Zniszczenie lub naruszenie pięciu obszarów Natura 2000 - taki będzie skutek budowy drugiego po Włocławku stopnia na Wiśle. XIX wieczna idea wpisuje się w marzenia PiS o "polskich rzekach jako wielkich drogach, po których będą płynąć pełne towarów barki zwodowane w rodzimych stoczniach". Zagrożone są rzadkie ptaki i ryby. UE tego nie zaakceptuje
Wrócił pomysł budowy nowego stopnia wodnego na Wiśle - w Siarzewie. Na stronie Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Bydgoszczy od blisko miesiąca wisi obwieszczenie, że można składać uwagi dotyczące oddziaływania tej inwestycji na środowisko.
Jeszcze w lutym 2016 roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie wydała zgody na tę budowę. Rozmach inwestycji (wideoprezentacja jest tu) nie przekonał decydentów, pomimo kuszenia przez projektodawcę - koncern Energa - korzyściami: odciążeniem rzekomo zagrożonego zawaleniem stopnia wodnego we Włocławku, budową małej elektrowni wodnej na zaporze oraz rozwojem infrastruktury rekreacyjnej (żeglarsko-kajakowej).
Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Bydgoszczy uznała, że konsekwencje ekologiczne dla okolicznych obszarów Natura 2000 będą "znacząco negatywne".
Tym razem decyzja może być pozytywna. Rząd PiS - jak widać na przykładzie Puszczy Białowieskiej - ma osobliwe podejście do troski o środowisko naturalne. Poza tym pomysł budowy stopnia w Siarzewie wpisuje się w rządowe plany reanimacji żeglugi śródlądowej, jako rzekomo najbardziej ekologicznej formy transportu. To dlatego prezydent Andrzej Duda podpisał w marcu 2017 tzw. Konwencję AGN, która włącza Polskę w sieć europejskich dróg wodnych.
Tyle, że polskie rzeki są - w porównaniu z takim Dunajem - małe i płytkie. Dopiero trzeba z nich zrobić "autostrady wodne". A to jeży włosy na głowie organizacjom ekologicznym. Eksperci ostrzegają, że środowisku grozi katastrofa.
"Jeśli powstanie stopień wodny w Siarzewie, to odcinek między nim a stopniem we Włocławku – ok. 30 km - zostanie przekształcony w zbiornik przepływowy. Razem ze Zbiornikiem Włocławek będzie to odcinek o długości 100 km" - mówi OKO.press Jacek Engel z Fundacji Greenmind zrzeszonej w Koalicji Ratujmy Rzeki.
„Zniszczony zostanie cały obszar Natura 2000 – Włocławska Dolina Wisły. Częściowo zostaną też zniszczone kolejne dwa – Nieszawska Dolina Wisły oraz Dolina Dolnej Wisły, a zagrożone dwa następne – Solecka Dolina Wisły i Dybowska Dolina Wisły".
Pomysł zapory jest niezgodny ze środowiskowym prawem UE.
„Wskutek budowy stopnia w Siarzewie zostaną zalane lasy łęgowe i łąki przybrzeżne, a przede wszystkim piaszczyste wyspy pojawiające się czasowo w korycie. W wyniku spiętrzenia lustra wody zostaną zalane trwale" - mówi Engel.
To scenariusz dla Włocławskiej Doliny Wisły, Nieszawskiej Doliny Wisły oraz Doliny Dolnej Wisły.
Poniższa mapka pokazuje, jak zmieniło się koryto rzeczne po wybudowaniu stopnia we Włocławku. Zdaniem Koalicji Ratujmy Rzeki, z takim scenariuszem będziemy mieli również do czynienia w Siarzewie.
Zdaniem eksperta, bezpowrotnie zniszczone zostaną siedliska przede wszystkim ptaków. Najbardziej zagrożone są ptaki gnieżdżące się na ziemi w sąsiedztwie rzeki i na wyspach. Ich siedliska lęgowe przestaną istnieć.
"Tak już było, gdy w latach 70. powstał stopień wodny we Włocławku. Gatunki ptaków rzadkich i zagrożonych zostaną zastąpione przez niezagrożone i pospolite, typowe dla żyznych jezior" - mówi Engel.
W ten sposób np. rzadkie ptaki siewkowate ustąpią zwykłym czaplom, kormoranom i kaczkom krzyżówkom.
Budowa zapory będzie miała fatalne konsekwencje dla ryb. Zmniejszy się liczba gatunków, a w miejsce typowo rzecznych i rzadkich gatunków jak boleń czy brzana – wejdą pospolite, np. leszcz, krąp.
"Budowa zapory we Włocławku wykończyła w znacznym stopniu w Polsce populacje łososia, troci wiślanej i certy – gatunków, które dorastają w morzu, a tarło odbywają w górnych odcinkach rzek.
Stopień Włocławek trwale odciął rybom dwuśrodowiskowym dostęp do 90 proc. zlewni, przede wszystkim do karpackich dopływów Wisły, w których odbywały tarło" - wyjaśnia Engel.
Problemem dla ryb będzie w ogóle przedostanie się przez zaporę. Mają w tym pomóc tzw. przepławki. Problem w tym, że Wisła na odcinku w Siarzewie na kilkaset metrów szerokości. A przepławka będzie miała najwyżej kilka metrów. "Ryby będą miały problem, by ją znaleźć.
Poza tym, większość przepławek na rzekach w Polsce nie funkcjonuje prawidłowo. Ryby nie mogą znaleźć wejścia, a jak już znajdą – nie są w stanie ich pokonać z uwagi na zbyt duże prędkości wody. Tak może być i tu” - mówi Engel.
Kolejny problem - jeśli rybie uda się wpłynąć do zbiornika zaporowego - to mała w nim prędkość wody, mniejsze jej dotlenienie i większe zanieczyszczenie - w konsekwencji - mniejsza przejrzystość. Czyli warunki zupełnie odmienne od tych, z którymi ryba styka się w rzece. W efekcie ryba nie będzie wiedziała, gdzie ma płynąć. Engel:
"Zagubiona w nieznanym środowisku i osłabiona pokonaniem przepławki, stanie się łatwym łupem dla drapieżników. To samo dotyczy młodego narybku spływającego w dół rzeki – do morza, który dodatkowo może zginąć lub ulec okaleczeniu w turbinach elektrowni wodnej” .
Jeśli jednym z powodów budowy stopnia w Siarzewie jest chęć zabezpieczenia przed zniszczeniem stopnia we Włocławku, to - zdaniem Fundacji Greenmind - będzie to zdublowanie problemu. A to z tego względu, że poniżej stopnia wodnego w Siarzewie zaczną zachodzić te same zjawiska, które obserwujemy za stopniem we Włocławku: erozja denna i boczna Wisły.
Problem polega na tym, że rzeka składa się nie tylko z wody, ale również z tzw. rumowiska rzecznego. A więc wszystkiego tego, co rzeka ze sobą unosi i wlecze po dnie. W przypadku dolnej Wisły - przede wszystkim piasku. To wszystko zatrzymuje się na cofce zbiornika wodnego, gdzie stopniowo się odkłada.
"W efekcie, woda która schodzi ze stopnia ma dużo większą energię, przez którą wypłukuje dno poniżej stopnia. Ale także rozmywa brzegi" - tłumaczy Jacek Engel.
Tymi procesami będą zagrożone przede wszystkim Solecka Dolina Wisły, Dybowska Dolina Wisły oraz Nieszawska Dolina Wisły.
Biorąc pod uwagę ryzyko tak fatalnych konsekwencji ekologicznych, pomysł stopnia wodnego w Siarzewie jest niezgodny z zapisami unijnego prawa środowiskowego - dyrektywą ptasią, siedliskową i ramową dyrektywą wodną.
Art. 6 ust. 4 dyrektywy siedliskowej mówi jasno, że ochrona obszaru Natura 2000 może zostać naruszona przez jakąś inwestycję tylko w szczególnej sytuacji:
Zdaniem Engela te warunki nie zachodzą w przypadku Siarzewa.
"Władze musiałyby udowodnić, że stopień we Włocławku jest zagrożony i trzeba zbudować kolejny, by go odciążyć. A z niczym takim nie mamy do czynienia - mówi ekspert. - Poza tym - to by oznaczało, że te wszystkie miliony, które wydano na jego modernizację i zabezpieczenie to pieniądze utopione".
Są też warianty alternatywne ochrony Włocławka. I to przynajmniej trzy.
A kompensacja? "Gdyby obszary Natura 2000 zostały trwale zalane, to nie ma żadnej możliwości zrekompensowania strat przyrodniczych" - mówi Engel.
Pomysły kaskadyzacji Wisły - grodzenia jej zaporami - są starsze nie tylko od rządu PiS, ale nawet od III RP, PRL i II RP. W 1912 roku planowano aż 40 stopni wodnych, aby rozwinąć żeglugę śródlądową. Nic z tego nie wyszło, ani przed, ani po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Od myśli do czynu udało się przejść dopiero w komunistycznej Polsce.
W 1956 roku powstał plan zagospodarowania Wisły, który zakładał budowę ośmiu stopni na dolnej Wiśle: w Wyszogrodzie, Płocku, Włocławku, Ciechocinku, Solcu Kujawskim, Chełmnie, Nowym i Tczewie.
Niektóre pomysły, jak przystało na socjalistyczną inżynierię przyrodniczą, były wręcz bombastyczne. W okolicach Kazimierza Dolnego chciano spiętrzyć Wisłę zaporą ziemną o wysokości 30 m i szerokości 1 km.
Ostatecznie w PRL zbudowano jeden stopień wodny - w Włocławku, który oddano do użytku w 1972 roku. Wizje kaskadyzacji Wisły snuto jeszcze latach 80., ale zarzucono je. Głównie ze względu na ekonomiczną zapaść państwa.
Ale pomysł wrócił w III RP. W 1999 roku pojawił się poselski projekt drugiego stopnia wodnego Nieszawa-Ciechocinek. Kilkanaście lat później wyskoczyło Siarzewo.
Teraz PiS wraca do idei, która liczy sobie ponad sto lat i jest pokłosiem XIX-wiecznego myślenia o regulowaniu rzek jako dróg wodnych dla żeglugi śródlądowej.
Dziś kraje zachodniej Europy myślą raczej o renaturyzacji rzek, a nie ich kanalizacji. W tym względzie polskie władze mentalnie tkwią jednak w XIX stuleciu.
"Chcemy, by polskie rzeki stały się wielkimi drogami, po których będą płynąć pełne towarów barki zwodowane w rodzimych stoczniach" - snuła wodne marzenia premier Szydło w swoim expose 18 listopada 2015 roku.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze