Rok temu Putin włączył sobie do Rosji cztery ukraińskie obwody. Nie miał nad nimi kontroli wtedy, a teraz ma jej jeszcze mniej. A stracił kilkaset tysięcy żołnierzy i zrujnował wojną gospodarkę Rosji. Jak sobie z tym radzi propaganda?
“Dziś w Rosji są wszelkie warunki, aby każdy obywatel mógł swobodnie wyrazić swoją wolę w wyborach” – ogłosił właśnie Putin. “Rosyjski system wyborczy słusznie uważany jest za jeden z najlepszych na świecie – dodał. “Wykorzystuje najnowsze osiągnięcia techniczne, najlepsze światowe praktyki. Tradycja i innowacja harmonijnie łączą się".
Powiedział to wszystko, gratulując 24 września 2023 Centralnej Komisji Wyborczej Federacji Rosyjskiej z okazji jej 30-lecia. ”To ludzie są źródłem władzy w Rosji, to oni wyznaczają drogę jej rozwoju”.
Było to w związku z rocznicą CKW, ale tuż przed nowym rosyjskim świętem. Dniem Zjednoczenia Nowych Regionów z Rosją. Będzie obchodzone decyzją Putina 30 września, w rocznicę zaboru. Nowe wielkie święto.
Ale dlaczego piszę tu o jakichś wyborach?
Bo w Rosji rzeczywiście odbyły się we wrześniu wybory lokalne. Nie były na czołówkach dzienników, ale były to wybory ze wszech miar słuszne. Co ważniejsi kandydaci na gubernatorów i merów pielgrzymowali do Putina. A on przed kamerami rządowej TV na pokorną prośbę o poparcie odpowiadał: “Popieram”. I potem ci kandydaci wygrali. Dostali prawie 80 proc. głosów, czyli tyle, co ma Putin w oficjalnych rankingach zaufania.
System działa nowocześnie i sprawnie, dzięki czemu propaganda nie musi nawet szczuć na opozycję. Opozycja jest w więzieniu, a jak zagraniczni dziennikarze pytają o kolejne wyroki, Putin odpowiada „nawet nie wiem, o kogo chodzi”.
Propaganda może się więc spokojnie skupiać na przygotowywaniu Rosjan do długotrwałej wojny i do konieczności licznych poświęceń. 200, 300, 400 tysięcy „bezpowrotnych strat w ludziach”.
Te „lokalne wybory” odbyły się też na anektowanych przez Rosję ziemiach Ukrainy. I 28 września Putin spotkał się z „wybranymi” władzami obwodów chersońskiego, zaporoskiego, donieckiego i ługańskiego (na zdjęciu u góry – była to telekonferencja). Zbliża się bowiem nowe wielkie święto – rocznica inkorporowania okupowanych ziem Ukrainy do Rosji.
Teraz, w Dzień Zjednoczenia Nowych Regionów z Rosją, w sobotę wieczorem telewizja zapowiada transmisję z wielkiego koncertu na stadionie na moskiewskich Łużnikach. Czy będzie tam Putin? Ważyło się to przez trzy dni, ale dziś okazało się, że jednak nie. Będzie za to nagrane na wideo wystąpienie Putina i – być może – jego spotkanie z wojskowymi.
„Dzień Zjednoczenia Federacji Rosyjskiej z Nowymi Regionami z pewnością będzie obchodzony, ale harmonogram prezydenta Rosji Władimira Putina na ten dzień nie został jeszcze ustalony” – uprzedzał już kilka dni temu dziennikarzy rzecznik Putina Dmitrij Pieskow.
Żeby docenić mistrzostwo propagandy Kremla, musimy sobie dobrze przypomnieć, co świętujemy i co tak miesza w harmonogramie Putina, że musi się nagrywać z wyprzedzeniem.
20 września przed rokiem Putin ogłosił częściową mobilizację 300 tysięcy ludzi. Przeprowadził „referenda” i 30 września 2022 roku anektował do Rosji całe obwody, choć ich nie kontrolował. Potem – wedle oficjalnych danych – oprócz zmobilizowanych ściągnął na front jeszcze 300 tysięcy żołnierzy kontraktowych.
Propaganda nie podaje oczywiście żadnych danych, ale sam Putin coraz częściej wspomina i to całkiem mimochodem "towariszczi, kotorych my utratili” i “tiech, kto potieriał swoich bliskich” (towarzyszy, których straciliśmy i tych, którzy stracili swoich bliskich).
O skali strat nieoczekiwanie można się też dowiedzieć z kroniki kryminalnej – np. policja w Kraju Nadmorskim na Dalekim Wschodzie ściga nieznanych sprawców za pomalowanie pomnika ku czci „Specjalnej Operacji Wojskowej”. Były na nim – uwaga – zdjęcia poległych podczas tejże „operacji”. Do tej pory „pomniki operacji” składały się raczej z litery Z, a nie ze zdjęć. Poza tym na pomoc rannym i okaleczonym oraz rodzinom poległych idą już miliardy rubli.
Tych ludzi i pieniądze Putin poświęcił w celu „ochrony integralności naszej ojczyzny”. Czyli czegoś, co teraz nazywa „Donbasem i Noworosją”. Tyle że tych terenów ma pod kontrolą mniej niż przed rokiem, Ukraińcy prą do przodu i dziś – wedle propagandy największym sukcesem rosyjskiej armii jest odparcie ukraińskiego ataku albo zestrzelenie ukraińskiego drona nad Rosją (Pieskow zapewnia teraz, że Rosja coraz lepiej sobie z tymi radzi).
Krym jest pod regularnym ukraińskim ostrzałem, a alarmy rakietowe są elementem dnia codziennego. Gubernator Sewastopola ogłasza wszczęcie śledztwa przeciwko ochroniarzom budynku publicznego, którzy nie wpuścili podczas alarmu rakietowego do schronu "grupy dorosłych z dziećmi” i „zalecili im udanie się do swoich schronów”. Sam też opowiada, jak schodzi do schronu.
Most krymski, duma Putina, jest co chwilę blokowany (rok temu o tej porze działał jeszcze sprawnie), ataki ukraińskie zaburzają ruch na lotniskach obu stolic Rosji – Moskwy i Petersburga (dronami, odcięciem prądu albo sabotażem systemu rezerwacji biletów).
A w Sewastopolu całkiem na poważnie planowana jest „procesja religijna z ikoną św. Fiodora Uszakowa [XVIII-wiecznego rosyjskiego admirała], która w sposób cudowny przetrwała ukraiński atak rakietowy i pożar w kwaterze głównej Floty Czarnomorskiej”.
Po roku od zmobilizowania Rosjan do większego wysiłku wojennego Pieskow ogłasza, że „zwiększenie rosyjskich wydatków na obronność jest absolutnie konieczne”. ”Żyjemy w stanie rozpętanej przeciwko nam wojny hybrydowej, kontynuujemy specjalną operację wojskową, a to wymaga wysokich kosztów”.
Priorytetem i hasłem rosyjskiego budżetu na rok 2024 jest „wszystko dla frontu, wszystko dla zwycięstwa". Czyli ożyło hasło Lenina z czasów wojny domowej w Rosji porewolucyjnej i hasło Stalina z okresu II wojny światowej.
Aha, i w Rosji zaczyna brakować paliwa.
Tak bardzo, że ich ceny na wewnętrznym rynku cały czas rosną, a gdzieniegdzie benzyny po prostu nie ma. Wiemy to wszystko z propagandy. Taki jest skutek załamania się kursu rubla i problemów z transportem na skutek zachodnich sankcji. Problem jest na tyle poważny, że Rosja wprowadziła zakaz wywozu benzyny i oleju napędowego, a telewizja pokazała, jak sam Putin nakazuje rządowi „szybciej reagować”.
Jak na to reaguje propaganda?
Jeden z jej mistrzów, Władymir Sołowiow, domaga się głośno „nazwisk i zdjęć” osób odpowiedzialnych za sytuację na rynku paliw. Bo przecież teraz za to paliwo musi drożej płacić także armia – wrzeszczy Sołowiow.
Dlaczego zdjęcie? – zapytacie Państwo. – Przecież wszyscy wiedzą, że winny nazywa się Putin?
Ale nie w Rosji. Bo tam za takie wnioski grozi 5 lat. Dlatego system wyborczy tak dobrze działa:
„Na posiedzeniu plenarnym Duma Państwowa przyjęła [28 września] w pierwszym czytaniu projekt ustawy ustanawiającej odpowiedzialność karną do pięciu lat więzienia za propagandę i usprawiedliwianie ekstremizmu”. ”Publiczne uzasadnienie ekstremizmu obejmuje publiczne oświadczenia uznające ideologię i praktykę ekstremizmu za prawidłowe i wymagające wsparcia i naśladowania. Jednocześnie proponuje się uznać za propagandę ekstremizmu działalność polegającą na rozpowszechnianiu materiałów i informacji »mających na celu ukształtowanie w człowieku ideologii ekstremizmu, przekonania o jego atrakcyjności lub idei, że działania ekstremistyczne są dopuszczalne«”.
W tych okolicznościach propaganda Kremla świętuje zwycięstwa Putina całkiem sprawnie.
W poprzednim odcinku „Goworit Moskwa” pisałam, że propaganda stara się ukryć wojnę przed odbiorcami. Trwało to jednak tylko kilka dni – dziś z powrotem mamy w „Wiestiach” i w agencyjnych depeszach mnóstwo opowieści o wojnie. Propaganda musiała się przegrupować.
Opowieści z Ukrainy przeplatają się z opowieściami o kolejnej katastrofie rosyjskiego świata – w Górskim Karabachu i Armenii. Ku zdumieniu Kremla Azerbejdżan postanowił rozwiązać spór terytorialny z Armenią przy pomocy „wojskowej operacji specjalnej”. I jak tak można? Przecież to nie Rosji wina – dlaczego więc Ormianie palą teraz rosyjskie paszporty?
A Putin robi, co może – uzyskał np. oficjalne azerskie telefoniczne przeprosiny za śmierć pięciu rosyjskich żołnierzy pełniących w imieniu Kremla misję pokojową w Górskim Karabachu.
O tym, że gdzieś się na froncie Ukraińcom powiodło, można się domyślić z informacji typu „podczas ataku w kierunku X Ukraińcy stracili dużo jednostek sprzętu”. Albo po całkowitej propagandowej ciszy – choć skądinąd wiadomo, że w danym miejscu toczą się krwawe walki.
Propaganda wpuszcza jednak co jakiś czas informacje, że sytuacja na froncie jest „napriażonnaja” (napięta) i że toczą się “ożestoczionnyje boi”, czyli zacięte walki (to cytaty z rosyjskich telewizyjnych" Wiadomości” 26 września).
Ale tę właśnie katastrofę polityczną propaganda sprzedaje jako sukces.
Mikrohistorie z frontu wiele nam mówią. Bohaterem tygodnia został zastępca dowódcy plutonu Iwan Kałasznikow, który zdołał odeprzeć atak “wielokrotnie przewyższających sił ukraińskich”, ściągając ogień na siebie. Do tego przeżył.
I o tym niesłychanym zdarzeniu sam minister obrony Szojgu powiadomił Putina, a ten zareagował tak, jak na wodza naczelnego przystało: kazał dać Kałasznikowowi medal. Telewizja zaś pokazała wywiady z członkami jego rodziny: są bardzo dumni.
Kolejna historyjka dotyczy „zwiadowców”, którzy „zniszczyli Leoparda wraz z kompletną niemiecką załogą”. Kierowca jeszcze żył i krzyczał po niemiecku „nicht schiessen” (nie strzelać)”. Tak się złożyło, że rosyjski dowódca znał dobrze niemiecki i z “umierającym żołnierzem Bundeswehry” odbył rozmowę. “Powiedziałem Niemcowi, że rana jest zbyt poważna i nie ma szans na przeżycie. Odpowiedział, że bardzo kocha swoje dziecko i żonę, i żałował, że zgodził się tu przyjechać. Po kilku minutach poszedł »w dwieście«„ (”zmarł w akcji” – pośpieszyła z wyjaśnieniem redakcja RIA Nowosti).
Ta historyjka jest tak nieprawdopodobna, że aż TASS napisała, że musi być potwierdzona. A Niemcy to oficjalnie zdementowali. Ale widać tu, jak skuteczna jest propaganda i jaką rolę w myśleniu rosyjskich żołnierzy odgrywają wojenne filmy z II wojny światowej (kiedy czołgiści z serialu “Czetyrioch tankistow i sobaka” strzelali do Niemca, to on wołał „Nicht schiessen”).
Oraz to, że najwyraźniej zachodni sprzęt chroni życie żołnierzy lepiej niż rosyjski – propaganda opowiada więc o „zniszczeniu sprzętu”, a o tym, kto tego sprzętu używał ma do opowiedzenia tylko bajki. Są zresztą także depesze o tym, jak nie tylko udało się trafić do zachodniego czołgu, ale też uniemożliwić Ukraińcom odciągnięcie go do naprawy – z czego może wynikać, że jest takie „trafienie Leoparda”, to zdarzenie w jakiejś mierze nadzwyczajne.
Na koniec pozostaje nam opowiedzieć, jak propaganda Kremla zareagowała na oziębienie stosunków rządu PiS z Ukrainą.
Otóż z wyrachowaniem.
Po pierwsze – propaganda nie zamierza naruszać głównej swojej ramy narracyjnej: że wszystkie siły zła zaatakowały Rosję oraz że siły zła nie mają w swym działaniu żadnej autonomii – więc kieruje nimi jeden naczelny Zły. USA, wcielenie Szatana. Tu nie ma miejsca na opowieść, że Jarosław Kaczyński z Mateuszem Morawieckim coś sobie wykalkulowali i samodzielnie postanowili.
Poza tym Ukraina cały czas dostaje broń z Zachodu. O czym przed kamerami telewizji informuje swoich podwładnych minister obrony Szojgu.
Informację o działaniach polskiego rządu propaganda Kremla używa do hejtowania. Bo to jest jej najmocniejsze narzędzie. Pozbawiające możliwości myślenia i samodzielnej oceny.
W wersji propagandysty Dmitrija Kisielowa – autora cotygodniowego telewizyjnego podsumowania wydarzeń tygodnia „Wiesti Niedieli” – zmiana w polityce rządu PiS to po prostu kłótnia między zdeprawowanymi „partnerami” Dudą i Zełenskim.
Kisielow ma homofobiczną obsesję i wszystko mu się kojarzy z nieheteronormatywnym seksem. Ale te skojarzenia zawsze są dobrze skoordynowane z kolejnymi potrzebami władzy.
Władza zaś ma dziś zapotrzebowanie na hejt.
Kisielow swój felieton w niedzielny wieczór zaczyna od wizyty króla Karola III we Francji. Prezydent Macron łamie brytyjski protokół i, jak to robią Francuzi, skraca dystans. Kładzie rękę na ramieniu króla. ”Mało co nie dotknął pośladków” – komentuje Kisielow.
Następnie pokazuje migawki z innych spotkań Macrona z politykami (mężczyznami oczywiście), w czasie których prezydent Francji skraca dystans i dotyka rozmówców. A potem Kisielow informuje, że Macron nawet poszedł do szatni do marokańskich piłkarzy.
Taki to ciąg skojarzeń. I to wszystko Kisielowowi się kojarzy z Andrzejem Dudą obejmującym prezydenta Zełenskiego. Z czego ma wynikać, że spór o zboże i dostawy broni jest wynikiem degeneracji Zachodu. A kto myśli w Rosji inaczej, jest nie tylko ekstremistą, ale i dewiantem.
Jeśli zaś chodzi o sytuację w “nowych zjednoczonych regionach”, to – jak podaje propaganda – Putin osobiście wyraża troskę o los mieszkańców. Jest więc co w Rosji jutro świętować.
Tak właśnie działa najlepszy system wyborczy świata.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze