0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Michal Walczak / Agencja GazetaFot. Michal Walczak ...

Wygląda na to, że Oblaci Maryi Niepokalanej z klasztoru na Świętym Krzyżu przejmą budynki i tereny, które obecnie znajdują się na obszarze i pod zarządem Świętokrzyskiego Parku Narodowego (ŚPN). Zakonnicy zabiegali o to od początku lat 90. Chodzi o polany, na których odbywają się msze. A także zabudowania klasztorne zachodniego skrzydła - w jednym z nich mieści się obecnie Muzeum Przyrodnicze ŚPN.

To łącznie ok. 5 ha terenu. Mają trwale zostać wyłączone z obszaru parku narodowego, choć znajdują się w obszarze ścisłej ochrony.

Projekt rozporządzenia rysujący nowe granice ŚPK jest właśnie przygotowywany w Ministerstwie Środowiska i ma zostać przyjęty do końca czerwca 2019 roku. „Wycięte” z obszaru parku narodowego tereny przejdą na własność Skarbu Państwa, co potem umożliwi przekazanie ich Oblatom.

"Projekt jest dobry, bo ogranicza pole konfliktów pomiędzy funkcjami sakralnymi a reżimami parku. A my współżyjemy ze sobą. Święty Krzyż jako atrakcja turystyczna, będzie zapewniać turystów, którzy będą też odwiedzać park" - przekonywał w rozmowie z kielecką "Wyborczą" Jan Reklewski, dyrektor ŚPN. Dodał, że planowane do wyłączenia grunty "od setek lat i tak podlegają urbanizacji", "nie przedstawiają istotnej przyrodniczej wartości" i "przyroda na tym nie ucierpi".

Takie słowa w ustach dyrektora parku narodowego mogą budzić zdziwienie. I słusznie, bo - na co uwagę zwrócił przyrodnik i publicysta ekologiczny Łukasz Misiuna –

stanowisko obecnego dyrektorów ŚPN jest sprzeczne ze zdaniem wszystkich jego poprzedników i niezgodne z projektem Planu Ochrony ŚPN.

A na dodatek zakonnicy nie mają do tych budynków i terenów żadnych praw.

Przeczytaj także:

Pielgrzymi zagrożeniem dla przyrody

Misiuna zaznacza, że z projektowanego Planu Ochrony ŚPN wcale nie wynika, że okolice klasztoru są „przyrodniczo bezwartościowe”. „Po drugie, dokument wskazuje, że nie wszystkie walory przyrodnicze tego miejsca zostały wystarczająco dobrze rozpoznane” - przekonuje publicysta. Od 2015 roku Misiuna kilkakrotnie zwracał się do zakonników z wnioskami o możliwość wykonania inwentaryzacji nietoperzy w klasztornych podziemiach.

„Źródła niepublikowane donoszą, że w podziemiach tych znajduje się ważne zimowisko nietoperzy z zagrożonymi gatunkami. Oblaci nigdy nie odnieśli się do wniosków” - dodaje.

Projekt Planu Ochrony ŚPN bardzo wyraźnie podkreśla też, że istnieje konieczność przeciwdziałania skutkom ruchu turystycznego na drogach prowadzących do klasztoru na Świętym Krzyżu - ze względu na to, że żyje tam wiele rzadkich i chronionych gatunków, m.in. mięczaków. Jak się okazuje, jest to oś sporu między zakonnikami a parkiem narodowym, a przynajmniej poprzednimi jego dyrektorami. Co roku klasztor odwiedzają liczne pielgrzymki, a

życie religijne i ochrona przyrody niekoniecznie i nie zawsze idą ze sobą w parze.

W pierwszej wersji projektu Planu Ochrony ŚPN zaproponowano zapis, który ograniczał liczbę osób mogących przebywać jednocześnie w sanktuarium na Świętym Krzyżu do 500, a w jego otoczeniu – do 1,5 tys. przed sanktuarium i do 200 przy tzw. krzyżach katyńskich. Nie spodobało się to zakonnikom. „Kto dał prawo dyrekcji ŚPN do limitowania liczby uczestników uroczystości religijnych?” - pytali w uwagach do planu oburzeni Oblaci.

Zakonników poparła kuria biskupia w Sandomierzu, argumentując, że takie ograniczenia naruszają gwarantowaną przez Konstytucję RP wolność religijną. W odpowiedzi Park wykreślił zapis o limitach. Zostawił inny - mówiący o tym, że skupiona wokół klasztoru turystyka religijna jest zagrożeniem dla parkowej przyrody. To nadal nie satysfakcjonowało zakonników, ale z tego zapisu Park już nie zrezygnował.

„Obiektywnie rzecz ujmując, ruch turystyczny czy pielgrzymi też takim zagrożeniem jest” - bronił parkowego stanowiska dyrektor ŚPN.

To, że Plan Ochrony ŚPN nadal jest w fazie projektu (prace ugrzęzły w 2017), to właśnie efekt napięć na linii Park - Oblaci.

Przejęcie, nie odzyskanie!

Dlaczego konieczna jest interwencja rządu, by Oblaci mogli przejąć (nie odzyskać!) budynki i teren? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba cofnąć się w przeszłość. Do początku XIX w. był tu klasztor Benedyktynów. Ale w 1819 roku - dekretem arcybiskupa warszawskiego Franciszka Malczewskiego i za zgodą papieża Piusa VII - został skasowany. Żyjący tu mnisi rozjechali się po innych klasztorach z dożywotnio wypłacaną rentą, a teren i budynki przejął skarb Królestwa Polskiego (tzw. Kongresówki).

To wtedy klasztor przestał być własnością Kościoła.

Potem, od 1852 do 1865 roku, działał tu Instytut Księży Demerytów na Łysej Górze - rodzaj domu poprawczego dla księży. Trafiali tu duchowni za "niemoralne prowadzenie się", np. alkoholizm, włóczęgostwo czy łamanie celibatu. Warunki były niemal więzienne, nadzór państwowo-kościelny. W 1865 roku, po powstaniu styczniowym, władze rosyjskie rozwiązały księży "poprawczak" i urządziły tu zwykłe więzienie.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zachowano funkcję więzienną dawnego klasztoru. Wśród osadzonych tu byli m.in. lider ukraińskich nacjonalistów Stepan Bandera, a także polski pisarz i awanturnik Sergiusz Piasecki. Oblaci przybyli tu w 1936 roku, ale objęli tylko część klasztoru - bez tej, do której obecnie zgłaszają pretensje. Podczas II wojny światowej Niemcy zrobili tu obóz dla jeńców radzieckich. Zginęło ich tutaj blisko 7 tys.

Po wojnie w zachodnim skrzydle klasztoru ulokowano schronisko PTTK. W 1961 pieczę nad nieruchomością przejął ŚPN, który przeprowadził tu remont i stworzył muzeum.

W 2002 roku złożona z przedstawicieli Kościoła i MSWiA Komisja Majątkowa uznała roszczenia Kurii Sandomierskiej do klasztornego zachodniego skrzydła za bezpodstawne. Decyzję uznano za ostateczną.

"Na podstawie przedstawionych przez uczestników dokumentów ustaliła, że nieruchomość objęta wnioskiem została suprymowana (upaństwowiona) bullą Piusa VII w roku 1819. W okresie międzywojennym próby przepisania praw własności tych nieruchomości na rzecz Kościoła Katolickiego okazały się nieskuteczne. Do akt sprawy nie został również przekazany materiał dowodowy świadczący o przejęciu na rzecz Skarbu Państwa tych nieruchomości po II wojnie światowej” - napisano w uzasadnieniu.

Naciski PiS

To jednak nie zadowoliło Oblatów i Kurii Sandomierskiej, którzy nadal zabiegali o przejęcie części klasztoru. Sojuszników znaleźli w politykach Prawa i Sprawiedliwości. Podczas pierwszych rządów PiS (2005-2007) obietnice "zwrotu" mienia składali poseł Przemysław Gosiewski (zginął w katastrofie smoleńskiej) i minister środowiska Jan Szyszko.

W 2006 roku przekazania zabudowań Kościołowi odmówił ówczesny dyrektor ŚPN Bogdan Hajduk. "W budynku byłego więzienia znajduje się muzeum, a edukacja należy do statutowych zadań parku. Nie mam możliwości przeniesienia muzeum w inne miejsce. Poza tym, jak się wytłumaczę z utraty budynku wartego około 12 mln zł?" - tłumaczył w rozmowie z portalem gazeta.pl dyrektor.

Szyszko naciskał też na bezpłatne oddanie w dzierżawę - również nie należącego do Oblatów - budynku szpitalika ("w związku z licznymi interwencjami poselskimi oraz duchowieństwa").

Dyrektor też się nie zgodził. Ostatecznie został odwołany ze stanowiska. Bez podania powodów, bo minister z tej decyzji nie musi się tłumaczyć.

W 2016 roku z dyrektorskiego stołka został strącony - również przez ministra Szyszkę - Piotr Szafraniec, który także sprzeciwiał się przekazaniu reszty klasztoru Oblatom.

Wytrych prawny

W 2017 roku minister Szyszko uznał, że nie można przekazać oblatom ze Świętego Krzyża tzw. zachodniego skrzydła klasztoru na zawsze. Bo trwały zarząd można jedynie ustanowić na rzecz "państwowej lub samorządowej jednostki organizacyjnej nieposiadającej osobowości prawnej", a zakon nią nie jest.

Przygotowywane obecnie przez Ministerstwo Środowiska rozporządzenie obchodzi tę trudność przez zmianę granic ŚPN.

W tej sytuacji obecny dyrektor ŚPK Jan Reklewski nie ma już pola manewru. Biorąc pod uwagę los jego poprzedników - raczej nie zaskakuje, że (przynajmniej oficjalnie) godzi się z utratą 5 ha terenu, którym od ponad pół wieku zarządzał Park.

Skorzystają zakonnicy, ale straci przyroda jednego z najcenniejszych obszarów Polski.

Niniejsza publikacja powstała dzięki współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie. Zawarte w niej poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze