0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plfot. Jakub Wlodek / ...

Główny Urząd Statystyczny podaje, że zamiar zwolnień grupowych zgłosiło w ostatnich miesiącach 150 dużych i bardzo dużych firm, a łącznie pracę może stracić do 77 tys. osób. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości wskazuje, że na Podkarpaciu na jedno ogłoszenie o pracy przypada 45 bezrobotnych. W Krakowie pracownicy gigantycznych centrów biurowych zastanawiają się, czy przy Excelu nie zastąpi ich sztuczna inteligencja. Dla miasta mógłby to być poważny problem, bo w centrach usług wspólnych (między innymi outsourcing, księgowość, analiza danych, obsługa klienta) pracuje niemal 100 tys. osób, a dochód dalszych 80 tys. jest powiązany z działaniem tej branży.

Bezrobocie straszy również w sektorze motoryzacyjnym, gdzie trwają zwolnienia i przestoje w produkcji. W zeszłym roku przestała działać fabryka silników w Bielsku-Białej, w październiku wstrzymano pracę w fabryce Fiata Tychach (Stellantis) oraz zakłady Volkswagena w Poznaniu i Wrześni. Etaty tnie też budżetówka: Poczta Polska i PKP Cargo. Niepewna jest sytuacja w Jastrzębskiej Spółce Węglowej.

To przekaz płynący z wielu polskich mediów. Inne wskazują jednak, że bezrobocie w Polsce wciąż jest bardzo niskie – 5,5 proc., a gospodarka rośnie w stabilnym tempie – według Międzynarodowego Funduszu Walutowego i GUS w tym roku o 3,4 proc. Między innymi dlatego nie powinniśmy wpadać w panikę. Nie znaczy to jednak, że na rynku pracy nic się nie zmienia – mówi nam ekspert i wiceszef Polskiego Instytutu Ekonomicznego, Andrzej Kubisiak.

Zwolnienia nie tak masowe

W mediach czytam: zamiar zwolnień wyraziło 150 dużych firm, 77 tysięcy miejsc pracy może przestać istnieć. Nagłówki brzmią alarmująco. Czy to jest naprawdę gigantyczna skala zwolnień?

Musimy cofnąć o krok i zapytać o to, czym jest procedura zwolnień grupowych, o których mówią te doniesienia. Ona dotyczy tylko średnich i dużych firm, w momencie, kiedy planują większe procesy restrukturyzacyjne. Natomiast to, że w ramach tych procesów restrukturyzacyjnych zgłaszane są tego typu plany, nie oznacza automatycznie, że wszystkie osoby mają docelowo stracić pracę. To procedura, która często jest początkiem procesów negocjacyjnych dotyczących całych przedsiębiorstw. Moment, kiedy rozpoczyna się dialog ze związkami zawodowymi. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w ostatnim czasie informowało, że do danych GUS-u trzeba podejść ostrożnie. Po pierwsze, mniej więcej dwie trzecie osób z tej puli, bo 65 proc. tych zgłoszeń, dotyczy osób, które nie mają stracić pracy, tylko mają mieć zmienione warunki zatrudnienia. Nie są objęte redukcją etatów.

Przeczytaj także:

Druga ważna informacja jest taka, że wiele ze zgłoszeń pochodzi z sektora publicznego. Na pierwszy plan wybija się Poczta Polska, o której było wiadomo, że będzie przychodziła dosyć głębokie procesy restrukturyzacyjne. One były przez wiele lat odkładane w czasie. To nie jest zaskoczenie.

Wśród przedsiębiorstw na pewno zwalniających jest Poczta Polska i PKP Cargo, w coraz większych tarapatach jest Jastrzębska Spółka Węglowa. Największych wstrząsów trzeba więc spodziewać się w sektorze skarbu państwa?

Sektor wydobywczy i górniczy obok bankowości i rolnictwa jest jednym z niewielu, które przez ostatnich 15-20 lat notowały spadki zatrudnienia. Każda z tych branż zmniejsza poziom zatrudnienia z innych powodów. W przypadku górnictwa to jest oczywiście kwestia procesów dekarbonizacyjnych. W przypadku bankowości chodziło o likwidację sieci oddziałów i placówek bankowych, które zostały zastąpione bankowością elektroniczną i mobilną. Rolnictwo doświadczyło największych spadków zatrudnienia ze wszystkich gałęzi gospodarki po 1989 roku. We wszystkich innych sektorach obserwujemy zwiększenie zatrudnienia.

Bezrobocie w branży motoryzacyjnej może wzrosnąć

Czy trzeba będzie baczniej przyglądać się sytuacji w ośrodkach najmocniej uzależnionych od działalności fabryk Stellantisa albo Volkswagena? Problemy mają zakłady w Bielsku-Białej, Tychach, Wrześni.

Dla każdego pracownika utrata zatrudnienia jest sytuacją dramatyczną, szczególnie tam, gdzie trudniej o inne zatrudnienie. Natomiast patrząc z perspektywy całej gospodarki, udział motoryzacji w naszym przemyśle nie jest tak wysoki, jak w przypadku naszych sąsiadów: Czechów, Słowaków, Węgrów czy nawet Niemiec.

To jest odrobinę pocieszające z perspektywy całej struktury zatrudnieniowej, choć oczywiście na lokalnych rynkach pracy to są istotni i ważni pracodawcy. Na pewno nie namawiałbym do daleko idącej interwencji ze strony rządowej, która będzie wspierać zagraniczne koncerny. One i tak mają swoje globalne wyzwania: politykę celną ze Stanów Zjednoczonych czy decyzje dotyczące ograniczeń eksportowych metali ziem rzadkich. Natomiast w tym roku motoryzacja jest w relatywnie dobrej kondycji, dużo lepszej niż w latach ubiegłych. To wskazuje na umiarkowany optymizm.

A ruchy na rynku usług wspólnych, korporacji, zatrudnienie w przedsiębiorstwach świadczących outsourcing?

Usługi wspólne były do niedawna bardzo mocną branżą. Międzynarodowe firmy lokowały w naszym kraju centra usług biznesowych, działają w ten sposób wciąż w największych miastach. W najbliższych latach z pewnością te przedsiębiorstwa będą pod presją rozwoju technologii zapewniającej automatyzację, szczególnie w postaci sztucznej inteligencji. Na razie mamy wiele pytań o to, w jaki sposób rozwiązania AI mogą ograniczać potrzeby zatrudnieniowe w tych centrach i w jaki sposób przełoży się to na polski rynek. Nie mamy jednak zbyt wielu odpowiedzi. To wciąż bardzo wczesny etap wdrażania tych technologii.

AI to pretekst

Często słyszę, że AI będzie w najbliższym czasie wymówką do tego, żeby przeprowadzać zwolnienia – w niektórych firmach pojawi się argument o wdrażaniu sztucznej inteligencji, mimo że nie do końca na razie wiadomo, w jaki sposób będzie używana.

To jest sektor, który trzeba obserwować, bo stosunkowo wcześnie mogą w nim ruszyć procesy, które potem obejmą całą gospodarkę. Sektor usług biznesowych jest bardzo mocno zależny od potencjalnej automatyzacji procesów, które może przynieść AI. Może chodzić na przykład chodzić o wykrywanie potencjalnych nadużyć na rynkach kapitałowych, śledzenie transakcji. To usługi, które są świadczone również z Polski.

Zatrudnienie znajdowały przy nich w dużej mierze osoby stosunkowo młode, zaraz po zakończeniu studiów, a część tych zadań, szczególnie na początku istnienia tego sektora, była bardzo prosta. Z analiz i raportów organizacji branżowych wynika, że na razie nie można spodziewać się tąpnięcia zatrudnienia. Scenariusz może być zupełnie odmienny. Przy automatyzacji prostych procesów często przenosi się zatrudnione osoby do pracy przy bardziej skomplikowanych zadaniach, które są trudniejsze do zautomatyzowania. To sprzyja rozwojowi, wnosi wyższą wartość dodaną, przekłada się na bardziej konkurencyjne wynagrodzenie.

Zawarł pan jednak w pytaniu ciekawą tezę, której jestem zwolennikiem. Sztuczna inteligencja w perspektywie tego roku i kolejnych lat będzie pewnym pretekstem do podejmowania procesów restrukturyzacyjnych, nie tylko w Polsce, ale i w ogóle na świecie. Firmy, zamiast mówić o tym, że przechodzą przez wyzwania ze swoimi modelami biznesowymi, że pogarsza się im rentowność, że biznes nie spina się jak dotychczas, będą przykrywały te informacje przekazem o możliwości wykorzystania rozwiązań opartych o AI. Mogą przy tym wskazać na optymalizację kosztową z tym związaną, również na ucieczkę do przodu, wykorzystanie technologii, która i tak będzie używana.

Dekada niepewności

Słychać też o tym, że dwie branże – usług wspólnych i IT, zatrudniały w poprzednich latach z dużym optymizmem, a teraz nadchodzi korekta. Sam pierwszą pracę na etat dostałem ponad 10 lat temu w jednej z krakowskich korporacji zajmujących się usługami outsourcingowymi, bez żadnego doświadczenia, z niską płacą, z prostymi i powtarzalnymi zadaniami. Za to o pracę było bardzo łatwo.

Niektórym może wydawać się, że łatwo przeanalizować okres ostatnich 6-7 lat, to przecież nie tak dawno. Ale przez ten czas wydarzyło się tyle, ile dawniej mogło w ciągu całych dekad. Zarówno Polska, jak i światowa gospodarka, jest po serii kryzysów gospodarczych o bardzo dużych silnych natężeniach.

Kryzys pandemiczny, w naszej części świata wybuch wojny, po drodze kryzysy podażowe, energetyczne, duża presja inflacyjna – to wszystko odbiło się na kondycji i rentowności przedsiębiorstw z różnych sektorów branż. Przez to firmy patrzą dziś na koszty i są bardziej ostrożne.

Wspomniana przez pana branża IT przeżyła górkę rozwojową w pandemii. Nie brakowało opinii o tym, że teraz będziemy pracować głównie zdalnie, że wiele rzeczy można będzie załatwiać głównie przez internet. To było nowe okienko rozwojowe dla tego sektora, który przeszedł później dość głęboką i globalną korektę w sferze zatrudnienia. To zaczęło się od największych big techów z USA, w końcu dotarło do Polski.

Bezrobocie blisko minimum

Robi się nerwowo?

Na pewno jesteśmy w dekadzie naznaczonej dużej niepewnością, a ta niepewność powoduje, że firmy bardziej konserwatywnie podchodzą zarówno do inwestowania, jak i do zatrudniania. Trudno im przewidzieć, gdzie będą za dwa, trzy lata w warunkach tak dużych napięć i niepewności. W Polsce jesteśmy po okresie spadającego bezrobocia i wzrostu liczby osób pracujących w gospodarce. Jednocześnie wiele osób, które dostały wtedy pracę, pamiętało czasy dwucyfrowego bezrobocia. Dzisiaj natomiast jesteśmy blisko minimalnego możliwego poziomu bezrobocia. Perspektyw do dalszych spadków nie ma. A jeżeli chodzi o poziom stopy zatrudnienia, jesteśmy na historycznych maksimach, potencjału do poprawy też za dużo nie ma.

Deregulacja nie jest receptą na bezrobocie

Powiedziałem o tej pamięci dwucyfrowego bezrobocia, ale jest też spora grupa osób przyzwyczajonych do gospodarki na sterydach, które weszły na rynek pracy na przykład w realiach odbicia popandemicznego. Na przełomie 2021 i ‘22 roku pracę można było stosunkowo łatwo dostać i łatwo zmienić, pozycja negocjacyjna pracownika była o wiele lepsza. Teraz musimy przyzwyczaić się do tego, że popyt na pracę jest niższy.

Musimy sobie też zdawać sprawę z tego, że nawet utrzymując dotychczasowe załogi w firmach, koszty utrzymania pracownika rosną. Dzieje się to przez inflację i rosnącą presję płacową. Koszty pracy wzrosły do najwyższych poziomów w historii.

Czyli teraz pora według pana na deregulację, obniżanie obciążeń, ograniczanie pozycji pracownika?

W ostatnim czasie wynagrodzenia rosły w dwucyfrowym tempie. Mniej więcej liniowo, razem z tym wzrostem wynagrodzeń, rosły też koszty pracy. Takie są obiektywne okoliczności. Firmy muszą kalkulować, podchodzić do swojego otoczenia racjonalnie.

Na pewno procesy deregulacyjne, niekoniecznie te związane z zatrudnieniem, mogą firmom pomóc. Można dużo zdziałać w kwestiach biurokratycznych, zmniejszyć obciążenie pewnymi obowiązki. Są dane OECD mówiące, że takie działania mają efekty proinwestycyjne, prorozwojowe. Natomiast to samo w sobie nie jest w stanie pobudzić popytu na pracę.

Poprawa sytuacji nie zależy jedynie od sytuacji w Polsce, ale również u naszych partnerów w strefie euro, przede wszystkim w Niemczech. Tamtejsza gospodarka praktycznie nie rozwija się od 2018 roku. Na naszą sytuację nie działa też konkurencja USA i Chin, polityka celna, chiński protekcjonizm.

Na tle Unii Europejskiej rozwijamy się niemal najszybciej, a na pewno najszybciej z krajów dużych. Ale już na tle świata jesteśmy zbliżeni dynamiką do średniej wzrostu globalnego. Idziemy więc raczej zgodnie z trendem, a kraje europejskie opóźniają się wobec nas, będąc jednocześnie naszymi najbliższymi partnerami handlowymi.

Co z młodymi? Trudniej im wejść na rynek

A więc, podsumowując, dramatu nadal nie ma?

Same nagłówki mówiące o tym, ile jest zwolnień grupowych, moim zdaniem powinny być uzupełniane danymi o tym, ile mamy wakatów w gospodarce i ile mamy ogłoszeń na portalach rekrutacyjnych. Warto pamiętać również, że niewielki wzrost bezrobocia w ostatnich miesiącach był wywołany również zmianami legislacyjnymi, ułatwiającymi zarejestrowanie się jako osoba bezrobotna poza miejscem zameldowania.

Mimo to wciąż utrzymujemy się na bardzo niskiej stopie około 5,5 proc. według danych GUS. Patrząc jednak na stopę bezrobocia podawaną przez Eurostat, wyliczaną inną metodologią, rekomendowaną przez Międzynarodową Organizację Pracy, mamy stopę bezrobocia na poziomie mniej więcej 3,2 proc. Tutaj też mamy delikatny wzrost, ale niższy, niż przy bezrobociu rejestrowanym.

To trzeci najniższy wynik w Unii Europejskiej, nadal jesteśmy blisko naszych historycznych minimów. Natomiast w obu tych wskaźnikach widać delikatny wzrost stopy bezrobocia wśród młodych. To jest dosyć specyficzna grupa, która historycznie notowała wyższą stopę bezrobocia niż inne grupy wiekowe. To ludzie, którzy nie mają doświadczenia, rozeznania, mają mniejsze możliwości szukania nowej pracy, Część z tych osób, wchodząc na rynek pracy, zwyczajnie tej pracy przez jakiś czas nie ma, jest zależna od bieżącego popytu. A popyt ostatnio jest niewysoki, przedsiębiorstwa wolą utrzymywać zatrudnienie, niż je zwiększać. Dlatego sytuacja z automatu najbardziej uderza w tych, którzy dopiero starają się o pierwszą posadę.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.

Komentarze