PiS zapowiada, że będzie nas „chronić przed migrantami”, których Polska nawet nie musiałaby – choć zdecydowanie mogłaby – przyjąć. Wyjaśniamy sześć przekłamań o polityce migracyjnej UE, na których PiS buduje swój wyborczy przekaz
14 czerwca 2023 r. na Twitterze premiera Mateusza Morawieckiego pojawia się taki wpis: „Rząd @pisorgpl mówi STOP przymusowi relokacji nielegalnych imigrantów”. Wpisowi towarzyszy niepokojące wideo.
Z offu słychać: „Pomagamy milionom uchodźców z Ukrainy, nie z przymusu, z poczucia odpowiedzialności. Unia przekazała na ten cel 200 mln euro – 50 euro na osobę. Teraz ta sama unia próbuje wymusić na Polsce przyjęcie imigrantów z innych kontynentów lub opłaty na ich utrzymanie, 22 tysiące euro rocznie za każdą osobę”.
Na wideo ciemny zarys mężczyzn w garniturach, którzy podają sobie ręce, jakby celebrowali jakiś dobry deal. To zapewne jakieś unijne „zdradzieckie mordy”, tudzież elity kompradorskie, jak mawia Jarosław Kaczyński, zainspirowany retoryką Mao Zedonga.
Tłum uchodźców forsuje płot z drutu kolczastego. Straż graniczna celuje w nich z armatek wodnych, z drugiej strony lecą kamienie.
Kolejny kadr: kobieta układa dziecko do snu.
„Nie będziemy płacić bezpieczeństwem Polek i Polaków za koszmarne błędy naiwności kilku europejskich stolic” – grzmi narrator.
„Mówimy z całą mocą” – to już premier Morawiecki. „Polska nie dopuści do tego tak długo, jak będzie rząd PiS, aby to przemytnicy dyktowali warunki Unii Europejskiej. Rząd PiS stoi na straży pokoju, spokoju, bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku”.
To wideo to odpowiedź szefa rządu na ogłoszone kilka dni wcześniej stanowisko negocjacyjne Rady UE dotyczące przepisów o azylu i migracji. Przekaz jest jasny. Imigracja to przestępczość, zamieszki, zagrożenie bezpieczeństwa.
PiS zupełnie rozmyślnie przedstawia stanowisko Rady UE ws. polityki migracyjnej tak, jakby wszystko zostało już postanowione. Jakby Komisja Europejska – bo w narracji obozu władzy to KE jest wcieleniem tej mitycznej, złowrogiej, patrzącej na państwa członkowskie z góry Unii – miała już konkretny, nienegocjowalny plan narzucenia państwom członkowskim rozwiązań, którym trzeba się z całą mocą przeciwstawić.
Jarosław Kaczyński, jak na populistycznego lidera czyli obrońcę ludu przystało, reaguje niemal natychmiast. 15 czerwca 2023 r. podczas debaty w Sejmie zapowiada: ta decyzja UE to pogwałcenie naszej suwerenności, będzie referendum. Polacy i Polki mają prawo wypowiedzieć się w temacie.
Ale prawda jest taka, że nie ma jeszcze żadnej decyzji, a w propozycji Rady UE zapisane są wyłączenia, które obejmują także Polskę.
Stając „w obronie Rzeczpospolitej, i jej córek i synów”, PiS zapomina poinformować opinię publiczną o kilku istotnych faktach, w związku z czym informujemy o nich my.
Po pierwsze, stanowisko Rady UE, czyli zgromadzenia ministrów państw członkowskich ws. polityki migracyjnej, proponujące wprowadzenie mechanizmu solidarnościowego, dzięki któremu ciężar migracji nie będzie spoczywał tylko na kilku państwach granicznych UE, to dopiero początek procesu negocjacyjnego.
Jak na łamach OKO.press tłumaczyła Małgorzata Tomczak, na tym etapie Rada UE, czyli państwa członkowskie reprezentowane przez ministrów spraw wewnętrznych, przygotowały wspólne stanowisko wobec propozycji Komisji.
To żadna „decyzja UE”, lecz stanowisko, które będzie przedmiotem negocjacji z Parlamentem Europejskim.
Stanowisko dotyczy dwóch rozporządzeń: o procedurze azylowej oraz rozporządzenia o zarządzaniu azylem i migracją. Jest to część większego projektu reformy polityki migracyjnej UE, o którym organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka mówią jedno: to przejaw czystej hipokryzji ze strony UE.
Propozycja reform polityki migracyjnej UE wyszła z Komisji Europejskiej już w 2016 roku, w reakcji na zwiększony m.in. na skutek wojny w Syrii, napływ migrantów do granic UE. Komisja zaproponowała wówczas system kwot – każde państwo członkowskie miałoby przyjąć określoną liczbę imigrantów. W ciągu dwóch lat miało zostać relokowanych 160 tysięcy osób (wobec ponad 1,4 mln wniosków o azyl złożonych w UE tylko w 2015 roku).
Polska miała w pierwszym etapie przyjąć 6 tysięcy osób na co zgodził się rząd Ewy Kopacz.
Komisja wydała wówczas dwie prawnie wiążące decyzje o relokacji, ale część państw członkowskich odmówiła ich realizacji. W tym gronie obok Węgier i Czech znalazła się także Polska, bo po zmianie władzy w październiku 2015 roku, Polska zmieniła front.
Ponieważ mechanizm okazał się fikcją, w toku negocjacji Komisja zmodyfikowała propozycję. Obecna zakłada wprowadzenie mechanizmu solidarnościowego, w którym państwo będzie miało wybór: albo weźmie udział w relokacji, albo zrekompensuje swój wkład solidarnościowy w inny sposób.
W ostatnim czasie państwa członkowskie wprowadziły jednak wiele istotnych modyfikacji i odstępstw od ogólnej zasady – o czym dalej. Na zmiany te zgodę musi wyrazić Komisja. Jeśli zdaniem Komisji modyfikacje te są nie do zaakceptowania, Komisja może wycofać wniosek.
Ogólne stanowisko Rady UE ogłoszone 8 czerwca staje się teraz podstawą do negocjacji z Parlamentem Europejskim. Parlament zaproponuje swoje poprawki, a już wiadomo, że będzie bardzo krytyczny, bo propozycja Rady UE oznacza zdaniem wielu europarlamentarzystów znaczne obniżenie i tak niedostatecznych standardów ochrony praw człowieka.
Jeśli Komisja nie wycofa wniosku, a Parlament i Rada osiągną porozumienie, rozporządzenie wejdzie w życie. Może to nastąpić przed wyborami do europarlamentu w 2024 roku – tak stanowi mapa drogowa dla tej legislacji.
Jest zatem jeszcze mnóstwo czasu do tego, by zgłaszać zastrzeżenia i negocjować rozwiązania.
Polska mogłaby np. ze zrozumieniem spojrzeć na sytuację państw basenu Morza Śródziemnego, na których dziś spoczywa główny ciężar migracji albo wyjść z propozycją innych rozwiązań, by okazać solidarność na forum UE. Ale dla obozu rządzącego, który stawia na dystansowanie się od UE, takie podejście nie wchodzi w grę.
Po co zajmować konstruktywne stanowisko i okazywać wsparcie sąsiadom, jeśli można zrobić dym na forum krajowym i wykorzystać temat wyborczo?
A temat ma polityczny potencjał. Można jednocześnie zagrać na dwóch strunach: narracji antyimigranckiej (a nuż zmobilizuje się trochę nowych wyborców), jak i – według badań jeszcze mocniej mobilizującej prawicowy elektorat – narracji eurosceptycznej.
PiS przemilcza coś jeszcze. Jak wynika z lektury wniosku w sprawie rozporządzenia o zarządzaniu azylem, państwa członkowskie wynegocjowały zapisy dotyczące możliwości całkowitego lub częściowego odstąpienia od tzw. wkładu solidarnościowego. Ten wyjątek będzie dotyczył państw, które „znajdują się pod silną presją migracyjną”.
To za takim zapisem obstawały Czechy, które tylko pod warunkiem wprowadzenia go poparły wniosek.
Mówi o tym punkt 28a dokumentu:
„Państwa członkowskie będące beneficjentami nie powinny być zobowiązane do wykonania swoich zobowiązań w zakresie wkładu na rzecz puli solidarnościowej […]. Jeżeli państwo członkowskie znajduje się pod presją migracyjną lub uważa, że znajduje się pod presją migracyjną (…) powinno móc wystąpić o częściowe zmniejszenie lub całkowite zwolnienie z wniesienia wkładu.”
Mowa tu o dwóch sytuacjach. W pierwszej kolejności z wkładu na rzecz puli solidarnościowej zwolnione mają być państwa, które są pierwszym punktem kontaktu dla większości migrantów (Grecja, Włochy, Hiszpania, Malta, Cypr), ale też inne państwa z dużą liczbą uchodźców.
W tej kategorii mieści się Polska, w której według szacunków przebywa nawet 1,5 miliona uchodźców z Ukrainy (nie licząc tych, którzy do Polski przyjechali jeszcze przed pełnoskalową inwazją w lutym 2022 r.).
Rząd nie wspomina też, że według wniosku Rady państwa członkowskie mogą same wybrać rodzaj działań solidarnościowych.
