0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Andreas SOLARO / AFP)Fot. Andreas SOLARO ...

Pędząca regularnie między placem św. Piotra, a zamkiem św. Anioła rowerzystka z mocno rozwichrzonym włosem jak papierek lakmusowy ilustruje zmianę w Watykanie. 54-latka na rowerze to francuska zakonnica Nathalie Becquart. Papież Franciszek mianował ją wiceprzewodniczącą październikowego synodu biskupów. Jako pełnoprawny członek obrad jej głos posiada tę samą rangę, jak głosy dostojnych biskupów czy kardynałów.

Już ta okoliczność powoduje marszczenie czoła i ściągnięcie brwi męskiego klubu w sutannach. Zgodnie bowiem z nazwą i tradycją “synod biskupi” to zgromadzenie kościelnych hierarchów z całego świata w randze od biskupa wzwyż. Instytucja synodu w przeciwieństwie do soboru jest dość młoda. Po raz pierwszy zwołał go papież Paweł VI (1967). Obecny synod jest 16 z kolei. Zastąpił de facto sobór powszechny, zwoływany od pierwszych wieków chrześcijaństwa.

Już choćby ze względu na to, że w dotychczasowych soborach uczestniczyli wszyscy biskupi świata – dziś byłoby ich 4 tysiące – synod, którego liczba delegatów nie przekracza 500, stanowi zgromadzenie bardziej przystosowane do szybkiego tempa zmian w XXI wieku. Zwłaszcza proces decyzyjny przebiega na synodzie dużo bardziej niż na ociężałym soborze. Najświatlejsze męskie umysły w fioletowych i purpurowych sutannach wymyślają drogi wyjścia dla instytucji, wprawdzie świętej, ale trapionej licznymi problemami. Jakby się nie głowiły, to ich propozycje rozwiązań synodalnych papież może przyjąć, ale nie musi.

Tylko papież posiada prawo, by paletę zacnych sugestii przekuć w kościelne prawo.

Przeczytaj także:

Barka idzie na dno

Synody mierzą się więc z najistotniejszymi problemami Kościoła. A tych dzisiaj nie brakuje. Kościół katolicki znajduje się w defensywie. Pontyfikaty Jana Pawła II i Benedykta XVI kościelną barkę zawiodły do konserwatywnej zatoki, gdzie powoli idzie na dno. Zwłaszcza ujawniona przez niezależne media w latach 90. XX wieku szeroka skala pedofilii duchownych i praktyka jej systemowego krycia przez biskupów, odebrały Kościołowi wiarygodność, a w cywilizacji zachodniej spowodowała masową ucieczkę wiernych.

Skrzeczący rozbrat między forsowaną przez Watykan purytańską etyką seksualną, a swobodną praktyką kościelnych urzędników w sutannach wydobył na wierzch ich hipokryzję. Nie mówiąc już o tym, że zapatrzony w ochronę własnego wizerunku świętej instytucji Kościół podwójnie krzywdził ofiary, przymuszając molestowanych do milczenia.

To nadużycie łączy się z zagadnieniem struktury władzy w Kościele, a pośrednio z celibatem duchownych, ordynacją kobiet, dopuszczeniem osób w drugich związkach do sakramentu komunii, a osób homoseksualnych do sakramentalnego małżeństwa. Trafiły one na agendę synodu. Z kolei wśród spraw bliskich samemu papieżowi znajdują się kwestie niesprawiedliwości społecznej i migracji, w tym tragedia na Morzu Śródziemnym, które zamienia się na naszych oczach w morze śmierci dla migrantów z Afryki.

Testament Franciszka

Franciszek zdaje sobie sprawę z uciekającego mu czasu. W grudniu 2023 roku papież z Argentyny skończy 87 lat. W tej chwili jest już najstarszym urzędującym zwierzchnikiem Kościoła od ponyifikatu Leona XIII (1878–1903), który zmarł w wieku 93 lat. Posiada jedno płuco, doskwierają mu problemy z motoryką kolana, a ponieważ nie podda się operacji, do końca życia skazany pozostaje na wózek inwalidzki.

W turbo-tempie wymienia więc wierchuszkę hierarchicznego Kościoła. Nominacje kardynalskie otrzymują wrażliwi na niesprawiedliwość społeczną i ludzką krzywdę duchowni. Bez purpury obejść się muszą ścigacze plemników, prezerwatyw i kolorowej tęczy. Tacy, jak nasz rodzimy arcybiskup Jędraszewski. Daje to gwarancję, że wybrany – wcześniej niż później – przez kolegium kardynalskie następca Franciszka, będzie ulepiony z tej samej franciszkowej gliny.

Stąd też wzięło się powołanie niedawno 21 nowych kardynałów, w tym łódzkiego arcybiskupa Grzegorza Rysia i wyniesienie Victora Manuela Fernándeza na urząd nowego prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Nowy prefekt symbolizuje “pasterskie miłosierdzie Kościoła”, a nie jego karzącą rękę czy inkwizycyjną antropologię człowieka.

Obecny synod dopełnia jakby wielowymiarowe papieskie zamierzenie. Chciałby Franciszek zostawić po sobie Kościół przyjazny wobec człowieka, Kościół, który nie straszy piekielnym ogniem, a ze swoich szeregów nie wyklucza gejów i lesbijek, mężczyzn i kobiet w kolejnych związkach, czy biedaków z globalnego Południa. Stąd

synod nabrał dla papieża znaczenia osobistego testamentu.

Obiecuje on sobie, że kierunek obrad uczyni kościelną barkę bardziej atrakcyjną i przyjazną dla katolików.

Obecna październikowa sesja nie przyniesie jeszcze finalnych postanowień. Te przewidziane są dopiero na ostatnią sesję, jesienią 2024 roku. Strategia przewlekania synodu, który zainicjowano na szczeblu diecezjalnym w 2021 roku, ma pomóc Franciszkowi w budowaniu większości.

Ile swobody w Kościele

O tyle to trudne, jeśli nie karkołomne, gdyż jednocześnie podejmuje się Franciszek roli mediatora między skrajnymi skrzydłami w Kościele. Progresywni biskupi z Europy zachodniej, a zwłaszcza tamtejszy laikat, formułują dalekosiężne postulaty. Widzą w nich jedyną szansę na zahamowanie uwiądu wiarygodności Kościoła i ucieczki wiernych. Wśród najistotniejszych figuruje zniesienie celibatu, dopuszczenie kobiet do kapłaństwa, uznanie małżeństw homoseksualnych przez Kościół.

Nie mniejsze znaczenie progresiści przypisują kwestii synodalności w Kościele. Na ile swobody, bez oglądania się na rzymską centralę i podniesiony przez nią do góry palec, mogą sobie pozwolić lokalne kościoły narodowe?

Konserwatywna większość światowego episkopatu – spuścizna po polityce kadrowej pontyfikatów obydwu poprzedników Franciszka – takim postulatom mówi stanowcze“nie”. Strażnicy dotychczasowej doktryny jak najbardziej życzą sobie silnej watykańskiej centrali dla lokalnych kościołów, byleby nie pod przewodnictwem Franciszka czy jego klona.

By uspokoić wrzenie dogmatyków, propozycje obozu Franciszka na synodzie mają charakter połowicznych reform. Dopuszczenie kobiet do większego udziału w zarządzaniu Kościołem ma otworzyć im drogę do urzędów administracyjnych, tak jak ilustruje to casus siostry Nathalie Becquart w funkcji wiceszefowej synodu.

O święceniach kapłańskich dla kobiet mowy być nie może.

Maksymalna koncesja wyczerpuje się na godności wyświęconego diakona.

Z kolei dopuszczenie żonatych mężczyzn do kapłaństwa ma odbyć się bez poluzowywania żelaznych reguł celibatu. W regionach takich jak Puszcza Amazońska możliwe byłoby więc wyświęcenie na duchownych żonatych mężczyzn, skoro tamtejszy kod kulturowy od każdego mężczyzny domaga się posiadania żony.

Wreszcie, by lesbijkom i gejom zapewnić większy komfort w Kościele, aby jedni i drudzy poczuli się pod dachem Kościoła jak u siebie w domu, papież pod pewnymi warunkami zgodziłby się na udzielanie przy ołtarzu parom jednopłciowym błogosławieństwa, choć nie sakramentu małżeństwa.

Konserwatywny backlash

To i tak stanowczo za dużo dla kręgów konserwatywnych, w których daje się zauważyć pewną nerwowość. Tradycjonaliści przebierają nogami i zwierają święte szeregi, by propozycje obozu Franciszka wysłać do diabła. Wśród konserwatywnej awangardy najżywiej uwijają się biskupi z Afryki, USA i Europy środkowo-wschodniej. Wszyscy z obsesją na punkcie etyki seksualnej.

Europejczykom z tej części kontynentu liderują nasi rodzimi pasterze. Obecni w Rzymie arcybiskupi: Gądecki, Galbas i Jędraszewski życzą sobie zakończenia obecnego pontyfikatu nieszczęsnego dla ich wizji krucjatowego Kościoła. Uczestniczący w obradach kardynał Ryś trafił na nie z innego rozdzielnika, na osobiste zaproszenie papieża.

Światowemu stadu wilków, które osacza Franciszka, przewodzi piątka ultrakonserwatywnych kardynałów. Tworzą ją: 94-letni niemiecki spec od teologii ze szkoły Benedykta XVI Walter Brandmüller, wielki miłośnik paradowania w purpurowych rękawiczkach z jedwabiu po łokcie Raymond Burke z USA, Juan Sandoval z Meksyku, Robert Sarah z Gwinei i emerytowany biskup Hongkongu Joseph Zen. Przed rozpoczęciem obrad (1 października) wystosowali oni do Franciszka list, w którym niby pogrozili mu palcem, a właściwie raz jeszcze wezwali do frondy.

Kardynałowie Brandmüller i Burke sygnowali już podobny list w 2016 roku. Wtedy grozili papieżowi wysadzeniem z siodła za propozycje poluzowania surowych reguł wobec rozwiedzionych. Od tej pory ich poglądy nie zmieniły się ani na jotę. Ich serca raczej się tylko rozsierdziły smutną dla nich okolicznością, że papież przetrwał w tym siodle.

Teraz chcą, aby Franciszek wyraźnie opowiedział się za tradycyjną doktryną Kościoła i wzorem poprzedników wykluczył kapłaństwo kobiet, błogosławieństwo dla par jednopłciowych, a każdy akt seksualny poza małżeńską sypialnią uznał za grzech ciężki. I przede wszystkim – aby uznał prymat synodu nad papieżem.

Zakonnica w habicie siedzi przy stole i patrzy na ekran komputera, na którym widać napis w j. angielskim Synod 2021-2024
Zakonnica przed otwarciem 16. Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów w Auli Pawła VI w Watykanie, 5 października 2023 r. Fot: Andreas SOLARO / AFP

Kobiety po raz pierwszy „ojcami synodu”

Za kamień obrazy konserwatyści uznają też dopuszczenie po raz pierwszy do głosu na synodzie reprezentacji kobiet. Do stałego męskiego klubu, złożonego tym razem z 290 dostojnych biskupów i jeszcze bardziej dostojnych kardynałów, dołącza bowiem 80 szaraków z dołu kościelnej piramidy: księży (w tym liczna grupa jezuitów) i świeckich, z czego połowa przypada na kobiety. 40 „ojców synodu”, jak brzmi tradycyjna nazwa uczestnika światowego zgromadzenia, stanowią siostry zakonne i kobiety świeckie. Wśród nich jest jedna Polka – siostra Jolanta Maria Kafka ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej (Klaretynek).

A przecież żadna z tych kobiet nie będzie miała nawet cienia szansy, by postanowienia synodu wcielić w życie. Żadna nie piastuje nawet najniższej funkcji w kościelnej administracji, żadna nie jest proboszczem. Nie mówiąc już o godności biskupiej.

Więc nawet jeśli w Rzymie na synodzie kobiety, ku zgrozie konserwatystów, przy głosowaniu podniosą swoją rękę obok jednego czy drugiego biskupa albo razem z nim wrzucą swoją kartkę do urny, pozostaną na nierównej wobec hierarchów pozycji, niezmiennie zakotwiczone w systemie opartym na nierówności.

System nie zmienia się

Owszem, należy przyklasnąć, że po raz pierwszy kobiety nie muszą jedynie na kolanach upraszać papieża o spełnienie swoich nabożnych próśb, lecz otrzymują szansę współdecydowania. W istocie jednak w Kościele podstawowe struktury pozostają bez zmian. Reformy Franciszka, celujące w wyciągnięcie Kościoła ze zmurszałych struktur, już na starcie są zaledwie pół-reformami. Diakonat, a nie kapłaństwo dla kobiet, utrzymanie celibatu przy dopuszczeniu do kapłaństwa żonatych mężczyzn jedynie w skrajnych przypadkach, błogosławieństwo, a nie sakrament małżeństwa dla par jednopłciowych i minimalne zwiększenie roli świeckich w zarządzaniu parafią, to w optyce konserwatystów i tak zbyt rewolucyjne tableau zmian.

Pół-reformy papieża, o ile przejdą, są wszak koncesją poczynioną na rzecz konserwatystów, która ma nie dopuścić do powstania schizmy.

Ceną tej jedności będzie jednak dalszy spadek notowań Kościoła w wymiarze globalnym, a zwłaszcza w wyedukowanych społeczeństwach zachodniego kręgu cywilizacyjnego.

Do niego należy także polski Kościół. Jego episkopat w lwiej części nie rozumie wszak, że forsowanie idei krucjatowego i penalizującego wiernych Kościoła, a na synodzie wsparcie oponentów Franciszka, jest kontrproduktywne. Prowadzi bowiem do dalszego zjazdu katolicyzmu nad Wisłą po równi pochyłej. Widocznego najbardziej w dramatycznym spadku powołań kapłańskich czy ucieczce uczniów z lekcji religii.

Na zdjęciu: Msza święta w dniu otwarcia 16. Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów na placu św. Piotra w Watykanie, 4 października 2023 r. Na pierwszym planie: posąg św. Piotra.

;
Na zdjęciu Arkadiusz Andrzej Stempin
Arkadiusz Andrzej Stempin

Historyk, politolog i watykanista, prof. na Uczelni Korczaka w Warszawie i Uniwersytecie we Freiburgu.

Komentarze