Europa wysyła nam komunikaty o dekarbonizacji, ale sama nie rezygnują z krwawego węgla z Kolumbii. Nasz krzyk nie budzi Europy. Znów kupujecie węgiel, którego wydobycie niesie tylko cierpienie. Pamiętaj, wasz komfort i ciepło oznacza, że nasze dzieci nie będą miały co pić. Konkwista się nie skończyła
O świcie Angelica Ortiz rozpala ogień, na którym z sąsiadkami przygotują kawę. Jak co rano wypiją ją w plastikowych kubeczkach i będą rozmawiać o snach poprzedniej nocy. W tradycji Wayuu, ludu z północno-wschodnich rubieży Kolumbii, bóstwo lapü wysyła ludziom sny, by ostrzec przed niebezpieczeństwem, zapowiedzieć zmiany.
Można się z nich dowiedzieć, jak wyleczyć chorobę albo w którym miejscu wykopać studnię. Kto śni, ten żyje. Gdy człowiek przestaje śnić, to znaczy, że jest chory i wkrótce jego ścieżka dobiegnie końca.
W pytaniu „O czym śniłaś?” jest troska, ale też sympatia. Tak właśnie witam się z Angelicą, obrończynią praw człowieka z ruchu Siła Kobiet Wayuu (Grupo Fuerza de Mujeres Wayuu).
- W naszej tradycji sny porządkują przeszłość i pozwalają unikać przykrych zdarzeń lub chorób – opowiada ubrana w tradycyjną suknię Wayuu. - Za sny odpowiadają nasi zmarli przodkowie. Dziś muszą widzieć, co dzieje się z naszą ziemią, jak ją tracimy w imię rozwoju cywilizacji.
Sny Angeliki są lepkie i płytkie. O buldożerach, które najeżdżają jej wioskę. O krwawym węglu, który wysysa wodę z ziemi jej przodków. O węglowym pyle, który rujnuje zdrowie jej dzieci.
Tak śni się, gdy za sąsiada ma się potwora. To El Cerrejon, kopalnia węgla, która cierpi na gigantyzm. I nigdy zasypia. Przez cały rok, 24 godziny na dobę, bez choćby godziny przerwy nowoczesna flota mieli ziemię i kruszy skały w poszukiwaniu węgla. Sto tysięcy ton dziennie pędzi po taśmach do megaciężarówek o ładowności kilkudziesięciu ton.
El Cerrejon ma swoje miasto dla inżynierów i pracowników wyższego szczebla. I własną drogę, na mapie wygląda jak odrysowana od linijki, przecina święte ziemie Wayuu. Ma też specjalną linię kolejową: dziewięć pociągów, 150 wagonów po 110 ton rusza każdego dnia w 150-kilometrową podróż. Nie ma przystanków. Węgiel pędzi prosto do gargantuicznego Puerto Bolivar, największego, oczywiście, węglowego portu w Ameryce Łacińskiej, by tam zostać załadowany, ze średnią prędkością 5900 ton na godzinę, na statki.
Co drugi z nich ruszy w dwu, trzytygodniową podróż do Europy.
- Dla nas to nowa forma podboju, konkwista się nie skończyła – mówi Angelica. – W imię międzynarodowych biznesów niszczone są nasze domy, rzeki i rośliny. Kraje europejskie wysyłają nam komunikaty o dekarbonizacji, ale same nie rezygnują z krwawego węgla z Kolumbii. Mówimy o tym od lat. Ale nasz krzyk nie budzi Europy. Znów skupiliście się na kupowaniu węgla, którego wydobycie niesie tylko cierpienie. Pamiętaj, wasz komfort i wasze ciepło oznacza, że nasze dzieci nie będą miały co pić.
"NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Oferujemy naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
Wyobrażam sobie Europę. Smacznie śpi pod pierzyną gazu i węgla ściąganego z Rosji. Może nawet śni swój sen o odnawialnych źródłach energii. Ale wiosną Rosja brutalnie zrywa z niej kołdrę, ogranicza dostawy gazu, nie daje etycznego wyboru na dalszy import surowców, więc państwa UE sięgają po kolumbijski węgiel, jakby miał im przywrócić bezpieczny sen.
Wiosną Niemcy, Włochy, Hiszpania, Polska, a nawet Irlandia, która pięć lat temu ostentacyjnie zrezygnowała z zakupów w Kolumbii ze względów środowiskowych, zaczęły importować kolumbijski surowiec na dużą skalę. To prawdziwy boom.
Z raportu firmy Glencore (właściciela kopalni El Cerrejon) za pierwsze półrocze 2022 wynika, że wydobycie węgla było o 6,7 mln ton (14 proc.) większe niż w tym samym okresie rok temu.
Spółka Drummond, właściciel dwóch kopalni w departamencie Cesar, w tym ogromnej El Descanso, której nazwę można tłumaczyć jako Odpoczynek, sprzedała całą swoją produkcję na następne osiemnaście miesięcy. To właśnie o tej spółce mówił w czerwcu Diego Mesa, były minister górnictwa i energii Kolumbii, gdy rzucił, że Polska podpisała umowy na milion ton, a „umowa na kolejne dwa miliony jest blisko”.
Polacy też śnią teraz o węglu. Import kolumbijskiego węgla do naszego kraju rośnie od początku wojny o Donbas. W 2015 roku kupiliśmy niespełna 315 tys. ton. Cztery lata później już prawie 1,5 mln ton. Według ubiegłorocznych danych kolumbijskiej Państwowej Agencji Górniczej (ANM) latynoski kraj eksportował do Polski 0,82 proc. zasobów węgla - mniej niż do Hiszpanii i Francji, ale więcej niż do Niemiec i Włoch.
W pierwszym półroczu 2022 roku według Agencji Rozwoju Przemysłu sprowadziliśmy z Kolumbii już 727 tys. ton węgla. Tylko w czerwcu przypłynęło 110 tys. ton.
- Europa zrezygnowała z węgla z Rosji, a zarazem kupuje krwawy surowiec z Kolumbii – prowokuję Karmen Ramirez.
- Zupełna hipokryzja – ucina świeżo wybrana członkini kolumbijskiego Kongresu.
Ramirez nosi imię Wayunkerra, co w języku jej ludu znaczy „Pierwsza Córka Ziemi, Zrobiona z Gliny”. Wychowała się w Bogocie, ale na ziemie Wayuu wracała regularnie. Głównie na pogrzeby. Straciła 27 krewnych w konflikcie zbrojnym, który pochłonął tamtejsze tereny na przełomie wieków.
W 2006 roku Ramirez stworzyła Siłę Kobiet Wayuu. Aktywistki opracowały rejestr zbrodni: odnotowano ponad tysiąc przypadków zaginięć, egzekucji i przymusowych wysiedleń.
- Naszą ziemię upodobały sobie grupy paramilitarne. Gdy patrzyliśmy na obszar ich działania, okazywało się, że jest bardzo bliski terenom, na których operuje sektor górniczy. Wszystko odbywało się pod parasolem państwa – opowiada Karmen.
Początek XXI wieku to okres dzikiej prywatyzacji kolumbijskich kopalni. A wraz z nią rozrastał się obszar objęty koncesjami na poszukiwania górnicze. W pierwszej dekadzie XXI wieku wzrósł z 1,13 mln do 8,53 mln hektarów. W tym okresie w kraju przesiedlono 4 mln osób, głównie ze społeczności rdzennych. Czyli średnio co dziesiątego obywatela.
Ramirez chciała z tym walczyć, ale Kolumbia według raportów Global Witness, to najniebezpieczniejsze miejsce dla obrońców środowiska na świecie. Tylko w 2020 roku zamordowanych zostało 65 aktywistów.
Karmen i jej rodzina otrzymywali groźby na długo przed tym, gdy takie rankingi zaczęły powstawać. Ramirez zaczęła uciekać przed potworem. 13 lat temu zamieszkała w Bernie. Pracowała jako kucharka i sprzątaczka w restauracji, a wieczorami walczyła o prawa człowieka i występowała przeciwko El Cerrejon.
