0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sameer Al-Doumy / AFPSameer Al-Doumy / AF...

Anton Ambroziak, OKO.press: Plan podniesienia wieku emerytalnego we Francji - z 62 do 64 lat - wyprowadził w styczniu na ulice setki tysięcy ludzi w ponad 200 miejscowościach w całym kraju. Jak rozwijają się protesty przeciwko reformie prezydenta Emmanuela Macrona?

Aleksander Smolar, publicysta, członek zarządu Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych, b. prezes Fundacji Batorego: We wtorek, 7 lutego, mobilizacja była nieco mniejsza, ale to nie musi oznaczać tendencji spadkowej. Ten dramat, który rozgrywa się w całym kraju, może się zaognić podczas następnej manifestacji, już w najbliższą sobotę.

Sytuacja na ulicach i strajki są masowym tłem dla decyzji politycznych, które mają być podjęte w Zgromadzeniu Narodowym. Wynik nie jest pewny, bo Macron, choć kieruje największą partią w parlamencie, nie ma większości, która pozwala mu samodzielnie przegłosować projekt.

Jesienią Francuzi protestowali przeciwko rosnącym kosztom życia, wcześniej śledziliśmy losy ruchu żółtych kamizelek. Czy to, co dzieje się dziś na ulicach, jest wyjątkowe, czy raczej wpisuje się we francuskie tradycje manifestowania?

Na pewno rozmiary tych protestów są bardzo znaczące. Od 1995 roku na ulicach Francji było tylko kilka tak wielkich manifestacji: w 2003 i w 2010 roku, również związanych z próbą wprowadzenia reformy systemu emerytalnego. Protesty te są relatywnie spokojne. Na obrzeżach takich ruchów zazwyczaj działały grupy sił skrajnych, czy po prostu chuliganów, którzy szukali konfrontacji z policją, demolowali miasta. Dziś takich scen nie obserwujemy.

Protesters stand on the rail tracks behind a banner reading "64 years old, it's no" during an action called by the French union General Confederation of Labour (CGT) to protest against a deeply unpopular pensions overhaul in Donges, Western France on February 8, 2023. - France braced on February 7, 2023 for new strikes and mass demonstrations against French President's proposal to reform French pensions, including hiking the retirement age from 62 to 64 and increasing the number of years people must make contributions for a full pension. (Photo by LOIC VENANCE / AFP)
Donges, Zachodnia Francja. Związkowcy z CGT w sprzeciwie wobec reformy emerytalnej blokują tory kolejowe / Loic Venance, AFP

Ale najciekawsza jest jedność pomiędzy związkami zawodowymi. CFDT, który wywodzi się z chrześcijańskich związków zawodowych, z reguły był bardziej umiarkowany, szukał porozumienia z władzą. Dziś zachęca do strajków, podobnie zresztą jak wszystkie partie opozycyjne poza Republikanami

Dlaczego akurat pomysł podniesienia wieku emerytalnego tak zjednoczył Francuzów? Dlaczego zdecydowana większość społeczeństwa nie aprobuje, wydawałoby się, dosyć racjonalnej reformy społecznej?

W ciągu ostatnich 20 lat dwukrotnie zmieniano przepisy emerytalne. Tak było za czasów prezydentury Sarkozy'ego, czyli prawicowej koalicji, potem za czasów Hollanda. Protesty też były, ale stosunkowo słabe. I faktycznie, trzeba zapytać, dlaczego wybuchły akurat teraz, skoro powody podnoszenia wieku emerytalnego są dziś bardziej oczywiste niż wtedy.

W ciągu ostatnich 40 lat, mniej więcej od początku lat 80., niemal o dekadę zwiększyła się długość życia Francuzów. Jeśli nie zostanie podniesiony wiek emerytalny, to system finansowania emerytur oparty na solidarności międzypokoleniowej, gdy pracujący płacą na emerytów, okaże się niewydolny.

Gabriel Attal, francuski minister ds. finansów publicznych stwierdził, że na stole są dwie opcje: albo plan Macrona, albo potencjalne bankructwo.

Attal świadomie nie przedstawił dwóch innych rozwiązań. Można albo podnieść podatki od przedsiębiorstw, i w ten sposób dopłacać do systemu emerytalnego. Można też obciążyć ludzi o najwyższych dochodach, najbogatsze 2 proc. Istnieją szacunki pokazujące, że szczególnie drugie rozwiązanie wystarczyłoby na pokrycie luki emerytalnej.

Tylko że Francja jest krajem, w którym poziom redystrybucji jest jednym z najwyższych na świecie. Macron i jego ludzie mówią więc, że większe obciążenie najbogatszych, w tym przedsiębiorstw, to niszczenie finansów publicznych, wysysanie środków, które powinny iść na inwestycje. I za to właśnie jest dziś atakowany.

Mówi się, że jest prezydentem bogatych, nie chce dokonać podziału wypracowanego zysku.

To zarzut stosowany w języku klasowych rewindykacji.

Ale czy gniew klasowy wyjaśnia to, co się dzieje na ulicach?

Nie, musimy odwołać się do tradycji francuskiej. Już w latach 80. ubiegłego wieku socjalista Paul Lafargue opublikował książkę pt. „Prawo do lenistwa”. Wcześniej w ruchu socjalistycznym dominowała apoteoza pracy jako miejsca i sposobu samorealizacji. Celem było więc dokonanie zmian politycznych i społecznych, żeby własność nie była monopolizowana przez klasę posiadaczy.

Książkę Lafargue'a o tym, jak nic nie robić, można traktować jako anegdotę, ale według mnie to była jaskółka zapowiadająca głębokie przemiany w stosunku społeczeństwa do pracy. Już w 1982 roku Mitterrand obniżył wiek emerytalny z 65 lat do 60 lat i traktuje się to jako oczywisty element francuskiego państwa opiekuńczego.

Dozens of unionists set a fire to block a road in front of the Total Energies refinery during an action called by the French union General Confederation of Labour (CGT) against a deeply unpopular pensions overhaul in Donges, Western France on February 8, 2023. - France braced on February 7, 2023 for new strikes and mass demonstrations against French President's proposal to reform French pensions, including hiking the retirement age from 62 to 64 and increasing the number of years people must make contributions for a full pension. (Photo by LOIC VENANCE / AFP)
Związkowcy podpalają drogę, aby zablokować wyjazd z rafinerii Total Energies. Akcję przeciwko reformie systemu emerytalnego zwołał francuski związek zawodowy CGT / Loic Venance, AFP

Silne zabezpieczenie praw pracowniczych, socjalna poduszka, którą oferuje państwo, olbrzymia rola związków zawodowych, najniższy wiek emerytalnych wśród dużych gospodarek - z pozycji Polski ciężko zrozumieć ten protest.

Jest to trudne nie tylko w Polsce, w zasadzie cały Zachód próbuje zrozumieć postawy Francuzów. Trzeba pamiętać, że 20 lat temu wprowadzono też 35-godzinny tydzień pracy. Dominowało wówczas przekonanie, że trzeba będzie pracę dzielić na większą liczbę osób, pomniejszać ilość pracy na człowieka. Dziś o takich pomysłach dyskutuje się w całej Europie, ale we Francji to absolutna podstawa, która - wraz z decyzją Mitteranda - kształtuje obecny stosunek do reformy emerytalnej.

Nie można też ignorować czynników kulturowych. Kluczową rolę odegrał rok '68. Nastąpiło odejście od kultury pracy, zarówno w wymiarze religijnym, jak i świeckim. Ludzie przestali wierzyć, że ich poświęcenia zostaną wynagrodzenie w przyszłości tego świata, lub poza tym światem.

Równolegle upadają mit komunizmu i etos katolickiej ofiarności.

Te zmiany przyspieszyła pandemia. Przeniesienie części pracy do domów spowodowało, że wiele osób zmieniło do niej stosunek. Duża część pracowników nie chce wracać do wspólnej pracy. Tak jest zresztą nie tylko we Francji. Podobne zjawisko obserwuje się w wielu krajach, m.in. w Stanach Zjednoczonych.

Takie dyskusje akurat i nam, w Polsce, nie są obce. Najlepszym przykładem była wrzawa wokół tekstów Marcina Matczaka, który promuje "kulturę harówki"

To zjawisko pokoleniowe: praca przestaje być miejscem realizacji, ludzie szukają sensu i szczęścia w życiu prywatnym, rodzinnym, towarzyskim. Dla Francuzów próba wydłużenia lat pracy w momencie, gdy ci próbują od niej odejść, przynajmniej częściowo, to jest szok.

To, jak zmieniło się znaczenie pracy we Francji, najlepiej pokazują badania. W 1999 roku 60 proc. ankietowanych przyznało, że praca jest dla nich ważna. W 2021 tylko 24 proc. tak odpowiadało. To drastyczne przesunięcie.

Francuska opinia publiczna podkreśla, że ogromną siłą dzisiejszych protestów są młodzi ludzie. Pochodząca z Wybrzeża Kości Słoniowej lewicowa posłanka Rachel Kéké, silny głos klasy ludowej w Zgromadzeniu Narodowym, do parlamentarzystów Macrona mówiła, że są odcięci od rzeczywistości, nigdy nie wykonywali trudnej, fizycznej pracy, a młodsze pokolenia ich nienawidzą.

Można odwoływać się do starych resentymentów, ale można też powiedzieć, że młode pokolenie przewartościowuje stosunek do świata. Nie praca i wysiłek, tylko samozadowolenie i życie rodzinne/towarzyskie jest w jego centrum.

Zmieniło się też postrzeganie rodzajów pracy. O ile i dzisiaj można czerpać przyjemność z pracy wykonywanej niezależnie, z pracy twórczej, czy zajmując stanowisko kierownicze, to z pracy fizycznej czy biurowej, monotonnej, powtarzalnej już nie. KIedyś była uważana za obowiązek i nadawała też sens życiu, szczególnie życiu mężczyzny, który przynosił do domu potrzebne dochody.

W ten sposób niejako potwierdzał swoją męskość w akcie pracy.

Dziś ta bańka pękła, co ma też, sądzę, głęboki wpływ na kryzys męskości.

Jakie są główne osie krytyki reformy?

Na początku Macron mówił o sprawiedliwości i efektywności. Dziś mówi tylko o konieczności, bo sprawiedliwość reformy została zaatakowana z kilku stron. Udowodniono, że ludzie bardzo młodzi, z klasy ludowej, którzy zaczynają pracować w wieku 18,19 lat będą pracować znacznie dłużej niż ci z klasy średniej i wyższej, którzy spokojnie studiują, a na rynek pracy wchodzą w wieku dwudziestu kilku lat. Jednak rząd wydaje się otwarty na negocjacje w tej sprawie i obniżenie wieku emerytalnego w przypadku tak zwanej długiej kariery.

Ale czy wszyscy nie wchodzą przypadkiem na mniej przyjazny rynek pracy niż ten sprzed 20 lat?

Poziom bezrobocia we Francji jest stosunkowo niski, ale oczywiście istnieją też problemy rynku pracy. We Francji większy problem z zatrudnieniem mają osoby starsze. Stopa zatrudnienia osób w wieku 55-64 lata jest o 4,5 pkt. proc. niższa we Francji niż średnio w Unii Europejskiej (odpowiednio 56 i 60,5 procent). I to jest kolejny argument przeciwników reform.

Dochody osób w wieku 55-64 lata są znacznie wyższe niż młodych. Przedsiębiorstwa, próbując ciąć koszty pracy, zwalniają starszych pracowników. Ci, którzy stracili pracę, nie mają szans na zatrudnienie. Państwo chce wprowadzić specjalne kontrole, by ukrócić dyskryminację starszych, w wieku przedemerytalnym.

Trzecią kategorią uważaną za szczególnie pokrzywdzoną są kobiety. Ciągłość ich pracy jest przerywana macierzyństwem, więc ich emerytury są niższe. Związki zawodowe uważają, że podniesienie wieku emerytalnego w żadnym stopniu nie kompensuje tych strat, może tylko pogorszyć ich sytuację ekonomiczną na starość.

Od kogo zależą losy tej ustawy?

Macron nie ma bezwzględnej większości, więc przyszłość reformy opiera się w dużym stopniu na decyzji prawicowej Partii Republikańskiej, która rządziła przez dekady. Oni narracyjnie kładą nacisk na problem najmłodszych i długo pracujących. Boją się, że popierając większość ustaw Macrona, stracą miejsce na rynku politycznym; będą w całości utożsamiani z prezydentem.

Jeśli partia republikańska się podzieli, ustawa nie przejdzie. Nawet w partii Macrona nie ma pewności, czy wszyscy zagłosują za reformą. Tam jest wielu ludzi, którzy przyszli z lewicy, z partii socjalistycznej. Wówczas rząd będzie miał jeszcze możliwość odwołania się do tzw. art. 49.3.

Kontrowersyjny akt wykonawczy?

To jest artykuł, który daje prawo rządowi narzucić swoją ustawę, o ile nie ukonstytuuje się na tyle duża większość, by ją odrzucić. Faktycznie, to prawo nie jest specjalnie demokratyczne, a dla władzy bywa niebezpieczne.

W takiej konfliktowej sytuacji może grozić daleko posuniętą alienacją klasy rządzącej i partii Macrona.

W dłuższej perspektywie siłowe przepchnięcie ustawy mogłoby być dla prezydenta groźniejsze niż porażka.

Dlaczego francuskie gazety piszą, że to "być albo nie być" Macrona?

Macron dochodził do władzy jako wielki reformator. Właściwie od czasów Giscarda nie było nikogo, kto chciałby w istotny sposób zreformować kraj. W obliczu oporu społecznego Mitterrand, Chirac, jak i następni prezydenci, raczej zarządzali stanem istniejącym. Macron miał ambicje, by wprowadzać wielkie zmiany. One są potrzebne, bo w strukturach zarządzania, administracji Francja wciąż jest szalenie etatystycznym państwem. Podniesienie wieku emerytalnego to jedyny dowód na to, że Macron nie sprzeniewierzył się swojej misji.

Cała ta operacja jest ważna dla jego obrazu w historii.
Na zdjęciu mężczyzna stoi na torach kolejowych, w rozłożonych rękach trzyma dwie czerowne flary
Nicea. Trzeci dzień protestów we Francji przeciwko reformie emerytalnej / Valery Hache, AFP

Społecznie sytuacja jest jednak dramatyczna. Na początku, kiedy Macron zaczął mówić o reformie, głosy rozkładały się mniej więcej pół na pół.

Dziś około 70 proc. Francuzów jest przeciwko.

Czy Macron znajdzie inny temat, by zdobyć poparcie większości Francuzów? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że jeżeli mu się to nie powiedzie, to będzie poważna klęska, która może się przyczynić do rozkładu jego własnej partii.

Przed ostatnimi wyborami prezydenckimi we Francji, w rozmowie z Agatą Szczęśniak w OKO.press, mówił pan, że Macron nie uczy się na własnych błędach: zajmował się wielką polityką, a w tym czasie Marine Le Pen mówiła o codziennych sprawach Francuzów. Czy w tej kadencji coś się zmieniło?

Teraz Macron nie ma wielkiej możliwości manewru, po dwóch kadencjach nie ma też szansy na reelekcję. Ale jego arogancja została.

Kiedyś uwodził intelektem i wizją wielkich projektów, potem się wypalił, a na dodatek utracił poparcie społeczne.

Nie ma ważniejszego kapitału politycznego niż głos obywateli.

On wciąż próbuje odgrywać poważną rolę, szczególnie w Europie. Widzieliśmy to po wybuchu wojny w Ukrainie, gdy próbował grać rolę pośrednika między Putinem a resztą Europy. Było w tym wiele z gaullistowskiej woli odgrywania przez Francję samodzielnej roli geopolitycznej. Myślę jednak, że intencje, które mu przypisywano, że chce zawrzeć kompromis z Rosją, były nieuprawnione. To chyba był raczej wynik niewiary – obecny wszędzie na Zachodzie - w zdolność Ukrainy nie tylko do przetrwania, ale aktywnego oporu.

Macron próbował też narzucić własną wizję rozwoju Unii Europejskiej, co również się nie udało.

Już w 2017 roku podczas wykładu na Sorbonie Macron przedstawił rozległą, imponującą koncepcję federalistycznej Europy. Ona jest nie do przyjęcia dla większości państw wspólnoty, choć obecnie, ze względu na dramatyczne wydarzenia zewnętrzne, najpierw pandemię, a teraz wojnę, procesy integracyjne pogłębiają się. Europa solidarnie podejmuje odważne decyzje, które jeszcze niedawno były nie do pomyślenia.

Ale tak, rola Macrona w Europie jest mniejsza, niż by chciał. Nie sądzę, by to mogło się zmienić.

Jakie scenariusze polityczne są możliwe?

Partia Macrona to produkt populizmu, populizmu klasy średniej. Jest wódz, Macron, ale nie ma żadnych poważniejszych sił integracyjnych, są tam ludzie z prawicy, z lewicy. Jeśli Macron odejdzie, i to w atmosferze klęski, możliwe, że partia się rozpadnie. Nie widać dziś innego charyzmatycznego polityka, który mógłby przejąć przywództwo.

Francja znów wchodzi więc w okres politycznej niepewności, choć sytuacja gospodarcza jest lepsza, niż się spodziewano jeszcze jesienią. Jeśli Macronowi uda się reforma emerytalna, uspokoi nastroje społeczne, być może w kraju dojdzie do pewnej stabilizacji.

A kto najwięcej zyska, jeśli Macron przegra bitwę o emerytury?

Myślę, że Marine Le Pen. Ona ma bardzo duże szanse, żeby zostać następną prezydentką Francji. Le Pen zrezygnowała nawet z przywództwa własnej partii, żeby zdystansować się od jego skrajnego dziedzictwa. Dziś Le Pen kieruje tylko klubem parlamentarnym swojej formacji i stara się zachować umiarkowaną pozycję.

W ogóle myślę, że radykalna prawica zajmie miejsce tradycyjnej, umiarkowanej prawicy w wielu państwach Europy. Te same procesy widzimy we Włoszech czy w Szwecji; partie konserwatywne odchodzą w cień, a ich miejsce zajmują skrajne, populistyczne ugrupowania.

To samo zresztą dzieje się po lewej stronie sceny politycznej. Mélenchon, kolejny charyzmatyczny przywódca, wywodzący się z trockistów, były minister z ramienia partii socjalistycznej, dziś prowadzi skrajnie lewicowy kartel. Jego blok uzupełniają: partia zielonych i skarlałe, niegdyś potężne, partia socjalistyczna i partia komunistyczna. Nie ma szansy, by radykalny populizm i wodzowski styl władzy, nie najmłodszego zresztą Mélenchona, były w stanie zapewnić zwycięstwo takiej lewicy.

Jedyną nadzieją demokratycznych sił we Francji jest odrodzenie się centrum.

Do tego potrzebne są jednak dobre wyniki gospodarcze, stabilna sytuacja społeczna i silna Unia Europejska. I ktoś, kto mógłby zastąpić Macrona. W tej chwili nie widać na horyzoncie nikogo takiego.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze