Od ponad dwóch tygodni propaganda Kremla zalewa odbiorców obrazami katastrofy: wojna-powódź-powódź-wojna. To wszystko dzieje się w Rosji. A teraz doszła jeszcze amerykańska pomoc dla Ukrainy, która zdaniem propagandy miała nie nadejść. Niestety, Donald Trump zawiódł Putina
Opowieść o tym, jak to gnijąca Ameryka nie jest w stanie nawet głupiego glosowania w parlamencie przeprowadzić (podczas gdy rosyjska Duma głosuje szybko i sprawnie), była obowiązkowym elementem przekazu propagandowego Kremla od wielu tygodni.
Teraz jednak, pedałując do tyłu, propaganda ogłosiła, że decyzja Kongresu “była oczekiwana”, a Moskwa odpowie później, “w odpowiednim czasie”. Kreml wypuścił swego niezawodnego harcownika Dmitrija Miedwiediewa (byłego prezydenta), który zgodnie z przewidywaniami użył gróźb i bluzgów:
„Z pewnością wygramy, pomimo 61 miliardów krwawych dolarów, które w większości trafią do gardeł nienasyconego kompleksu wojskowo-przemysłowego. Siła i Prawda są z nami” – napisał w sobotę Miedwiediew.
Podobny świadczący o frustracji komentarz opublikowała też rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa: „Amerykańskie elity, niezależnie od przynależności partyjnej, są gotowe doposażyć kijowski reżim w broń, aby walczył do ostatniego Ukraińca, kontynuując ataki terrorystyczne na cele cywilne w Rosji, ataki sabotażowe i morderstwa dziennikarzy. W tym celu Stany Zjednoczone uciekają się do banalnej kradzieży zamrożonych rosyjskich aktywów”.
Bowiem równie bolesna dla Kremla jest decyzja Kongresu o przekazaniu zamrożonych rosyjskich aktywów na pomoc broniącej się Ukrainie: „Stany Zjednoczone będą musiały odpowiedzieć za konfiskatę zamrożonych aktywów Rosji. Działania Moskwy nie będą ograniczone czasowo” – oświadczył rzecznik Putina Pieskow.
Na razie na groźbach się kończy.
Diagnoza Kremla: niestety, Trump przestał opierać się pomocy Ukrainie. Propaganda tłumaczy to w telewizji w sposób, jaki widz powinien zrozumieć: ponieważ „Biały Dom wytoczył” Trumpowi „sfingowane procesy”, ten nie miał wyjścia i musiał ustąpić (wytaczanie sfingowanych procesów oponentom jest podstawą putinizmu). A skoro tama “Trump" puściła, Moskwa będzie się musiała zmierzyć z jeszcze jednym nieszczęściem. Ale oczywiście – przekonuje propaganda – zdania w sprawie Ukrainy nie zmieni.
Nawiązanie do powodzi jest całkiem na czasie. Rosja doświadcza wiosennej powodzi o skali dotychczas nieznanej.
Problemu zmian klimatycznych “tradycyjne wartości Putina" nie pozwoliły zauważyć, dlatego gwałtownie topnienie śniegu na północy Rosji zupełnie zaskoczyło władze. Teraz mamy trwającą od 8 kwietnia (pierwsze przerwanie wału) katastrofalną powódź, która zalewa miasta i osady po szczyty dachów.
Obrazy z tej powodzi są od kilkunastu dni stałym obrazkiem w propagandzie – raz na czołówce "Wiesti”, a raz w środku programów.
Przy czym tereny zniszczone powodzią wyglądają gorzej niż te zniszczone przez wojnę. Ba, wojna zaczyna wyglądać na tym tle jak coś pod jaką taką kontrolą.
Co jednak rodzi pewne ryzyka komunikacyjne.
O powodzi dowiadujemy się, że jest największa od 30 lat, a nawet największa w historii. Co ma tłumaczyć państwo, że nie przewidziało 10-metrowej fali i nic z tym nie zrobiło. Ale obecnie "wszystkie służby są w stanie pełnej mobilizacji”. Co nie jest prawdą o tyle, że powodzianom nie pomaga zajęte gdzie indziej wojsko. W ciągu dwóch tygodni znalazłam tylko jedną wiadomość o pomocy wojskowych, ale polega ona na organizowaniu pomocy humanitarnej, więc jest to działalność jednostek zaplecza.
Powódź była początkowo wiadomością lokalną. Ale już nie jest. Propaganda po pierwszych kilku dniach zaczęła informować, że sprawą osobiście interesuje się Putin. A potem pokazała nawet scenkę, jak Putin strofuje gubernatora:
“Przecież mówiłem Panu, że poziom wody wzrośnie".
Co jednak pokazuje bezradność Putina jako cara Rosji.
Sytuację pogarsza deszcz, który pojawił się nie wiadomo skąd, a pada od kilku dobrych dni. Nie ma żadnych śladów istnienia nowoczesnego systemu monitorowania poziomu wody i przebiegu fali powodziowej. Gubernatorzy mają najwyżej nieprecyzyjne, bo “sprzed kilku godzin”, zdjęcia satelitarne. Wobec tego propaganda pokazuje “powodziową wojnę obronną”, w której na “hurra” ludzie układają worki z piaskiem “na oko”. A potem się okazuje, że jednak ułożyli je źle i w jakimś miejscu woda przerwała wały i worki okazały się na nic.
(System, o którym tu piszę, działa w krajach Unii, w Polsce np. sprawdził się w czasie powodzi 2014 roku i ograniczył straty przez nią powodowane. Z centrum szły precyzyjne informacje, gdzie i o której godzinie fala powodziowa może przewyższyć wały. A ratownicy na miejscu decydowali o tym, jak w tej sytuacji użyć worków z piaskiem. Przewozili je z miejsca na miejsce, w punkt i na czas).
Władza już wie, że nie ma narzędzi do walki z powodzią. Tradycyjnie próbuje zwalić odpowiedzialność na gubernatorów (bo zaniedbali rozwoju czegoś, co jednak jest waśnie zadaniem władzy centralnej: zbierania i przekazywania precyzyjnych informacji).
Nawet jeśli po istnieniu nowoczesnych rozwiązań antypowodziowych publicznosć w Rosji nie wie, to i tak powódź dla narracji o tym, jak to nowoczesnym krajem jest Rosja jest to cios. Zwłaszcza że propaganda dalej przekłada obrazki z powodzi obrazkami z gospodarskich wizyt ministra obrony Szojgu w fabrykach zbrojeniowych, gdzie produkują najlepszą broń na świecie. A organizatorzy parady zwycięstwa 9 maja w Moskwie chwalą się samolotem do rozpraszania deszczu.
W miarę upływu czasu relacje z powodzi stają się w telewizji coraz mniej entuzjastyczne. Na początku przeważały pełne zachwytu relacje ewakuowanych, jak im “wszystko dali” w schronisku. Były też reportaże o dzielnych i pełnych optymizmu ludziach, którzy postanowili przeczekać powódź na dachu domu, w rozbitym tam namiocie. Telewizja pokazywała pana, który gra w domu na zalanym prawie po klawisze pianinie (to pianino jest już martwe – nie da się go uratować, ale tego propaganda nie powie).
Potem pojawiły się relacje, że woda przerwała wały w sposób zupełnie niekontrolowany. W sobotę 20 kwietnia w telewizji wystąpili ludzie rozpaczający przed kamerami, że stracili wszystko. Co więcej, w ostatnim tygodniu pokazano też Putina strofującego gubernatora. Ten tłumaczył, że ewakuowano wszystkich “z wyjątkiem upartych”. Na co Putin powiedział: “Nie wolno tak mówić. Te osoby się boją, że ich dobytek zostanie zrabowany”. Co pokazuje, jak działa państwo Putina w kryzysie.
Co do liczby ofiar – to nic nie wiadomo. Pierwsze relacje o dziesiątkach utopionych osób zostały zdementowane i nastała cisza. Pojawiają się jednak informacje o tym, jak to nie udało się np. uratować psa, bo łódź ratownicza nie była w stanie pokonać zamkniętej bramy.
O ludziach – ani słowa, ale wnioski możemy sobie wyciągnąć sami.
Przy czym propaganda zalewa nas opowieściami o tym, jak fantastycznie władza ratuje zwierzęta. O tym, że to nieprawda, świadczą informację o zwierzęcych trupach w wodzie. Ale opowieść o miłości władzy do zwierząt jest próbą zablokowania wyrazów niezadowolenia. Troska o zwierzęta uchodziła za temat niepolityczny, więc ludzie się mogli wokół niego gromadzić. Teraz nie mogą, bo to by sugerowało krytykę władz, która “ratuje psa”.
Propaganda nie zmierzyła się jeszcze z tym, co będzie, kiedy fala powodziowa opadnie. Co będzie z tysiącami zalanych domów i bloków? Z usługami komunalnymi? Są dopiero pierwsze relacje z życia po powodzi. Na razie władza szczyci się, że tu i tam dowiozła wodę, a mieszkańców zalanych domów – zwolniła z czynszu. Oraz zorganizowała telefony, pod które można zadzwonić, jeśli potrzebna pomoc psychologiczna (z tym, że nie wszędzie jest prąd, więc najbardziej potrzebującym nikt nie pomoże). Zaleciła też pić wyłącznie przegotowaną wodę. Pytanie, jak ją zagotować, skoro nie ma gazu i prądu.
Teraz ma inny problem: problem wojny Putina na tym tle wygląda blado.
Sprawa amerykańskiej pomocy dla Ukrainy – też. Propaganda więc zsuwa obrazki z powodzi na koniec programów informacyjnych. Na początku woli pokazać, jak rosyjska armia obraca w perzynę ukraińskie osiedla i miasta. I jak niesprawiedliwa jest ukraińska odpowiedź: ostrzał terenów przygranicznych Rosji.
Niemniej pod rosyjskim przygranicznym Biełgorodem domy mają tylko dziury w ścianach, a samochodom pociski strzaskały jedną czy drugą szybę. Ale nie stoi tam woda pod sufit.
Nie powinno więc dziwić, że równolegle do powodzi propaganda snuje opowieść o tym, jak bardzo Putin chciałby zawrzeć pokój w Ukrainie. Ale niestety Zachód nie chce zrobić tak, jak życzy sobie Putin. Po prostu Zachód zachowuje się jak ten gubernator, któremu Putin mówił, że będzie powódź – a powódź i tak była.
"Jesteśmy gotowi przejść do rozwiązywania problemu środkami pokojowymi, ale z uwzględnieniem sytuacji realnej. Ale nie może być to przerwa na dozbrojenie przeciwnika, lecz prawdziwe rozmowy z Rosją” – tu Putin zręcznie odwraca zachodni argument, że rozmowy z Rosją nie mają sensu, bo się tylko dozbroi. „Nigdy nie zrezygnowaliśmy z pokojowego rozwiązywania sporów, co więcej, byliśmy ku temu skłonni”.
Pomysł planowanych na czerwiec negocjacji w Genewie – z udziałem Ukrainy, ale bez Rosji, Putin nazywa “panoptykonem”. Zapewne nie zna znaczenia tego wyrazu – propaganda na wszelki wypadek też go nie objaśnia. Niemniej przekaz o pokojowych zamiarach Rosji jest imponujący.
Obecne bombardowanie Ukrainy i niszczenie jej systemów energetycznych wynika z humanitaryzmu Putina – nie chciał tego robić zimą, żeby nie szkodzić ludziom (propaganda liczy na pamięć łątki-jednodniówki u odbiorców. W zeszłym roku Putin rozwalał energetykę Ukrainy zimą licząc na to, że państwo ukraińskie się załamie). Putin po prostu musi tak robić, bo broniąca się Ukraina zaczęła mu niszczyć rafinerie.
"W ostatnim czasie zaobserwowaliśmy serię ataków na nasze obiekty energetyczne i byliśmy zmuszeni zareagować. Chcę podkreślić, że nawet ze względów humanitarnych zimą nie przeprowadzaliśmy żadnych ataków, to znaczy nie chcieliśmy pozostawiać bez prądu społeczne instytucje, szpitale itd.”.
Poza tym najazd na Ukrainę nie stoi w sprzeczności z umiłowaniem pokoju. Jest on całkowicie usprawiedliwiony, skoro TERAZ broniąca się Ukraina zapowiada, że wysadzi Putinowi most krymski:
“Oświadczenia ukraińskich przywódców o planach zorganizowania nowej kontrofensywy, podczas której zniszczy się Most Krymski, potwierdzają słuszność decyzji Rosji o rozpoczęciu operacji specjalnej na Ukrainie”.
Z tego wszystkiego zaś wynika, że obecnie kryterium sukcesu Rosji w wojnie z Ukrainą jest to, że ustaliłaby warunki pokoju bez udziału Ukrainy. Z USA, Chinami, Unią. I nie chodzi już o warunki, ale o to, by przy stole rozmów nie było Ukrainy.
Przy takich wyzwaniach nie dziwi, że propaganda zapomniała o swoim wyzwaniu sprzed miesiąca: dopadnięcia “ukraińskich zleceniodawców” ataku terrorystycznego w centrum handlowym Krokus pod Moskwą (22 marca – zginęło tam ok. 140 osób, prawdopodobnie mniej niż w powodzi). Władza ogłosiła, że za zamachem stała Ukraina i – tak jak przewidywaliśmy – zamilkła.
Owszem, walka z wewnętrznym terroryzmem trwa w najlepsze. FSB chwal się teraz, jak to przeciwdziała licznym atakom terrorystycznym w Rosji planowanym przez Ukrainę.
Mamy tu nawet miły akcent polski: otóż FSB “zidentyfikowała” kobietę, która w paczce z kosmetykami wysłała z Warszawy do Moskwy jakieś materiały.
Z tych materiałów miała powstać bomba, która o mało co nie zabiła ukraińskiego zdrajcę (wybuchła, więc FSB bomby nie wykryła – tyle że ofiara ocalała).
Dlaczego jest to miłe? Bo “terrorystka z Warszawy” jest kobietą piękną (jak wiadomo, “Polki są piękne”). Uroda "terrorystki” jest jednak w guście rosyjskim – zwłaszcza starszych panów odpowiadających za propagandę.
Nie zamierzam oceniać tej osoby, zwłaszcza że nie mam pojęcia, skąd propaganda wyciągnęła to zdjęcie (próbowała to ustalić Anna Mierzyńska. Najbliższa pani z portretu wydaje się pewna mieszkanka Rostowa nad Donem, ale pewności nie ma). Chodzi o to, że zdaniem propagandy Kremla kobieta jest naturalnie piękna, jeśli podkreślaniu swojej urody poświęca odpowiednio dużo czasu po to, by cieszyć oko starszych panów.
To zresztą potwierdza uniwersalną prawdę o propagandzie Kremla: uważa ona, że świat jest taki, jakim widzi go Putin. A to spore ograniczenie.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze