Prezydent Joe Biden podpisał jak dotąd rekordową dla debiutanta w Białym Domu ilość dekretów, rozporządzeń i memorandów. Jedno z ostatnich dotyczy aborcji.
28 stycznia prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił, że odwróci skutki ataku Donalda Trumpa na prawa kobiet w dostępie do ochrony zdrowia.
Biden dodał, że podpisane przez niego memorandum „odnosi się do ochrony zdrowia kobiet w kraju i za granicą oraz odwołuje zmiany, które zostały wprowadzone przez Donalda Trumpa, na mocy których utrudnia się kobietom dostęp do przystępnej opieki lekarskiej dotyczącej ich praw reprodukcyjnych”.
Uchylenie zasady Mexico City
Posunięcie prezydenta z Partii Demokratycznej jest spełnieniem jego obietnicy z okresu kampanii wyborczej. Biden zapowiadał, że uchyli tzw. zasadę Mexico City, czyli zakaz finansowania przez rząd USA zagranicznych organizacji non-profit, które wykonują lub promują aborcję.
Rząd Trumpa wprowadził to ograniczenie w 2017 roku na mocy memorandum prezydenckiego, a następnie rozszerzył je na wszystkie obowiązujące amerykańskie fundusze zdrowotne dotyczące opieki lekarskiej w innych krajach.
To sprawiło, że organizacje zajmujące się na przykład leczeniem AIDS, projektami dotyczącymi czystej wody, pomocą podczas klęski głodu czy szczepieniami dzieci nie miały szans na uzyskanie pomocy z 9,5 mld puli, jeśli jednocześnie propagowały aborcję.
Memorandum nakazuje również Departamentowi Zdrowia i Opieki Społecznej natychmiastowe rozważenie zdjęcia zakazu kierowania pacjentek do lekarzy wykonujących aborcję przez placówki finansowane z rządowego programu Title X.
Reasumując: Biden już na samym początku swojej kadencji dał czytelny znak, że w sprawach aborcji jest on – w przeciwieństwie do poprzednika – po stronie kobiet i prawa do wyboru.
Sąd Najwyższy przesunął się na prawo
To bardzo ważny polityczny sygnał w debacie na temat aborcji, tym bardziej że w ostatnich latach dyskurs publiczny w owej sprawie przesunął się na prawo. Cała rzecz jednak w tym, że w Stanach Zjednoczonych – tak jak się to okazało ostatnio w Polsce – kwestia przerywania ciąży zależy od decyzji trzeciej władzy, czyli w wypadku Ameryki od federalnego Sądu Najwyższego.
Momentem historycznym, który zainicjował upolitycznianie kwestii przerywania ciąży był wyrok Sądu Najwyższego z 21 stycznia 1973 roku w sprawie „Roe przeciwko Wade”.
Aborcja została wówczas uznana za legalną przez cały okres ciąży, dając jednak stanom możliwość wprowadzenia regulacji ograniczających możliwość aborcji w drugim i trzecim trymestrze.
Jak zauważa Linda Greenhouse, wieloletnia autorka tekstów o Sądzie Najwyższym dla „New York Timesa”, w skład sądu, który wydał decyzję w sprawie Roe, wchodziło czterech sędziów nominowanych przez Richarda Nixona, dziś uchodzącego – nie zawsze sprawiedliwie – za prekursora konserwatywnej rewolucji. Jej zdaniem aborcja nie była wtedy kwestią partyjną, a medyczną.
W decyzji z 1973 roku uznano, że każda kobieta ma prawo do przerwania ciąży i wynika to z praw do prywatności i wolności, gwarantowanych przez 14. poprawkę do konstytucji. Jednocześnie sędziowie zdecydowali, że stany mają prawo ograniczać prawo kobiet do aborcji w 2 i 3 trymestrze ciąży.
W trzecim trymestrze stan może zakazać aborcji, ale musi dopuszczać aborcję w wyjątkowej sytuacji, gdy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu matki.. Oznaczało to konieczność zmiany przepisów w 46 z 50 stanów.
Nie ma kobiet w Konstytucji USA
Członkowie SN powołali się na prawo do prywatności, bo ustawa zasadnicza nie dawała wielu wskazówek jak się do tematu kobiet w ogóle odnosić.
„Mężczyźni, którzy uchwalili i ratyfikowali konstytucję nie wspomnieli w niej o kobietach, seksie ani małżeństwie. „Pamiętaj o paniach” – ostrzegała Abigail Adams swojego męża w 1776 r., który tę radę zignorował (red. – chodzi o jednego z Ojców Założycieli i późniejszego prezydenta Johna Adamsa). W konsekwencji nieumieszczenia kobiet w dokumentach założycielskich republiki były jednocześnie trwałe i katastrofalne.
Fakt, że twórcy konstytucji nie rozwiązali kwestii niewolnictwa, doprowadził do wojny domowej. To, że uważali kobiety za nierówne mężczyznom, niemalże skończyło się tym samym.
W amerykańskiej historii kobiety często wpisywały się w konstytucję na zasadzie analogii. Dyskryminacja z powodu płci była podobna do dyskryminacji z powodu rasy, a język zakazujący jednej dyskryminacji można było rozumieć jako zakazujący innej” – pisze w znakomitym 700-stronicowym eseju pt. „My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych” Jill Lepore, historyczka z Uniwersytetu Harvarda. W zeszłym roku ukazała się polska wersja książki, w tłumaczeniu Jana Szkudlińskiego.
Pisarka sugeruje, że sprzeciw wobec politycznych praw kobiet mógł – podobnie jak bunt wobec znoszenia niewolnictwa – skończyć się wojną secesyjną. I ma rację. Historyczne Południe było zaciekłym przeciwnikiem ruchu na rzecz równouprawnienia kobiet. Stany dawnej Konfederacji w 1920 roku niemal zablokowały ratyfikację 19. Poprawki do konstytucji, która zrównywała kobiety i mężczyzn w prawie wyborczym.
Ówczesna wrogość wobec sufrażystek i emancypacji długo opóźniała rozwój tamtejszego ruchu na rzecz praw kobiet na Południu. Silny opór ze strony białych kongresmenów i senatorów od Marylandu po Luizjanę przez wiele lat uniemożliwiał zatwierdzenie wspomnianej poprawki do ustawy zasadniczej, która, by wejść w życie potrzebowała aprobaty legislatur 36 z 48 ówczesnych stanów. Dziewięć stanów Południa odmówiło ratyfikacji lub, co gorsza, przyjęło „rezolucje o odrzuceniu”, potępiające poprawkę jako nieuzasadnioną, niepotrzebną, niedemokratyczną i niebezpieczną. Najbardziej radykalni politycy mówili wprost o potrzebie secesji. Mimo to poprawka weszła w życie – Amerykanki uzyskały więc prawa wyborcze dwa lata po Polkach.
Wracając do wyroku w sprawie Roe przeciwko Wade: wielu komentatorów uważało, że decyzja SN szybko straci na kontrowersyjności. W końcu ówczesny gubernator Kalifornii Ronald Reagan, dzisiaj postać kanoniczna dla twardej prawicy, podpisał ustawę liberalizującą prawo aborcyjne w swoim stanie.
Nixon się cofa
Upolitycznienie tematu aborcji przyszło z zaplecza Richarda Nixona. Autor prezydenckich przemówień, a później gwiazda prawicowej publicystyki Pat Buchanan, doradził głowie państwa, że aborcja jest coraz poważniejszą sprawą, szczególnie dla katolickiego elektoratu, który wówczas tradycyjnie głosował na Partię Republikańską.
Jeszcze przed wydaniem wyroku w sprawie Roe Nixon wygłosił więc przemówienie, w którym wycofał się ze swoich wcześniejszych poglądów, w dużej mierze przychylnych prawu do wyboru i stwierdził, że ludzie życie – w tym nienarodzonych – jest święte.
Warto dziś przypomnieć sobie okoliczności „Roe przeciwko Wade” i ich konsekwencje dzięki dokumentowi Netflixa „Powrót do sprawy Roe: Prawa kobiet w politycznej grze” w reżyserii Ricki Sterni i Anne Sundenberg. Jest on dostępny na polskiej wersji platformy.
„Opinia publiczna była podzielona względem wielu kwestii dotyczących kobiet, jednak w latach 60. i 70. podziały te nie przebiegały po liniach partyjnych. Dopiero w roku 1980 obie partie umieściły w swych programach postulat odnoszący się do legalności aborcji – republikanie byli przeciwni, demokraci zaś byli za. W latach 90. aborcja stała się już kwestią całkowicie partyjną – i definiującą coraz bardziej powiększający się rozłam” – pisze Jill Lepore.
Prekursorzy praw do aborcji
Wysiłki zmierzające do legalizacji aborcji rozpoczęto w latach 60. Nie stały za nimi feministki ani działaczki na rzecz praw kobiet, ale lekarze, prawnicy oraz duchowni kierujący Planned Parenthood Federation of America.
To organizacja non-profit działająca na rzecz praw reprodukcyjnych, której centrala znajduje się w Nowym Jorku. Jej celem jest propagowanie świadomego rodzicielstwa, szerokiej edukacji seksualnej, dostępu do legalnej aborcji i antykoncepcji, walki chorobami przenoszonymi drogą płciową. A także szerzenie, w ramach posiadanych środków, podstawowej opieki medycznej na całym świecie, szczególnie w ubogich krajach Afryki i Ameryki Łacińskiej.
Organizacja jest również operatorem jednej z największych sieci klinik oferujących zabiegi związane z aborcją, antykoncepcją oraz diagnostyką chorób wenerycznych.
Według sprawozdania sprzed trzech lat budżet Planned Parenthood w 38 proc. pochodzi z wpłat od darczyńców, 34 proc. z grantów rządowych, 22 proc. stanowią dochody z usług medycznych, a w 6 proc. – z innych źródeł.
Darczyńcami organizacji są między innymi: Melinda Gates, Fundacja Forda, The Buffet Foundation. Całkowity budżet wyniósł 1,6 mld dol. Planned Parenthood otrzymało finansowanie rządowe po raz pierwszy w latach 70. XX wieku podczas rządów wspomnianego już Richarda Nixona. Prezydent i jego partia byli wówczas pozytywnie nastawieni wobec upowszechnienia wiedzy na temat środków antykoncepcyjnych, wszak było to jeszcze przed wyrokiem w sprawie Roe i przed pokusą upolitycznienia tematu.
W 1962 roku prezesem Planned Parenthood został ginekolog i położnik Alan Frank Guttmacher, który rozpoczął kampanię mającą na celu pozyskanie federalnego wsparcia dla programów planowania rodziny przeznaczonych dla ludzi biednych, dla uchylenia zakazów antykoncepcji i liberalizacji prawa do aborcji.
Trzy lata później byli prezydenci Eisenhower (republikanin) i Truman (demokrata) pełnili funkcje współprzewodniczących komitetu Planned Parenthood, sygnalizując ponadpartyjne poparcie dla antykoncepcji. Również w 1965 roku – i tu znowu wracamy do regulowania kwestii praw reprodukcyjnych przez trzecią władzę – w sprawie „Griswold przeciwko stanowi Connecticut” federalny Sąd Najwyższy uchylił stanowe zakazy antykoncepcji, uniewinniając jednocześnie Estelle Griswold, kierującą lokalną kliniką Planned Parenthood, aresztowaną i skazaną za rozprowadzanie środków antykoncepcyjnych.
Czy konserwatywny Sąd Najwyższy obali Roe vs Wade?
Światopoglądowa prawica wraz z Donaldem Trumpem prowadziła w ostatnich latach kampanię na rzecz radykalnego ograniczania dostępu do zabiegów. Co roku w rocznicę wydania wyroku w sprawie „Roe przeciwko Wade” organizowane są Marsze Życia.
Uczestnikom waszyngtońskiej demonstracji z 19 stycznia 2018 ówczesny prezydent obiecał łącząc się z nimi przez platformę streamingową: „Przyszliście tu z jednej pięknej przyczyny: chcecie budować społeczeństwo, w którym każde życie jest celebrowane, chronione i pielęgnowane. Kochacie każde dziecko, narodzone i nienarodzone, ponieważ wierzycie, że każde życie jest święte, że każde dziecko jest drogocennym darem od Boga. A prawo do aborcji jest złem i obecny stan rzeczy musi się zmienić. Mój rząd zawsze będzie bronić pierwszego prawa z Deklaracji Niepodległości, czyli prawa do życia”.
A co by się stało, gdyby w Sądzie Najwyższym znalazła się większość do obalenia wyroku sprzed 48 lat? Każdy z 50 stanów ma swoje własne zasady i praktyki, jeśli chodzi o zapewnienie kobietom możliwości przerwania ciąży.
W chwili obecnej przepisy te nie mogą być sprzeczne z precedensem, który został ustanowiony przez Roe przeciwko Wade. W przypadku jego uchylenia na dostęp kobiety do aborcji miałby wpływ władze stanu, w którym mieszka.
Według Center for Reproductive Rights, 23 stany, czyli mniej niż połowa, mogłyby w tej sytuacji zakazać aborcji.
Autorka zrezygnowała z honorarium, wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press
Jak to jest, że po obu stronach barykady najdzielniej stoją kobiety których sprawa aborcji nie dotyczy?
Zadziwiające, że populizm i fanatyzm religijny może być problemem w XXI wieku. Prawo do aborcji, to nie nakaz aborcji, jeśli ktoś się z tym prawem nie zgadza, nie musi z niego korzystać. Zakaz jednak to narzucenie swojego światopoglądu. Obrońcy życia zaczną podnosić argument, że dziecko w takiej sytuacji jest bezbronne. Owszem. Jest. Tylko to Wasz Bóg (czy też natura) uzależnił dziecko żyjące w łonie matki od jej organizmu. Tego jednego organizmu, skoro więc to dziecko ze swej natury jest uzależnione od organizmu matki, to nie można sztucznym prawem zmieniać tej zależności i uzależniać kobiety od dziecka w okresie płodowym. Pretensje możecie mieć do Boga, ale nie możecie za to mścić się na kobietach i odbierać ich praw. Można kobietę zachęcać do urodzenia, tworzyć system opieki i pomocy dla potencjalnej matki i dla dziecka, można tylko w ten sposób próbować ograniczać aborcję, ale nie można zmuszać, nie można zakazywać, nie można z kobiety robić niewolnika… I to jest oczywiste. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mnie do czegoś zmusił w takiej sytuacji i zadziwia mnie ta nienawiść do kobiet…
W jaką stronę i jak bardzo by nie była regulowana, sprawa zawsze będzie budzić emocje z jednej lub drugiej strony. Jedno jednak wydaje się oczywiste – zwolenniczki/-cy najbardziej liberalnych rozwiązań w swoim zasadniczo niewątpliwie słusznym rozumieniu dramatów przed jakimi stają kobiety powinni wszak uznać, że ograniczenie CZASOWE aborcji winno być jednak oczywistością (jak chyba zresztą w większości krajów – a nie tylko opcją do regulacji dla poszczególnych stanów). Poza oczywistymi wyjątkami (uszkodzenie płodu, zagrożenie zdrowia kobiety), przerywania ciąży na bardzo zaawansowanym etapie (jakim – to do ustalenia, które zawsze będzie oczywiście arbitralne) nie da się usprawiedliwić ani moralnie ani praktycznie (oczywiście gdy JEST prawo wyboru wcześniej). A epatowanie graficznymi ilustracjami tak późnych aborcji (jakkolwiek jak mam nadzieję bardzo rzadkich) to świetna pożywka dla jej przeciwników – i tu akurat trudno się dziwić (a nawet nie zgodzić).
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Jak raz wczoraj, 8 lutego 2021 r., oglądałem na Planete+ ciekawy, acz wstrząsający film dokumentalny na temat mało znanej hańby Kościoła Katolickiego. Dokładnie była to powtórka, bo pierwszy raz ten dokument wyemitowano jakoś tak z bliżonym czasie, co "Zabawę w chowanego" Sekielskich. Wspomniany zaś francuski film traktuje o gwałtach na zakonnicach, dokonywanych przez księży w zaciszu plebanii, domów zakonnych i innych kościelnych instytucji. Jeśli taka zgwałcona przez księdza zakonnica zajdzie w ciążę, to jest przez niego zmuszana do aborcji (za milczącą zgodą kościelnej zwierzchności, nie brzmi znajomo?), ewentualnie, jeśli pozwoli się jej urodzić, to ma nakaz zrzeczenia się praw do dziecka już na sali porodowej. A na koniec, niezależnie od tego, jak ciąża się skończy, niejedna z nich i tak zostaje wydalona ze zgromadzenia, a pomocy żadnej nie może oczekiwać – zwłaszcza ze strony matek przełożonych. Podkreślam jeszcze raz, że nie chodzi tu o zakonnice, które świadomie złamały śluby robiąc "skok w bok", tylko zmuszone do seksu przez księży, wykorzystujących stosunek zależności w hierarchii kościelnej (to tak, żebyś nie mówił, że skoro złamały śluby, to ich problem). Jakoś w tym układzie nikomu nie przeszkadza, że aborcja to wg nauk Kościoła morderstwo i śmiertelny grzech. Do przemyślenia.
Panie Grzegorzu, czytamy ze zrozumieniem. Daruje sobie pan tę propagandę kościelni~państwową.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Jak dla mnie super sprawa, wybielanie postaci historycznych nie jest dobre, tym bardziej, że zazwyczaj robi się to na siłę i zupełnie bez sensu
@Grzegorz Ropczynski
I tak będzie, np. ze szkołami pod wezwaniem JP2. Już teraz pomyslałbym o zabezpieczeniu sobie jednego ze szkaradnych pomników papieża Polaka. Będzie do kolekcji z banknotami. Przypomnę też przy okazji, że kościół katolicki nie promuje, wbrew pozorom ani w swej teologii ani modelowaniu.wzorcami zwiększania urodzeń. Wystarczy spojrzeć na świętych, księży i wzorce zakonne tego odłamu chrześcijaństwa. Inaczej niż judaizm gdzie chodzi o to aby się żenić i mieć dzieci i gdzie podejście do aborcji jest bardziej pragmatyczne. Krótko mówiąc proponuję przemysleć dokąd zmierza KK względem reprodukcji narodowej. Bo to o nią chodzi,.a.nie o dogmatyczną ochronę życia. Ale w sumie to obojętne. nie ma odwrotu. Już spadają urodzenia. I będą dalej spadać. I to nie przez.prawo do aborcji… Kilkanaście lat i nie będzie czego zbierać po Kk. Imigrację za 10 lat ma Polska jak w banku. Rewolucja nie będzie miała nawet czego zżerać.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Panie Grzegorzu, coś pan kręci. Od kiedy w stanach mieli królów i hetmanów? I jeszcze tworzyli USA? Coś pan chciał powiedzieć ale się pan zakręcił w tych barokowych porównaniach.
A z ostatnich lat przypomnę, ze PiS wykreślił wiele postaci z historii. Po nim nastąpi nowa fala. Żadna różnica, czy zburzymy pomnik Jankowskiego czy Dzierzynskiego, czy Rokossowskiego. Niech się pan zaintersuje łaskawie ile było patronów szkół istniejacych od czasów zaborów! Trochę konsekwencji i świadomości historycznej nie zaszkodzi.
@Ropczyński
dlaczego nie komentujesz pod artykułem o wadach letalnych? Czy płody z bezmózgowiem, bezczaszkowiem, zepołem Pataua, zespołem Edwardsa, triploidią itd… nie zasługują na obronę prawa do życia w Twoim wykonaniu? Nie kazałbyś swojej żonie, córce, partnerce rodzić takich dzieci?
Wtedy to byłby oczywiście wyjątek…