Żadne z nich nie będzie zobowiązane ani do przeprowadzenia relokacji, ani nawet do uiszczania wkładu finansowego.
W propozycji Rady UE znajduje się bowiem opcja wniesienia wkładu solidarnościowego w postaci „alternatywnych środków”. Te alternatywne środki to wsparcie techniczne, rzeczowe lub wydelegowanie personelu, który np. wesprze proces rejestracji, przyjmowania i rozpatrywania wniosków o ochronę międzynarodową składanych przez migrantów.
Mówi o nich punkt 12b wniosku:
„Państwa członkowskie wnoszące wkład powinny na wniosek państwa będącego beneficjentem zapewnić alternatywne środki solidarnościowe, skupiające się głównie na budowaniu zdolności, usługach, wyszkolonym personelu, obiektach i sprzęcie technicznym – w dziedzinach takich jak rejestracja, przyjmowanie, zarządzanie granicami, kontrole przesiewowe, zatrzymywanie i powroty. Środki alternatywne powinny mieć wartość praktyczną i operacyjną.”
Nieprawdą zatem jest to, co twierdzą polskie władze, że wybór będzie ograniczony do dwóch opcji: przymusowa relokacja albo kontrybucja finansowa.
Przekłamania pojawiają się też na poziomie języka. Forsuje je obóz rządzący, powtarzają niektóre media, w tym publiczne.
We wpisie Morawieckiego na Twitterze z 14 czerwca mowa o „relokacji nielegalnych imigrantów”.
Tą frazę znajdujemy w wielu artykułach o sprawie: "W czwartek Sejm przyjął uchwałę wyrażającą sprzeciw wobec unijnego mechanizmu relokacji nielegalnych migrantów, która zobowiązuje rząd do stanowczego sprzeciwu wobec takich praktyk Unii Europejskiej” – donosi jeden z portali.
Takie nazwanie mechanizmu solidarnościowego UE jest przekłamaniem. Nie chodzi tu o relokację „nielegalnych migrantów”.
Rząd @pisorgpl mówi STOP przymusowi relokacji nielegalnych imigrantów (...) Dziś UE próbuje zmusić Polskę do przyjęcia nielegalnych imigrantów z innych krajów lub kazać płacić – 22 000 euro rocznie na osobę…
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Osoby, którym zostanie przyznana jakaś forma ochrony międzynarodowej – czy to status uchodźcy, czy azyl, ochrona czasowa lub uzupełniająca – i którzy w związku z tym będą mogli przebywać na terenie UE, w momencie jej nadania stają się legalnymi imigrantami.
Relokacja będzie dotyczyła zatem wyłącznie osób przebywających na terenie UE legalnie.
Ale rzeczywistość skrzeczy jeszcze w innym miejscu. Plan solidarnościowy dotyczący azylu i polityki migracyjnej UE zakłada minimalną relokację 30 tysięcy osób rocznie w całej UE (wobec grubo ponad miliona wniosków o azyl, które składane są co roku). Według wstępnych szacunków Polska miałaby przyjąć lub sfinansować pomoc minimum 2 tysiącom osób rocznie.
Jeśli zestawić te 2 tysiące z liczbą osób „spoza kontynentu”, czyli z tzw. „krajów dalekich kulturowo”, które co roku otrzymują zezwolenie na pracę w Polsce, okazałoby się, że to kropla w morzu.
Tylko w 2022 roku w Polski zarejestrowano 136 tysięcy pracowników – migrantów z krajów, gdzie dominującą religią jest islam.
Na to zwraca uwagę opozycja stawiając kontrę fałszywej narracji o „niebezpiecznych nielegalnych uchodźcach”, którą kreuje Prawo i Sprawiedliwość w celu walki wyborczej. Te kłamstwa wytknął PiS-owi także Donald Tusk podczas spotkania z wyborcami w Kłodzku w poniedziałek 19 czerwca 2023.
„Oni [obóz władzy – przyp. red.] wmówili swoim wyborcom, że bronią Polskę przed napływem imigrantów i robią wielkie referendum w sprawie 2 tysięcy [osób – przyp. red.], których nikt nie chce nam siłą wysłać. Tylko w zeszłym roku ściągnęli z państw muzułmańskich 135 tysięcy ludzi” – mówił Tusk.
Tusk myli się o tysiąc, ale ma rację.
„Same firmy, które pracują dla Orlenu, budują miasteczko na 6, a niedługo na 11 tysięcy ludzi, a ten [Jarosław Kaczyński – przyp. red.] wymyślił referendum i znowu zrobi wojnę domową w sprawie problemu, który nie istnieje” – mówił lider Platformy Obywatelskiej. Odniósł się do kwestii miasteczka dla pracowników z Indii, Malezji, Pakistanu, Turcji i Turkmenistanu, którzy mają rozbudowywać rafinerię Orlenu w Płocku.
Ale całe to mijanie się z prawdą ma jeden cel: zmobilizować wyborców.
Odkąd 8 czerwca 2023 Rada UE ogłosiła wspólne stanowisko negocjacyjne w sprawie przepisów o azylu i migracji, prekampania wyborcza Prawa i Sprawiedliwości nabrała tempa.
Do tej pory obozowi władzy nie udało się bowiem skutecznie narzucić żadnego z forsowanych tematów – przechodziły bez echa. Nie udało się z Janem Pawłem II i uchwałą o obronie jego imienia, a tym samym walką o tzw. prawdziwe polskie wartości i narodową tożsamość, ani z robakami, które każe nam jeść UE. Wielkiego wrażenia na wyborcach nie zrobiło także 800+ (zobacz dlaczego).
W każdym z tych przypadków PiS sięgał do sprawdzonych metod mobilizacji wyborców przećwiczonych już przed wyborami 2015 i 2019 roku, przetestowanych przez prawicę w wielu krajach na świecie, a mimo to wychodziło średnio.
Stanowisko negocjacyjne Rady UE w obszarze polityki migracyjnej spada PiS-owi jak z nieba.
Łączy w sobie dwa atrakcyjne dla populistycznej prawicy wątki: antyimigracyjny oraz antyunijny. A jak pokazują badania, to dwa główne motory budowania poparcia dla skrajnej prawicy.
PiS wyciąga wnioski z niepowodzeń pierwszej fazy prekampanii. Zgodnie z sugestiami doradcy prezydenta Dudy, Marcina Mastelarka, który w mocnych słowach skrytykował prekampanię PiS,
PiS faktycznie będzie budował kampanię na temacie bezpieczeństwa.
Pytanie pozostaje: czy strasznie migracją pomoże PiS-owi wygrać wybory. Z politycznego puntu widzenia migracja to temat, w którym mocno ogniskuje się forsowana przez prawicę wizja świata: konieczność walki o zachowanie tożsamości narodowej, potrzeba uchronienia narodu przed jej utratą.
O tym, jaki jest potencjał tego tematu, świadczą też wyniki sondaży.
W grudniu 2022 roku OKO.press we współpracy z TOK FM zapytało Polki i Polaków o stosunek do migracji spoza Europy: „Czy w polityce wobec uchodźców w naszym kraju należałoby Pana(i) zdaniem ograniczać napływ osób innego pochodzenia np. z Afryki?”.
Pytaliśmy o migrację „daleką kulturowo”, osób spoza Europy. Za takim ograniczeniem opowiedziało się 49 proc. respondentów (w tym 24 proc. zdecydowanie), przeciw było 47 proc.
To z jednej strony pokazuje pewną równowagę poglądów, ale też duży potencjał polaryzacyjny tej kwestii.
Proponując referendum ws. migracji Jarosław Kaczyński usiłuje ugruntować motyw przewodni kampanii, ale też sprawdzić, czy to dobry plan.
Na pierwsze sondaże nie trzeba było długo czekać. Kaczyński wyszedł z pomysłem w czwartek 15 czerwca w Sejmie, a badanie United Surveys dla Wirtualnej Polski zostało opublikowane już 19 czerwca. Pokazuje, że temat trafia na podatny grunt.
Za przeprowadzeniem referendum jest 51 proc. respondentów, przeciwko 39 proc.
Niezdecydowanych było 10 proc. badanych.
Pomysł znajduje poklask przede wszystkim w elektoracie PiS. Za jest aż 81 proc. , przeciwko ledwie 4 proc., 15 proc. nie ma zdania.
Co ciekawe, wśród wyborców opozycji, 66 proc. ankietowanych jest przeciwko organizacji referendum (51 proc. „zdecydowanie”), ale aż 29 proc. jest za.
Trudno stwierdzić, czy taki wynik wskazuje bardziej na poparcie dla idei referendum jako narzędzia demokracji bezpośredniej, czy na potrzebę wypowiedzenia się w kwestii relokacji migrantów.
Widać jednak, że kwestia polityki migracyjnej UE ma potencjał polityczny i może stać się narracyjną osią kampanii.
A paliwo do utrzymania tej narracji będzie, bo Parlament Europejski zajmie się rozporządzeniem prawdopodobnie już w połowie lipca.
Prawa człowieka
Uchodźcy i migranci
Władza
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Donald Tusk
Komisja Europejska
Parlament Europejski VIII kadencji
migracja
polityka migracyjna
referendum
relokacja
relokacja uchodźców
uchodźcy
wybory
wybory 2023
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze