Te dwa mocarstwa łączy wspólny cel - ograniczenie amerykańskich wpływów. Oba też twierdzą, że to u nich, a nie w USA, panuje prawdziwa demokracja. Ukrainę jedno z nich uważa za swoje zbłąkane dziecko, a drugie – za ważne ogniwo nowego Jedwabnego Szlaku
„To niemożliwe, by Chiny nie wiedziały o planowanej przez Rosję inwazji na Ukrainę” – uważa Theresa Fallon*, założycielka i dyrektorka Centre for Russia Europe Asia Studies (CREAS) w Brukseli, była doradczyni generała Philipa M. Breedlove’a, naczelnego dowódcy sił sojuszniczych NATO w Europie w latach 2013-2016. Jej zdaniem, żeby lepiej zrozumieć rosyjskie działania w Ukrainie, trzeba przyjrzeć się relacjom Rosji i Chin z początku drugiej dekady XXI wieku, m.in. próbom wykorzystania przez Chiny Ukrainy w inicjatywie Jednego Pasa i Jednej Drogi, czyli nowoczesnej reaktywacji Jedwabnego Szlaku oraz współpracy wojskowej obu państw.
NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY" to nowy cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli" - analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
„Wojna w Ukrainie to coś znacznie więcej niż efekt imperialnych dążeń Rosji czy pełnej historycznych sentymentów chęci odzyskania wpływu na region postsowiecki. To próba przemeblowania zbudowanego po II wojnie światowej przez państwa Zachodu porządku międzynarodowego” – mówi w rozmowie z OKO.press Fallon.
Jej zdaniem
„w tej układance Rosja i Chiny są jak Butch Cassidy i Sundance Kid, para terroryzujących całe otoczenie kryminalistów, którzy początkowo ze sobą walczą, a potem łączą siły, by uciec przed wymiarem sprawiedliwości”
– dodaje, nawiązując do kultowego amerykańskiego westernu.
Obserwacją tandemu Rosja – Chiny Theresa Fallon zajmuje się od niemal 20 lat. Pod koniec lat 90., u schyłku epoki Jelcyna i na początku epoki Putina, Fallon mieszkała w Moskwie – pracowała jako przedstawicielka amerykańskiej firmy konsultingowej PlanEcon i z bliska przyglądała się rosyjskiej polityce. Prosto z Moskwy przeniosła się na cztery lata do Pekinu. Tam zaskoczyła ją ilość podobieństw między Rosją i Chinami. „To pewnie wynikało częściowo z komunistycznej mentalności, ale bliskość Rosji i Chin była bardzo widoczna w relacjach władzy z obywatelami, sposobie robienia interesów, czy nawet w tym, jak obsługiwano gości w hotelach” – wspomina.
Gdy w 2007 roku wróciła do Brukseli, podekscytowana swoimi odkryciami założyła think tank: Centre for Russia Europe Asia Studies, by monitorować rosyjsko-chińskie relacje. „W tamtym okresie Rosją i Chinami zajmowano się raczej osobno. Nikomu nie przyszło do głowy, by badać współzależności i relacje interesów, wydawało się, że to dwa odrębne światy. Dziś to wszystko zmieniło się o 180 stopni. Wojna w Ukrainie to absolutny game changer w relacji światowych potęg” – podkreśla Fallon.
Po latach animozji i wrogości Rosja i Chiny doszły w ostatnim czasie do wniosku, że tymczasowo ich interesy są zbieżne, w związku z czym warto nawiązać współpracę. Na czym właściwie zasadza się ta zbieżność? Na potrzebie rozmontowania obowiązującego dziś systemu międzynarodowego, opartego na instytucjach zaprojektowanych po II wojnie światowej przez Zachód – bez udziału Chin i globalnego Południa. Z jakiego powodu? Z tej prostej przyczyny, że stoi on na drodze do realizacji mocarstwowych ambicji Rosji i Chin.
Zdaniem Theresy Fallon nie da się jednak w pełni zrozumieć rosyjskich działań w Ukrainie bez prześledzenia aktywności Chin na Ukrainie w latach poprzedzających aneksję Krymu.
„Mniej więcej od 2010 roku Chiny poczyniły bardzo niepokojące dla Władimira Putina awanse na Ukrainie, obejmujące coraz intensywniejszą współpracę gospodarczą oraz militarną” – podkreśla Fallon.
Ukraina była początkowo ważnym punktem w ramach flagowego chińskiego projektu rozwojowego na terytorium Azji i Europy: inicjatywy Jednego Pasa i Jednej Drogi. Pierwsze mapy inwestycyjne z 2013 roku, kiedy ten projekt został ogłoszony, zupełnie omijały Rosję. A trzeba pamiętać o tym, że to największe przedsięwzięcie infrastrukturalne na terenie Eurazji – Chiny są gotowe wydać nawet 8 bln dolarów na budowę infrastruktury transportowej wspierającej handel międzynarodowy celem ekspansji na Zachód. „Pominięcie Rosji w tych planach było nie tylko zniewagą dla Putina, który od lat próbuje budować unię eurazjatycką, lecz oznaczało także ryzyko dalszej gospodarczej marginalizacji Rosji w regionie” – tłumaczy Fallon.
Ponadto ze względu na chińskie wyzwania w produkcji żywności oraz niechęć do uzależniania się w tej kwestii od Stanów Zjednoczonych, Chiny bardzo mocno zaangażowały się w rozwój rolnictwa na Ukrainie, m.in. podpisując w 2013 roku największą na świecie umowę o dzierżawie ziemi uprawnej – 3 milionów hektarów na 50 lat, czyniąc z Ukrainy największe zagraniczne centrum rolnicze Chin. Wartość umowy była określana na ok. 2,6 mld dolarów rocznie, ziemia miała posłużyć do uprawy zbóż oraz hodowli trzody chlewnej. Większość produkcji była wysyłana do Chin przez port na Krymie, na którym Chiny zobowiązały się wybudować drogi, mosty i osiedla mieszkalne.
Przez lata Chiny były też w stanie kupować od Ukrainy sprzęt wojskowy, którego Rosja nigdy by im nie sprzedała: systemy antyrakietowe, silniki do myśliwców, a nawet stary krążownik, który przerobiły na lotniskowiec. Żołnierze Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w związku z zakupami sprzętu byli trenowani w Ukrainie. Transakcje te stanowiły bardzo istotne wpływy do ukraińskiego budżetu.
„Gdybym była Putinem i obserwowała to, co robiły Chiny na Ukrainie na początku drugiej dekady XXI wieku, też bym się denerwowała.
Putin prawdopodobnie czuł się ogrywany z dwóch stron – przez USA i UE na zachodzie oraz przez Chiny na wschodzie. I wtedy zdecydował się zająć Krym” – mówi Theresa Fallon.
Aneksja Krymu przez Rosję spowodowała głębokie zmiany w relacjach chińsko-rosyjskich. „Chiny zrozumiały, że jeśli chcą, by ich flagowy projekt rozwojowy się powiódł, muszą współpracować z Rosją. Moskwa została włączona do projektu Pasa i Drogi jako jeden z istotnych hubów. Ponadto Chiny uznały rosyjską aneksję Krymu i zaangażowały się w odbudowę portu celem przywrócenia jego pełnej funkcjonalności po bombardowaniach” – tłumaczy Fallon.
Jednocześnie między obydwoma państwami zaczęła rozwijać się cicha współpraca w zakresie podważania międzynarodowego porządku opartego na dominacji Stanów Zjednoczonych, kwestionowania wartości liberalnej demokracji, idei praw człowieka, wolności i swobód obywatelskich oraz norm prawa międzynarodowego. Rosja i Chiny mają wspólne cele: osłabienie Stanów Zjednoczonych oraz ich sojuszu z Europą, rozbicie już wówczas wątłej solidarności w łonie Unii Europejskiej oraz wzmocnienie obecności w regionach uznawanych za własne strefy wpływów.
„Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że Rosję i Chiny łączy silny antyamerykański sentyment. Oba kraje budują sojusze na świecie, głównie w krajach rozwijających się, bazując na postkolonialnych uprzedzeniach.
Główną narracją jest twierdzenie, że zamierzają uwolnić świat od amerykańskiej dominacji. Europa w tym układzie przedstawiana jest jako amerykański podnóżek – kontynent pozbawiony siły, witalności i „strategicznej niezależności” – tłumaczy Fallon.
Od lat pomiędzy Chinami i Rosją widać także wzajemną inspirację w zakresie technik kształtowania opinii publicznej i używania dezinformacji. „W tej kwestii to Chiny uczą się więcej od Rosji i coraz częściej korzystają z sowieckiego narzędziownika. Jeszcze do niedawna chińska propaganda była znacznie bardziej jednowymiarowa i toporna. Opierała się na pojedynczych, perswazyjnych przekazach. Dziś Chiny stosują sprawdzoną rosyjską broń: sianie zamętu poprzez powielanie sprzecznych i konfundujących narracji. W tym celu budują też własne kanały dotarcia – chińskie media zagranicą, kanały internetowe. Korzystają też z rosyjskiej infrastruktury. To dużo bardziej skuteczna metoda niż prosta, jednowymiarowa perswazja” – tłumaczy Theresa Fallon.
Apogeum zbliżenia Rosji i Chin to jednak moment tuż przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę: 4 lutego, dzień otwarcia zimowej olimpiady w Pekinie. Xi Jinping spotyka się z Władimirem Putinem – jest to jego pierwsze spotkanie z zagraniczną głową państwa po dwóch latach izolacji związanej z pandemią. To wtedy Chiny i Rosja podpisują opasłą umowę o „strategicznym partnerstwie celem koordynacji działań na rzecz Nowej Ery”.
„Ten tytuł to typowo chiński branding – górnolotny, przegadany, z rozmachem” – mówi Theresa Fallon. Badaczka podkreśla, że w układzie Rosja – Chiny to Chiny są stroną, która potrafi nadać wspólnym działaniom ideologiczną oprawę. „Chiny mają wizję nowego porządku międzynarodowego, Rosja działa bardziej z pobudek nacjonalistycznych, chroniąc swoje interesy także wobec Chin. Mimo to na tym etapie chińskie narracje bardzo im pasują” – tłumaczy szefowa CREAS.
Licząca około 5 tysięcy słów umowa mówi przede wszystkim o tym, że Rosja i Chiny gwarantują sobie bezwzględne wsparcie w działaniach na rzecz budowy nowego porządku międzynarodowego.
„Ich zdaniem jesteśmy świadkami zmierzchu i ostatecznej kompromitacji Zachodu: USA nie mają już legitymizacji do bycia hegemonem w świecie i jako takie muszą zostać pozbawione wpływów”
– relacjonuje ekspertka. Świat Nowej Ery ma być światem wielobiegunowym, opartym na rywalizacji wielu regionalnych mocarstw, szanowania stref wpływów oraz nie wtrącania się nawzajem w swoje sprawy. „Oba państwa postulują też zniesienie światowego reżimu praw człowieka jako zupełnie arbitralnego wymysłu Zachodu” – dodaje.
W umowie jest też podkreślone, że Rosja i Chiny są demokracjami i jako takie chcą być szanowane. Ich zdaniem demokracja może być uprawiana na wiele różnych sposobów i każde państwo ma prawo do definiowania jej w zgodzie z zasadami swojej kultury. „Dla Chin demokracja oznacza prawo do pełnej inwigilacji obywateli, brak wolności słowa, pełną kontrolę nad życiem społecznym, brutalną reedukację polityczną niepokornych. Rosja idzie za chińskim przykładem. Mamy więc do czynienia z autokratycznymi reżimami, które chcą wywrócić do góry nogami pojęcie demokracji i propagować to rozumienie na świecie” – podkreśla Fallon.
Xi Jinping oraz Władimir Putin podczas lutowego spotkania podkreślili także, że relacje między Rosją i Chinami są najlepsze od 300 lat. To dlatego, zdaniem Fallon, niemożliwym jest, by Chiny nie wiedziały o planowanej przez Rosję inwazji na Ukrainę. „Nie nawiązujesz tego rodzaju współpracy z kimś, by niedługo potem zaskoczyć go inwazją na kraj, w którym ten ma wiele własnych interesów. To tak nie działa” – podkreśla ekspertka.
Pekin bardzo broni się jednak przed tym, by na arenie międzynarodowej zostać uznanym za stronę w tej wojnie. „Chiny lawirują. Nie potępiły rosyjskiej agresji, wstrzymały się od głosu na forum ONZ, gdy głosowana była rezolucja na temat wojny, ale jednocześnie są bardzo ostrożne w swojej narracji” – tłumaczy Fallon.
W oficjalnych kanałach chińskiej dyplomacji narracja jest bardzo koncyliacyjna: opowiadają się za pokojem, nie usprawiedliwiają rosyjskiej inwazji na Ukrainę i wzywają do zakończenia konfliktu. „Chiny robią wszystko, by nie zostać posądzonym o wspieranie Rosji, ponieważ bardzo boją się zachodnich sankcji. Unia Europejska to ich najważniejszy partner handlowy, potrzebują europejskich rynków zbytu. To stąd to dyplomatyczne lawirowanie” – tłumaczy ekspertka.
Ponadto o ile w początkowym etapie wojny na forum wewnętrznym Chiny powielały rosyjską dezinformację przedstawiając Rosję jako rzekomą ofiarę agresywnych działań NATO, a Ukrainę jako państwo zawłaszczone przez nazistów zainstalowanych w Kijowie przez CIA, to obecnie chińska narracja na temat wojny jest nieco bardziej zróżnicowana.
„Na początku przekaz był bardzo prorosyjski. Chiny powtarzały za Rosją twierdzenia o rzekomym istnieniu amerykańskich laboratoriów broni biologicznej na terenie Ukrainy, czy o tym, że masakra w Buczy została zainscenizowana przez Ukraińców. To sprawiło, że chińska opinia publiczna była i wciąż jest bardzo prorosyjska” – tłumaczy Fallon. W serwisie Weibo, czyli na chińskim Twitterze, takie hashtagi jak „Putin Wielki”, czy rozpropagowane przez chiński państwowy dziennik „Renmin Ribao" zdanie „NATO wciąż ma wobec obywateli Chin dług krwi” zostały użyte już ponad miliard razy.
Od kilku tygodni obserwujemy jednak większe zróżnicowanie tej narracji. Pod koniec kwietnia dużym echem w Chinach odbił się opublikowany przez chińską agencję informacyjną Xinhua bardzo krytyczny wobec Kremla komentarz Dymitra Kuleby, ministra spraw zagranicznych Ukrainy. Kuleba stwierdził, że Rosja szkodzi interesowi Chin i sabotuje projekt Pasa i Drogi. „Ta wojna nie jest zgodna z interesami Chin. Światowy kryzys żywnościowy i problemy gospodarcze będą stanowić poważne zagrożenie dla chińskiej gospodarki" – napisał Kuleba.
To niuansowanie narracji na temat wojny na Ukrainie wynika z tego, że sytuacja międzynarodowa w dość niespodziewany dla Xi Jinpinga sposób stała się wyzwaniem przed zbliżającym się 20. Zjazdem Partii Komunistycznej Chin, podczas którego Xi ma ubiegać się o wydłużenie prezydentury poza dwie standardowe kadencje.
„Xi Jinping jest w dość trudnej sytuacji: siła reakcji i solidarność społeczności międzynarodowej na rosyjską wojnę na Ukrainę trochę go zaskoczyła.
Chiny obawiają się pogorszenia sytuacji ekonomicznej, która już teraz nie jest najlepsza – rozwój gospodarczy zwalnia, a społeczeństwo bardzo powoli podnosi się po pandemii. Ponadto relacje Chin z Unią Europejską jeszcze nigdy nie były tak złe. Szczyt UE – Chiny, który odbył się 1 kwietnia, zakończył się bez jakiegokolwiek wspólnego stanowiska stron. Chiny zostały też zaskoczone otwartą deklaracją przedstawicieli UE, że jeśli w jakkolwiek sposób wesprą Rosję, zostaną na nich nałożone dotkliwe sankcje” – tłumaczy Theresa Fallon.
Bliskość Xi Jinpinga z Władimirem Putinem wydaje się mu dziś raczej ciążyć niż go wspierać. „Wygląda na to, że Chiny bardzo poważanie traktują ostrzeżenia o sankcjach i chcą być postrzegane jako neutralne w kontekście wojny w Ukrainie. Jednocześnie jednak Xi nie może się już od Putina odsunąć, bo podpisał z nim umowę, a w Chinach takie sojusze nie są na chwilę. Chińczycy myślą bardzo strategicznie” – tłumaczy ekspertka.
Jej zdaniem Xi jest pod pewnymi względami bardzo podobny do Putina – otacza się potakiwaczami, ludzie z jego administracji nie mają odwagi mówić mu prawdy. „Od dwóch lat nie był nigdzie za granicą, chińscy naukowcy nie mogą podróżować. To oznacza, że tkwi w bardzo ciasnej bańce informacyjnej, a to nie pomaga podejmować właściwych decyzji. Przebieg wojny na Ukrainie jest tego najlepszym przykładem” – tłumaczy Fallon.
Zdaniem Fallon, Chiny bacznie obserwują działania Rosji w Ukrainie i są bardzo negatywnie zaskoczone słabością rosyjskiej armii. Z niepowodzeń Rosji wyciągają wnioski dla siebie w kontekście ewentualnych prób zaanektowania Tajwanu czy innych działań mających na celu zwiększenie ich wpływu na strategicznie ważny dla nich, a obecnie zdominowany przez Stany Zjednoczone region Indopacyfiku. Ale w żadnym stopniu nie są gotowe wspierać Rosji ponad to, co jest bezpośrednio w ich interesie.
Według ekspertki „Rosja i Chiny to małżeństwo z rozsądku” i bynajmniej nie jest to relacja równych partnerów. „Rosja twierdzi, że nie obawia się ewentualnego europejskiego embargo na surowce energetyczne, bo znajdzie inne rynki zbytu i wskazuje na Chiny. Ale to jest bardzo fałszywa narracja. Chińczycy są urodzonymi strategami i nie zamierzają uzależniać się od rosyjskich surowców energetycznych. Być może podpiszą jakieś kontrakty, ale na pewno nie będzie to skala, która ocali Rosję przed skutkami europejskich sankcji. Chiny mają bardzo zdywersyfikowane portfolio dostawców i przy tym zostaną” – dodaje Theresa Fallon.
Zarówno Rosja, jak i Chiny doskonale rozumieją bowiem, że zależność ekonomiczna może być wykorzystana jako broń: oba państwa z powodzeniem wykorzystują ten mechanizm wobec swoich partnerów handlowych.
Państwa Unii Europejskiej już dziś boleśnie zdają sobie sprawę z tego, do jak dramatycznych konsekwencji prowadzi zależność od rosyjskich surowców energetycznych – tymczasem uzależnienie wielu z nich od Chin jest jeszcze głębsze.
„Przez długie dekady w Europie dominowało myślenie o budowaniu pokoju poprzez relacje handlowe”, tłumaczy Fallon. To ta idea legła u podstawy wspólnot europejskich i sprawiła, że państwa europejskie tak chętnie kupowały od Rosji surowce energetyczne, czy nawiązywały współpracę gospodarczą z Chinami. Celem było włączenie tych ośrodków do globalnego systemu współzależności. Uważaliśmy, że państwa, które są od siebie ekonomiczne zależne, nie prowadzą wojen. Dziś niestety widzimy, że to niekoniecznie prawda.
„Nie będzie dużo przesady w tym, jeśli powiem, że rywalizacja światowych potęg wchodzi w ostrą fazę. Świat, o którym jeszcze 20 lat temu piewcy globalizacji mówili, że jest światem niskiego lęku, wysokiego zaufania (z ang. „low fear, hight trust”), na naszych oczach staje się światem wysokiego lęku i niskiego zaufania (z ang. „high fear, low trust”). Musimy być naprawdę kreatywni, by stawić temu czoła” – konkluduje Theresa Fallon.
------
*Theresa Fallon jest założycielką i dyrektorką Centre for Russia Europe Asia Studies (CREAS) w Brukseli, a także członkinią Rady ds. Współpracy w dziedzinie Bezpieczeństwa w regionie Azji i Pacyfiku, adiunktką w George C. Marshall European Center for Security Studies oraz członkinią grupy zadaniowej CEPS ds. sztucznej inteligencji i cyberbezpieczeństwa. Jej badania dotyczą przede wszystkim stosunków UE-Azja, bezpieczeństwa morskiego, globalnego zarządzania, chińskiej inicjatywy Jednego Pasa i Jednej Drogi oraz globalnej rywalizacji wielkich potęg.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze