0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Aaref WATAD / AFPAaref WATAD / AFP

W lutym 2025 roku osoby zajmujące się zawodowo śledzeniem statków zaobserwowały ciekawe zjawisko. Tankowiec „Prosperity pływający pod banderą Barbadosu, a w rzeczywistości związany z Rosją, który 10 stycznia został przez amerykański Departament Skarbu obłożony sankcjami, został załadowany w Primorsku ok. 37 tysiącami ton diesla.

To samo w sobie nie było jeszcze aż tak nietypowe. Rosja operuje flotą cieni – czyli zwykle przestarzałymi statkami pod obcą banderą, które nielegalnie transportują ropę od czasu nałożenia w 2022 roku przez Zachód sankcji na eksport ropy w związku z wojną w Ukrainie. Przeszło 400 okrętów przewożących ok. 4 miliony baryłek ropy dziennie znacząco wspomaga Moskwę w finansowaniu wojennych wydatków. Tym, co wyróżniało ten kurs „Prosperity”, był cel jej podróży.

12 marca SANA, syryjska agencja prasowa, obwieściła na portalu X „przybycie tankowca przewożącego ponad 30 tysięcy ton mazutu (ciężkiego oleju opałowego – przyp. aut.) do terminalu Syryjskiej Spółki Naftowej w Banijas w prowincji Tartus”. Na towarzyszących wpisowi zdjęciach widać granatowy okręt, na którego burcie można odczytać nazwę „Prosperity”.

Była to pierwsza tego typu dostawa od co najmniej 2013 roku, podała agencja Reutersa, powołując się na firmę LSEG. Od tamtego czasu do syryjskiego Banijas dobiły jeszcze co najmniej dwa rosyjskie tankowce – jeden z nich, „Proxima”, także został 10 stycznia obłożony amerykańskimi sankcjami.

Wszystkie statki przed dopłynięciem do Syrii wyłączyły system automatycznej identyfikacji, dzięki czemu nie można było ich namierzyć. „Wiele statków wyłącza AIS (Automatic Identification System – przyp. aut.) u wybrzeży Syrii. Nie wiemy więc, jaka jest skala dostaw” – podkreśla Noam Raydan z Washington Institute for the Near East Policy.

Jest to trend o tyle znaczący, że Rosja – jeden z głównych popleczników reżimu Baszszara al-Asada, obalonego w grudniu byłego prezydenta Syrii – próbuje utrzymać swoją obecność w tym kraju, ostrzega Raydan. Moskwa wykorzystuje do tego m.in. właśnie dostawy paliw, których pogrążona w głębokim kryzysie energetycznym Syria bardzo potrzebuje.

Przeczytaj także:

Moskwa ratuje, co się da

Rosja kontroluje dwa obiekty militarne w Syrii: bazę lotniczą w Hmeimim (na zdjęciu) i morską w Tartus, jedyne miejsce stałej obecności jej wojska w basenie Morza Śródziemnego – skąd może bezpośrednio zagrażać południowej części Europy. Utrzymanie wojsk w Syrii oznacza też umacnianie swoich pozycji nie tylko w Śródziemnomorzu, ale na całym Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, konkurując o wpływy z NATO.

Po upadku Asada liczba stacjonujących w tym kraju rosyjskich żołnierzy została zredukowana, ale nie do zera, jak chcieliby tego europejscy dyplomaci.

Nie ziścił się najczarniejszy dla Rosji scenariusz.

Choć upadek sojuszniczego reżimu bez wątpienia był dla niej potężnym ciosem, Moskwa stara się ratować, co się da. Nie mogąc czy raczej nie chcąc zaoferować nowym syryjskim władzom tego, czego pragną najbardziej, czyli wydania Baszara al-Asada, stara się kupić ich lojalność ropą, mówią „The Moscow Times” rosyjscy dyplomaci i osoby z sektora naftowego.

„Tak długo, jak nie pojawi się alternatywny aktor – państwo lub prywatna firma – które zaspokoi potrzeby energetyczne Syrii, tę lukę będzie wypełniać Rosja”, ostrzega Vittorio Maresca di Serracapriola, analityk specjalizujący się w gospodarce politycznej.

Odkąd ugrupowania rebelianckie pod wodzą Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) obaliły reżim Asada i przejęły władzę w Syrii, Unia stara się nawiązać relacje z nowymi przywódcami i przekonać ich do ograniczenia wpływów Rosji w kraju.

Kaja Kallas, szefowa służby dyplomatycznej UE, powiedziała w grudniu w Brukseli: „Wielu ministrów spraw zagranicznych podnosiło kwestię, że zdystansowanie się od Rosji powinno być warunkiem wobec nowego kierownictwa. Zajmiemy się tym tematem podczas spotkania z nimi”.

Koordynator ds. Syrii z ramienia Niemiec, Tobias Lindner, wezwał Rosję do poszanowania integralności terytorialnej Syrii i wycofania swoich wojsk, podkreślając konsekwencje dla bezpieczeństwa Europy. „Rosjanie są tam po to, by móc działać na Morzu Śródziemnym, w Libii i w Afryce” – powiedział. „Rosja jest największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Europy w przewidywalnej przyszłości”.

Europejscy dyplomaci wielokrotnie nieoficjalnie sygnalizowali, że pozbycie się rosyjskich wpływów, w tym zamknięcie baz w Hmeim i Tartus, będzie jednym z warunków wsparcia nowych syryjskich władz przez Unię.

Metody wywierania nacisku na Damaszek przez Brukselę sprowadzają się do dwóch głównych czynników: funduszy w ramach pomocy humanitarnej i rozwojowej oraz zniesienia sankcji, które zostały nałożone jeszcze na poprzedni reżim.

W rezultacie władze Syrii znalazły się w klasycznym klinczu: sankcje uniemożliwiają spełnienie warunków koniecznych do ich zniesienia. Tymczasem rosyjskie dostawy stanowią kluczową linię ratunkową dla kraju pogrążonego w głębokim kryzysie energetycznym, gdzie prąd dostarczany jest w większości miejsc od dwóch do trzech godzin dziennie, a wielu mieszkańców ratuje się niewielkimi panelami słonecznymi. Światło słoneczne to jeden z niewielu zasobów, których pogrążeni w biedzie ludzie – ponad dwie trzecie mieszkańców tego kraju żyje poniżej krawędzi ubóstwa – mają pod dostatkiem.

Sankcje i efekt mrożący

Trudno dziś uwierzyć, że syryjski sektor energetyczny niegdyś kwitł. Przed wojną kraj był nie tylko samowystarczalny – dzięki złożom skoncentrowanym na wschodzie – ale także był eksporterem netto. Dzienne wydobycie sięgało 383 tys. baryłek ropy i blisko 9 mln m³ gazu, a dochody z energii stanowiły ok. 20 proc. budżetu państwa. Tylko w 2011 roku Unia importowała syryjską ropę o wartości ponad 3 miliardów dolarów.

Kiedy UE, USA, Wielka Brytania i Kanada nałożyły w 2011 roku szeroko zakrojone sankcje po brutalnym stłumieniu protestów przez reżim Asada, międzynarodowe firmy zawiesiły działalność, powołując się na „siłę wyższą” – zarówno z powodu sankcji, jak i zagrożeń dla bezpieczeństwa.

Eksperci, z którymi rozmawia OKO.press, mówią, że sytuacja przypomina paragraf 22. „Reżim sankcji kreuje paradoks”, uważa Maresca di Serracapriola. „Z jednej strony UE się domaga, by Syria zdystansowała się od Rosji. Z drugiej – ogranicza jej dostęp do globalnych rynków, zostawiając Rosję i czarnorynkowych graczy jako jedynych dostawców. Jeśli UE naprawdę chce, by Syria odwróciła się od Moskwy, musi zaoferować wiarygodne alternatywy. W przeciwnym razie sankcje tylko utrwalą zależności, które Europa próbuje przerwać” – ostrzega.

„Rosja może wykorzystać syryjską podatność na naciski, by wymusić jednostronne umowy na dostawy energii i rozliczenia walutowe, jeszcze bardziej pogłębiając swoje wpływy”.

Pod koniec lutego UE zdecydowała się tymczasowo zawiesić szereg sektorowych restrykcji, w tym ograniczenia wobec sektora energetycznego. Miało to pomóc Syrii w tranzycji władzy i odbudowie. Szef Syryjskiej Agencji Inwestycyjnej, Ajman Hamawiye, określił ten ruch jako „nieadekwatny” i przekonywał, że sankcje na sektor bankowy wciąż uniemożliwiają kluczowe inwestycje w syryjską gospodarkę. Eksperci także pozostają sceptyczni, czy ten krok przyniesie realne korzyści.

„Tymczasowe zawieszenie sankcji energetycznych przez UE to krok we właściwym kierunku. Ale syryjski sektor bankowy nadal jest odcięty od świata. Bez aktywnego planu przywrócenia Syrii do globalnych sieci finansowych, samo luzowanie sankcji energetycznych nie wystarczy, by przyciągnąć graczy takich jak Shell z powrotem na rynek” – wyjaśnia Maresca di Serracapriola. Przed wojną domową w Syrii działały również inne firmy, w tym TotalEnergies, kanadyjski producent ropy i gazu Suncor oraz brytyjska Gulf Sands.

Sankcje wywołują niezaprzeczalny efekt mrożący. Inwestorzy obawiają się wysokich kar i konsekwencji prawnych, a banki są nadmiernie ostrożne (znane są przypadki pracowników ONZ, od których banki nie chciały przyjmować przelewów z ich wynagrodzeniem, bo w nazwie stanowiska widniało słowo „Syria”). Nawet organizacje humanitarne doświadczają problemów w związku ze swoimi operacjami w Syrii.

„Nie znajdziesz wielu podmiotów, które będą chciały robić interesy z krajem obłożonym sankcjami”

– podsumowuje Noam Raydan.

Analitycy zwracają uwagę, że przyszłość łańcucha dostaw ropy w regionie – a co za tym idzie także interesów bezpieczeństwa Europy – zależy w dużej mierze od tego, jak społeczność międzynarodowa będzie egzekwować nałożone na Syrię restrykcje i czy zdecyduje się na ich zniesienie.

„Import rosyjskiej ropy to rozwiązanie o charakterze taktycznym. Może się szybko zmienić. Jeśli Zachód da sygnał, że »Syria jest otwarta na biznes«, realia w terenie zapewne pójdą za tym. Ale krótkoterminowa ulga nie zachęci do długoterminowych inwestycji, jeśli firmy będą się obawiać nagłego powrotu sankcji. Dopóki sankcje obowiązują, przekaz do sektora prywatnego jest jasny: Syria to wciąż środowisko wysokiego ryzyka”, ocenia Maresca di Serracapriola.

Jak dodaje Noam Raydan, na obecnej sytuacji może korzystać nie tylko Rosja, ale i różni nielegalni aktorzy. Badaczka niedawno śledziła statek „Marina”, powiązany z Hezbollahem i objęty amerykańskimi sankcjami, który kursował między Cyprem a Syrią.

„Jeśli objęte sankcjami statki – czy to związane z Rosją, innymi państwami czy nielegalnymi grupami – trafiają do Syrii, rodzi się pytanie, jaki sygnał wysyła to do innych nielegalnych podmiotów w regionie: że handel z Syrią jest dopuszczalny i nikt nie egzekwuje sankcji” – mówi Raydan.

Jeśli stabilizacja Syrii ma być naprawdę priorytetem w zakresie bezpieczeństwa narodowego porównywalnym do Ukrainy, rządy muszą wykazać podobną elastyczność finansową – argumentuje Maresca di Serracapriola.

„Aby iść naprzód, Europa musi pomóc zintegrować syryjski sektor bankowy z międzynarodowym systemem. Europejskie rządy powinny stworzyć alternatywne kanały płatności, być może z udziałem banków państwowych udzielających gwarancji skarbowych. Ale to prawdopodobnie nie wystarczy. Władze europejskie muszą aktywnie współpracować z sektorem finansowym, by wyjaśniać, dlaczego ponowne inwestowanie w Syrii leży w długofalowym interesie Europy”.

;
Na zdjęciu Jagoda Grondecka
Jagoda Grondecka

Iranistka, publicystka i komentatorka ds. bliskowschodnich, współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Doświadczenie zdobywała m.in. w ambasadach RP w Teheranie i Islamabadzie. Współautorka publikacji „Muzułmanin, czyli kto? Materiały dydaktyczne dla nauczycieli i organizacji pozarządowych”.

Komentarze