0:00
0:00

0:00

Podczas wydarzeń Strajku Kobiet organizatorki wiele razy zachęcały, by wracać do domu grupami. Czym się może skończyć samotny powrót, przekonały się Dominika Baranowska i Anastazja Buttitta, które 13 grudnia idąc do domu z demonstracji zostały niespodziewanie zaczepione przez policję. Choć były setki metrów od miejsca protestu, szły pustą ulicą i niosły do domu zakupy, policjanci domagali się od nich wylegitymowania. Zarzucili im udział w „nielegalnym zgromadzeniu”.

Świadkiem zdarzenia był reporter OKO.press Maciek Piasecki. Film z momentu, gdy kobiety zmuszane są do wejścia do radiowozu i odwożone na komendę udostępniliście tysiące razy. Wątpliwości budzi nie tylko fakt legitymowania osoby z łapanki, ale też sens wożenia kogoś na komendę wyłącznie w celu ustalenia tożsamości.

Przeczytaj także:

Należy też pamiętać, że sądy odrzucają policyjne wnioski o karę za uczestnictwo w zgromadzeniach, wskazując na wadliwość przepisów. Policja o tym wie – 27 listopada Obywatele RP złożyli w Komendzie Stołecznej Policji zbiór stosownych orzeczeń sądowych, adresowany do Komendanta Stołecznego.

Czy policja może przewieźć na komendę za odmowę wylegitymowania?

Przewożenie na komendę w celu ustalenia tożsamości stało się normą podczas antyrządowych protestów, choć aktualne materiały szkoleniowe Policji sugerują inne, mniej inwazyjne rozwiązania. Wydana w 2019 roku przez Centrum Szkolenia Policji w Legionowie broszura „Zasadność legitymowania osób" stwierdza, że policjant wobec odmowy podania danych „po uprzednim poinformowaniu tej osoby o treści art. 65 k.w. [Kodeksu wykroczeń – przyp. aut.], powinien wykorzystać inne sposoby ustalenia jej tożsamości, a mianowicie:

  • rozpytanie innych osób co do jej tożsamości,
  • ustalenie w biurze ewidencji ludności,
  • fotografowanie tej osoby w celu okazania zdjęć innym osobom, które mogą dokonać jej rozpoznania,
  • pobranie i sprawdzenie odcisków lub odwzorowań linii papilarnych palców jej rąk (tzw. daktyloskopowanie),
  • okazywanie tej osoby lub jej fotografii innym osobom celem jej identyfikacji”.

Nie ma tam mowy o przewożeniu na komendę w pierwszej kolejności, choć starsza broszura zalecała takie rozwiązanie. Doprowadzenie na komendę nowsza publikacja dopuszcza „celem wykonania niezbędnych czynności służbowych związanych z legitymowaniem, np. sporządzenia protokołu kontroli osobistej” czy kontroli alkomatem.

Ponadto, według policyjnych materiałów szkoleniowych, legitymowanie osoby jest uzasadnione tylko wtedy, „gdy ustalenie jej tożsamości będzie niezbędne do wykonania czynności służbowych”. Interpretacja tego, co jest niezbędne, bywa jednak szeroka.

Podczas demonstracji sytuacje, kiedy policjanci używają siły, by zamknąć legitymowaną osobę w radiowozie często prowadzą do eskalacji: osoby w pobliżu solidarnie próbują im to uniemożliwić, w następstwie słysząc zarzuty np. o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza czy jego znieważenie. Nierzadko policja nie informuje zgromadzonych, w tym dziennikarzy, co właściwie robi, napędzając niepokój. Widać to na wielu relacjach wideo z protestów realizowanych przez OKO.press, np. z pikiety przeciw policyjnej przemocy z 10 czerwca.

Z policyjnej broszury szkoleniowej „Zasadność legitymowania osób":

Przez podstawę faktyczną legitymowania należy rozumieć usprawiedliwioną społecznie przyczynę, powód wykonania tej czynności w sytuacji dopuszczonej przez przepisy prawne. Zatem podjęcie i realizacja legitymowania osoby przez policjanta będzie uzasadniona, gdy ustalenie jej tożsamości będzie niezbędne do wykonania czynności służbowych, a w szczególności w celu:

  • identyfikacji osoby podejrzanej o popełnienie przestępstwa lub wykroczenia,
  • ustalenia świadków zdarzenia powodującego naruszenie bezpieczeństwa lub porządku publicznego,
  • wykonania polecenia wydanego przez sąd, prokuratora, organy administracji rządowej i samorządu terytorialnego,
  • identyfikacji osób wskazanych przez pokrzywdzonych jako sprawców przestępstw lub wykroczeń,
  • poszukiwania osób zaginionych lub ukrywających się przed organami ścigania albo wymiarem sprawiedliwości.

Powyższe przyczyny legitymowania są przykładowymi sytuacjami, w których policjanci podejmą czynność legitymowania. Są to najczęściej spotykane sytuacje. Mogą się z nimi wiązać lub samoistnie występować inne zachowania osób, które będą uzasadniały legitymowanie. Policjanci mają prawo legitymować osobę, np. gdy jej wygląd odpowiada rysopisowi osoby poszukiwanej lub gdy spotkają ją w miejscach libacji alkoholowych lub innych miejscach, w których gromadzi się element przestępczy, albo gdy przenosi ona bagaże, których rodzaj, kształt, rozmiar i ciężar wzbudzają uzasadnione podejrzenie popełnienia czynu zabronionego. Mogą także być legitymowane osoby, które na widok policjanta zdradzają niepokój, przebywają w miejscu, do którego wstęp dla osób postronnych jest zabroniony albo w pobliżu chronionego obiektu, spotkane w miejscach ustronnych o późnej porze dnia lub wykonujące zdjęcia fotograficzne, szkice lub rysunki obiektów o charakterze militarnym i strategicznym, ważnym dla bezpieczeństwa i obronności państwa (np. obiektów wojskowych, lotnisk, elektrociepłowni).

14 grudnia OKO.press poprosiło Komendę Stołeczną Policji o wyjaśnienie, do wykonania jakich czynności służbowych było niezbędne ustalenie tożsamości i jakie inne sposoby ustalenia tożsamości zostały wykorzystane przed przewiezieniem kobiet na komendę. Policja nie odniosła się do zasadności legitymowania w tym wypadku, broni jednak prawa do zatrzymania:

„W przypadku jeżeli osoba legitymowana odmawia poddania się legitymowaniu, swoim zachowaniem wypełnia znamiona wykroczenia z art. 65 § 2 k.w. W takiej sytuacji sprawcę powyższego wykroczenia można zatrzymać w celu ustalenia tożsamości” – pisze st. sierż. Gabriela Putyra z biura prasowego KSP, powołując się na art. 45 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia.

Komenda informuje również na prośbę redakcji, że od początku protestów Strajku Kobiet (22 października) za odmowę wylegitymowania zatrzymano w Warszawie 20 osób, złożono 25 wniosków o ukaranie i wystawiono dwa mandaty, a w dwóch przypadkach pouczono.

Pytania przesłane e-mailem 14 grudnia 2020:

  • Dla wykonania jakich czynności służbowych ustalenie tożsamości było niezbędne?
  • Jaka była podstawa faktyczna legitymowania?
  • Czy przed przewiezieniem na komendę wykonano inne niż legitymowanie sposoby ustalania tożsamości osoby?
  • Czy formalnie było to zatrzymanie?
  • Jaki dokument reguluje postępowanie funkcjonariusza w przypadku odmowy wylegitymowania się?
  • Czy Policja dysponuje zestawieniami, w jak wielu przypadkach uczestnicy zgromadzeń w 2020 roku odmawiali wylegitymowania się, i w ilu przypadkach zdecydowano o przewiezieniu na komendę – lub podobnymi danymi, które pomogłyby naszym czytelnikom zrozumieć skalę zjawiska? Prosiłbym o ich udostępnienie.

Odpowiedź Wydziału Komunikacji Społecznej Komendy Stołecznej Policji:

Postępowanie funkcjonariusza w przypadku odmowy wylegitymowania się reguluje Kodeks wykroczeń oraz Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia.

Od 22 października do 13 grudnia 2020 roku Policjanci sporządzili w zabezpieczeniach:

  • 25 wniosków o ukaranie do sądu (art. 65 § 2 k.w. nieokazanie dokumentu tożsamości, art. 65 § 1 k.w. wprowadzenie w błąd co do tożsamości);
  • 20 osób zostało zatrzymanych (art. 45 k.w. wbrew obowiązkowi nie udzielił informacji funkcjonariuszowi policji, co do swoich danych osobowych);
  • nałożono 2 mandaty karne (art. 65 k.w. nie udzielenie danych osobowych);
  • pouczono dwie osoby (art. 65 § 2 k.w. nieokazanie dokumentu tożsamości).

Policjant ustala tożsamość osoby legitymowanej na podstawie:

  1. dowodu osobistego;
  2. dokumentu paszportowego;
  3. zagranicznego dokumentu tożsamości;
  4. innego dokumentu zawierającego fotografię i oznaczonego numerem lub serią;
  5. informacji o osobie w postaci zdjęcia wraz z opisem wizerunku osoby lub odcisków linii papilarnych zgromadzonych w policyjnych zbiorach danych lub zbiorach danych, do których Policja ma dostęp na podstawie art. 20 ust. 15 i 16 ustawy;
  6. oświadczenia innej osoby, której tożsamość została ustalona na podstawie dokumentów, o których mowa w pkt 1–4.

W przypadku jeżeli osoba legitymowana odmawia poddania się legitymowaniu, swoim zachowaniem wypełnia znamiona wykroczenia z art. 65 § 2 k.w.

Art. 65. § 1 - Kto umyślnie wprowadza w błąd organ państwowy lub instytucję upoważnioną z mocy ustawy do legitymowania

  1. co do tożsamości własnej lub innej osoby,
  2. co do swego obywatelstwa, zawodu, miejsca zatrudnienia lub zamieszkania, podlega karze grzywny.

§ 2 - Tej samej karze podlega, kto wbrew obowiązkowi nie udziela właściwemu organowi państwowemu lub instytucji, upoważnionej z mocy ustawy do legitymowania, wiadomości lub dokumentów co do okoliczności wymienionych w § 1.

W takiej sytuacji sprawcę powyższego wykroczenia można zatrzymać w celu ustalenia tożsamości.

Art. 45. § 1 - Policja ma prawo zatrzymać osobę ujętą na gorącym uczynku popełnienia wykroczenia lub bezpośrednio potem, jeżeli:

  1. zachodzą podstawy do zastosowania wobec niej postępowania przyspieszonego;
  2. nie można ustalić jej tożsamości.

BRAK MOŻLIWOŚCI USTALENIA TOŻSAMOŚCI zachodzi, gdy nie można w miejscu ujęcia ustalić jego tożsamości, i wówczas bez względu na to, jakie wykroczenie osoba ta popełniła, ale tylko na czas do ustalenia tej tożsamości i nie dłużej niż do 24 godzin.

Zostałyśmy potraktowane jak przestępczynie

Rozmawiamy z Dominiką Baranowską (zawodowo od lat zajmującą się promocją popularnego festiwalu filmów dokumentalnych Millennium Docs Against Gravity), która czuje się pokrzywdzona przez policję. Przy pomocy kolektywu antyrepresyjnego Szpila złożyła zażalenie na funkcjonariuszy. Według prawników wykazali się oni „niewspółmierną do sytuacji agresją, ale także wyjątkową niedbałością”.

Maciek Piasecki, OKO.press: Na nagraniu widać, że policja ciągnie cię zrozpaczoną do radiowozu z pustej ulicy, z zakupami w rękach. Co się wydarzyło wcześniej?

Dominika Baranowska: Jest mi trochę wstyd, że jestem na tym nagraniu taka oszołomiona – ale zostałyśmy potraktowane jak przestępczynie. Wcześniej spacerowałam z moją przyjaciółką po Mickiewicza [ulica, gdzie pod nr. 49 znajduje się dom Kaczyńskiego – przyp. aut.]. W momencie, gdy uznałyśmy, że policja może użyć gazu, z moimi znajomymi postanowiliśmy bezpiecznie wrócić do domu. Na pl. Wilsona [ok. 800 m od domu Kaczyńskiego] rozdzieliliśmy się, zostałam z przyjaciółką Anastazją. Mieszkam niedaleko, a korzystając z handlowej niedzieli, weszłyśmy do Rossmanna po papier toaletowy. Potem minęłyśmy trzech nacjonalistów pod kościołem Kostki, wyglądali na mocno przestraszonych – rozbawiło nas to, byłyśmy w dobrych humorach po atmosferze tego dnia.

Potem zobaczyłem was otoczone przez policję.

Dosłownie parę sekund od kościoła podjeżdża do nas policyjna suka i zatrzymuje się koło nas. Wyskakuje z niej pięciu funkcjonariuszy, później dołączyła do nich jeszcze policjantka.

Widzimy, że idą w naszym kierunku. Anastazja zażartowała, że idą po nas, śmiejemy się. A oni nas otaczają i każą pokazać dokumenty.

To było bardzo nieprzyjemne, pięciu mężczyzn na ciemnej ulicy wobec dwóch kobiet, taki pokaz siły. W związku z moją pracą oglądam filmy o Korei Północnej, miałam z tym mocne skojarzenia. Oczywiście tamtejsza rzeczywistość jest ekstremalna, ale w stanie wzburzenia czułam się jak taki bezbronny obywatel, osaczony przez groźnych funkcjonariuszy za to, że śmie iść po ulicy. To było surrealistyczne.

Policjanci powiedzieli, dlaczego to robią? Podali podstawę legitymowania?

Od razu zapytałam. Powiedzieli, że wracamy z nielegalnego zgromadzenia. Spytałam, skąd ta pewność. Miałam karton z napisem „Stan wyjątkowego wkurwu” i błyskawicę na maseczce, Anastazja kartonową błyskawicę, którą nota bene znalazła na proteście.

„No bo panie są oznakowane”, wskazali policjanci. Czułam się już bardzo źle, zaatakowana,

poza tym nie muszę chyba dodawać z czym kojarzy się termin „oznakowane”. Gdyby podeszli na samym przemarszu, kiedy krzyczałabym „jebać PiS”, to też byłoby słabe, zresztą z tego co wiem, to sam udział w protestach nie jest zakazany, nawet w obecnym, bezprawnym rozporządzeniu. Ale tutaj, na terenie poza zgromadzeniem, naskoczyli na nas. Szłyśmy po prostu ulicą i niewinnie trajkotałyśmy, ubrane w maseczki – zgodnie z zasadami.

Dlaczego zwyczajnie nie dałaś się wylegitymować? Obawiałaś się kary?

Teraz myślę, że powinnam była tak zrobić – tym bardziej, że przeszłam już COVID, więc nie stanowię zagrożenia. W tamtym momencie się bałam. Czułam, że policjanci są nieobliczalni i dla poprawienia statystyk mogą ze mną zrobić wszystko. Wyglądało tak, jakby już nieco spóźnieni (bo wszyscy się rozchodzili z protestu) wypatrzyli dwie dziumdzie, uznali że wracają z protestu, no to dawaj je.

Zabrali was na komendę? Jak wygląda taka podróż?

Doprowadzili mnie do płaczu. Byłam gotowa pokazać im dowód, ale Anastazja, która zachowała trzeźwość umysłu, powstrzymała mnie. Policjanci, wpychając nas siłą do radiowozu, twierdzili jednocześnie, że nie jesteśmy zatrzymane, co brzmiało absurdalnie, czułam się jak na kartach powieści Kafki. Wieźli nas dość długo, do innej dzielnicy (choć może czas mi się ekstremalnie dłużył przez mój stan zdenerwowania, nie wiem). Popłakiwałam, mówiąc – trochę patetycznie – że to mój kraj, że chcę tu żyć, tu mam rodziców, ale nie mogę nawet iść chodnikiem z papierem toaletowym.

Powiedziałam, że jestem ultraposłuszną obywatelką, która płaci podatki i nigdy nie popełniła wykroczenia, ani nawet nie była spisana, a teraz spotykają mnie takie rzeczy.

Anastazja cały czas mnie uspokajała. Jest pół-Włoszką, może dzięki temu była bardziej opanowana, bo wie, że z jej zatrzymania mógłby być międzynarodowy problem. Na tym etapie nasi znajomi wiedzieli już, że zostałyśmy zatrzymane (Anastazja zrobiła wcześniej krótką relację na żywo na Facebooku), więc dzwoniły do nas telefony, ale funkcjonariusze zabraniali nam je odbierać. W końcu radiowóz zawrócił i zabrał nas na komendę na Broniewskiego [na Żoliborzu, dzielnicy, gdzie zakończył się protest – przyp. aut.].

Co się działo na komendzie?

Wzięli od nas dowody, tam już im je dałyśmy, szczerze mówiąc mi już było wszystko jedno, byłam wykończona tą całą sytuacją. Dwóch funkcjonariuszy nas pilnowało. Pytali nas o proste dane, które mogli spisać z dowodu.

Na pytania typu wielkość majątku czy miesięczny dochód nie odpowiedziałyśmy, i nic też nie podpisałyśmy.

Dopiero wtedy na komendzie mogłyśmy użyć telefonów, choć nikt nas o tym nie poinformował – Anastazja po prostu wyciągnęła telefon i zadzwoniła do znajomej prawniczki, a ja zadzwoniłam do ojca i na numer antyrepresyjny kolektywu Szpila, gdzie poradzono nam, żeby niczego nie podpisywać. Wcześniej, jeszcze na chodniku, straszono nas sądem; dopiero po odsłuchaniu nagrania audio zrobionego przez Anastazję (dobra jest w te klocki, wszystkim zatrzymanym polecam od razu chwycić za telefony, zanim je wam zabiorą) zorientowałam się, że teraz zaproponowano nam mandaty w wysokości 100 zł, których nie przyjęłyśmy. To były takie nieśmiałe „sugestie”, nie przypominało to oficjalnego wręczenia mandatu, skoro ja nawet tego nie dosłyszałam w czasie rzeczywistym.

Wszystko – od zatrzymania na chodniku po ostateczne zwolnienie ok. 20 minut po dotarciu na komendę – trwało ok. półtorej godziny. Swoją drogą nikt nas oficjalnie nie pożegnał, nie otrzymałyśmy żadnego pouczenia, wyglądało to bardzo dziwnie – tyle hałasu o nic.

Nie rozumiem, po co się tak fatygowali z tą całą podróżą, po co podatnicy zapłacili za benzynę na przetransportowanie nas na komendę, skoro ostatecznie policjanci nas tak bez problemu zwolnili. OK, wiem, że chodziło pewnie o „zastraszenie”.

Policja argumentuje, że dba o bezpieczeństwo.

Po tym wszystkim bardziej boję się policjantów, niż ONR-owców [członków Obozu Narodowo-Radykalnego, skrajnie prawicowej organizacji – przyp. aut.].

Widząc kogoś w mundurze na ulicy, czuję się niepewnie. I to nie jest wyobrażenie wykreowane przez media, tylko efekt moich przeżyć.

Swoją drogą to ciekawe, że gdy wracałam dokładnie tą samą trasą ze spaceru 30 października, także w kameralnym gronie - z pojedynczą przyjaciółką, i z bocznych uliczek przy Krasińskiego wyłaniały się grupki narodowców konspirujących, jak by tu jeszcze sprowokować rozchodzący się już tłum przy pl. Wilsona, to czułam się „bardziej bezpiecznie” (ergo mniej nieswojo) niż 13 grudnia, otoczona przez sześcioro stróży bezpieczeństwa. Po prostu wtedy wiedziałam, że jeśli jakiś ONR-owiec postanowi nas zaczepić, mogę krzyknąć i ktoś przywoła policję. Teraz raczej nie będę dzwonić po policję, jeśli przytrafi mi się coś złego.

Czy twoje podejście do policji się zmieniło?

W październiku cieszyłam się, że policjanci są obok, gdy protestujemy, zachowują się łagodne, solidarnie wręcz. Wszystko zmieniło się po 11 listopada – zaczęło się pałowanie, gaz, łamanie rąk.

Myślisz, że takie działania policji zniechęcają ludzi do protestów, czy wręcz przeciwnie?

Zdecydowanie będą je napędzać. Sama wcześniej już czułam się w obowiązku, by uczestniczyć w protestach, teraz czuję to podwójnie. Chciałabym też, żeby demokratyczne kraje wiedziały, co się tutaj dzieje. Brniemy w kierunku totalitaryzmu i tylko my - obywatele - możemy to zatrzymać.

Co chciałabyś zmienić w Polsce?

PiS niszczy kraj i jego kulturę. Jestem patriotką, kocham Polaków, polskie poczucie humoru, przyrodę. Nie chcę, żeby przestępcy łamiący konstytucję i robiący szemrane biznesy na miliony euro za nasze podatki oraz zastraszający Bogu ducha winnych obywateli sprawowali władzę czy pracowali w policji; żeby politycy i Kościół zaglądali nam do majtek. Odbierają nam wszystko, ale mnie jeszcze nie złamali. I myślę, że każdy z nas w razie jakiegokolwiek nadużycia za strony funkcjonariuszy powinien to zgłaszać – jeśli będziemy siedzieć cicho, to zaraz obudzimy się w drugim Mińsku.

;

Udostępnij:

Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze