0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.plFot . Grzegorz Skowr...

Szeroki front organizacji społecznych, ekspertów, także polityków i polityczek rekomenduje osobom głosującym zbojkotowanie referendum. Celem jest oczywiście zaniżenie frekwencji. Tak, by wynosiła poniżej 50 proc. i referendum było niewiążące.

Opiszemy zatem, jak zagłosować w wyborach do Sejmu i Senatu, ale zarazem zbojkotować referendum. Ale postawimy też pytanie, co ma zrobić osoba, która obawia się bojkotować referendum, ale chce oddać głos w wyborach.

Przeczytaj także:

Odmowa przyjęcia karty wyborczej

Modelowym postępowaniem będzie odmówienie przyjęcia karty wyborczej, z której nie chcemy skorzystać. Komisja wyborcza umieszcza wtedy w spisie wyborców stosowną adnotację w rubryce „uwagi”. Zapisuje, jakiej karty odmówił wyborca („bez Sejmu”, „bez Senatu”, „bez referendum”). Co ważne, jeśli wyborca zmieni zdanie, to ma czas do końca głosowania na powrót do komisji i poproszenie o wydanie karty. Wtedy w spisie wyborców poprawia się pierwotny zapis.

Działa to też w drugą stronę. Jeśli wyborca pobrał trzy karty, ale postanawia, że nie chce jednak brać udziału w głosowaniu, może zwrócić taką kartę komisji albo porzucić ją w lokalu wyborczym. W takim wypadku karty zostają umieszczone w odpowiednim pakiecie, opisane i opieczętowane, komisja nie ma prawa wrzucić ich do urny. To samo komisja ma obowiązek zrobić z porzuconą kartą wyborczą w lokalu (tu jednak nie mamy pewności, co może stać się z taką kartą do czasu odnalezienia jej przez komisję).

Nieprawdą jest także krążąca w internecie pogłoska, że karty do głosowania na listę sejmową, senacką oraz referendum będą spięte.

Nie da się także ukryć, że odmowa pobrania karty referendalnej jest manifestem obywatelskim, bo komunikujemy swoją wolę komisji, która odnotowuje to zdarzenie w spisie wyborców.

Dla części wyborców i wyborczyń, na przykład tych mieszkających w większych ośrodkach, głosujących w miejscu, w którym czują się anonimowo, nie będzie się to wiązało z poczuciem dyskomfortu. Dla niektórych będzie to wręcz przedmiotem dumy, że pokazujemy, co myślimy o manipulacji, jaką jest referendum.

PORADY OSTATNIEGO TYGODNIA. Dostajemy dużo pytań od wyborców i wyborczyń opozycji ogarniętych wątpliwościami. Będziemy kolejno odpowiadać:

  • Czy trzeba sprawdzać, czy moje nazwisko jest na liście wyborczej w tej samej komisji co zawsze, skoro nigdy nie było z tym problemu?
  • Czy warto uprawiać turystykę wyborczą, żeby zwiększyć siłę swojego głosu?
  • Czy warto głosować strategicznie, a jeśli tak, to w jaki sposób? „Na najsilniejszego” (w domyśle KO)? Na „zagrożonego”, że nie przekroczy progu (w domyśle Trzecia Droga)?
  • Jak nie wziąć udziału w referendum? Jak ma się zachować ktoś, kto obawia się, że jego odmowa wzięcia karty referendalnej zostanie odnotowana i może mu zaszkodzić w przyszłości? Co ma zrobić, żeby nie rezygnować z głosowania w wyborach?

Dzisiaj – o tej ostatniej kwestii. Inne teksty wkrótce.

Co zrobić, jeśli obawiasz się nie przyjąć karty referendalnej?

Są także wyborcy, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, których ta sytuacja stresuje. Co zatem mają zrobić ludzie, którzy chcą zagłosować w wyborach do Sejmu i Senatu, ale z różnych powodów obawiają się odmowy przyjęcia karty do referendum? Nie chcą, by członkowie komisji, często ich sąsiedzi, zanotowali w pamięci ich polityczny gest albo mają podejrzenia, że „ktoś to gdzieś wykorzysta przeciwko mnie”.

Niezależnie od tego, na ile racjonalne są takie obawy (raczej nie są), rozsądna wydaje się rada, żeby nie stresować się tą kwestią, kartę referendalną wziąć i głosować w wyborach do parlamentu.

Jednym z celów dołączenia przez władze referendum do wyborów była właśnie kalkulacja, że tworzy to sytuację stresującą dla wyborcy opozycyjnego, który postawiony wobec dylematu, czy wziąć w nim udział, czy nie, może ostatecznie w ogóle nie pojawić się w lokalu wyborczym.

Nie daj się złapać w tę pułapkę.

Trzeba mieć w pamięci, że 15 października rozstrzygnięcie referendalne będzie drugorzędne wobec tego, jaki będzie wynik wyborów parlamentarnych. Jeśli Ty lub ktoś z Twoich bliskich waha się, czy w ogóle zagłosować, ponieważ ma wątpliwości co do tego, jak i czy w ogóle zbojkotować referendum, to możemy powiedzieć jedno: nie idźcie tą drogą. W takiej sytuacji pobierzcie trzy karty i oddajcie trzy głosy. Najważniejsze jest to, żebyście wzięli udział w wyborach.

W wyborach parlamentarnych w roku 2019 roku frekwencja wyniosła niecałe 62 proc. Zapewne w tym roku nie będzie znacząco wyższa. Prawie na pewno mobilizacja wokół bojkotu referendum, głównie w dużych ośrodkach, zepchnie frekwencję w referendum poniżej wymaganych 50 proc., czyli tak czy owak, nie będzie wiążące. A nawet gdyby, to referendum – jako czysto propagandowe przedsięwzięcie, z niepoprawnie skonstruowanymi pytaniami – nie ma żadnego politycznego znaczenia, zwłaszcza jeśli opozycja wygra wybory.

Jak jest liczona frekwencja w referendum?

Samo pobranie karty do referendum nie oznacza jeszcze, że nabijasz frekwencję. Do frekwencji liczą się bowiem tylko karty ważne wyciągnięte z urny wyborczej. Oznacza to, że jeżeli ktoś pobierze kartę, ale nie wrzuci jej do urny, tylko wyniesie z lokalu, bądź też wrzuci do urny przedartą kartę, to taka karta nie wlicza się do puli oddanych głosów.

Komisja ma obowiązek zaraportować rozbieżności danych ze spisu wyborców z tym, co ostatecznie znalazło się w urnie. Członkowie komisji muszą ocenić, jaka jest prawdopodobna przyczyna tych rozbieżności. W przypadku podartych kart muszą je skompletować w celu ich policzenia, zatem rozdzieranie ich będzie dodatkowym utrudnieniem. Zwłaszcza jeśli są podarte na drobne kawałki. Innymi słowy – zarówno wyniesienie karty, jak i przedarcie jej, oznacza dodatkową pracę dla komisji. A w skrajnym przypadku, na przykład, gdyby wyniesiono dużą część kart, mogłoby to stanowić argument za zakwestionowaniem ważności głosowania w danej komisji.

Teoretycznie można zatem pobrać kartę referendalną i nie nabijać frekwencji referendalnej. Piszemy, jak można to zrobić, zwracając uwagę na ryzyko, ale nie rekomendujemy takiego rozwiązania osobom, które nie chcą się narażać.

Jeszcze jedna uwaga – nieważna karta to nie to samo, co głos nieważny. Jeśli do urny wrzucisz kartę referendalną wypełnioną niepoprawnie (na przykład zakreślisz wszystkie odpowiedzi), to oddasz głos nieważny, ale będzie się on nadal liczył do frekwencji.

Wyniesienie karty referendalnej lub przedarcie jej?

W związku z tym, że przedarta karta w urnie lub taka, którą pobrano, ale do urny nie wrzucono, nie liczą się do frekwencji, część osób zastanawia się nad taką strategią. Wokół wynoszenia i niszczenia kart narosło w ostatnich tygodniach wiele wątpliwości. Postaramy się je wyjaśnić i pozostawić Waszej ocenie, czy warto się na taki krok zdecydować.

Najczęściej przywoływanym w tym kontekście przepisem jest art. 248 pkt 3 kodeksu karnego o odpowiedzialności osoby, która „niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia lub podrabia protokoły lub inne dokumenty wyborcze albo referendalne”.

Jak jeszcze w sierpniu sugerował przewodniczący PKW Sylwester Marciniak, przedarcie karty może stanowić właśnie takie przestępstwo – zagrożone karą nawet do trzech lat więzienia. Szef PKW stoi na stanowisku, że jedyną drogą do niewzięcia udziału w referendum jest odmowa pobrania karty i zaświadczenie o tym w spisie wyborców.

Art. 248. [Naruszenia przy przebiegu wyborów] Kto w związku z wyborami do Sejmu, do Senatu, wyborem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, wyborami do Parlamentu Europejskiego, wyborami organów samorządu terytorialnego lub referendum:

1) sporządza listę kandydujących lub głosujących, z pominięciem uprawnionych lub wpisaniem nieuprawnionych, 2) używa podstępu celem nieprawidłowego sporządzenia listy kandydujących lub głosujących, protokołów lub innych dokumentów wyborczych albo referendalnych, 3) niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia lub podrabia protokoły lub inne dokumenty wyborcze albo referendalne, 4) dopuszcza się nadużycia lub dopuszcza do nadużycia przy przyjmowaniu lub obliczaniu głosów, 5) odstępuje innej osobie przed zakończeniem głosowania niewykorzystaną kartę do głosowania lub pozyskuje od innej osoby w celu wykorzystania w głosowaniu niewykorzystaną kartę do głosowania, 6) dopuszcza się nadużycia w sporządzaniu list z podpisami obywateli zgłaszających kandydatów w wyborach lub inicjujących referendum – podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Z taką perspektywą nie zgadza się między innymi prof. Stanisław Biernat, który w tekście dla Rzeczpospolitej pisał o prawnej możliwości zbojkotowania referendum poprzez wyniesienie karty wyborczej z lokalu. Zwrócił uwagę, że o ile istnieje art. 497a kodeksu wyborczego "Kto w dniu wyborów wynosi kartę do głosowania poza lokal wyborczy (…) podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2”, to nie istnieje analogiczny przepis karny w stosunku do referendum w ustawie o referendum ogólnokrajowym. Co oznacza, że wynoszenie karty z lokalu ma być dopuszczalne, o ile nie przekażemy tej karty innej osobie (to z kolei penalizuje już art. 248 pkt 5 kodeksu karnego).

„Proponowane tu rozwiązanie jest może „nieestetyczne”, ale jest reakcją na postępowanie władz zasługujące na znacznie surowszą ocenę” – podsumowuje prof. Biernat.

Karty przedarte są nieważne

Na łamach portalu prawo.pl przeczytać można z kolei analizę adwokata Dariusza Dutkowskiego. Prawnik bazuje na wyroku Sądu Okręgowego w Legnicy z 2016 roku uniewinniającym w drugiej instancji osobę, która wyniosła kartę wyborczą z lokalu. Sąd stwierdził wtedy, że „wyniesienie przez wyborcę wydanych mu prawidłowo kart do głosowania poza lokal wyborczy w celu innym niż wskazany w art. 248 pkt 5 k.k., nie wyczerpuje ustawowych znamion przestępstwa, w szczególności nie jest ”ukrywaniem„ tych dokumentów w rozumieniu art. 248 pkt 3 k.k”.

Argumentacja sądu dotyczyła statusu kart wyborczych w czasie od ich pobrania do umieszczenia w urnie. Sąd uznał, że „jedyną osobą uprawnioną do dysponowania kartami do głosowania we wspomnianym czasie jest wyborca, któremu owe karty wydano”. Taka osoba może oczywiście oddać głos, zgodnie z przeznaczeniem karty, ale może się też w ostatniej chwili rozmyślić. Nie można zatem karać osoby, która po prostu dysponuje swoim głosem w sposób swobodny, ponieważ udział w wyborach jest jej prawem, a nie obowiązkiem. Przepisy karne służą ochronie przebiegu i uczciwości głosowania, a nie ściganiu osób, które korzystają ze swoich praw obywatelskich.

Prawnik idzie jednak jeszcze dalej. „Skoro, według wykładni przedstawionej w powołanym wyroku, wyborca może wynieść swoją kartę do głosowania z lokalu wyborczego, np. w celu jej zniszczenia w domu, to nie ma też racjonalnych przesłanek do tego, by uznać, że jej przedarcie i wrzucenie do urny miałoby stanowić przestępstwo. Jest wszak o tyle bezpieczniejsze, że wiadomo wówczas, iż nikt inny tej karty do głosowania nie wykorzysta w wyborach lub referendum” – czytamy w analizie.

Podobne stanowisko w kwestii przedarcia karty przedstawił 14 sierpnia prof. Wojciech Hermeliński, były szef Państwowej Komisji Wyborczej. Argumentacja konstytucjonalisty opiera się na tym, że skoro ustawa o referendum przesądza, że karty przedarte i wrzucone do urny są kartami nieważnymi, to znaczy, że przedarcia musiała dokonać osoba głosująca.

„Racjonalny ustawodawca nie może jedną ręką podpisywać ustawy, która legalizuje stan w postaci istnienia karty przedartej, a z drugiej strony – karać za to wyborcę. Uważam, że jeżeli wyborca kartę referendalną przerwie w momencie, w którym ją wrzuca do urny, to nie robi tego dla wybryku, nie jest to akt chuligański, tylko po prostu chce uzyskać taki sam efekt, jak przy niepobraniu karty” – wyjaśniał prof. Hermeliński w rozmowie z OKO.press.

Czy to wariant bezpieczny? Niekoniecznie

Czy to powinno nas uspokajać? Niestety nie. Sam prof. Hermeliński podkreślił, że skoro obecny szef PKW uważa przedarcie za przestępstwo, to lepiej takiego działania nie podejmować. Zwłaszcza że znane są już przypadki, w których obywatele byli pociągani do odpowiedzialności – na przykład historia kobiety, którą w 2021 roku sąd w Giżycku uznał winną zniszczenia (art. 248 pkt 3 kk) i wyniesienia karty z lokalu (479a kodeksu wyborczego) w wyborach prezydenckich w 2020 roku.

Można podejrzewać, że członkowie komisji będą reagować, jeśliby zobaczyli, że ktoś drze albo wrzuca zniszczoną kartę do urny, co narazi nas na szereg nieprzyjemności – kontakt z policją, prokuraturą, być może nawet sądem.

Samo wyniesienie karty z lokalu jest obarczone zdecydowanie mniejszym ryzykiem. Ale i tu nie można wykluczyć, że w nadgorliwości członkowie komisji mogliby wezwać odpowiednie służby. Dlatego podstawowym warunkiem do skorzystania z tej ścieżki, byłoby schowanie karty wyborczej niepostrzeżenie.

Innymi słowy, nie polecamy takich form uniknięcia udziału w referendum osobom, które i tak obawiają się odmówić przyjęcia karty referendalnej.

Nie warto dostarczać sobie dodatkowej dawki stresu.

To oczywiście nie znaczy, że na pobranej karcie referendalnej musisz odpowiedzieć na cztery propagandowe pytania. Zawsze możesz oddać głos nieważny, który zaliczy się do frekwencji, ale nie wpłynie na wynik.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze