Za określeniem „ciapaty” nie kryje się żadna grupa etniczna, kulturowa, narodowa, religijna. Termin, który silnie organizuje polską rasistowską wyobraźnię, jak żaden inny pokazuje, że rasy nie istnieją poza rasistowskim językiem
Trudno w polskiej sferze publicznej zidentyfikować polityka, który wprost powie o sobie: „jestem rasistą”. Nawet Waldemar Łysiak (autor Malarstwa białego człowieka) czy Janusz Korwin-Mikke obruszają się na tę etykietkę.
Korwin-Mikkemu nie przeszkadza to wychwalać apartheidu w Republice Południowej Afryki i wyrażać w telewizji publicznej dumy z tego, że „cywilizacja białego człowieka” podbiła i skolonizowała kiedyś Afrykę. Wypowiedzią o „upadku cywilizacji białego człowieka” przy okazji wyboru Baracka Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych błysnął też kiedyś w Sejmie zmarły niedawno poseł PiS Artur Górski.
Rasizm w Polsce nie ogranicza się do politycznego marginesu. Zalał polską sferę publiczną, przede wszystkim internet. Dotyka przede wszystkim osób z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, na ogół będących przy tym muzułmanami.
Przejawia się w wielu formach. Od obrazów nazistowskich obozów zagłady z napisami typu „witamy uchodźców”, poprzez fanpage’a typu „Nie dla islamizacji Europy” i fantazje o „inwazji” dokonywanej rzekomo przez obcych na nasz kontynent, po rzucane mimochodem uwagi o „ciapatych”.
Te treści przedostają się do głównego nurtu debaty publicznej. Dość wspomnieć najważniejszego dziś chyba w Polsce polityka, przestrzegającego przed roznoszonymi przez uchodźców chorobami.
Autorzy tych komunikatów oburzają się na sugestię rasizmu. Twierdzą, że skoro nic a nic o rasie nie mówią - bo co najwyżej o kulturze i religii - to rasistami być nie mogą. Niestety są.
Rasizm bowiem nie musi mieć nic wspólnego z „rasą”.
Choć ludzie różnią się między sobą kolorem skóry, oczu, włosów, wzrostem, budową ciała, kształtem nosa, to pojęcie rasy coraz mniej przydaje się do badania tych różnic. Francis Collins, amerykański biolog kierujący programem mapowania ludzkiego genomu (Human Genome Project) powiedział w 2010 roku podczas spotkania z Billem Clintonem: „Pojęcie rasy nie ma żadnego naukowego czy genetycznego uzasadnienia”. Współczesną genetykę i biologię człowieka interesują zupełnie inne czynniki: dynamika dziedziczenia, wzrostu i migracji populacji, mutacji.
Pojęcie rasy to w najlepszym wypadku upraszczający schemat, w najgorszym – bezużyteczny przesąd.
Zwłaszcza, że klasyfikacji „ludzkich ras” powstawało w historii całe mnóstwo, od najbardziej ogólnych (rasy biała, żółta i czarna), po szalenie pedantyczne – narodowosocjalistyczny teoretyk rasy Egon von Eickstedt wyróżnił 11 odmian samej tylko rasy Europeidów.
Wszystkie tabele podziałów ras ludzkich łączy to, że stawiają one jakąś rasę wyższą ponad rasą niższą
Rasizm dotyczy bowiem nie tyle rasy, co uzasadniania nierówności i panowania.
Pojawiał się tam, gdzie w jakiś sposób trzeba było wytłumaczyć pozbawienie całych grup ludzi wszelkich praw, całkowitą władzę jednych nad drugimi. Rasizm byłby więc historycznie nie tyle praktyką dyskryminacji ze względu na obiektywnie istniejącą rasę, co praktyką wyodrębniania całych grup ludzi, których podporządkowany status ma wynikać z ich „przyrodzonej niższości”.
Taką grupą mogli być czarnoskórzy niewolnicy na plantacjach bawełny w Georgii czy cukru na Jamajce, Ale „rasą niższą” mogą być też polscy chłopi pańszczyźniani, których od ich sarmackich panów różnić miało pochodzenie etniczne. Szlachta, jak wykładał w jednym z tomów Trylogii Onufry Zagłoba, pochodzić miała przecież od biblijnego Jafeta, chłopi od Chama – syna Noego, który za karę za to, że znieważył swojego ojca miał (razem z całym potomstwem) służyć swoim pozostałym braciom i ich progeniturze do końca świata.
„Rasa niższa” może mówić różnymi językami i mieć różny kolor skóry, ale zawsze łączy ją to, że w rasistowskim języku jest – jak wylicza polski filozof Michał Kozłowski: „popędliwa, przebiegła, niezdolna do odróżniania prawdy od fałszu i dobra od zła, uparta, leniwa, tchórzliwa, lubieżna, płodna, chciwa, irracjonalna i brudna”.
Z początku rasizm odwoływał się do argumentów biologicznych. Przy czym także historia rasizmu biologicznego rozpada się na dwa etapy, w pierwszym (XVIII-XIX wiek) różnice rasowe uzasadniano przez wpływy klimatu na dane rasy; w drugim (od lat 20. XX wieku) w języku genetyki i w kategoriach dziedziczenia.
Biologia nie jest jednak jedynym językiem, jakim mówi rasizm. Amerykański geograf James M. Blaut wyróżnił trzy podstawowe języki rasizmu: religijny, rasowy i kulturowy. Ten ostatni staje się dziś dominujący.
Badania z 2011 roku pokazują, że w polskim społeczeństwie panuje bardzo wysoki poziom niechęci do wyodrębnionych, dyskryminowanych grup, a także wysoki poziom uprzedzeń antysemickich i rasistowskich. Na „skali rasizmu” społeczeństw UE Polska lokuje się w niechlubnej czołówce rasistowskich postaw, razem z Portugalią i Węgrami (badanie GFE z 2011 r.).
Ta niechęć wobec różnie zdefiniowanych „obcych” jest trwała. W 2015 roku Fundacja Afryka Inaczej opublikowała wyniki badań na temat stosunku Polaków do cudzoziemców z różnych obszarów globu. Na pytanie o sympatie do poszczególnych grup etnicznych 14 proc. odpowiedziało „nie lubię lub zdecydowanie nie lubię” w stosunku do Afrykanów (wzrost o 4 proc. w porównaniu z rokiem 2010), 25 proc. w stosunku do osób z Bliskiego Wschodu, a prawie jedna trzecia wobec Romów.
Jeszcze wyraźniej niechęć do obcych przejawia w pytaniach o stosunek do migracji z poszczególnych regionów. 29 proc. negatywnie ocenia imigrację zarobkową z Afryki do Polski (tyle samo pozytywnie), przypadku Bliskiego Wschodu przewaga niechętnych emigrantom w Polsce z tego regionu wynosi 32 do 25 punktów procentowych.
Uprzedzenia o rasistowskim charakterze wyraźnie różnicują także nasze postawy wobec uchodźców. W sondażu CBOS ze stycznia tego roku na pytanie o przyjmowanie uchodźców, „nie” odpowiadało 53 proc. badanych. Gdy jednak zapytano o uchodźców z Ukrainy, za ich przyjęciem opowiadało się już 61 proc. ankietowanych.
Polskie uprzedzenia napędza kampania części mediów i polityków oraz brak osobistych kontaktów z członkami negatywnie postrzeganych grup. Od kilku pokoleń Polska jest w zasadzie etnicznym, religijnym i kulturowym monolitem. W tym okresie wytworzyło się odruchowe rozumienie „polskości” jako białej, kulturowo katolickiej, jednolitej językowo itd. Zmianę tej sytuacji wiele osób postrzega jako zagrożenie dla oswojonego, znanego im świata.
Rasizm był przyswajany nie tylko przez grupy społeczne, które zyskiwały na skrajnych nierównościach, ale i te tuż przed granicą zupełnego społecznego wykluczenia. Na południu Stanów w okresie niewolnictwa o niższości rasowej czarnych przekonani byli i wielcy plantatorzy, i biała biedota, która miała tylko to pocieszenie, że w rasowej i klasowej hierarchii Południa niżej od nich stoją jeszcze czarni.
Uprzedzenia Polaków mogą opierać się na podobnym mechanizmie. Na tle społeczeństw Europy Zachodniej jesteśmy ciągle relatywnie mało zamożni, nasz udział w dobrobycie zjednoczonej Europy jest świeżej daty i – w świetle kryzysu, jaki przeżywa wspólnota – bardzo niepewny. Polacy w Wielkiej Brytanii na przykład pracują poniżej kwalifikacji, często konkurują o miejsca pracy właśnie z osobami urodzonymi poza Europą lub wychowującymi się w rodzinach, przybyłych spoza z niej. W tej sytuacji poczucie urojonej wyższości nad „ciapatymi” jest ostatnim, co zostaje.
Samo zaś określenie „ciapaci” jest bardzo ciekawe. Dokładnie nie wiadomo kim są - poza tym, że mają trochę ciemniejszą od nas skórę. „Ciapaty” może być syryjski uchodźca, pochodząca z Tunezji kobieta w chuście, Hindus w call center. „Ciapaci” przychodzą więc z trzech kontynentów, z różnych państw i kultur, mówią różnymi językami. Wzorcowy „ciapaty” powinien być chyba muzułmaninem, ale i wyznawca hinduizmu z Kalkuty albo Pars z Bombaju się łapie.
Za określeniem „ciapaty” nie kryje się żadna sensownie dająca się wyodrębnić grupa etniczna, kulturowa, narodowa czy nawet religijna. Termin, który silnie organizuje polską rasistowską wyobraźnię, jak żaden inny pokazuje, że rasy nie istnieją nigdzie poza rasistowskim językiem.
Jakub Majmurek – publicysta, związany m.in. z „Krytyką Polityczną”
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Komentarze