0:000:00

0:00

"Elektroniczna i papierowa wersja ewidencji pobytu na polowaniu indywidualnym podlega publicznemu udostępnieniu, w zakresie obejmującym następujące informacje: termin rozpoczęcia i zakończenia oraz jednoznaczne określenie miejsca wykonywania polowania indywidualnego, a także numer upoważnienia do wykonywania polowania indywidualnego" - to była jedna z kluczowych poprawek do Prawa łowieckiego, celem której było zwiększenie bezpieczeństwa osób niepolujących.

"Jest to poprawka, która dąży do tego, by każdy obywatel mógł znaleźć szybko informację w internecie gdzie, kiedy i kto wykonuje polowanie. Naszym zdaniem jest to konieczne dla zachowania bezpieczeństwa" - mówiła, uzasadniając propozycję, posłanka Dorota Niedziela z PO.

Proponowana zmiana do projektu nowelizacji ustawy Prawo łowieckie była rozwinięciem postulatu strony społecznej. Miała ona na celu również eliminowanie sytuacji konfliktowych wynikających z przypadkowego zakłócenia polowania indywidualnego przez osobę postronną.

Bezpieczeństwo myśliwych, czyli priorytet PZŁ

Szybko Polski Związek Łowiecki (PZŁ) i niektórzy posłowie zaczęli torpedować propozycję. Poprawka okazała się być "niemożliwa do realizacji". Na przykład dlatego, że "myśliwi decydują się często na wyjście na polowanie indywidualne w ostatniej chwili".

A na dodatek "nie wszyscy mają dostęp do internetu", co by uniemożliwiało polowanie np. osobom starszym. W dobie smartfonów jest to argument co najmniej dziwny.

Diana Piotrowska, rzeczniczka prasowa PZŁ, martwiła się również o bezpieczeństwo myśliwych, mówiąc o "podcinaniu ambon" i "wybijaniu szyb" myśliwym. Obawiała się również, że może to ułatwić blokady polowań.

"Tak, jesteśmy za informowaniem społeczeństwa, natomiast w naszej ocenie powinniśmy również dbać o bezpieczeństwo myśliwych i to jest dla nas priorytetem" - powiedziała otwarcie w imieniu Związku Piotrowska. I poprawka poszła do kosza.

PZŁ: trzy wypadki śmiertelne na rok to niedużo

"Uznania w oczach komisji" - jak głosi sejmowa formuła - nie znalazła również zmiana obligująca myśliwych do przedstawiania co pięć lat aktualnych badań lekarskich i psychologicznych w związku z faktem posiadania i używania broni. Znów zaprotestował PZŁ, zdaniem którego to niesprawiedliwe traktowanie myśliwych w porównaniu z innymi grupami posiadaczy broni.

Paulina Hennig-Kloska z .N ripostowała, że zestawianie myśliwych np. z strzelcami sportowymi nie ma sensu, ponieważ ci ostatni "nie używają broni w pobliżu naszych domów". Sylwia Szczutkowska z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot i Koalicji "Niech Żyją!" przypomniała, że "co chwila słyszymy o przypadkach pomylenia z dzikiem: dziecka, konia czy żubra". "Skala oddawania przez myśliwych strzałów do nierozpoznanego celu jest katastrofalna. My jako społeczeństwo nie chcemy, bo dochodziło do takich sytuacji" - argumentowała.

Na to Piotrowska z PZŁ odparowała, w skali roku dochodzi do "6-8 wypadków z udziałem broni" podczas polowań.

I nie zdarzyło się dotąd, by więcej niż trzy były śmiertelne. "Więc to nie jest katastrofalna liczba na 120 tys. myśliwych i 300 tys. jednostek broni. Niestety wypadki się zdarzają" - dodała z rozbrajającą szczerością.

Przeczytaj także:

(Jeden) Ukłon w stronę społeczną

Podczas dwóch posiedzeń połączonych komisji środowiska i rolnictwa (5 i 6 lutego 2018) przeszła tylko jedna poprawka inspirowana pomysłami strony społecznej. Zgłosił ją minister środowiska Henryk Kowalczyk. Chodzi o możliwość wyłączania własnej ziemi z obwodu łowieckiego - czyli terenu, na którym myśliwi mogą polować - tylko na podstawie notarialnego oświadczenia woli.

To dobra zmiana, bo pierwotna propozycja PiS zakładała, że konieczne do tego byłoby uargumentowanie przed sądem, że łowiectwo jest niezgodne z sumieniem właściciela nieruchomości.

Ten zapis ewidentnie gwałcił art. 53 ust. 7 Konstytucji, który mówi, że „nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania”.

Lasy dla myśliwych, nie dla obywateli

W nowelizacji został zapis mówiący również o karaniu grzywną za celowe utrudnianie lub uniemożliwianie polowania. Wyjątki poczyniono tu dla leśników, rolników i rybaków, wskazując, że możliwość uprawiania ziemi i lasu, czy prowadzenia połowu mają pierwszeństwo przed łowiectwem. Nie będzie więc sytuacji, że myśliwi wyproszą z pola pracującego na własnym polu rolnika, bo utrudnia im polowania.

Ale takie prawo dalej będzie uderzało w „zwykłych” użytkowników lasu. Na przykład spacerowiczów, którzy będą musieli opuścić teren, jeśli natkną się na polowanie. Albo trenujących sportowców, jak mistrz świata w powożeniu psimi zaprzęgami Igor Tracz, który niedawno został przez myśliwych wyproszony z lasu z powodu polowania zbiorowego.

Ponadto, PO i .N wskazały, że przepis jest niezgodny z ustawą o lasach (art. 26 ust. 1), który głosi, że „lasy stanowiące własność Skarbu Państwa […] są udostępniane dla ludności”. Autorzy nowelizacji podnieśli również to, że swoboda poruszania się po kraju – również po lesie – jest zapisana w Konstytucji RP (art. 52).

Co prawda nowe przepisy wprowadzają obowiązek znakowania obszaru polowania tablicami ostrzegawczymi (minister wyda w tej sprawie osobne rozporządzenie). Ale to nie rozwiązuje do końca problemu.

Skąd obywatele mają wiedzieć, czy w lesie, do którego mają zamiar jechać, nie trwa przypadkiem polowanie? Informacje o planowanych polowaniach zbiorowych nie zawsze łatwo zdobyć, a o polowaniach indywidualnych myśliwi nie muszą w ogóle informować.

Polowania w parkach narodowych na zasadach PZŁ

Komisja potrzymała również niedawną zmianę w prawie łowieckim, która zakłada, że odstrzały redukcyjne zwierząt łownych w parkach narodowych i rezerwatach przyrody odbywają się zgodnie z warunkami wykonywania polowań i zasadami selekcji populacyjnej i osobniczej zwierząt łownych.

To znaczy, że Polski Związek Łowiecki (PZŁ) nie tylko określa „techniczne” sposoby realizacji polowań. Czyli np. o jakich porach dnia może odbywać się polowanie, czy z jakiej odległości można strzelać do zwierząt. Ale też zasady selekcji, które wskazują np. jakie ma być zagęszczenie zwierząt łownych na danym terenie, czy jaka ma być proporcja samic do samców.

Trafnie napisali więc autorzy opozycyjnej propozycji zmian, że „tym samym umożliwiono prowadzenie odstrzałów redukcyjnych zwierząt łownych w parkach narodowych i rezerwatach przyrody w sposób typowy dla polowań na terenach niechronionych”.

Minister Kowalczyk doprowadził tu tylko do drobnego uzupełniania, które mówi, że odstrzały redukcyjne odbywają się na podstawie każdorazowo wystawianego przez dyrektora parku narodowego imiennego upoważnienia. Mają one też określać gatunek i liczbę zwierząt do zabicia i termin ważności.

W pierwszej kolejności odstrzałem mają zajmować się pracownicy parków, ale wciąż możliwe są ostrzały przy pomocy "szeregowych" myśliwych. Ani minister, ani komisja nie przychylili się też do społecznego postulatu zakazu polowań zbiorowych w parkach narodowych i rezerwatach.

Strona społeczna do kosza

Inne ważne odrzucone propozycje strony społecznej to:

  • zakaz udziału dzieci w polowaniach,
  • zakaz używania amunicji ołowianej,
  • odsunięcie polowań o 500 m. od zabudowań mieszkalnych (minister zgodził się na 150 m. i tak przyjęła podkomisja),
  • zakaz wykorzystywania żywych zwierząt w tresurze psów myśliwskich.

Odrzucenie tego ostatniego postulatu wydaje się być szczególnie szokujące, biorąc pod uwagę praktyki związane z tego rodzaju tresurą, o czym OKO.press pisało tu:

"Prawo i Sprawiedliwość wykazuje w pracach nad nowelizacją prawa łowieckiego daleko idącą niekonsekwencję, która będzie źródłem narastania niezadowolenia społeczeństwa i wzrostu nastrojów anty-myśliwskich w Polsce, torując drogę sytuacjom konfliktowym" - powiedział w oficjalnym oświadczeniu Tomasz Zdrojewski z Koalicji "Niech Żyją!".

Dodał, że PiS ma jeszcze jedną szansę na dobrą zmianę prawa łowieckiego - w trakcie drugiego czytania i ostatecznego głosowania w Sejmie.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze