Reasumpcja głosowania w Sejmie przy okazji lex TVN to już czwarta sytuacja w ciągu ostatnich lat, kiedy PiS dopycha kolanem głosowanie, które z jakiegoś powodu przegrał. Trzy z nich ma na koncie marszałek Elżbieta Witek, jedną Marek Kuchciński
PiS 11 sierpnia 2021 przegrało głosowanie dotyczące odroczenia posiedzenia Sejmu, na którym miało być głosowane lex TVN. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek zarządziła przerwę, po czym ogłosiła, że w wyniku stwierdzenia nieprawidłowości podczas głosowania, potrzebna jest reasumpcja. Nie pomogły protesty opozycji. Do reasumpcji doszło, w wyniku czego posiedzenie Sejmu kontynuowano, a ustawa lex TVN została przegłosowana.
Skandaliczna decyzja marszałek Witek, to nie pierwszy przypadek, kiedy PiS dopycha kolanem głosowanie, które poszło nie po myśli prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Podobne sytuacje wydarzyły się 17 grudnia 2020 roku, 22 listopada 2019 roku oraz 16 grudnia 2016 roku.
Przypomnijmy, jak to wtedy było i jak się skończyło.
17 grudnia 2020 Sejm zajmował się uchwałą Senatu o odrzuceniu nowelizacji niektórych ustaw dotyczących zapewnienia w okresie epidemii wystarczającej liczby kadr medycznych. Jak pisał Konkret24, "za odrzuceniem uchwały zagłosowało 225 posłów (przy wymaganej większości bezwzględnej 226 głosów), przeciw było 222, a trzech wstrzymało się od głosu. Tym samym - wbrew stanowisku partii rządzącej - Sejm przyjął uchwałę Senatu".
Po głosowaniu do marszałek Witek podszedł minister kultury Piotr Gliński, który – co zarejestrowały mikrofony sejmowe – rzucił: "Elżbieta, jest prośba od szefa, żeby zrobić przerwę, bo chyba reasumpcję trzeba będzie zrobić". Witek ogłosiła przerwę, a po powrocie na salę ogłosiła, że dojdzie do reasumpcji głosowania na wniosek 30 posłów. Reasumpcję przeprowadzono, ponowne głosowanie przebiegło już po myśli PiS.
"W Sejmie sterem, żaglem i okrętem jest marszałek" – komentował wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. Jak tłumaczył, kilku posłów pomyliło się i "wynik nie odzwierciedlał woli większości". Minister Gliński z kolei pytał retorycznie: czy głosowanie "ma być efektem kłopotów technicznych czy wyrazem woli głosujących"?
W nocy z 21 na 22 listopada 2019 roku Sejm głosował nad wyborem członków Krajowej Rady Sądownictwa. Chodziło o cztery osoby. Głosowanie było o tyle trudniejsze, że posłanki i posłowie mieli w swoich maszynkach do głosowania wybrać czterech z sześciu kandydatów. Parlamentarzyści nie do końca mogli sobie poradzić z tak skomplikowaną procedurą, część z nich zgłaszała, że ma problemy techniczne.
W końcu jednak doszło do głosowania. Zapanował chaos, przed dłuższy czas marszałek Witek nie ogłaszała wyników. To wtedy sejmowe mikrofony zarejestrowały słynne już zdanie:
„Pani marszałek, trzeba anulować, bo my przegramy. Za dużo osób... Naprawdę" – rzuciła jedna z posłanek PiS do marszałek Witek.
I rzeczywiście, Elżbieta Witek odmówiła podania wyników głosowania i „anulowała” je, choć takiej procedury nie przewiduje Regulamin Sejmu. Powtórzone głosowanie do KRS – zgodnie z przewidywaniami – wygrali kandydaci PiS i jednocześnie posłowie tej partii: Marek Ast, Bartosz Kownacki, Arkadiusz Mularczyk oraz Kazimierz Smoliński. Politycy PiS tłumaczyli później, że głosowanie musiało być anulowane ze względu na usterki urządzeń do głosowania. Centrum Informacyjne Sejmu poinformowało z kolei, że „praktyka anulowania głosowań i ich powtarzania nie stoi w sprzeczności z wieloletnim obyczajem".
Wtedy – tak jak teraz, 11 sierpnia – działanie marszałek Witek wywołało wielkie oburzenie opozycji. „Stała się rzecz niebywała. Niespotykana w tej izbie nawet przy waszych standardach. To jest upadek Sejmu Rzeczypospolitej. Nie można przerywać głosowania tylko dlatego, że państwo możecie je przegrać” – grzmiał poseł PO Borys Budka.
Kilka dni później politycy Koalicji Obywatelskiej skierowali ws. marszałek Witek zawiadomienie do prokuratury. Zarzucali Witek przekroczenia uprawnień i poświadczenia nieprawdy. W połowie stycznia Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, że działanie marszałek "nie zawierało znamion czynu zabronionego".
Fundacja ePaństwo z kolei zwróciła się do Kancelarii Sejmu z wnioskiem o informacje na temat rzekomo zgłaszanych w tym czasie usterek dotyczących maszynek do głosowania. Okazało się, że żadnych usterek w czasie tamtego głosowania nie odnotowano.
Żeby wrócić do pierwszej tego typu sytuacji, trzeba się cofnąć do 2016 roku i pamiętnego głosowania w Sali Kolumnowej 16 grudnia.
W czasie debaty o budżecie poseł PO Michał Szczerba zgłosił chęć zadania pytania w sejmowej dyskusji. Ówczesny Marszałek Sejmu Marek Kuchciński wezwał go na mównicę. Szczerba zawiesił na niej kartkę z napisem „#WolneMediawSejmie”. Zanim zdążył zabrać głos, Kuchciński dwukrotnie przywołał go do porządku, poprosił o zdjęcie kartki i zadanie pytania. Po wezwaniu poseł Szczerba zdjął kartkę.
Zanim skończył zdanie zaczynające się od słów: „Panie marszałku kochany, muzyka łagodzi obyczaje, dlatego Warszawa…” Kuchciński wyłączył mu mikrofon i w ciągu kilku następnych sekund jeszcze dwukrotnie upomniał posła PO, by w końcu ogłosić, że podejmuje decyzję o wykluczeniu go z posiedzenia Sejmu. Karta posła do głosowania przestała działać.
Opozycja, w geście sprzeciwu, zablokowała sejmową mównicę.
W odpowiedzi na to marszałek zarządził wieczorem przeniesienie obrad z sali plenarnej do Sali Kolumnowej Sejmu.
Głosowano m.in. nad budżetem na 2017 rok, lex Szyszko oraz tzw. ustawą dezubekizacyjną. Posłowie PiS oraz Straż Marszałkowska utrudniali opozycji wstęp na Salę Kolumnową i udział w głosowaniach.
Po przeniesieniu obrad do Sali Kolumnowej Marek Kuchciński dopuścił się jednak szeregu naruszeń regulaminu. Przede wszystkim chodziło o wątpliwości związane z brakiem kworum.
Posłowie opozycji zarzucali partii rządzącej, że w chaosie panującym w Sali Kolumnowej nie można było mieć pewności, czy rzeczywiście udało się zebrać kworum. Jeśli okazałoby się, że w głosowaniu wzięło udział mniej niż 230 posłów, byłoby to naruszeniem art. 190 regulaminu Sejmu i art. 120 Konstytucji.
Marszałek miał możliwość rozwiania wątpliwości dzięki zarządzeniu opisanego w regulaminie Sejmu tzw. głosowania imiennego przy użyciu kart do głosowania podpisanych imieniem i nazwiskiem posła. W tej procedurze posłowie wywoływani kolejno w porządku alfabetycznym wrzucają swoje głosy do specjalnie przygotowanej w tym celu urny. Po zakończeniu głosowania karty zliczają sekretarze.
Marszałek mógł to zrobić, ale nie zrobił. Poważne wątpliwości budziło też niedopuszczanie posłów opozycji do składania wniosków formalnych oraz blokowanie zgłaszania poprawek.
W głosowaniu nad budżetem nie wzięli udziału posłowie opozycji, ponieważ nie zostali dopuszczeni do udziału w obradach. Złożyli w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury, ta jednak umorzyła sprawę. Sędzia Igor Tuleya uchylił tę decyzję i nakazał wznowienie śledztwa. Nakazał też prokuraturze, by oceniła, czy część posłów PiS nie złożyła w śledztwie fałszywych zeznań.
Tuleya w czasie ogłoszenia orzeczenia cytował zeznania polityków PiS i materiały ze śledztwa.
Wynikało z nich, że celowo blokowano udział w obradach Sejmu posłom opozycji, że przerabiano protokoły z głosowania, że mogło nie być kworum i że posłowie PiS mogli składać fałszywe zeznania.
16 stron uzasadnienia sędziego można przeczytać pod tym linkiem (od strony 16., od słów "16 grudnia 2016 r. odbywało się 33. posiedzenie Sejmu RP..."
Sędzią zajęła się wtedy Prokuratura Krajowa.
W maju 2018 roku prokuratura ponownie doszła do wniosku, że ani marszałek Sejmu, ani posłowie PiS nie złamali prawa i ponownie umorzyła śledztwo.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze