Coraz bardziej realny jest scenariusz, który pogorszy sytuację Odry. Politycy chcą przywrócić rzece żeglowność pod pretekstem ochrony przed powodzią. Trzeba będzie ją wyprostować i częściowo wybetonować. Dla przyrody oznacza to dramat
Rządzący regulację Odry przedstawiają w kategoriach gospodarczej szansy. Powracający co kilka lat temat żeglowności drugiej największej polskiej rzeki przypomniał ostatnio premier Mateusz Morawiecki.
"Warto zwrócić uwagę na Odrę jako szlak wodny, który mógłby być dla nas doskonałym miejscem, w którym korzystamy z transportu" - mówił szef rządu w tracie odwiedzin zapory w podopolskich Januszkowicach 18 lipca. Bardzo możliwe, że już wtedy Odrą płynęły zanieczyszczenia, które teraz zabijają życie w rzece - wędkarze zgłaszali pierwsze problemy na Odrze w połowie lipca. Ryby w wodach Kanału Gliwickiego ginęły już w marcu.
Wtedy temat katastrofy ekologicznej wydawał się jednak lokalny, za to żegluga śródlądowa była tematem wagi państwowej. "Kolejne miliardy muszą zostać przeznaczone na rzecz inwestycji w Odrę" - mówił z szerokim uśmiechem prezes Rady Ministrów. "Bo transport wodny jest najbardziej ekologiczny i jest też najtańszy, i większym stopniu będziemy z niego korzystać" - kontynuował.
Kolejne miliardy muszą zostać przeznaczone na rzecz inwestycji w Odrę. Bo transport wodny jest najbardziej ekologiczny i jest też najtańszy, i większym stopniu będziemy z niego korzystać.
W kilku ostatnich zdaniach wspomniał też o działaniu przeciwpowodziowym inwestycji. Potraktował temat niesprawiedliwie, bo obiecane Polsce pieniądze na regulację Odry mają być przeznaczone jedynie na ten ostatni cel.
Rząd według planu ma chronić mieszkańców nabrzeża drugiej z najdłuższych polskich rzek za środki pożyczone od Banku Światowego. Odrzańska Droga Wodna ma według rządowych planów z 2017 roku pochłonąć ma 30 mld złotych. To nieaktualizowane szacunki, które będzie musiała zmienić inflacja. Za te pieniądze Odra ma stać się żeglowna od jej polsko-czeskiego odcinka Granicznych Meandrów po jej deltę w Zachodniopomorskiem. Po jej docelowym wydłużeniu za czeską Ostrawę powstałby szlak wodny łączący Odrę z Dunajem i Łabą.
"Celem inwestycji prowadzonych na Odrze jest nie tylko poprawa żeglowności, ale również podniesienie poziomu bezpieczeństwa przeciwpowodziowego" - przekonuje państwowe przedsiębiorstwo Wody Polskie, sprawujące pieczę nad naszymi rzekami i zbiornikami wodnymi.
Dzięki nowym stopniom wodnym, zaporom, dużym zbiornikom retencyjnym i regulowaniu koryta rzekę można będzie ujarzmić - przekonują zwolennicy regulacji. Na pierwszy rzut oka może mieć to sens - fale powodziowe można w końcu uspokajać poprzez kontrolowanie ich przepływu. "Brak aktywnej zabudowy regulacyjnej powoduje duże ryzyko powodzi, rozlania i podtapiania. Odbudowanie i uzupełnienie istniejącej zabudowy regulacyjnej to jedyna możliwość przywrócenia bezpieczeństwa na rzece" - piszą przedstawiciele Wód Polskich.
Ale są też inne głosy. Przeciwnicy inwestycji na polskich rzekach twierdzą, że betonowanie brzegów i zaburzanie ich biegu zabije uzależnioną od niego przyrodę, a wody w Odrze i tak jest za mało, by spływać nią mogły duże barki. A co z zabezpieczeniem przed powodzią? "Przecież wyprostowaną rzeką woda będzie szybciej spływać do morza, szybciej będzie też wylewać" - przekonuje część ekologicznych aktywistów i naukowców. Do tego mniej wody pędzącej w stronę ujścia wody wsiąknie w brzegi, co tylko pogorszy coroczną suszę.
Tak twierdzą przeciwnicy inwestycji w rzekę, działający w ramach międzynarodowej koalicji organizacji pozarządowych Czas na Odrę. Polsko-czesko-niemiecka organizacja przekonuje, że pogłębienie koryta Odry do co najmniej 2,5 metrów (bo tyle potrzebują barki) odbędzie się kosztem i ludzi, i przyrody.
"Działalność budowlana może spowodować osuszenie terenów zalewowych, bezpośrednio uszkodzić obszary Natura 2000, zagrozić gatunkom i spowodować utratę kluczowych siedlisk.
Planowana rozbudowa Odry granicznej i budowa drogi wodnej E30 nie tylko zredukowałyby usługi ekosystemowe, takie jak retencja wody, ochrona przeciwpowodziowa i magazynowanie dwutlenku węgla. Mało tego, w wyniku planowanej modernizacji, ryzyko powodzi w wąskich miejscach zwiększyłoby się. Ponadto utracony zostałby ogromny potencjał turystyki przyrodniczej i naturalnych praktyk rolniczych" - piszą działacze.
Mimo to i Polska, i Niemcy co do zasady zgadzają się w sprawie rozwoju Odry. W 2015 roku Warszawa i Berlin podpisały umowę, ustalając, że Odra powinna być spławna dla barek. Jej najważniejsze punkty to likwidacja tak zwanych "miejsc limitujących" - czyli fragmentów rzeki zbyt płytkich, by pływały nimi barki.
Według Fundacji WWF może się to udać, jeśli na Odrze powstanie 30 nowych stopni wodnych. Ówczesny minister żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk w 2018 roku mówił o konieczności budowy 29 takich obiektów. Mają one powstawać gęsto na odcinku Odry Granicznej: między innymi w Lubiążu, Ścinawie, Chełmie, Wietszycach, Bytomiu Odrzańskim czy Krzesinie.
Plany objęły też ogromne inwestycje w delcie rzeki - przekop kanału pomiędzy dwiema odnogami Odry na odcinku Klucz-Ustowo (co udało się zrobić polskiej stronie porozumienia w 2021 roku) i pogłębienie jeziora Dąbie (to zadanie przypadło Niemcom). W mglistych planach jest również kanał łączący Wisłę i Odrę za 10 mld złotych.
Według ekologów zablokowane powinny być z kolei prace w okolicach Osinowa Dolnego, Gozdowic-Starej Rudnicy, Kostrzyna nad Odrą, Górzycy oraz Słubic. To odcinek Odry Granicznej, którym zainteresowały się trzy organizacje ekologiczne z Niemiec. Na ich wniosek Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił decyzję Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, który nie chciał zablokować decyzji swojego regionalnego odpowiednika zezwalającego na inwestycję.
Kierownictwo zlecających prace Wód Polskich stwierdziło jednak, że nie ma powodów do wstrzymania budowy. Orzeczenie dotyczy unieważnienia "odmowy wstrzymania wykonania decyzji" o zezwoleniu na regulację rzeki. Dotyczy więc sytuacji z przeszłości, która nie ma przełożenia na obecne prace. W decyzji sądu nie ma nakazu wstrzymania robót - argumentował Marek Duklanowski, dyrektor Wód Polskich w Szczecinie.
"To orzeczenie na dzisiaj nie ma żadnych konsekwencji. Gdyby sąd nakazał wstrzymanie prac, znalazłoby się to w sentencji, a tego nie ma" - upierał się Duklanowski w rozmowie z "Kurierem Szczecińskim".
Dzięki wszystkim inwestycjom Odra ma uzyskać średnią głębokość 1,8 metra, w wielu miejscach optymalne dla żeglugi 2,5 metra. Dziś w niektórych miejscach wartość ta nie przekracza jednego metra. Dlatego stopni wodnych musi być tak wiele - w końcu jeśli zatrzymają w jednym miejscu przepływ wody, tuż za nimi będzie płytko. Wodę za punktem jej spiętrzenia trzeba jeszcze raz spiętrzyć.
W ten sposób powstaje efekt domina, który widać na przykładzie stopnia w Malczycach. Zakończona dwa lata temu po 23 latach budowy inwestycja była potrzebna, bo poziom wody w pobliskim Brzegu Dolnym był za niski. Odpowiadała za to erozja denna. Woda ze stopni uderza w koryto rzeki z dużą siłą i prędkością, obniżając jego poziom. Przez przyspieszony przepływ na dno nie opada też materiał skalny czy mineralny, który mógłby zapełnić te ubytki. Właśnie dlatego na jednym stopniu wodnym nigdy się nie kończy.
A zatem prace nad regulacją na niektórych odcinkach trwają, inne są w przygotowaniu. Nie pomagają apele naukowców i aktywistów, którzy przekonujących, że rzeki najlepiej pozostawić w spokoju.
„Oczywiście, musimy pamiętać o ochronie ludności, zabudowy, o obiektach historycznych. Nie można pozwolić, żeby miasta były ciągle zalewane, więc tam są potrzebne kanały ulgi i wały. Ale rozwiązania nietechniczne są jeszcze istotniejsze – musimy mieć miejsca naturalnej retencji wody” – mówił OKO.press profesor Paweł Rowiński, hydrolog z Polskiej Akademii Nauk.
Jak wyjaśniał, chodzi o pozostawienie rzece miejsca do naturalnego wylewania: "Musimy zmienić sposób zarządzania terenem, odbudować utraconą retencję na terenach wiejskich, próbować spowolnić odpływ wody, zadbać o roślinność, która naturalnie reguluje stosunki wodne. Betonowanie rzek powoduje, że fala powodziowa jest szybsza i większa. Jeśli rzeka meandruje, wokół jest roślinność, to fala wezbraniowa jest łagodniejsza.”
Meandry i rozwinięta roślinność przynosi rzece jeszcze jedną korzyść: zdolność do samooczyszczania. Gdyby zrealizować wszystkie zamierzenia polsko-niemieckiego planu żeglugowego, sierpniowa katastrofa ekologiczna mogłaby mieć jeszcze większą skalę. Przekonuje o tym Krzysztof Smolnicki z Koalicji Czas Na Odrę.
"Odra na odcinku poniżej stopni wodny w dużej mierze, pomimo pewnych prac regulacyjnych sprzed lat, się zrenaturyzowała. Obecne prace na rzece niszczą ten naturalny potencjał. Potrzebujemy naturalnych rzek - bo ochronią nas przed powodziami i suszami. Co więcej takie rzeki mają większy potencjał do neutralizacji zanieczyszczeń, a w przypadku katastrof ryby oraz inne organizmy mają szansę na schowanie się przed zagrożeniem i na odnowę naturalnego ekosystemu" - wyjaśnia aktywista i hydrolog.
A co z ekonomicznym sensem inwestycji? Brakuje nam w końcu przepustowości na torach - o czym pisaliśmy już w OKO.press. Rzeczne szlaki prowadzące w głąb kraju z morskich portów mogłyby pomóc w transporcie wielu sypkich towarów, które przewozi się wielkimi ilościami. Mogłoby chodzić między innymi o węgiel czy zboże.
"Transport wodny był dobrym rozwiązaniem sto lat temu. Teraz wzdłuż Odry mamy alternatywną arterię kolejową i nie ma sensu inwestować w żeglugę. Tym bardziej, że warunki wodne są coraz gorsze w związku z kryzysem klimatycznym. Widać to na wielokrotnie bardziej zasobnych w wodę rzekach, takich jak Dunaj czy Ren" - przekonuje Krzysztof Smolnicki.
W sens dbania o żeglowność rzek każą wątpić ostatnie doniesienia - właśnie z Renu czy Dunaju, ale i Loary.
"Niemiecka logistyka szoruje po dnie" - pisały specjalistyczne portale, opisujące sytuację najdłuższej rzeki w Niemczech. Stan wody na południowym zachodzie kraju w wakacje obniżył się do rekordowych 2 cm. Poprzedni rekord najniższego jej stanu - 7 cm - padł w 2018 roku. Inne wodomierze również wskazywały bardzo niskie wartości. W Kolonii zanotowano zaledwie 70 cm. To o wiele za mało dla barek, którymi rocznie spływa 170 mln ton towarów.
Żegluga nie ma też dobrej passy na Dunaju. Na serbsko - rumuńskiej granicy stan wody jest tak niski, że nad jej powierzchnię zaczynają wystawać wraki jednostek zatopionych w czasie II wojny światowej. Podobne przypadki opisują węgierskie media. Susza ogranicza przepustowość żeglugi w Rumunii, co może pośrednio wpływać na eksport ukraińskiego zboża i innych towarów masowych. Część z nich nadal wypływa na wody Morza Środziemnego z dunajskich portów Reni i Izmaił na granicy Ukrainy z Rumunią.
Fatalna jest również sytuacja Loary. Świat obiegają zdjęcia wąskich strużek wody w jej szerokim, niemal całkowicie wyschniętym korycie. Nie wszędzie stan rzeki jest tak dramatyczny, jednak miejscami notuje się rekordowo niskie przepływy wody - jak w mieście Tours, gdzie w ostatnich tygodniach wynosiły one od 44 do 47 metrów sześciennych. To najniższe odczyty od 27 lat - podawał dziennik "Le Monde".
Niskie opady i wysokie temperatury przeszkadzają więc w żegludze w krajach z rozwiniętym rzecznym transportem. "Ren jest – niestety – w dużej mierze kanałem przeznaczonym do żeglug" - mówił w rozmowie z OKO.press hydrolog i przyrodnik Piotr Bednarek. Regulacja tej rzeki rozpoczęła się w 1817 roku. Niemcy powinni mieć więc doświadczenie w obchodzeniu się z nią tak, by była ona spławna.
W ostatnich latach przegrywają jednak z katastrofą klimatyczną.
Te doświadczenia widocznie skłaniają Niemców do zmiany stanowiska w sprawie żeglowności Odry. Takiemu kursowi wobec granicznej rzeki sprzeciwia się federalna ministra środowiska Steffi Lemke.
"Ekspansja na Odrze musi zostać zatrzymana. Stanowi to dodatkowe obciążenie dla tego cennego ekosystemu. Zamiast tego musimy określić wzdłuż całego biegu rzeki miejsca, w których działania renaturyzacyjne mogą pomóc w przywróceniu rzeki i jej różnorodności biologicznej" - pisała przedstawicielka berlińskiego rządu na Twitterze.
Ta nie omija rzecz jasna również Odry - rekordowo niskie przepływy zanotowano w tym roku w Głogowie, w Ścinawie poziom wody spadł do zaledwie 22 cm. Przy tak niskiej wodzie trudno poruszać się nawet kajakiem.
Sztucznym spowalnianiem i przyspieszaniem przepływu Odry nie poprawimy więc sytuacji żeglugi na wysuszonej Odrze. Możemy za to mocno zagrozić rzecznej przyrodzie. W końcu jedną z prawdopodobnych hipotez wyjaśniających obecny stan Odry jest zakwit tak zwanych złotych alg. Mogło do niego dojść na odcinku stojącej wody lub mocno spowolnionego jej przepływu - na przykład na zbiorniku w Raciborzu. Według niemieckiego, państwowego laboratorium IGB pojawienie się glona było możliwe dzięki wysokiej temperaturze i zrzucie mocno zasolonej wody do Odry.
O to, czy zupełne skanalizowanie rzeki jeszcze bardziej zagroziłoby ekosystemowi, zapytaliśmy dr Alicję Pawelec z Fundacji WWF.
"Tak, katastrofa ekologiczna byłaby jeszcze bardziej dotkliwa" - odpowiedziała bez zastanowienia. "Do tego kryzysu doszłyby jeszcze sinice, które są bardzo groźne dla człowieka. Mogą powodować całkowity paraliż ciała i prowadzić do uduszenia" - mówiła ekspertka. Idealnym miejscem dla ich rozwoju mają być zbiorniki zaporowe i miejsca wolno płynącej wody, zatrzymywanej przez nowo powstałe stopnie. Bardziej szczegółowo o problemie wypowiedzieli się członkowie Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego:
"Zwolniony przepływ wody sprzyja jej nagrzewaniu się w upalne dni, a sinice to głównie gatunki ciepłolubne. Stan sanitarny wody ulegnie znacznemu pogorszeniu, w związku z określonym ciągiem przyczynowo-skutkowym: w czasie zakwitów wód, czyli nadmiernego rozwoju glonów i sinic będzie dochodziło do okresowego przesycenia wody tlenem, następnie do intensywnego obumierania tej biomasy, a w konsekwencji do przyduch i odtleniania warstw przydennych, uwalniania do wody z osadów dennych rozpuszczonych związków biogennych (przede wszystkim odpowiedzialnego za eutrofizację fosforu) i ich dalszego wykorzystywania przez glony planktonowe i cyjanobakterie"
- piszą w swoim oświadczeniu eksperci PTH.
Jak zauważają hydrolodzy, konsekwencje obecnego kryzysu miną, a odrzańska przyroda odrodzi się. Katastrofa regulacyjna będzie z kolei miała trwałe skutki, a ingerencja w rzekę nie będzie jednorazowa. W końcu urządzenia hydrotechniczne będą wymagały przeglądów i napraw. Uczeni z nieufnością patrzą na propozycję ułatwiającej prace na Odrze ustawy firmowanej przez Marka Gróbarczyka, dziś sekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury.
Polityk kojarzony z forsowaniem inwestycji regulacyjnych twierdzi, że projekt nowego akty prawnego jest już gotowy i pomoże w oczyszczeniu Odry. Wcześniej, w czasie obrad sejmowej komisji w sprawie odrzańskiego kryzysu stwierdził, że budowa stopni wodnych przyspieszy ten proces. Hydrobiologowie stanowczo nie zgadzają się z taką koncepcją. "Pragniemy zaznaczyć, że Odra, to przede wszystkim rzeka i ekosystem, a nie część infrastruktury drogowej" - podsumowują naukowcy.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze