0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Wozniak / Agencja GazetaRobert Wozniak / Age...

W Stobnicy (gm. Oborniki) w Puszczy Noteckiej na zbiorniku wodnym powstaje budowla stylizowana na średniowieczną twierdzę. Stobnicki "zamek" ma mieć 15 kondygnacji, a jego wieża ma liczyć blisko 50 metrów. Sztuczna wyspa, na której jest budowany, ma 300 metrów długości. Nie dziwi więc, że niektórzy porównują ogrom tej inwestycji do zamku w Malborku.

Do niedawna o powstającym "zamku" nie wiedziano wiele. Mieszkańcy Stobnicy mówią, że jego budowa "owiana jest tajemnicą". "Nie wiemy, co się tam dzieje. Nawet jak robotnicy przychodzą czasem do sklepu to i tak nie chcą nic mówić. A z zewnątrz nic nie widać" - mówili reporterowi "Głosu Wielkopolskiego".

W oficjalnych dokumentach "zamek" figuruje jako "budynek wielorodzinny wraz z zapleczem". Liczna to musi być rodzina, skoro budynek ma mieścić 107 osób, razem z 10-osobową obsługą. Prawdopodobnie mamy więc do czynienia z przyszłym hotelem.

Początkowo spekulowano, że za inwestycją stoi rodzina Kulczyków. Jednak portal money.pl dowiedział się, że inwestorem jest firma D.J.T. Zgodę na budowę wydano w 2015 roku.

Największą tajemnicą jest jednak: jak w ogóle doszło do budowy stobnickiego "zamku" na obszarze Natura 2000? W pobliżu są też inne obszary chronione: Kiszewo i Dąbrowy Obrzyckie. Odpowiedź jest prosta: bo ocenę oddziaływania "zamku" na obszar Natura 2000 Puszcza Notecka napisano tak, by mógł on powstać.

Przeczytaj także:

Raport pisany pod inwestora

Zielone światło inwestycji dała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Poznaniu. I nie zażądała - choć mogła - całościowego raportu z oddziaływania "zamku" na środowisko. Przeprowadzono jedynie ocenę oddziaływania inwestycji na obszar Natura 2000 Puszcza Notecka.

We wnioskach raportu czytamy, że "inwestycja nie będzie znacząco negatywnie oddziaływała na przedmioty ochrony obszarów Natura 2000". A także że "nie przyczyni się do zmniejszenia spójności i integralności sieci Natura 2000".

Raport - według relacji niektórych mediów - przygotowała Fundacja Fauna Polski. OKO.press ustaliło, że nie jest to prawda.

"Od pierwszych stron widać, że raport został niewłaściwie przygotowany" - mówi OKO.press ornitolog Przemysław Wylegała z Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody „Salamandra” i były członek Rady Fundacji Fauna Polski.

Przyrodnik podkreśla, że wniosków nie oparto o rzetelne i aktualne przyrodnicze badania terenowe. A na dodatek, podstawowe dane dotyczące liczby i rozmieszczenia ptaków, na które powołują się autorzy opracowania, pochodzą z 2010 roku. Czyli są przestarzałe. Całość raportu uzupełniono mocno ogólnymi odwołaniami do literatury ornitologicznej.

"Z tego wszystkiego, w sposób uproszczony i pobieżny, wyprowadzono wniosek, że inwestycja nie będzie szkodziła przedmiotom ochrony w obszarze Natura 2000. Mówiąc wprost, raport sprawia wrażenie pisanego pod inwestora" - mówi nam Wylegała.

Dane mocno nieświeże

Za korzystnym dla inwestycji raportem stoi prof. Piotr Tryjanowski, kierownik Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Na liście autorów figuruje pięć osób, ale tylko profesor podpisał opracowanie ręcznie. Formalny wykonawca raportu - firma ENINA Andrzej Łuczak - nie wskazał, kto dokonywał analiz - czyli faktycznej oceny oddziaływania inwestycji na obszar Natura 2000 - a kto jedynie dostarczył dane.

To zaledwie pierwszy z problemów związanych z raportem. A jest ich bez liku.

"Wątpliwości budzi metodyka przyjęta w raporcie. Z jego lektury dowiadujemy się, że przeprowadzono 18 kontroli terenowych. Ale nie przeczytamy nic o tym, kiedy je robiono i o jakiej porze roku. A nawet tego, kto je robił i na jakim dokładnie obszarze" - mówi OKO.press Wylegała.

Pytania budzą daty: skoro raport powstał w 2015 roku, to dlaczego za podstawowe źródło danych dotyczących liczebności i rozmieszczenia ptaków przyjęto opracowanie z 2010 roku? Zestawienie pt. „Inwentaryzacja ornitologiczna obszaru specjalnej ochrony ptaków Natura 2000 PLB 300015 Puszcza Notecka” przygotował jeden z autorów omawianej oceny - dr hab. inż. Tadeusz Mizera.

"W przypadku inwentaryzacji ornitologicznej pięć lat to bardzo dużo. Przez ten czas dane mogły się zdezaktualizować" - mówi Wylegała.

Przykład? Bocian czarny. To gatunek nieliczny w Puszczy Noteckiej i będący przedmiotem ochrony w granicach tego obszaru Natura 2000. "W 2010 roku stwierdzono obecność gniazda w odległości 3 km od miejsca inwestycji. A co potem? Tego z raportu się już nie dowiemy" - mówi Wylegała.

Wybrakowana ocena

Raport jest niepełny. Ornitolog mówi nam, że pominięto część wymaganą w opracowaniach mówiących o wpływie danej inwestycji na obszar Natura 2000. Chodzi o informację o tak zwanym oddziaływaniu skumulowanym. Na czym to dokładnie polega, Wylegała tłumaczy czytelnikom OKO.press na podstawie sytuacji rybołowa (ptak drapieżny) w Puszczy Noteckiej.

Raport stwierdza, że inwestycja nie będzie miała negatywnego wpływu na populację rybołowa w Puszczy Noteckiej. Ten drapieżny ptak bywa w okolicy "zamku" tylko przelotem i rzadko poluje tam na ryby. Kłopot w tym, że raport nie uwzględnia innych czynników związanych z sytuacją tego gatunku. Na przykład: w stawach rybnych na terenie Puszczy Noteckiej często montuje się armatki hukowe, które płoszą rybołowy i utrudniają im żerowanie.

"Populacja lęgowa rybołowa w ostatnich latach w Puszczy Noteckiej faktycznie mocno spadła, ale żeby kiedyś mogła się odbudować, potrzebne jest zachowanie jego siedlisk we właściwym stanie" - mówi Wylegała.

"Budowa 'zamku" spowoduje pogorszenie stanu siedlisk tego gatunku. A w połączeniu z innymi czynnikami zmniejsza szanse na powrót rybołowa do Puszczy" - tłumaczy ornitolog.

Fauna Polski nie odpowiada za raport

Wirtualna Polska napisała, że "w załatwieniu zezwoleń pomogli ekolodzy i przyrodnicy, znani do tej pory z obrony przed wycinką Puszczy Białowieskiej". Przygotowali bowiem raport, o którym tu piszemy. Portal napisał, że w budowę "zamku" zamieszana jest Fundacja Fauna Polski. A w niej osobami funkcyjnymi w fundacji są dr Aleksandra Kraśkiewicz i Jacek Więckowski, współtwórcy opracowania. W Radzie Fundacji zasiada Rafał Kurek z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, jednej z organizacji biorącej udział w protestach w Puszczy Białowieskiej.

"Fundacja Fauna Polski nie odegrała żadnej roli przy tworzeniu raportu oddziaływania na obszar Natura 2000. Przypominam, że fundacja powstała w 2016 roku, a raport w 2015" - mówi Wylegała.

I opowiada o kulisach powołania fundacji. Powstała, gdy reaktywowano pomysł utworzenia w Stobnicy wilczego parku na terenie Stacji Doświadczalnej Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. "Zalążek tego parku istniał już wcześniej, ponieważ do Stacji przywożono wilki 'po przejściach', które już nie mogły wrócić do życia na wolności. Chodziło o to, by nie trzymać ich w małych wolierach, ale przygotować dla nich duży wybieg. I stworzyć ofertę edukacyjną, która będzie pomagała zdjąć złą sławę z tego gatunku w Polsce" - mówi OKO.press Wylegała.

"Wspólnie z kilkoma przyrodnikami z Wielkopolski zostaliśmy zaproszeni do współtworzenia tego parku. Poproszono nas o nadzór merytoryczny nad tym przedsięwzięciem i członkostwo w Radzie Fundacji, która taką doradcza rolę miała pełnić. Nie mieliśmy wówczas wiedzy o raporcie pozytywnie oceniającym budowę »zamku«, który przygotował między innymi prof. Tryjanowski i inni członkowie obecnej Rady Fundacji" - wyjaśnia Wylegała.

"Teraz afera »zamkowa« powoduje że kilka osób zasiadających w tym organie, które nie mają nic wspólnego z tą kontrowersyjną inwestycją, niesłusznie oskarżanych jest o pisanie raportów 'pod inwestora', a nawet łapówkarstwo. Z tego powodu kilku członków Rady, w tym ja, złożyliśmy pisemną rezygnację z członkostwa w Radzie" - dodaje.

Dokładnie w taki sam sposób do Rady Fundacji trafił wspomniany Rafał Kurek z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. W informacji przesłanej do redakcji OKO.press Pracownia wskazała, że do Rady Fundacji Fauna Polski Kurek "został zaproszony jako ekspert zajmujący się tematyką ochrony wilka w zachodniej Polsce od ponad 20 lat", a "udział w pracach Rady jest całkowicie społeczny".

CBA kontroluje

10 czerwca minister środowiska Henryk Kowalczyk zlecił wszczęcie kontroli sposobu, w jaki zgodę na budowę "zamku" wydała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (RDOŚ) w Poznaniu.

"Ochrona polskiej przyrody jest kwestią nadrzędną i dlatego wszelkie postępowania w takich sprawach powinny być prowadzone w sposób przejrzysty i niepozostawiający pola do żadnych wątpliwości" - powiedział szef resortu.

Kilka godzin później do poznańskiej RDOŚ weszli kontrolerzy Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze