Sekretarz generalny WHO Thedros Adhanom Ghebreyesus stwierdził niedawno, że pandemia SARS-CoV-2 będzie trwała dwa lata i zostało to uznane za przejaw optymizmu. Zostało nam więc jeszcze półtora roku.
Mamy już w Polsce – tzn. udało się nam wykryć – 64 480 przypadków SARS-CoV-2. Daje nam to 44. miejsce na świecie. Jeśli chodzi o liczbę przypadków na milion mieszkańców, to mamy ich 1730 i to daje nam miejsce dalekie – 102. według portalu Worldometer. Trzeba jednak pamiętać, że liczba wykrytych przypadków ma związek z tym, ile robi się testów.
Wyzdrowiało już 44 785 osób, zakażonych jest obecnie 18 677 i każdy dzień od połowy sierpnia przynosi tu kolejne rekordy. Jednak dynamika przyrostu nowych przypadków zmalała, i to dobry znak.
(Nie wiadomo, czy będziemy mogli dalej przekazywać dane o aktywnych przypadkach i wyzdrowieniach, bo nowy minister zdrowia Adam Niedzielski w dzień po objęciu urzędu zapowiedział małą rewolucję – nie trzeba będzie mieć dwóch negatywnych testów, żeby zostać uznanym za zdrowego. Nowym kryterium będzie ocena stanu zdrowia przez lekarza albo min. 10 dni w izolacji – jeśli nie było objawów. Czy uda się je zastosować do celów statystycznych, zobaczymy.)
Wracając do wykresów: ciekawe rzeczy widać w przebiegu epidemii. Gdy spojrzymy na nowe przypadki, może się wydawać, że po okresie gwałtownego wzrostu przed dwoma tygodniami weszliśmy na kolejny stopień plateau, czyli spłaszczenia krzywej, ale nie jej opadania. Poprzednio długo utrzymywaliśmy się na poziomie 300-400 przypadków dziennie, teraz jest to 700-800.
Widać to również, jeśli policzymy średnią nowych przypadków z ostatnich 14 dni. W ostatnim okresie było to 720, w poprzednim – 694.
Dynamika przyrostu nowych przypadków spowolniła. Nie znaczy to jednak, że możemy odetchnąć i przyzwyczajać się do nowej normalności. Liczba pozytywnych testów w dobowej liczbie wykonanych testów utrzymuje się wciąż powyżej 3 proc., to dwa razy tyle niż na początku lipca. Oznacza to, że wciąż więcej jest przypadków, których nie udaje się wykryć – bo liczba testów wykonywanych w ciągu doby nie zmniejsza się znacząco.
Dlaczego nowe przypadki rosną, a zgony nie?
Nie widać natomiast jeszcze spłaszczenia w danych o hospitalizacjach i liczbie osób pod respiratorem. Rosną liczby i jednych, i drugich – w szpitalach jest w tej chwili 2221 pacjentów z COVID-19, najwiecej od początku czerwca.
Aż 89 z nich wymaga respiratora, co stanowi rekord od czasu, kiedy w czerwcu ministerstwo zdrowia zaczęło ujawniać tę statystykę.
Ten wzrost przy uspokojeniu przyrostu nowych przypadków może wynikać z opóźnienia pomiędzy diagnozą a przyjęciem do szpitala – chory może wymagać hospitalizacji nawet po tygodniu od pierwszych symptomów. Albo z tego, że – jak miało to miejsce podczas wakacji w zachodniej Europie – głównymi roznosicielami wirusa byli młodzi ludzie, którzy częściej przechodzą zakażenie bezobjawowo albo skąpoobjawowo. Teraz zaczęli się od nich zarażać starsi.
Dr Emma Hodcroft, wirusolożka z Uniwersytetu w Bazylei, przeanalizowała sytuację na Florydzie w czerwcu, gdzie najpierw chorobę roznosili młodzi – i wtedy śmiertelność była niska – ale potem zaczęli chorować starsi mieszkańcy.
Halo! please find the unroll here: @firefoxx66: In June, after reopening, #SARSCoV2#COVID19 cases in Florida began to rise. Hospitalisations & deaths… https://t.co/vgtgz91Il9 Have a good day. 🤖
— Thread Reader App (@threadreaderapp) August 19, 2020
Niestety nie wiemy, czy podobna sytuacja ma miejsce w Polsce, bo nikt nie zagregował danych na temat przekroju wiekowego zakażonych.
Ale jeśli spojrzeć na wykres zgonów, również widać spłaszczenie. Ta trzecia górka zgonów z ostatnich dwóch tygodni jest także zdecydowanie niższa od pierwszej, tej z kwietnia, oraz znacznie niższa od drugiej, z czerwca.
Można mieć nadzieję, że to skutek większego doświadczenia w leczeniu chorych na COVID-19. albo złagodnienia wirusa, na co wskazują niektórzy epidemiolodzy.
Gorzej, gdyby wynikało to z tego, że rosnące zakażenia wsród młodych jeszcze nie dotarły do seniorów.
Tajemnicza lista powiatów na cenzurowanym
Od soboty na rządowej liście „niebezpiecznych” powiatów, w których obowiązują restrykcje w społecznych kontaktach, siedem będzie w strefie czerwonej: kolski, lipski, łowicki, nowotarski i Nowy Sącz, pajęczański i wieluński.
Z kolei 11 powiatów trafi do strefy żółtej: bartoszycki, kartuski, kłobucki, konecki, Kraków, limanowski, nowosądecki, przemyski, Rybnik, tatrzański, żuromiński.
Powiaty brzeski, myszkowski i oleski oraz Sopot są na liście ostrzegawczej.
Kryteria kwalifikowania powiatów są na pozór jasne – jeśli w ciągu dwóch tygodni nowych przypadków na 10 tys. mieszkańców jest więcej niż 6, trafiają do strefy żółtej. Jeśli więcej niż 12 – do czerwonej. Jednak już wielokrotnie dane z powiatowych Sanepidów nie pokrywały się z ministerialnymi decyzjami. Zaniepokojeni samorządowcy z czerwonych stref w województwie śląskim napisali w tej sprawie do RPO, który zwrócił się do ministerstwa zdrowia z zapytaniem, dlaczego tak się dzieje. Wcześniej ministerstwo tłumaczyło, że decydujący jest trend z ostatnich trzech dni. Nie zmienia to jednak faktu, że takie decyzje powinny być transparentne.
Czeka nas tez zakaz lotów, nie od 1 września, jak wcześniej zapowiadano, ale od 2. Na liście krajów, z których nie da się bezpośrednio przylecieć do Polski, znajdą się według ostatnich ustaleń m.in. Hiszpania, Chorwacja i Francja oraz USA, Brazylia, Indie i Meksyk. Z państw, w których lubimy spędzać wakacje – a wielu z nas lubi je spędzać we wrześniu – na liście są też Rumunia, Albania, Czarnogóra, Malta i Izrael. Razem ma obejmować 46 krajów.
Zobacz pełną listę krajów, z których nie będzie można przylecieć do Polski
- Belize;
- Bośni i Hercegowiny;
- Czarnogóry;
- Federacyjnej Republiki Brazylii;
- Królestwa Bahrajnu;
- Królestwa Eswatini;
- Królestwa Hiszpanii;
- Meksykańskich Stanów Zjednoczonych;
- Państwa Izrael;
- Państwa Katar;
- Państwa Kuwejt;
- Państwa Libii;
- Republiki Albanii;
- Republiki Argentyńskiej;
- Republiki Armenii;
- Republiki Chile;
- Republiki Chorwacji;
- Republiki Dominikańskiej;
- Republiki Ekwadoru;
- Republiki Francuskiej;
- Republiki Gwatemali;
- Republiki Hondurasu;
- Republiki Indii;
- Republiki Iraku;
- Republiki Kazachstanu;
- Republiki Kolumbii;
- Republiki Kosowa;
- Republiki Kostaryki;
- Republiki Libańskiej;
- Republiki Macedonii Północnej;
- Republiki Malediwów;
- Republiki Malty;
- Republiki Mołdawii;
- Republiki Namibii;
- Republiki Panamy;
- Republiki Paragwaju;
- Republiki Peru;
- Republiki Południowej Afryki;
- Republiki Salwadoru;
- Republiki Surinamu;
- Republiki Zielonego Przylądka;
- Rumunii;
- Stanów Zjednoczonych Ameryki;
- Wielkiego Księstwa Luksemburga;
- Wielonarodowego Państwa Boliwia;
- Wspólnoty Bahamów.
Powrót dzieci do szkoły równa się wzrost zakażeń?
Już we wtorek zaczyna się rok szkolny, pod względem epidemicznym będący jedną wielką niewiadomą. Może to być krytyczny moment w rozwoju epidemii, bo przecież nie tylko dzieci wracają do szkół, ale zaczyna się sezon grypowy. Jeśli nałoży się na COVID-19, może to oznaczać większe obciążenie dla systemu opieki zdrowotnej, ale też większe niebezpieczeństwo dla nas samych. Zachorowanie na grypę nie powoduje niestety, że organizm staje się odporny na koronawirusa. Wszystko to może skutkować znacznie większą ilością zakażeń. O tym, że polska szkoła jest słabo przygotowana na nauczanie w pandemii, pisaliśmy w OKO.press obszernie w tym tygodniu.
Tymczasem resorty edukacji i zdrowia pozostawiły kwestię tego, jak szkoły będą się bronić przed zakażeniami, w gestii samorządów i dyrektorów placówek oświatowych. W ministerialnych rozporządzeniach nie ma mowy o tym, żeby dzielić klasy na mniejsze grupy, jak to jest np. w Danii czy w Holandii, ani o noszeniu maseczek – jak w Izraelu. Co najważniejsze – nie ma na to pieniędzy, bo przecież za wynajęcie dodatkowych sal i zatrudnienie dodatkowych nauczycieli ktoś musiałby zapłacić.
W skutek tego władze samorządowe i szkolne przygotowują się do nauczania w epidemii tak, jak uważają za stosowne – np. władze wojewódzkie Dolnego Śląska rekomendują w utrzymywanych przez siebie szkołach noszenie maseczek w częściach wspólnych budynków. Prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej chce z kolei, żeby wszyscy, i uczniowie i nauczyciele nosili maseczki również na lekcjach.
W Kętrzynie, gdzie obecnie zagrożenie wzrostem zakażeń jest duże ze względu na wystąpienie kilku ognisk epidemii, władze zdecydowały: likwidujemy dzwonki, lekcja może trwać 50 min, a może też 35. Duża część zajęć będzie się odbywać na świeżym powietrzu.
Wśród rodziców, nauczycieli i władz oświatowych jest więc wiele obaw co do jesieni. Widać to w listach czytelników i w rodzicielskich rozmowach. Tymczasem minister edukacji Dariusz Piontkowski zorganizował w piątek konferencję prasową, podczas której przemawiali samorządowcy i dyrektorzy szkół bardzo zadowoleni z propozycji MEN, wręcz entuzjastycznie do nich pochodzący. Nie trzeba Sherlocka Holmesa, żeby domyślić się, że startowali z list Prawa i Sprawiedliwości.
Robert Szydlik, wicestarosta powiatu wołomińskiego, przekonywał, że szkoły nie potrzebują od rządu dodatkowych pieniędzy, bo zaoszczędziły na lockdownie na energii elektrycznej, pomocach naukowych i środkach czystości. „U nas te oszczędności wyniosły kilkaset tysięcy złotych” – mówił.
Nie sposób w tym miejscu nie przytoczyć, za TVN24, wypowiedzi Marii Jolanty Nawrockiej-Joleckiej, wicedyrektorki SP nr 380 w Warszawie:
„Wszystko zależy od tego, w jaki sposób myślimy i czujemy. To, że koronawirus jest, to jest oczywiste. Ale to nie znaczy, że wszyscy się zarażą i wszyscy przeniosą się na drugą stronę lustra. Takiej możliwości po prostu nie ma. A przecież jest grypa, była angina i po tych chorobach też są różne powikłania i następuje też czasami śmierć. Ale nie bierzemy tego pod uwagę i nie przywołujemy tego, co może się złego wydarzyć, a przeciwnie.
Więc jeżeli będziemy emanować optymizmem i będziemy nastawieni na pozytywne rozwiązania, to one takie będą. A najczęściej widzę, że niektórzy z państwa myślą negatywnie, myślą o tym, co złego może się wydarzyć, i to zło państwa spotyka. Bo człowiek dostaje to, czego pragnie, o czym ciągle myśli.”
I tym optymistycznym akcentem kończymy polską część raportu.
Hiszpania i Francja wprowadzają restrykcje, Mjanma zamyka szkoły, a Irlandia puby
Gdy wieczorem wrzucaliśmy ten tekst do sieci, sytuacja pandemiczna na świecie wyglądała następująco:
- 24 mln 760 tys. wykrytych przypadków SARS-CoV-2;
- 838 tys. zmarłych na COVID-19
Wzrost zakażeń w Polsce jest niczym w porównaniu z tym, co dzieje się teraz w zachodniej Europie. W Hiszpanii w ciągu ostatnich dwóch tygodni zanotowano ponad 86,6 tys. nowych przypadków. We Francji – 45,5 tys. Trzeba jednak pamiętać, że Hiszpania robi o dwa razy więcej testów niż Francja. No i nie można porównywać obecnej sytuacji z początkiem epidemii, co ilustruje ten pokazany przez Adama Kucharskiego z Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej wykres:
In March/April, many European countries had high % of tests coming back positive, suggesting lot of infections going unreported. A lot of these same countries now have 1–3% coming back positive, so we should avoid direct comparisons of old/new case counts. https://t.co/HYZBBg3NJ9https://t.co/Dmgxhqpwzdpic.twitter.com/nLAXnU6XQz
— Adam Kucharski (@AdamJKucharski) August 27, 2020
W Hiszpanii udział testów pozytywnych w dobowej puli testów wzrósł teraz co prawda do 8 proc., ale w marcu sięgał o 20 punktów procentowych więcej.
W związku z nową falą zakażeń hiszpańskie dzieci powyżej sześciu lat będą musiały w szkołach nosić maseczki. Z kolei w Paryżu, na który przypada duża część nowych zakażeń, wprowadzono nakaz noszenia maseczek w przestrzeni publicznej, także na zewnątrz, czyli tak jak my musieliśmy nosić na przełomie kwietnia i maja. Szczególnie duże ognisko koronawirusa we Francji – ponad 100 osób zakażonych – rozwinęło się w kompleksie wypoczynkowym dla naturystów na Korsyce. Okazuje się, że są części ciała bardziej warte zakrywania niż genitalia.
A w Irlandii ciągle zamknięte będą puby – miały się otworzyć 31 sierpnia, jednak wzrastająca liczba zakażeń (33 na 100 tys. osób w ciągu 14 dni) spowodowała, że władze zmieniły zdanie. I tym sposobem będzie najdłuższy w historii tej pandemii lockdown dla tego rodzaju lokali. Zakaz dotyczy tylko tzw. mokrych pubów, czyli serwujących tylko napoje. Te, które podają jedzenie, są już otwarte.
Na świecie rekordy w ilości nowych wykrytych przypadków biją Indie – w ciągu ostatniej doby odnotowano tam ponad 77 tys. zakażeń. W tym tempie Indie z 3 mln 454 tys. przypadków wkrótce dogonią Brazylię. Śmiertelność jest tam jednak wciąż kilkanaście razy mniejsza (45 zgonów na milion w porównaniu do 558 zgonów na milion w kraju rządzonym przez lekceważącego epidemię prezydenta Jaira Bolsonaro).
Tymczasem w Mjanmie (dawnej Birmie) zamknięto wszystkie szkoły, bo zanotowano dobowy rekord nowych przypadków – 70. Podobnie jak w Chinach czy w Korei Południowej hołduje się tam zdecydowanym restrykcjom mającym na celu całkowite zduszenie epidemii.
Czy można się na nowo zakazić koronawirusem?
Media obiegły doniesienia o pacjencie z Hong Kongu i dwóch pacjentach z Holandii i Belgii, którzy zakazili się SARS-CoV-2 po raz kolejny. Jednak wszystko wskazuje na to, że takie zakażenia organizm przechodzi bardzo łagodnie. Pacjent z Hong Kongu zaraził się inną linią wirusa niż za pierwszym razem i za drugim razem nie miał objawów, co może wskazywać, że po pierwszym zakażeniu organizm jednak jest chroniony. Eksperci nie chcą jednak jeszcze spekulować, jakie może mieć to znaczenie, jeśli chodzi o przebieg choroby ani czy takie przypadki będą częste.
Szczepionkowy nacjonalizm vs. WHO
W tej chwili siedem szczepionek na całym globie przechodzi trzecią fazę badań klinicznych, czyli jest testowanych na szerokiej populacji. AstraZeneca, która pracuje nad szczepionką wraz z uniwersytetem Oxfordzkim, zapowiada, że będzie mogła wyprodukować 3 miliardy szczepionek w krótkim czasie i zapowiada, że testy zostaną ukończone pod koniec roku, co będzie oznaczało rekordowe tempo.
Tymczasem sypie się plan Światowej Organizacji Zdrowia, która proponuje ponadnarodowy pakt i podzielenie się szczepionką z biedniejszą częścią świata. Do końca sierpnia kraje mogą się zgłaszać do tego paktu, jednak Stany Zjednoczone, Australia czy Unia Europejska zagwarantowały już sobie kupno na pniu szczepionek dla swoich obywateli.
> (Nie wiadomo, czy będziemy mogli dalej przekazywać dane o aktywnych przypadkach i wyzdrowieniach, bo nowy minister zdrowia Adam Niedzielski w dzień po objęciu urzędu zapowiedział małą rewolucję – nie trzeba będzie mieć dwóch negatywnych testów, żeby zostać uznanym za zdrowego.
2 negatywnych testów? To jakim cudem, gdy ktoś będąc chory musi przejść 2 pozytywne testy aby być uznanym za chorego i potem 2 negatywne by być uznanym za zdrowego – zbadano 2.1 mln ludzi a 2.3 miliona jest wykonanych testów? R.U.F.K.M? Plandemia a nie pandemia.
Bo od początku pandemii liczba testów pozytywnych w dobowej puli testów waha się od 5 do 1,5% i tylko te osoby muszą być dwa razy testowane powtórnie. No i są te wszystkie nietypowe przypadki, kiedy zakażeni są testowani wielokrotnie, bo test jest wciąż pozytywny oraz testy źle pobrane, które trzeba powtórzyć. Pozdrawiam Mj
0statni miesiąc to gromny wzrost liczby zakażonych. Z 360 średnio tygodniowo do 707. Idzie za nim wzrost liczby aktywnych przypadków, która już sięga 30% zakażonych (było ca 20%). Pocieszającym (przepraszam) jest niski poziom zgonów (2,7% zakażonych). Wobec coraz gorszych ocen działalności SANEPID i systemu telefonicznego leczenia wydaje się, że epidemia w Polsce staje się problemem jakościowym. Najnowsze spory do do kolorów gmin podkreślają nieudolnosc SANEPID-u i woluntaryzmu rządu. Niepokojące, zwłaszcza że pomysłodawca leczenia przez tel został ministrem zdrowia.
Szkoły to nowy problem. Nikt nie potrafi ocenić jak przenosi się wirus między uczniami oraz jak będzie przenoszony na dorosłych, zwłaszcza starszych. Zalecenia ministerstwa dla szkół to głos z piaskownicy. Grozenie sankcjami to prowokacja do buntu. Zwracam uwagę, że rząd nie daje złotówki na ochronę szkół i dzieci, za to daje miliardy na TV, przekop, Krk, górników itp.
2.7% wykrytych przypadków, a nie 2.7% zakażonych. To spora różnica. Większość ludzi jest niewykryta, bo są tylko nosicielami.
Oczywiście. Tylko
, że nie znamy rzeczywistej liczby zakażeń.
Przechorowałam, nie zgłosiłam nikomu, siedziałam w domu (z rodziną) by nie zarażać, zapasy były od początku epidemii. O tym, że zachorowałam dowiedziałam się z objawów grypy i poziomu limfocytów poniżej 1.0. Rodzina przeszła to bezobjawowo (w domu nie było osób >50 lat). Prawdziwą skalę bezobjawowców pokazały przesiewy w kopalniach. 97% osób bezobjawowych – bez temperatury i bez kaszlu. Znalezieni tylko dzięki intensywnemu testowaniu. Daje to około 30x więcej bezobjawowców niż osób objawowych.
Warto też zapoznać się z historią statku diamond princess – tam pokazana jest prawdziwa śmiertelnośc – 7 osób spośród 3000 ludzi w załodze, którzy nie mieli jak uniknąć zakażenia wirusem. Nie było tam też respiratorów, które pomagają wrócić do zdrowia najciężej chorym.
Prawdy:
– wirus istnieje i ma minimum 7 szczepów,
– wirus powoduje zgony (jak każdy!),
– wirus jest niebezpieczny dla osób starszych, z chorobami autoimmunologicznymi, chorobami serca lub nowotworowymi (grypa też!),
– epidemia może potrwać 2 lata (trwa pół roku i szacunkowo miała z nim styczność już 1/3 mieszkańców ziemi),
– D614G – mutacja dominująca zdaje się mieć większą zakaźność ale niższy współczynnik śmierci.
Mity:
– zabójczość na poziomie 3%. 3% dotyczy tylko osób które odważyły się iść na diagnostykę lub były znajomymi osób, które zachorowały, czyli wśród osób, które zgarnął sanepid, poszły tam bo na tyle źle się czuły, że potrzebowały pomocy medycznej,
– niestety nie będzie szczepionki, której nie będzie trzeba powtarzać,
– nie trzeba nikogo na siłę szczepić, szczepionka podana wielokrotnie może wywołać więcej szkód niż pożytku, szczepionki powinny być za darmo dla osób z grup ryzyka.
> Nie wiadomo, czy będziemy mogli dalej przekazywać dane o aktywnych przypadkach i wyzdrowieniach, bo nowy minister zdrowia Adam Niedzielski w dzień po objęciu urzędu zapowiedział małą rewolucję – nie trzeba będzie mieć dwóch negatywnych testów, żeby zostać uznanym za zdrowego.
Jak więc wyjaśnicie poniższe obliczenia? 40 tysięcy testów wykonanych przez jasnowidza?
https://wolne-forum-transowe.pl/art-testowanie-na-koronawirusa-w-polsce
Sytuacja wskazuje, że już dawno wystarcza 1 test przy wyjściu lub ludzie są pozbawiani wolności z powodu jednego testu dodatniego, niepotwierdzonego wykonaniem testu powtórkowego.
Sardynia jest wyspą włoską,
a francuską-Korsyka. To o którą wyspę chodzi w artykule?
O Korsykę, zaraz poprawiam 🙂 MJ