0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Sylwia Rylowska/ Rewilding Oder DeltaSylwia Rylowska/ Rew...

Na zdjęciu: wypuszczany na wolność ryś. Fot. Sylwia Rylowska/ Rewilding Oder Delta

„Niestety ten tydzień nie zaczął się dobrymi wiadomościami. Nasz kolega miał wątpliwą przyjemność zabrania ciała rysia z terenu Nadleśnictwa Okonek (woj. wielkopolskie)„ – napisali 14 stycznia 2025 przedstawiciele Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego (ZTP) w mediach społecznościowych. „Początkowo zgłoszenie od leśników sugerowało, że ryś ten został potrącony przez samochód. Niestety nie miał on obroży, więc ciało zostało przetransportowane do weterynarza w celu pobrania prób i wysłania ich do identyfikacji genetycznej” – napisali.

ZTP podkreśla jednak, że ryś nie zginął przez potrącenie. Został zastrzelony.

Zastrzelony ryś, dziwny ślad w szczątkach

W trakcie sekcji udało się odczytać numer chipa, dzięki któremu okazało się, że była to samica Merle. „Miała niespełna trzy lata i mogła urodzić na wolności potomstwo, które przyczyniłoby się do rozwoju populacji rysi w północno-zachodniej Polsce" – pisze ZTP.

Przeczytaj także:

„Ryś został wypuszczony w zeszłym roku na wolność„ – wyjaśnia w rozmowie z OKO.press Maciej Tracz z ZTP. „Samica pochodziła z ośrodka hodowli z Niemiec. Z sukcesem udało się jej zaadaptować po wypuszczeniu na wolność. Zajęła rewir w tej okolicy, gdzie została znaleziona już martwa. Cały czas chodziła z obrożą telemetryczną. Po tym, jak leśnicy dali nam znać o tym, że przy drodze leży ryś, nie wiedzieliśmy jeszcze, że to ona. Nie miała obroży na szyi, w związku czym nie wiedzieliśmy, co to jest za osobnik. Jednak oprócz obroży, każdy wypuszczony przez nas ryś ma wszczepiony chip. Po jego numerze ustaliliśmy, że to Merle. Jej obroża została prawdopodobnie zdjęta przez człowieka” – relacjonuje.

Tracz dodaje, że ciało rysia leżało przy drodze i było już mocno nadjedzone przez inne zwierzęta.

"W szczątkach znaleźliśmy dziwny ślad, który wzbudził nasze podejrzenia. Wyglądało to jak ślad po postrzale karabinowym, ale nie był zbyt wyraźny. Zabraliśmy szczątki rysia do naszego weterynarza, który zrobił sekcję, zdjęcie rentgenowskie i wtedy sprawa już całkowicie się wyjaśniła. Całe ciało w okolicy tego otworu było pełne fragmentów pocisku, który się rozprysnął.

Wiemy już, że zwierzę zostało postrzelone z broni palnej.

Sądząc po kalibrze, była to broń gwintowana i pocisk, który fragmentuje się w ciele ofiary. Trudno będzie ustalić, kto strzelał do rysia, z racji tego pofragmentowania pocisku. Nie ułatwi tej sprawy fakt, że obroża telemetryczna przestała działać, a potem została prawdopodobnie zniszczona. Nie mamy zatem dokładnych danych na temat jego lokalizacji. Trudno będzie ustalić w tej sytuacji sprawcę, choć bez wątpienia jest nim człowiek” – wyjaśnia.

„Zniszczenie w świecie zwierzęcym”

Rysie od 1995 roku są na liście gatunków ściśle chronionych. Za zabicie rysia grozi nawet 5 lat pozbawienia wolności. Reguluje to art. 181 kodeksu karnego: „Kto powoduje zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.

Maciej Tracz podkreśla, że śmierć samicy jest wielką stratą dla środowiska. Merle genetycznie odpowiadała rysiom, które są wypuszczane w ramach projektu przywracania rysi w północnej Polsce. Była w bardzo dobrej kondycji, tuż przed okresem, kiedy mogła przystąpić do rozrodu.

Jak często zdarzają się takie przypadki zabicia rysi, które wypuszcza Zachodniopomorskie Towarzystwo Przyrodnicze?

Maciej Tracz odpowiada, że takich przypadków, o których wiadomo, było kilka: „Zdarzyło się postrzelenie z broni kulowej. Sprawa toczy się w prokuraturze, z udziałem zidentyfikowanego myśliwego. Były również przypadki, że zastrzelona została cała rodzina, złożona z samicy i jej kociąt. Te rysie zostały zabite z broni śrutowej. W przypadku tego typu broni jest praktycznie niemożliwe, aby komuś udowodnić, że oddał taki strzał. Tutaj nie możemy wskazać konkretnego sprawcy, ale warto zadać sobie pytanie, kto chodzi z bronią po lesie? Niestety należy przyjąć, że jest to działalność pewnej części amatorów polowań”.

Sześć zastrzelonych rysi

Zabicie rysia powoduje nie tylko straty ekologiczne, ale również finansowe – zaznacza Maciej Tracz. Sama obroża z nadajnikiem kosztuje około 10 tysięcy złotych. „Do tego mamy koszty przewozu zwierzęcia, badań genetycznych, koszty przetrzymywania i adaptacji rysia do życia na wolności, szczepień, opieki weterynaryjnej, nadzoru nad wypuszczonym zwierzęciem, a wreszcie koszt pracy ludzi zaangażowanych w projekt. To co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych na jedno zwierzę” – mówi.

Ważniejsze są jednak straty nieprzeliczalne na żadne pieniądze. Przez to, że ktoś zabije rysia, może nie udać się trwałe odtworzenie populacji, nad którym od lat pracuje ZTP. "Do momentu znalezienia zastrzelonej samicy, ZTP wypuściło na wolność w ramach projektów reintrodukcji już 92 rysie. Wiemy na pewno o sześciu rysiach zabitych przez ludzi. Około 20 rysi zaginęło i nie znamy ich losów. Jedenaście rysi zginęło pod kołami samochodów, a trzy były ofiarą zderzenia z pociągami. Jest jednak i dobra wiadomość: wypuszczone zwierzęta przystępują na wolności do rozrodu i szacuje się, że w zachodniej Polsce, dzięki działaniom Towarzystwa urodziło się na wolności już co najmniej 80 kociąt. Wielkość populacji w Polsce północno-zachodniej szacujemy na 100 osobników” – wylicza Tracz.

Ile rysi żyje w Polsce?

Niepokój Macieja Tracza o los rysi podziela profesor Rafał Kowalczyk, badacz ssaków z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, który współpracuje z ZTP. "Każdy taki ubytek jest ogromną stratą dla populacji rysi, które niedawno powróciły po kilkuset latach nieobecności do północno-zachodniej Polski. Było to możliwe dzięki interwencji człowieka. Śmierć samicy obniża potencjał rozrodczy populacji. Samice rysi mogą dożyć nawet kilkunastu lat, więc mogła zostać matką co najmniej kilku miotów rysi” – mówi.

Naukowiec dodaje, że w Polsce mamy wciąż niewiele tych dużych drapieżników. „Ostatnie wiarygodne szacunki mówiły o około 200 rysiach w całej Polsce. Rysie z populacji nizinnej były znacznie mniej liczne niż te z populacji karpackiej. Niestety, sytuacja rysia w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat w Polsce w zasadzie się nie zmieniła. Rozmieszczenie i liczebność rysi na wschodzie kraju, gdzie występowały nieprzerwanie od setek lat, raczej nie wykazuje tendencji wzrostowej. Dzieje się wręcz odwrotnie. W tym samym czasie wilki skolonizowały prawie całą Polskę. Ich liczebność wzrosła czterokrotnie.

To pokazuje, jak bardzo wrażliwym gatunkiem jest ryś, szczególnie jeśli chodzi o niską zmienność genetyczną, fragmentację środowiska i bariery,

które coraz bardziej izolują od siebie lokalne subpopulacje tego gatunku. Pokazują to badania genetyczne. Sytuację znacznie pogorszyła budowa płotu na granicy z Białorusią. Stał się nie tylko barierą dla migracji i przepływu genów między populacjami rysi, ale też wprowadził poważne zaburzenie struktury przestrzennej i socjalnej" – mówi prof. Kowalczyk.

Według najnowszych badań IBS PAN, aż 1/3 przypadków śmiertelności rysi to nielegalne zabijanie. "Dlatego powinniśmy robić wszystko, żeby nie dopuścić do zabijania rysi przez ludzi i zaostrzyć kary dla kłusowników” – podkreśla badacz.

Najpierw żubr, teraz ryś

Zanim ZTP zajęło się rysiami, odniosło swój pierwszy sukces, opiekując się żubrami w województwie zachodniopomorskim. Wróciły po 600 latach nieobecności, dzięki staraniom nieżyjącego już profesora Ryszarda Graczyka z Poznania, kontynuowanym przez Towarzystwo. W ciągu 20 ostatnich lat pracy z żubrami ZTP udało się prawie dwudziestokrotnie zwiększyć ich liczebność w regionie.

Następnym gatunkiem był ryś, który wrócił w ten rejon Polski po pięciu stuleciach. „Przyszło nam do głowy, że byłoby dobrze przywrócić rysia do tej części Polski, tym bardziej że znajdują się tu dogodne siedliska” – wyjaśnia Maciej Tracz. "O tym, czy odnieśliśmy sukces w zachodniej Polsce, będzie można z pełną odpowiedzialnością powiedzieć za jakieś 5-7 lat. W tej chwili prowadzimy już rysiowe działania w całej Polsce północnej, również na wschodzie. Chodzi o przywrócenie ciągłości populacji na obszarze wszystkich północnych województw” – wyjaśnia.

Piąte pokolenie rysi na wolności

Maciej Tracz zaznacza, że bardzo ważna jest liczba osobników wypuszczanych każdego roku. W 2019 roku ZTP wypuściło aż 24 zwierzęta. Uwalnianie zaledwie paru osobników rocznie nie pozwoliłoby rysiom na stworzenie stabilnej populacji. Jak dodaje Tracz, można dziś mówić o piątym pokoleniu rysi, które rodzą się na wolności, a pochodzą od osobników wypuszczonych z niewoli.

Rysi urodzonych na wolności jest już więcej niż tych, które przechodzą przez ręce człowieka, trafiając do natury.

Obecnie wypuszczamy na zachodzie Polski mniej rysi, ale trwają intensywne poszukiwania osobników o odmiennych genotypach, żeby wzbogacić odtwarzaną populację. W opinii ekspertów problem z innymi projektami reintrodukcji w Europie polegał na tym, że uwalniano za mało rysi, a czym po 10 latach pojawiał się regres, gdyż pojawiał się tzw. inbred (kojarzenie osobników spokrewnionych ze sobą). Rysie przestawały się rozmnażać, a reintrodukowana populacja malała.

„My to robimy już 6 lat i wiele wskazuje na to, że będziemy wciąż zajmować się rysiami. Chcemy cały czas dostarczać »świeżą krew«, żeby nie dopuścić do sytuacji, w której liczebność stworzonej dzięki naszym staraniom populacji spadła. Oczywiście wciąż nie wiemy, czy nam się uda, dlatego musimy zachować czujność, wyciągać wnioski z ewentualnych porażek, by osiągnąć zakładany rezultat: trwałe odbudowanie populacji” – mówi Maciej Tracz.

Jak nauczyć kocięta lasu

W zachodniej Polsce rysie były wypuszczane inaczej niż w projekcie dawniej realizowanym na Mazurach. Tam zastosowano metodę doktora Andrzeja Krzywińskiego nazywaną born to be free, która polegała na umieszczaniu samic w specjalnych wolierach w lesie, gdzie przychodziły na świat małe rysie. Kocięta miały możliwość uczenia się lasu, a z czasem same opuszczały matkę zamkniętą w wolierze.

Przyrodnicy z ZTP przyjęli inne podejście, chociaż wysłuchali rady Krzywińskiego, który zalecał im: „musicie wypuścić możliwie jak najwięcej zwierząt, jak najbardziej różnorodnych w jednym miejscu, w jak najkrótszym czasie”.

W ośrodku ZTP powstały zagrody aklimatyzacyjne, gdzie umieszcza się rysie sprowadzane głównie z ośrodków z Niemiec. „Musimy każdego rysia nauczyć przede wszystkim jednej rzeczy: największym wrogiem jest człowiek. 80 procent wypuszczanych przez nas rysi poradziło sobie bez problemów z życiem na wolności. Parę osobników miało problemy i zostało odłowionych. Umieściliśmy je w naszych zagrodach pokazowych, gdzie pełnią rolę reprodukcyjną, rozmnażając się na potrzeby reintrodukcji.

Ich potomstwo wypuszczane na wolność już nie stwarza żadnego kłopotu, bo problemy wychowawcze ich rodziców wynikały z tego, jak wyglądała opieka nad nimi w ośrodkach, w których się urodziły.

Takich problemów nie stwarzają rysie odłowione z wolnych populacji, ale takie osobniki są bardzo trudne do pozyskania, ponieważ nie ma możliwości odławiania rysi bez demolowania populacji, z której pochodzą. Reintrodukcja kosztem dzikiej populacji jest nie do przyjęcia. Dlatego sięgaliśmy po rysie z ośrodków hodowli. Co ciekawe, okazało się, że nie ma zależności między wielkością wybiegu, na którym były przetrzymywane rysie w miejscu urodzenia a ich łatwością adaptacji do życia na wolności. Osobniki żyjące w niewoli na dużych wybiegach wcale nie okazywały się najlepszymi do reintrodukcji” – tłumaczy Tracz.

Dlaczego ryś ma wrogów wśród ludzi?

Maciej Tracz wyjaśnia, że ZTP poszerzyło swoja działalność o Polskę północno-wschodnią. „Zamierzamy działać głównie w Puszczy Piskiej. Jednak w tym kompleksie leśnym będzie to zasilanie istniejącej populacji. Pierwsze wypuszczanie rysi jest zaplanowane jeszcze w pierwszym kwartale tego roku, a poprzedziły je badania genetyczne dzikich kotów żyjących w tej puszczy” mówi.

Wiele wskazuje na to, że działania podejmowane przez ZTP wspólnie z partnerami projektu mogą okazać się przełomowe. Maciej Tracz wciąż jednak woli chuchać na zimne. Podkreśla, że trzeba poczekać kilka lat, na wyniki badań i monitoringu. Jednocześnie zaznacza, że wciąż potrzebny będzie specjalny nadzór nad rysiami. „Rysie w zachodniej Polsce mogą mieć różne problemy, których dziś przyrodnicy nie są w stanie przewidzieć. Na rysie wciąż nielegalnie poluje człowiek, a to może doprowadzić do załamania wciąż świeżej populacji. Ponadto presja człowieka na środowisko jest bardzo duża. Mogą się przez to ziścić różne scenariusze, nie tylko te optymistyczne”.

Jak możemy przeczytać w oświadczeniu ZTP wydanym w związku ze znalezieniem zabitej samicy rysia: „Wkładamy wiele trudu w to, żeby dbać o bioróżnorodność naszego regionu, która ma służyć również przyszłym pokoleniom. Wiele osób docenia to, że rysie stają się naturalnym elementem naszego krajobrazu. Nie rozumiemy, więc dlaczego rysie mają tyle wrogów wśród ludzi. Gatunek ten mierzy się na co dzień z problemami takimi jak wypadki komunikacyjne i świerzb. Nie musimy im jako ludzie dokładać kolejnych czynników utrudniających im życie. Zastanówmy się, co chcemy zostawić naszym przyszłym pokoleniom i jak chcemy, żeby ten świat wyglądał za kilka lat”.

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze