0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Christof Stache / AFPFot. Christof Stache...

Śmierć Benedykta XVI stanowi cezurę w historii Kościoła katolickiego. Jaki jest bilans jego rządów w Watykanie? Jaki wpływ niemiecki papież wywarł na myśl teologiczną? Co zmieni się w Kościele po jego odejściu? Czy Franciszek dokończy swoje reformy, blokowane przez konserwatystów, dla których Benedykt XVI był latarnią?

Publikujemy dwugłos, a właściwie trzy głosy na temat Benedykta XVI. Zaczynamy od tekstu prof. Arkadiusza Stempina, historyka, politologa i watykanisty, który pisze o swoistej cichej walce między Benedyktem a Franciszkiem, w której stawką były reformy Kościoła. Analizuje także konserwatywne rządy Ratzingera w Watykanie i jego wpływ na blokowanie myśli teologicznej i zmian w Kościele w Niemczech i Austrii.

Z kolei prof. Stanisław Obirek, historyk, teolog i antropolog oraz Artur Nowak, adwokat, publicysta i pełnomocnik ofiar wykorzystywania seksualnego, piszą w swoim artykule o ewolucji postaw Ratzingera wobec zbrodni seksualnych, popełnianych przez duchownych. I oceniają jego pontyfikat w kontekście dokonań, a właściwie zaniedbań jego poprzednika, Jana Pawła II.

Oba teksty składają się na wielowymiarowy, pełen sprzeczności i paradoksów portret nie tylko niemieckiego papieża, ale w ogóle współczesnego Kościoła.

Na zdjęciu: Plakat na samochodzie, przedstawiający byłego arcybiskupa Monachium i Freising Josepha Ratzingera, jego następcę, kardynała Reinharda Marxa i arcybiskupa Kolonii, kardynała Rainera Marię Woelkiego, zdjęcie wykonane podczas demonstracji w związku z ogłoszeniem raportu w sprawie seksualnego molestowania dzieci przez księży w archidiecezji Monachium i Freising, 20 stycznia 2022 roku, Monachium.

* * *

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Przeczytaj także:

Zamrożony dorobek Soboru Watykańskiego II

Nie będziemy płakać po niemieckim papieżu, zresztą po polskim też nie płakaliśmy. Coś się kończy i coś zaczyna. Mamy jednak nadzieję, że wraz z papieżem z Niemiec pogrzebany zostanie pełen uprzedzeń wobec nauki zakompleksiony katolicyzm. Oczywiście nie będzie łatwo.

Przez blisko 35 lat za sprawą Jana Pawła II i Benedykta XVI mieliśmy do czynienia z zamrożeniem dorobku Soboru Watykańskiego II, który miał odnowić przymierze Kościoła z nauką, odrębnością innych religii, wreszcie upodmiotowić wiernych, którzy stanowią rdzeń wspólnoty kościelnej.

Jednak największym obciążeniem zarówno Wojtyły jak i Ratzingera pozostanie ich bezradność wobec plagi pedofilii kleru.

Najpierw ją zlekceważyli jako biskupi w swoich diecezjach, a później zrobili wiele, by ją zamieść pod dywan.

Aby sprawiedliwie ocenić oba pontyfikaty, musimy choć w największym skrócie przywołać kontekst, w jakim obu papieżom przyszło działać. Mówienie o kontekście nie oznacza usprawiedliwienia konkretnych uchybień. Pozwala natomiast lepiej zrozumieć, jak bardzo Kościół katolicki jest uwikłany we własną historię.

Pokazuje to dobrze przykład samego Josepha Ratzingera, który u progu życia stanął pod zarzutami tuszowania pedofilii w czasach, gdy zawiadywał archidiecezją w Monachium. Trzeba uczciwie dodać, że o ile Karol Wojtyła „wzorce” krakowskie dotyczące ochrony sprawców pedofilii konsekwentnie stosował w Watykanie, w przypadku papieża z Niemiec doszło do ważnej transformacji.

Dobre początki i konserwatywny zwrot

Zanim Ratzinger stał się bulterierem Wojtyły, ulegając jego namowom do objęcia wpływowej Kongregacji Nauki Wiary, zapisał chlubną kartę jako postępowy teolog. Nic nie zapowiadało zmian, które w nim zaszły. Wprost przeciwnie, zarówno Joseph Ratzinger jak Karol Wojtyła dobrze zapisali się w kronikach Soboru Watykańskiego II. Pierwszy jako teologiczny doradca niemieckich biskupów, drugi jako wschodząca gwiazda polskiego episkopatu.

Jednak już kilka lat po zakończonym w 1965 roku soborze obaj skręcili w kierunku konserwatyzmu teologicznego i autorytaryzmu w sprawowaniu władzy. Doskonale się uzupełniali. Dla Josepha Ratzingera prawdziwą traumą okazał się pamiętny rok rozruchów studenckich z wiosennych miesięcy 1968 roku. Dla Wojtyły okazją do wejścia na dużą scenę był możny protektor – papież Paweł VI. Właśnie w młodym biskupie z Krakowa głowa Kościoła znalazła podporę dla swojej niefortunnej encykliki „Humanae vitae”. Paweł VI przesądził w niej, pomimo głosu doradców oraz całej rzeszy biskupów, że katolikom nie wolno używać środków antykoncepcyjnych.

Tę samą rolę pełnił u boku papieża z Polski ściągnięty przez Wojtyłę do Watykanu Ratzinger. Wiernie stał do końca przy „Wielkim Polaku” broniąc konserwatywnego kursu i popierając oderwane od rzeczywistości nauczanie w sprawie etyki seksualnej. To właśnie ten polsko-niemiecki duet skutecznie sparaliżował wszelkie twórcze myśli w teologii katolickiej na dziesięciolecia.

„Appartamento polacco” i seksualne skandale w Kościele

Trzeba jednak przyznać, że Ratzinger nie miałby najmniejszych szans zostać papieżem, gdyby nie fakt, że jego poprzednik wyniósł go na same szczyty watykańskiego establishmentu.

Nie sposób zaprzeczyć, że Benedykt XVI, nie zważając na swojego pryncypała, miał odwagę podjąć wyzwanie, jakim był pedofilski karnawał w ostatniej dekadzie rządów papieża z Polski. Reformy, jakich próbował dokonać w Kościele z pozycji konserwatywnych, rozbijały się o mury „appartamento polacco”. Tym nieformalnym ośrodkiem władzy w Watykanie kierował wszechwładny sekretarz Jana Pawła II Stanisław Dziwisz. Dzisiaj już wiemy, że to właśnie Dziwisz zagwarantował błyskotliwą karierę seksualnemu drapieżcy Theodore McCarrickowi i stały dostęp do papieża bigamiście i zwyrodnialcowi seksualnemu Degollato.

Ratzinger musiał się temu spektaklowi obłudy bezsilnie przyglądać. Mógł zacząć reagować dopiero, gdy sam zasiadł na tronie Piotrowym.

Kanwą najbardziej spektakularnej potyczki Jana Pawła II i jego następcy była sprawa założyciela Legionu Chrystusa.

„Daj to do archiwum”

Kongregacja Nauki Wiary, której w latach 1981-2005 przewodniczył kardynał Joseph Ratzinger, rozpoczęła formalne postępowanie w sprawie Maciela Degollado w październiku 1998 roku. Ofiary w obecności pełnomocników złożyły przed Kongregacją Nauki Wiary zeznania procesowe. Oskarżenie założyciela Legionistów Kongregacja przygotowała 18 lutego 1999 roku. Jednak 24 grudnia 1999 roku Watykan zawiesił postępowanie przeciwko Macielowi Degollado. Mimo że Ratzinger poinformował Jana Pawła II o zarzutach.

Jak ujawnił następca Ratzingera, papież z Polski kazał odłożyć sprawę do archiwum. Franciszek podzielił się z dziennikarzami tą historią na pokładzie samolotu, w drodze powrotnej z pielgrzymki do Zjednoczonych Emiratów Arabskich 5 lutego 2019.

„Co do papieża Benedykta, to chciałbym podkreślić, że jest człowiekiem, który miał odwagę wykonać wiele pracy w tym temacie.

Jest taka anegdota: miał wszystkie dokumenty dotyczące zgromadzenia, w którym dochodziło do nadużyć seksualnych i ekonomicznych. Udał się do nich, ale natrafił na przeszkody i nie mógł do nich dotrzeć. Papież Jan Paweł II, który pragnął poznać prawdę, poprosił go o spotkanie. Joseph Ratzinger przedstawił na nim dokumentację, wszystkie zebrane papiery. Gdy wrócił, powiedział do swojego sekretarza: »daj to do archiwum, wygrała druga strona«” – mówił Franciszek.

Gdy Joseph Ratzinger został papieżem, jednym z pierwszych jego działań było wznowienie zawieszonej procedury procesowej przeciwko Macielowi Degollado. W 2006 roku Maciel otrzymał zakaz publicznych wystąpień i publicznego sprawowania liturgii. Do zakonu wprowadzono nowy zarząd. Maciel zmarł w 2008 roku. W maju 2010 roku Watykan przyznał, że: „najcięższe i obiektywnie niemoralne zachowania ojca Maciela, potwierdzone przez niepodważalne świadectwa, jawią się niekiedy jako prawdziwe przestępstwa i ukazują życie pozbawione skrupułów i autentycznych uczuć religijnych.

Ważny list w sprawie nadużyć seksualnych

Do dzisiaj brzmią nam w uszach niezwykle ostre słowa, jakie skierował Benedykt XVI do kleru irlandzkiego w liście z marca 2010 roku. Chodziło o tych księży, którzy dopuścili się nadużyć seksualnych wobec dzieci. Pisał Benedykt XVI: „Zdradziliście niewinnych młodych ludzi oraz ich rodziców, którzy pokładali w was zaufanie. Musicie za to odpowiedzieć przed Bogiem wszechmogącym, a także przed odpowiednio powołanymi do tego sądami.

Utraciliście szacunek społeczności Irlandii i okryliście wstydem i hańbą waszych współbraci.

A ci wśród was, którzy są kapłanami, zbezcześcili świętość sakramentu kapłaństwa, w którym Chrystus uobecnia się w nas i w naszych uczynkach. Ogromną krzywdę wyrządziliście ofiarom i naraziliście na wielką szkodę Kościół i społeczny obraz kapłaństwa i życia zakonnego”.

Te słowa padły zbyt późno, by powstrzymać falę galopującej sekularyzacji w katolickiej kiedyś Irlandii. Dobrze jednak, że padły. Następca niemieckiego papieża miał się do czego odwoływać. W istocie, w sierpniu 2018 roku Franciszek w liście do Irlandczyków napisał w sprawie ujawnionych wtedy masowych nadużyć kleru wobec nieletnich: „Ze wstydem i skruchą, jako wspólnota kościelna, przyznajemy, że nie potrafiliśmy być tam, gdzie powinniśmy być, że nie działaliśmy w porę, rozpoznając rozmiary i powagę szkody spowodowanej w tak wielu ludzkich istnieniach.

Zlekceważyliśmy i opuściliśmy maluczkich”.

Niestety w dużym stopniu działania Watykanu tutaj się zatrzymały. Do dzisiaj niewiele słychać o zadośćuczynieniu za dziesięciolecia cierpień, jakich doznały ofiary księży drapieżników seksualnych.

Wracają niezałatwione sprawy z przeszłości

Dzięki bezkompromisowym działaniom niemieckich biskupów, kancelarie adwokackie publikują dokumenty z przeszłości. Wynika z nich jasno, że zaniedbania związane z ukrywaniem pedofilów w sutannach, były regułą, a nie wyjątkiem. Dotyczy to również Josepha Ratzingera jako biskupa Monachium.

W obszernym, liczącym prawie 2 tys. stron, raporcie ze stycznia 2022 roku nazwisko Ratzingera pojawia się w kontekście tuszowania przestępstw czterech księży pedofilów. W pierwszym odruchu papież emeryt wszystkiemu zaprzeczył. Co więcej, sporządził 82- stronicową odpowiedź, z której jednoznacznie wynika, że jest czysty jak łza. Albo niczego sobie nie przypomina.

Jednak po kilku dniach, wobec oczywistości faktów, Benedykt XVI przyznał, że się „pomylił”.

W mediach niemieckich pojawiła się prawdziwa lawina komentarzy, w których najbardziej łagodnym zarzutem było kłamstwo. Poważniejsze zastrzeżenia dotyczyły systemu kościelnego, na którego czele stał Ratzinger i przemyślanych sposobów ucieczki od odpowiedzialności. Komentatorzy przywołują najbardziej bulwersujące fragmenty z elaboratu Ratzingera. Chodziło w nim przede wszystkim o usprawiedliwienie niewydolnego aparatu kościelnego, którego jedynym celem jest ochrona sprawców i wyciszenie głosu ofiar. Uzasadnione jest przypuszczenie, że nie napisał go sam Ratzinger, ale pozostający na jego usługach prawnicy kościelni.

Jeden z takich przykładów ochrony sprawców opisała Julia Haak w „Berliner Zeitung”. Chodzi o próbę tłumaczenia, że masturbujący się przed 13-letnią dziewczynką ksiądz właściwie nie popełnił gwałtu, bo nie dotykał jej organów płciowych. Dlatego, jak głosi dokument, Ratzinger jako biskup Monachium nie zajął się tą sprawą. Haak zasadnie pisze, że to dramat, że człowiek o takiej mentalności stanął na czele najważniejszej organizacji kościelnej.

Niemcy nie chcą świętego Benedykta

Nasz tekst ukazuje się w kontekście powszechnego wołania kręgów kościelnych o szybką beatyfikację (santo subito), a nawet o uznanie Benedykta XVI doktorem Kościoła. Można to uznać za paradoks, ale głosy sprzeciwu dochodzą przede wszystkim z Niemiec. I to zarówno ze strony teologów, biskupów, jak i ludzi świeckich. Protestują m.in. ofiary nadużyć seksualnych księży, których sam Joseph Ratzinger przenosił na inne parafie.

Zasług wybitnego teologa nie równoważą autorytarne rządy prefekta Kongregacji Nauki Wiary, który złamał życie tysiącom zaangażowanych w zmiany katolikom. A jako papież nie rozwiązał żadnego z nabrzmiałych problemów. Przypomnieli o tym najlepsi znawcy tajników watykańskich: dziennikarz Jason Berry i jezuita Thomas Reese.

Na koniec możemy dodać z polskiej perspektywy, że Benedykt XVI, dysponując wiedzą o szemranych interesach i związkach Stanisława Dziwisza, nie tylko mianował go biskupem Krakowa, ale mianując go kardynałem symbolicznie rozgrzeszył go z jego malwersacji. To samo trzeba powiedzieć o zgodzie na przyspieszoną beatyfikację Jana Pawła II, z pogwałceniem elementarnych wymogów zalecanych przez Kościół. Zabrakło działań „adwokata diabła”, który wskazałby na ciemne strony pontyfikatu i wcześniejszych etapów życia Karola Wojtyły.

Naszem zdaniem dziedzictwo zmarłego papieża-emeryta jest dwuznaczne, a w sumie nawet negatywne.

Udostępnij:

Stanisław Obirek

Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.

Artur Nowak

Adwokat, publicysta i pisarz. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” o ofiarach księży pedofilów, autor „Kroniki opętanej” – historii egzorcyzmowanej nastolatki oraz „Dzieci, które gorszą”, w której oddaje głos dzieciom i partnerkom kapłanów. W swojej praktyce adwokackiej wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych w sprawach, dotyczących pedofilii.

Komentarze