- Ostatnie pogróżki dostałam na początku 2020 roku, gdy zaczynała się pandemia – przypomina sobie. W tym, że uciekła do Szwajcarii, jest pewna ironia losu, bo od 1999 roku głównym udziałowcem (wraz z BHP Billiton, Anglo American), a od 2021 właścicielem boliwijskiej kopalni jest spółka Glencore z siedzibą w Zurychu.
W 2017 roku autorzy raportu z krajowej Komisji Prawdy, która powstała, gdy Kolumbia oficjalnie kończyła ponad półwieczny konflikt domowy, potwierdzili, że istniały sojusze między koncernami wydobywczymi a grupami paramilitarnymi. Dotyczy to m.in. firmy Drummond, której węgiel sprowadzany jest dziś do Polski.
- Krwawy węgiel to żadna metafora – dodaje Ramirez. - Ponad pięć tysięcy dzieci z mojej społeczności zmarło z powodu braku wody i jedzenia. Nie umarły. Zostały zabite. Mówię to wprost, bo są ofiarami tego, że nie mogą żyć w czystym środowisku. Uznaje się, że umarły z pragnienia, niedożywienia, braku opieki. Ale prawda jest taka, że w moim regionie więcej uwagi poświęca się kopalni niż człowieczeństwu.
El Cerrejon działa już prawie cztery dekady. W tym czasie przemielił święte dla ludu Wayuu wzgórze Cerrejon. Wokół zaczęły wyrastać kopce górniczych odpadów. Każdego dnia około południa okolicą wstrząsają eksplozje w kopalni. Trudno się do nich przyzwyczaić, nawet gdy słucha się ich całego życie.
Niebo robi się szare. W powietrzu unosi się pył węglowy. Roznosi się po całym terenie i wchodzi w reakcję z wodą i powietrzem, zanieczyszczając rzeki, cysterny, uprawy, miasta. I ludzi.
- Mieszkańcy osiedleni w pobliżu kopalni nie mają dostępu do wody pitnej. Muszą chodzić w jej poszukiwaniu sześć godzin lub liczyć na cysterny dostarczane przez firmę wydobywczą lub władze miejskie. A gdy te zawodzą, pozostaje im rzeka Rancheria – opowiada mi Ana Llorente Valbuena, inżynier środowiska, która od lat bada wpływ kopalni na zasoby wodne.
W La Guajira, jednym z najbiedniejszych departamentów Kolumbii zamieszkałym głównie przez ludność Wayuu i społeczności afro-kolumbijskie ledwie połowa gospodarstw jest podłączona do sieci wodociągowej. To nie oznacza, że mają wodę. Tama, którą zbudowano by walczyć z pogłębiającą się suszą, miała prowadzić wodę do dziesięciu wiosek. Nigdy nie zostały podłączone do sieci. Jedyną szansą są studnie, kopane coraz głębiej. I wciąż wyczerpane.
Potwór El Cerrejon wysysa 27 miliony litrów dziennie, czepiąc wodę zarówno z rzeki, jak i wód gruntowych. W tym czasie na osobę przypada tu ledwie kilkanaście litrów, choć minimum zalecane przez Światową Organizację Zdrowia to pięćdziesiąt litrów.
Przerośnięte ego potwora nie dba ani o spragnionych mieszkańców, ani wysychającą rzekę. Kilka lat temu górniczy gigant zmienił bieg strumienia Bruno wbrew orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego. Zamarzył też sobie, by dobrać się do dna rzeki Rancheria, gdzie zalega węgiel. Projekt nazwano „Liwo ‘Uyaa”, co w języku Wayúu oznacza „Gwiazdy, które zapowiadają wiosnę”. Jakby potwór musiał zawłaszczać wszystko, co na jego drodze. Nawet język.
A Rancheria jest coraz bardziej zanieczyszczona z powodu zrzutów górniczych. Jeśli wierzyć naukowcom, w 2019 roku kopalnia zrzuciła 578 milionów litrów płynnych odpadów do lokalnych rzek i strumieni, co spowodowało niebezpieczny poziom rtęci i ołowiu. I to w wodzie, która jest podstawowym źródłem konsumpcji społeczności żyjących w pobliżu kopalni.
Profesor Manuel Vega Vargas z Uniwersytetu Externado de Colombia w Bogocie jest autorem raportu “Toksyczny węgiel”, mówi, że efekty działalności górniczej widać już w DNA mieszkańców.
- To pierwszy krok do zaburzeń komórkowych, co zwiększa ryzyka przekształcenia się ich w komórki nowotworowe – mówi mi Vargas. - Pylica krzemowa, zapalenie płuc, zapalenie oskrzeli nie tylko powodują pogorszenie stanu zdrowia populacji, ale także mają wpływ na ich dochody, niepełnosprawność w pracy, koszty systemu opieki zdrowotnej i zmiany w zdrowiu i rozwoju dzieci i młodzieży.
Dwa lata temu kilku niezależnych ekspertów ONZ ds. praw człowieka wezwało do wstrzymania operacji wydobywczych, powołując się na poważne szkody dla środowiska i negatywny wpływ na zdrowie oraz łamanie praw ludności rdzennej. W tym czasie import kolumbijskiego węgla do Europy rósł.
Dziś węgiel kradnie sny ludziom Wayuu. Ale nie tylko.
- Problem dostępności węgla spędza mi sen z powiek od kilku miesięcy, dlatego organizujemy regularne spotkania kilku ministrów kluczowych dla tematu energii. Ściągamy węgiel z całego świata, staramy się go dostarczać do różnych miejsc w Polsce, eliminujemy wąskie gardła – mówił na początku września Mateusz Morawiecki.
Premier zobowiązał do importu węgla spółki Węglokoks i PGE Paliwa. „Do krajów dostarczających surowiec należą przede wszystkim Australia, Kolumbia, Indonezja, USA, Tanzania oraz Republika Południowej Afryki” – informuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska. I dodaje, że tylko w drugim półroczu 2022 roku do Polski przypłynie siedem mln ton. A od lipca do kwietnia 2023 roku nasz kraj ma ściągnąć blisko 19 mln ton węgla.
Czy polska sprowadza krwawy węgiel z Kolumbii? Z jakich kopalni? Ile? Kiedy przypłynie do Polski?
PGE przyznaje, że ma w ofercie węgiel z Kolumbii, ale zasłania się tajemnicą handlową. Węglokoks nie odpowiada na moje pytania. Sprawdzam też prywatnych importerów. W Polsce jest około dwudziestu takich firm, tylko część z nich specjalizuje się w transporcie drogą wodną. Nieliczni mają w ofercie węgiel z Kolumbii, jedna z firm chwali się, że ma węgiel z kopalni El Cerrejon.
- Dla Kowalskiego lepszy będzie ten z kopalni należących Drummond – mówi ekspert od importu surowców, który zastrzega anonimowość. - Węgiel z Cerrejon w domowych kotłach się nie sprawdza, jest dobry do elektrociepłowni.
Przyznaje też, że paradoksalnie od początku kryzysu energetycznego w branży nie mają dobrego snu. Prywatne spółki narzekają, że monopol dwóch spółek skarbu państwa wybranych przez Morawieckiego do importu węgla prowadzi do dumpingu cen. A to oznacza, że najmniejsi przestają się liczyć na rynku.
Ekspert podśmiechuje się też z komunikatu ministerstwa o imporcie przez Polskę 19 mln ton do lipca przyszłego roku. - Bzdura. Już teraz statki są opóźnione dwa, trzy tygodnie. Potem trzeba ten węgiel rozładować, rozwieźć pociągami. Dodajmy, że z tego na każdą rozładowaną tonę wyciąga się 40 proc. grubego węgla o wyższej frakcji. Reszta to miał – mówi.
W lipcu do portu w Gdańsku, największego w Polsce portu przeładunkowego przypłynął statek Joker z kolumbijskiej Barranquilli o nośności niemal 60 tys. ton (średnio masowce przewożą ok. 100 tys. ton). Dla porównania prognozy miejskiej elektrociepłowni Siedlcach zakładają, że w październiku na ogrzanie mieszkań zużyje ona 5 tysięcy ton, a w grudniu ta liczba się niemal podwoi. Czyli załadunek Jokera powinien starczyć na cały sezon grzewczy w tym 77-tysięcznym mieście.
Kopalnia El Cerrejon też odmawia odpowiedzi, czy eksportuje węgiel do Polski. Karmi mnie za to oficjalnym oświadczeniem, które świadczą o dobrym śnie piarowców.
„Nasza szczera troska o region i jego mieszkańców znajduje odzwierciedlenie w naszych nieustających wysiłkach, aby nie tylko reagować na rzeczywiste sytuacje, które nas wszystkich dotyczą, takie jak poszanowanie praw człowieka i zarządzanie zasobami wodnymi, ale także utrzymywać otwarty i konstruktywny dialog z lokalnymi liderami i członkami społeczności” – to fragment odpowiedzi na moje pytania ze strony działu komunikacji.
Dalej, w komunikacie kopalni czytam, że w 2021 roku Cerrejon zapłacił blisko 500 mln dolarów podatków i opłat licencyjnych. Że firma zatrudnia 11 tysięcy pracowników, a ponad 60% z nich pochodzi z La Guajira. Że tylko w ostatnim roku firma zainwestowała ponad 78 mln dolarów w programy ratowania środowiska, a także 5,5 mln w projekty społeczne. Że podpisano ponad dwieście umów z lokalnymi społecznościami w celu opracowania projektów łagodzących wpływ kopalni na ich życie.
Bo potwór dba o swój PR. Cerrejón chwali się, że dzięki jego działalności wioska Tamaquito II została podłączona do gazu, ale nie wspomina, że dwie dekady temu siłą przesiedlono jej mieszkańców. A gdy przed rokiem całość udziałów w El Cerrejon przejął szwajcarski Glencore w komunikacie o transakcji wartej blisko 600 milionów dolarów ogłoszono, że jej celem będzie… osiągnięcie zerowej emisji w 2050 roku.
Karmen Ramirez: - Szkody, które kopalnia wyrządziła społeczności i szeroko pojętej naturze – rolnictwu, zwierzętom, ziemi, rzekom są nie do naprawienia. Dziś mówi się o mizernych projektach, które przecież nie wrócą społeczności dawnego życia.
Ana Llorente Valbuena, inżynier środowiska: - Bogactwa generowanego przez węgiel nie widać po czterdziestu latach eksploatacji. Wręcz przeciwnie, sytuacja jest coraz bardziej niepewna. Ubóstwo, brak perspektyw, niski poziom edukacji to rzeczywistość społeczności na południu La Guajira. Państwo systematycznie lekceważyło problem, który narastał przez 40 lat.
Może dlatego większość wyborców w Kolumbia wyśniła sobie transformację energetyczną. Pod koniec czerwca wybory prezydenckie wygrał Gustav Petro, który obiecywał m.in. definitywne zakończenie walki zbrojnej wewnątrz kraju, ale też przeciwdziałanie zmianom klimatycznym, ochronę środowiska oraz praw rdzennych mieszkańców. Diego Mesę, ministra węgla i energii zastąpiła Irene Velez Torres, aktywistka i badaczka transformacji energetycznej. Plany Gustavo Petru, by Kolumbia stopniowo odchodziła od eksploatacji węgla i eksportu surowców, podbiły media całego świata, ale będą trudne w realizacji. Zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej.
Kongresmenka Ramirez: - To priorytet naszego rządu. Przed nami trudna droga, zwłaszcza w czasie kryzysu energii spowodowanego wojną w Ukrainie. Ale musimy rozpocząć transformację. Po półwieczu zużywania zasobów Matki Ziemi, wiemy, że to nie zajmie roku, czy trzech lat. Ale musimy wykonać pierwszy krok.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Komentarze