Unijna komisarz potwierdza: mechanizm relokacji jest dobrowolny, a kraje takie jak Polska, które znajdują się pod silną presją migracyjną, w związku z przyjęciem np. uchodźców z Ukrainy, mogą być w całości zwolnione z mechanizmu solidarnościowego
„Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?” – tak będzie brzmiało trzecie pytanie w referendum zapowiadanym na 15 października 2023. Ogłosił je w mediach społecznościowych premier Mateusz Morawiecki.
O tym, że PiS próbuje oszukać wyborców, mówił 13 sierpnia we Wrocławiu współprzewodniczący Nowej Lewicy, Robert Biedroń.
„To pytanie jest fejkiem” – stwierdził podczas konferencji prasowej Biedroń. „I chciałem powiedzieć, panie premierze Morawiecki, szach mat. Otóż dzisiaj, tak się składa, dostałem odpowiedź od pani Ylvy Johansson, komisarz do spraw wewnętrznych Unii Europejskiej, która na moje pytanie dotyczące przymusowej relokacji uchodźców daje jasną odpowiedź”.
Jak informuje Biedroń, komisarz Johansson potwierdza, że mechanizm przymusowej relokacji jest dobrowolny, a każde państwo, które jest poddawane presji imigracyjnej, może być z tej relokacji zwolnione.
Europoseł opublikował treść pisma na portalu X (wcześniej Twitter).
„Jeśli ocena nakreślona w podejściu ogólnym Rady miałaby zostać przeprowadzona dzisiaj, biorąc pod uwagę, że Polska przyjmuje około 1 miliona osób, które uciekły z Ukrainy, jest wysoce prawdopodobne, że Polska zostałaby uznana za znajdującą się pod presją, a tym samym kwalifikowałaby się do solidarności lub do pełnej redukcji składek solidarnościowych” – czytamy w unijnym dokumencie.
Pismo potwierdza to, o czym w OKO.press pisaliśmy wielokrotnie.
W rozporządzeniu o zarządzaniu azylem państwa członkowskie wynegocjowały zapisy dotyczące możliwości całkowitego lub częściowego odstąpienia od tzw. wkładu solidarnościowego. Ten wyjątek będzie dotyczył państw, które znajdują się właśnie pod silną presją migracyjną. Na taki zapis, pod groźbą zerwania negocjacji, naciskały Czechy.
Mówi o tym dokładnie punkt 28a dokumentu:
„Państwa członkowskie będące beneficjentami nie powinny być zobowiązane do wykonania swoich zobowiązań w zakresie wkładu na rzecz puli solidarnościowej […]. Jeżeli państwo członkowskie znajduje się pod presją migracyjną lub uważa, że znajduje się pod presją migracyjną (…) powinno móc wystąpić o częściowe zmniejszenie lub całkowite zwolnienie z wniesienia wkładu”.
Mowa tu dokładnie o dwóch sytuacjach. W pierwszej kolejności z wkładu na rzecz puli solidarnościowej zwolnione mają być państwa, które są pierwszym punktem kontaktu dla większości migrantów (Grecja, Włochy, Hiszpania, Malta, Cypr). Ale chodzi też o wszystkie inne państwa z dużą liczbą uchodźców. W tej kategorii mieści się Polska, w której według szacunków przebywa 1-1,5 miliona uchodźców z Ukrainy (nie licząc tych, którzy do Polski przyjechali jeszcze przed pełnoskalową inwazją Rosji w lutym 2022).
Ale PiS idzie w zaparte.
Na publikację unijnego pisma zareagował minister ds. Unii Europejskiej, Szymon Szynkowski vel Sęk. „Odpowiedź KE potwierdza obowiązkową solidarność, czyli mechanizm relokuj albo płać” – stwierdził. „Potwierdza także, że Polska może być (ale nie będzie) z niego zwolniona, w zależności od uznania komisji i rady. Przecież właśnie tej szkodliwej propozycji się sprzeciwiamy”.
Tej fałszywej narracji o unijnych biurokratach, towarzyszy konsekwentna kampania strachu. Nie chodzi o fakty, ale wzbudzenie poczucia zagrożenia.
„Wszyscy widzimy, co dzieje się na ulicach Europy. Gwałty, zabójstwa, podpalenia, demolowanie ulic, dzielnice grozy” – słyszymy w referendalnym spocie premiera. Obrazy zamieszek na ulicach europejskich miast, przechodzą w wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie. Ten z mównicy pyta: „Czy chcecie państwo, żeby to pojawiło się także w Polce. Żebyśmy przestali być gospodarzami we własnym kraju?”.
Dlatego opozycja będzie zachęcać do bojkotu referendum. Aby głosowanie było uznane za wiążące, frekwencja musi przekroczyć 50 proc. Nie wystarczy więc wrzucić do urny pustą czy źle wypełnioną kartę do głosowania – już samo jej odebranie wlicza się do frekwencji.
Co więc zrobić jeśli chcemy wziąć udział w wyborach, ale nie w referendum? Na antenie TVN24 wyjaśniała to prof. Ewa Łętowska. „Jeżeli ktoś nie chce brać udziału w referendum, nie chce wziąć karty, ma prawo. Ale – uwaga – powinien koniecznie na tej liście, gdzie się kwituje spis wyborców, napisać »odmówił« czy »nie wziął« albo dopilnować, żeby komisja to w odpowiedni sposób oznaczyła” – powiedziała sędzia.
Uchodźcy i migranci
Robert Biedroń
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Komisja Europejska
Unia Europejska
referendum
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze