przestrzeni powietrznej nad Rosją).
Żeby udowodnić, że w samolocie byli jeńcy, telewizja w głównym wydaniu “Wiesti” kilkukrotnie pokazywała fragmenty ludzkich ciał – rzekomo z samolotu – z tatuażami mającymi świadczyć o tym, że to Ukraińcy (przy czym tych ciał Moskwa nie zamierza oddawać Ukrainie).
Najbardziej jednak niesamowite są obchody żałobne po załodze samolotu. Telewizja pokazuje nabożeństwo i rodziny. I pozwala wdowom wyjść z obowiązkowej od początku wojny roli kobiet dumnych z bohaterstwa męża. Mamy zrozpaczone niepowetowaną stratą kobiety, które opowiadają do kamery, że odebrano im kogoś bardzo ważnego, dobrego, kto... dbał o ciepło w domu.
Nigdy wcześniej tam tego nie widziałam.
A przecież w czasie pełnoskalowego najazdu na Ukrainę zginęło już kilkaset tysięcy wojskowych Putina, 600 tysięcy jest na froncie i każdy z nich lada chwila zginąć może. Oni wszyscy są i byli ważni dla swych bliskich i znajomych. Propaganda jednak nigdy tego nie przyznała. I nigdy nie obchodziła takiej żałoby. Załogi samolotów zestrzelonych – też nad Rosją – w czasie puczu Prigożyna w czerwcu 2023 r. doczekały się ledwie półzdaniowych wzmianek.
Ja oczywiście tej propagandzie nie wierzę za grosz. Więc mój umysł, napakowany obrazami ludzkich szczątków i rozpaczą wdów podpowiada mi, że Rosjanie sami spokojnie mogli ten samolot zestrzelić, żeby zapewnić Putinowi komfort podróży do Kaliningradu. Putin poleciał do tej rosyjskiej enklawy następnego dnia po zestrzeleniu IŁ-a, a przelecieć musiał nad krajami NATO. Carska duma nie pozwalała mu notyfikować przelotu – a awantura międzynarodowa o zestrzelonego IŁ-a doskonale mu bezpieczeństwo przelotu zapewniała.
Nie ma na to żadnych dowodów: chcę tylko Państwu pokazać, jak działa mózg bombardowany przez propagandę: wietrzy spiski i zamachy.
Ale ja w tym cyklu nie piszę o faktach, tylko o propagandzie. Więc kluczowe pytanie brzmi: dlaczego propaganda Putina tak celebruje katastrofę IŁ-a?
Na pewno nie chodzi tu o odwrócenie uwagi od rosyjskich zbrodni – jak w przypadku Buczy czy spalenia żywcem ukraińskich jeńców w rosyjskim obozie w Ołeniwce.
Wtedy propaganda zarzucała nas szczegółami, które nie tyle miały pokazać, że prawda jest inna, ale zdezorientować, żebyśmy nie wiedzieli, co w ogóle jest prawdą.
Tym razem propaganda wmawia nam po prostu, że Ukraińcy są potworami, bo zestrzelili swoich własnych jeńców na złość Rosji. A to – choć uzasadnia podejrzenie, że to Rosjanie mogli samolot zestrzelić na złość całemu światu – oznacza jednak przede wszystkim, że propaganda Putina bardzo potrzebuje teraz moralnego uzasadnienia wojny w Ukrainie. I to nie na takim ogólnym poziomie: że zgniły i zarządzany przez kobiety, starców i gejów Zachód chciał najechać na Rosję, bo to, by rosyjskie dzieci pobawić tożsamości płciowej.
Tu mamy argument ostateczny: Ukraina morduje swoich, więc najazd na nią jest nie tylko słuszny, ale i moralny.
"To są fakty bezprecedensowe. Wiemy, że to nie pierwszy raz, kiedy Kijów niszczy swoich obywateli. Tak naprawdę zaczęli to robić konsekwentnie w 2014 roku. Kijów zaczął niszczyć swoją ludność. To kontynuacja tych działań” – powiedział o katastrofie IŁ-a rzecznik Putina Pieskow.
A po co to Putinowi?
Odpowiedź dało nam spotkanie Putina ze studentami, którzy na ochotnika poszli na front. Putin spotkał się z nimi w Petersburgu zaraz po powrocie z Kaliningradu.
Spotkanie zaczął od tego, że ma nadzieję, iż walka w okopach zmieni ich, stworzy nowe więzi z towarzyszami i pokaże, co naprawdę ważne. „Bo co innego oglądać to w telewizji i słuchać wystąpień, a co innego być w okopach, gdzie zimno i świszczą kule”. Było to przerażające i śmieszne zarazem, bo Putin do okopu zbliżył się najbliżej na 300 kilometrów, a mówił do ludzi, którzy – wedle propagandy – właśnie z tych okopów wrócili.
Z tego tygodniowej dawki obrzydliwości gorszy był chyba tylko wykład Putina o myśli Kanta. Z okazji wspomnianej wizyty w Kaliningradzie/Królewcu. To, co z tego zrozumiała propaganda, wklejam tu dla chętnych:
Młodzi wojskowi – jak wynika z przekazu propagandy – nie dali się jednak na te brednie nabrać. Putina pytali o pieniądze. Bo nadal za rany i za śmierć Putin płaci – ale nie każdemu i nie od razu. Ten temat przewija się od miesięcy, zatem opowieści Putina o braterstwie w okopach i o bestialstwie Ukrainy mają przykryć przykry temat, że władza nie dotrzymała umowy.
Rosjanie, jak przekonuje propaganda Kremla, zaakceptowali wojnę. Ale najwyraźniej zawarli też z władzą swego rodzaju kontrakt: władza ma za zgodnę na wojnę płacić i to dużo. Podobny kontrakt zawarli już z Putinem wcześniej: za stopniowy wzrost dobrobytu zgodzili się na autorytarną władzę, skoro protestować nie ma jak.
Ale tamten kontrakt był prostszy: to, że nie każdy dostanie preferencyjny kredyt na nowe dobra, nie skłania jeszcze do ponurych myśli o władzy. Co innego, jeśli okazuje się, że nie za każdą śmierć i kalectwo dostaje się obiecaną wypłatę. A zatem cały pomysł władzy, by wojnę prowadzić bez mobilizacji, tylko siłami kontraktowymi, nie jest taki świetny, jak się początkowo wydawało. Nie w państwie, które umie produkowac broń, ale poza tym nie działa.
Młodzi (i wykształceni) wojskowi zaproponowali, żeby świadczenia były wypłacane każdemu rannemu i zabitemu, niezależnie od tego, czy ma kontrakt. I żeby pomoc humanitarna dochodziła na front. Mówili też, że niedopuszczalne jest, że rosną im odsetki od kredytów, kiedy oni siedzą w okopach albo ranni leżą w szpitalu. W ten sposób pokazali Putinowi, czym naprawdę jest solidarność w okopach: wszyscy mają prawo do obiecanych pieniędzy. Putin oczywiście obiecał, że wszystko załatwi i uprości. Dodatkowo obiecał żołnierzom pomoc psychologiczną – czyli że trauma wojenna jest już w Rosji społecznym problemem.
Zaś propaganda zamieniła te postulaty od razu w dekret wszechwładnego Putina, ale, przynajmniej początkowo, nie ukrywała, że to były postulaty “bohaterów z frontu” (żądania młodych żołnierzy zostały wycięte z relacji w podsumowujących tydzień „Wiestiach Niedieli” 28 stycznia. Ale w „Wiestiach” 26 stycznia wszystko było).
Młodym wojskowym Putin złożył też inną ofertę:
że będą stanowić przyszłą elitę Rosji.
„Powinniście mieć ważne miejsce w państwie” – powiedział. A na kolejnym spotkaniu dodał: „W sumie w zasadzie powinniśmy wspierać tych chłopaków. Dziś spotkałem się ze studentami, którzy przerwali studia. Wielu z nich zgosiło się do strefy działań bojowych. To z tych ludzi musimy w przyszłości tworzyć elitę kraju. Oni, przepraszam za wyrażenie, nie eksponują genitaliów i nie pokazują tyłków” – powiedział Putin nawiązując do słynnej “gołej imprezy” w Moskwie (dress code wymagał tam od celebrytów, by bawili się ”prawie nago". Spowodowało oburzenie tych, których tam nie zaproszono i niczego nie widzieli. O donos do samego Putina posądzany jest reżyser Nikita Michałkow, ale ten 29 stycznia zdementował to).
Nie o nagość tu oczywiście chodzi, ale o przekonanie władzy, że ludzie, którzy sami decydują o tym, kim są i jak chcą wyglądać, nie na wiele się zdarzą. Bo najwyżej nie będą protestować – ale do przytakiwania się nie nadają. „Takich dziwaków też potrzebujemy oczywisćcie, niech oni też sobie będą” – łaskawie zgodził sie Putin. „Ale z tych ludzi [młodych wojskowych] należy utworzyć prawdziwą elitę kraju, w której ręce można oddać Rosję. To znaczy, że trzeba ich wspierać, trzeba im pomagać”.
To rzeczywiście lepsza kadra: przedstawiwszy niedomagania systemu i wytargowawszy to i owo młodzi wojskowi pospieszyli z poparciem dla wojny Putina.
Wersja o spisku Zachodu i czyhającym na Rosję “ukraińskim nazizmie” zastąpił wersją, że Ukraina była potrzebna do rozwoju Rosji. Ta zainwestowała w to sporo pieniędzy, no ale skoro Ukraina nie chciała bogacić Rosji, to już nie było innego wyjścia, jak na Ukrainę napaść. Bo wojna jestjak gdyby realizacją kontraktu Putina z obywatelami, że zapewni im lepsze życie.
O tym, że w czasie toczącej się właśnie “kampanii wyborczej” przed marcowymi wyborami Putina na kolejną kadencję prezydencką władza negocjuje z poddanymi, a poddani stawiają warunki, świadczy też taka oto zeszłotygodniowa wypowiedź ministra obrony Siergieja Szojgu:
„Konieczna jest kontynuacja prac nad zapewnieniem niezależności technologicznej Rosji. W obecnej sytuacji niedopuszczalne jest zmniejszanie tempa produkcji wyrobów wojskowych. A w przypadku szczególnie popularnych modeli ważne jest zwiększenie ich produkcji”.
Skoro Szojgu to mówi, to musiały się pojawić już głosy, żeby bogactwa Rosji nie przepalać w okopach w Ukrainie. I żeby może wyprodukować też np. trochę rur do centralnego ogrzewania i gazu. Wszak w Rosji co i rusz jakaś stara rura pęka, ludzie wpadają do wrzątku, kiedy usuwają się pod ich stopami chodniki. Kolejny nieremontowany czteropiętrowy dom zawalił się akurat w niedzielę w Rostowie nad Donem (zwaliła się ściana jednej z trzech klatek schodowych, reszta się trzyma, ale nie wiadomo, jak dlugo).
Do wielu domów w miastach ciepła woda już nie dociera. A przecież w wyniku wojny – jak obiecywał Putin – to Zachód miał zamarznąć, a nie Rosja.
Wobec ewidentnych problemów z dopełnieniem kontraktu z poddanymi władza tradycyjnie powraca do wspomnień z II wojny światowej.
Pokazywane obszernie w telewizji spotkanie Putina z młodymi wojskowymi uświadamia nam, co naprawdę widzimy. Bardzo już starszy (z perspektywy ludzi urodzonych w XXI wieku) Putin wraca do czasów tak dawnych, że nawet jego nie było wtedy na świecie. „Reżim w Kijowie wywyższa wspólników Hitlera, esesmanów i używa terroru przeciwko wszystkim niepożądanym” – opowiada Putin. A Rosja hucznie obchodzi 80. już rocznicę zdjęcia blokady Leningradu. „Wtedy to dopiero było ciężko” – zachwyca się propaganda.
Dobra wiadomość jest taka, że Putin został 29 stycznia zarejestrowany jako niezależny kandydat na prezydenta Rosji.
Dostarczył do rosyjskiej PKW 315 tys. głosów zebranych w ciągu dwóch miesięcy. (Ogłosił, że zebrał tych podpisów 3 mln, ale jego pełnomocnicy zawieźli do komisji tylko tyle, ile wymaga prawo).
315 tys. to dużo mniej niż zebrali przed tygodniem obywatele Rosji w trzydniowej petycji (380 tys.) domagającej się od władz ukarania konduktorki, która wyrzuciła z pociągu na śmierć na mrozie kota Twiksa.
Władze w tej sprawie ustąpiły na tyle, że konduktorka ma już sprawę karną. O sprawie debatowała Duma. Propaganda odnotowała też przypadek napaści na kobietę w Samarze – bo to, że zdaniem atakujących wyglądała jak konduktorka-zabójczyni Twiksa.
Naród jednak nie wierzy władzy, kiedy ta składa obietnice.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze