0:00
0:00

0:00

Wiele wskazuje na to, że Rybar to projekt, realizowany przez rosyjski wywiad.

Właśnie na tym kanale publikowano współrzędne celów do ostrzelania przez rosyjską armię, w tym obiektów cywilnych: szkół, muzeów czy osiedli mieszkaniowych. Wciąż aktualne jest pytanie, czy te publikacje przyczyniły się do zbrodni wojennych.

Rybar ma dziś ponad milion obserwujących.

Na jego informacje powołują się między innymi zachodnie media, ponieważ codziennie publikuje on najświeższe informacje z frontu. Długo nie było wiadomo, skąd anonimowi autorzy mają tego rodzaju wiadomości.

„Niezależność” w wersji rosyjskiej

W czerwcu jako jedna z pierwszych analityczek opisywałam sposób działania Rybara. Już wtedy kanał mocno podkreślał, że nie jest w żaden sposób związany z rosyjskimi władzami. Mieli go tworzyć „wolontariusze”, dobrowolnie pracujący na rzecz Rosji. Jednak publikowane przez niego dane wskazywały na bliską współpracę z rosyjskim Ministerstwem Obrony.

Ujawniłam wówczas również powiązania kanału z Patriot Media Group – rosyjską fabryką mediów, należących do oligarchy Jewgienija Prigożina.

Tego samego, który kilka lat temu stworzył najsłynniejszą rosyjską fabrykę trolli. To on odpowiada także za finansowanie tzw. wagnerowców – prywatnej kompanii wojskowej, wykorzystywanej przez Kreml do realizowania zadań militarnych, których nie może wykonać rosyjska armia. Na początku wojny w Ukrainie wagnerowcy dostali zlecenie na zabicie prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego. Zaś kilka miesięcy temu Prigożin zaczął werbować do swojej kompanii rosyjskich przestępców kryminalnych. Za służbę na ukraińskim froncie miał im obiecywać amnestię.

Przeczytaj także:

Konflikt z Gierasimowem

Twórcy kanału zachowywali wówczas anonimowość. Jedyni, którzy ujawniali swoje twarze i przyznawali się do kontaktów z Rybarem, byli blogerzy uchodzący w Rosji za ekspertów wojskowych: Boris Rożin, Aleksander Koc i Jewgienij Poddubny. Każdy z nich ma własne kanały, blogi oraz dużą popularność. Rożin także współpracował z portalem RIA FAN, należącym do grupy Prigozina. Podobnie jako „Rybar”, był tam felietonistą.

W listopadzie portal The Bell ujawnił jednak, że założycielem Rybara jest 31-letni tłumacz wojskowy, Michaił Zwinczuk. Wcześniej był pracownik służby prasowej rosyjskiego Ministerstwa Obrony. Jego najbliższym współpracownikiem miał być Denis Szczukin, programista z Moskwy.

W tym czasie między prokremlowskimi blogerami wojskowymi a zwierzchnikiem sił zbrojnych generałem Walerijem Gierasimowem doszło do otwartego konfliktu. Gierasimow był wściekły, bo korespondenci krytykowali ruchy armii. Choć współpraca między nimi a Ministerstwem Obrony była regularna, blogerzy pozwolili sobie na niezależność wobec przekazów z armii.

W efekcie Gierasimow zwrócił się do Roskomnadzoru (Federalna Służba ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej) z oficjalnym żądaniem sprawdzenia wpisów dziewięciu korespondentów wojskowych. Urzędnicy mieli się im przyjrzeć pod kątem „dyskredytowania” Sił Zbrojnych FR. Gdyby udowodniono im winę, groziłoby im nawet więzienie.

W oświadczeniu Gierasimow wskazał, kogo należy monitorować. Wymieniono: Igora Striełkowa, Siemiona Pegowa (kanał WarGonzo), Jurija Podolaka, Vladlena Tatarskiego, Siergieja Mardana, Igora Dimitriewa, Kristinę Potupczik, oraz autorów kanałów GreyZone i Rybar.

Zwinczuk się ujawnia

Blogerzy odebrali to jako niezasłużony atak, nie pierwszy zresztą, bo spór nabrzmiewał przynajmniej od września. Jednym ze skutków wszystkich tych zdarzeń było ujawnienie się Zwinczuka. Przyznał, że to on stoi za kanałem Rybar, a nawet udzielił wywiadu prywatnej rosyjskiej telewizji RTVI.

Dość szczegółowo opisał, jak funkcjonuje cały projekt. Jego słowa (nawet gdy zachowamy do nich dystans, Zwinczuk na pewno nie mówi pełnej prawdy o swojej działalności) dają znaczący wgląd w mechanizmy rosyjskiej wojny informacyjnej.

Przede wszystkim stwierdzenie, że Zwinczuk to były tłumacz wojskowy, w żadnej mierze nie oddaje jego przeszłości. To zawodowy oficer. Ukończył Akademię Wojskową Ministerstwa Obrony FR, a potem trafił do służb specjalnych. Był dowódcą grupy wywiadowczej. Potem, jak to opisał, zajmował się „pracą informacyjną i analityczną”. Może to oznaczać, że pracował także dla rosyjskiego wywiadu. Oficjalnie jako tłumacz służył w Syrii. Następnie pracował w służbach prasowych ministerstwa obrony. W 2019 roku miał przejść na emeryturę wojskową. I, jak zapewnia, wtedy właśnie rozpoczął „samodzielną” działalność informacyjna. Jednak „Rybara” założył w 2018 roku, czyli gdy był jeszcze czynnym oficerem.

Zwinczuk przyznał również, że w latach 2020-2021 (a właściwie do rozpoczęcia wojny w Ukrainie, jak pokazują archiwa internetowe) był felietonista portalu RIA FAN, należącego do grupy Jewgienija Prigożina. Zapewnił przy tym, że pracował tam jako niezależny ekspert, który od czasu do czasu wysyłał do redakcji swoje teksty.

Jednolity front wojny informacyjnej

Jak dziś działa Rybar? To rozbudowany projekt. I choć jego „twarzą” jest dziś Zwinczuk, w rzeczywistości w tworzenie przekazu informacyjnego zaangażowanych jest znacznie więcej osób. Wciąż pozostają one anonimowe. Według byłego wojskowego stałych pracowników jest czterdziestu. Do tego wolontariusze (co niekoniecznie znaczy, że pracują za darmo, po prostu nie mają stałego zatrudnienia) oraz grupy freelancerów – korespondentów. Odpowiadają oni nie tylko za Rybara, ale za „całą sieć partnerską i kanały, z którymi tworzymy jednolity front”.

„Mamy w sieci medialnej ponad 150 kanałów o łącznej widowni 13 mln osób w segmencie rosyjskim. W segmencie zagranicznym mamy 110 kanałów i łącznie 3 miliony widzów” – wyliczał Zwinczuk. Miesięczny budżet projektu to 4 miliony rubli (ok. 250 tysięcy zł), zdobywany ponoć wyłącznie z darowizn.

Ten były wojskowy opowiedział także, w jaki sposób Rybar zdobywa informacje z frontu oraz jak ustala współrzędne celów do ostrzelania przez rosyjską armię.

„Mamy siatkę wywiadowczą na terytorium Ukrainy, została zbudowana podczas specjalnej operacji wojskowej spośród ludzi, którym nie jest obojętne, co się robi” – przyznał. – „Mamy informatorów, w tym z kwater i posterunków wroga, którzy od dawna dostarczają zarówno dokumenty analityczne, jak i dane o ruchach wojsk. Najpierw przekazujemy je zamkniętymi kanałami łączności do dowództwa wyższego stopnia, a dopiero potem, jak po przekazaniu tej informacji mija jakiś czas, publikujemy to wszystko na kanale, aby siać panikę w szeregach wroga”.

Wystawiają armii obiekty cywilne

Ustalanie „celów wojskowych” przez Rybara budzi poważne wątpliwości. Wśród publikowanych współrzędnych administratorzy kanału wskazują bowiem także obiekty cywilne, które z subiektywnych powodów uznają za powiązane z wojskiem. Za każdym razem, gdy publikują koordynaty, chcą, by miejsca to zostały ostrzelane lub zbombardowane. Oto przykłady:

  • 23 maja Rybar ujawnił dane rzekomych stanowisk obronnych armii ukraińskiej w Charkowie: dwa z nich miały się znajdować w budynkach mieszkalnych, jeden – w szkole.
  • 20 maja opublikował dane dotyczące rzekomego miejsca stacjonowania pododdziału batalionu „Azow”. To także była szkoła.
  • 6 czerwca podano współrzędne budynku mieszkalnego w Charkowie, w którym „stacjonują ukraińscy żołnierze”. Analitycy wysnuli taki wniosek na podstawie „niedopałków papierosów, butelek po piwie i wojskowej bielizny termicznej suszącej się na placu zabaw”.
  • 9 czerwca opublikowano współrzędne osiedla mieszkaniowego w Charkowie, ponieważ według informacji samych mieszkańców do niektórych budynków mieli niedawno wprowadzić się wojskowi.

O tym, że armia rosyjska ostrzeliwuje obiekty cywilne, wiadomo od dawna. Wiele takich ataków uważa się już dziś za zbrodnie wojskowe. Gdyby analiza wpisów Rybara wykazała, że cywile zginęli w wyniku podania przez nich współrzędnych konkretnego miejsca, administratorzy Rybara byliby współodpowiedzialni za te zbrodnie.

Zrzut ekranu. Dwa wpisy z kanału Rybar. W obu podano współrzędne obiektów cywilnych twierdząc, że są to cele wojskowe.
Dwa wpisy z kanału Rybar. W obu podano współrzędne obiektów cywilnych twierdząc, że są to cele wojskowe.

Nie tylko wagnerowcy

Korzystanie z profesjonalnej siatki wywiadowczej, zbudowanej podczas specjalnej operacji wojskowej, jest kolejną poszlaką, wskazująca na to, iż Rybar to projekt rosyjskich służb specjalnych (być może wojskowych).

A sam Zwinczuk na emeryturze jest tylko oficjalnie, zaś w rzeczywistości pracuje jako funkcjonariusz rosyjskiego wywiadu.

Dodajmy do tego informację o współpracy Rybara z wagnerowcami Prigożina. Zwinczuk przyznał, że przekazują im informacje. Opisał nawet konkretną sytuację: w czasie szturmu na ukraińskie miasto Bachmut mieli przekazać lokalizację jednej z wyrzutni HIMARS. Wyrzutnia została zniszczona.

„Ale wagnerowcy nie są jakimś wyjątkiem od ogólnej reguły, dla nas to po prostu jednostka sił rosyjskich, która działa na linii frontu i odpowiednio wykonuje swoją misję bojową. Mamy dokładnie takie same interakcje z formacjami na kierunku Zaporoże, w Chersoniu, w Charkowie” – przekonywał mężczyzna.

Współpraca z Kremlem

W wywiadzie dla RTVI Zwinczuk starał się zachować wizerunek choć częściowo niezależnego eksperta. Jeśli wspominał o rosyjskich podmiotach państwowych, to tylko o Ministerstwie Obrony, i wyłącznie w kontekście swojej przeszłości. Jednak sytuacja w Rosji na tyle się zmieniła, że jego niezależny wizerunek przestał być Kremlowi potrzebny.

20 grudnia prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin wydał dekret, którym powołał „grupę roboczą do spraw zapewnienia interakcji między władzami publicznymi i organizacjami w kwestiach szkolenia mobilizacyjnego, ochrony socjalnej i prawnej obywateli Federacji Rosyjskiej, biorących udział w specjalnej operacji wojskowej oraz członków ich rodzin". W skład grupy weszli rosyjscy deputowani, wysocy urzędnicy i kilku „dziennikarzy”, zapewne rekrutujących się z grona najbardziej zaufanych. Wśród nich — Michaił Zwinczuk. Tym samym mit jego niezależności prysł bezpowrotnie.

Wszyscy, którzy na Zachodzie powołują się na doniesienia Rybara, powinni pamiętać, że korzystają z projektu rosyjskich służb specjalnych. A te, jak wiadomo, mają inne cele niż mówienie prawdy o wojnie w Ukrainie.

;
Na zdjęciu Anna Mierzyńska
Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze