Jak pisaliśmy w OKO.press, Konfederacja Lewiatan zrzeszająca przedsiębiorców podała niepokojące dane. Z 800 firm zapytanych o skutki pandemii i sytuację pracowników:
- 55 proc. odpowiedziało, że już dziś bardzo poważnie odczuwa skutki pandemii;
- 69 proc. planuje zmniejszenie zatrudnienia;
- 47 proc. może czekać na pomoc państwa maksymalnie 3 tygodnie, potem zacznie zwalniać.
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w branży turystycznej oraz eventowej, która stoi przed perspektywą zupełnego załamania.
O tym, czy tarcza antykryzysowa odpowiada na rzeczywiste potrzeby przedsiębiorców z tej branży, rozmawiamy Bartoszem Bieszyńskim, koordynatorem zespołu roboczego stowarzyszeń branżowych do współpracy z Ministerstwem Rozwoju.
OKO.press: Sejm zaczyna pracę nad tarczą antykryzysową. Jesteśmy uratowani?
Bartosz Bieszyński: Na razie nie jesteśmy. Rządowy projekt jest odrealniony, uchwalany za późno, nie odpowiada na wyzwania rzeczywistości i na dokładkę są w nim zaplanowane niewystarczające środki.
Większość innych krajów UE dotkniętych epidemią wykazuje się większym zdecydowaniem, na poziomie strategicznym rozumieją tam, że to przedsiębiorstwa i przedsiębiorcy ciągną całą gospodarkę.
W Polsce niestety mam chwilami wrażenie, jakbyśmy prosili o łaskę, żeby ktoś raczył zająć się naszymi problemami. Projekt tarczy antykryzysowej to miał być polski odpowiednik amerykańskiego New Dealu. Zamiast tego mamy No Deal.
A nie chcemy przecież, żeby państwo oddało nam utracone przychody i marże, tylko o kroplówkę na przetrwanie. Bo ciężko wyżyć z oszczędności i zysków z lat poprzednich, gdy przez miesiące brak przychodów, a są koszty stałe.
W przypadku firm autokarowych zleceń nie ma, a zatrudnionych jest po kilkaset osób. I co wtedy robić? To są dramaty ludzkie, rodzinne, koszmar.
Przypominam, że mówimy o branżach, które stanęły. Hotele stoją, branża turystyczna również. Biura podróży przed epidemią sprzedawały dziennie nawet 5 tysięcy umów dziennie. Teraz również pięć, ale sztuk.
Autokary stoją na parkingach, hotele praktycznie bez gości, targi – bez klientów. Do tego w tych branżach sezon na biznes to wiosna i lato, my się nie odkujemy jesienią.
Nie rozumiem, dlaczego rząd w ciągu 24 godzin jest w stanie wprowadzić zakaz poruszania się powyżej dwóch osób, ale w tym samym czasie nie może podjąć decyzji o abolicji ws. składek ZUS czy odpaleniu kredytów obrotowych.
Codziennie zbiera się sztab kryzysowy dotyczący epidemii z obecnością najważniejszych ministrów, a sztabu kryzysowego dotyczącego gospodarki nie ma.
Przekazywaliście te uwagi rządowi?
Wiele osób mnie pyta: „Jak tam wasze negocjacje i rozmowy z rządem?”. Sytuacja wygląda w ten sposób, że właściwie ich nie prowadzimy, komunikacja jest póki co jednokierunkowa. Rząd coś proponuje, my się do tego odnosimy, wysyłamy uwagi i to w zasadzie tyle.
Dostawaliśmy tak wiele różnych wersji pakietu antykryzysowego (oficjalnie i nieoficjalnie), że można się było w tym totalnie pogubić. Została przyjęta strategia, moim zdaniem nie do końca efektywna, że próbowano zaspokoić naraz wszystkie sektory, zamiast iść po priorytetach.
Na przykład w taki sposób, że w tym tygodniu załatwiamy ZUS, dotacje, kredyty obrotowe, w kolejnym bierzemy się za następne rzeczy.
Ale wzięli sobie całą gospodarkę na głowę, oczekiwania wszystkich ministerstw, branż, stowarzyszeń i to się skończyło tak, że ustawa zaczęła się od 90 stron, a skończyła na 180. I sądzę, że będzie szybko nowelizowana.
Pani minister Jadwiga Emilewicz naprawdę bardzo się stara i ciężko pracuje – jej zaangażowanie naprawdę bardzo doceniamy. Natomiast mam wrażenie, że jest trochę zostawiona sama sobie. Tymczasem w innych krajach bezpieczeństwo ekonomiczne idzie w parze z bezpieczeństwem fizycznym – jako najwyższy priorytet.
Na przykład?
Spójrzmy na Niemcy. Państwo podjęło decyzję, że natychmiast wypłaca środki i notyfikuje w Unii Europejskiej pomoc publiczną. Te pieniądze wypłacane są w pewnym sensie w biegu, bardzo szybko, a papierologia i kontrola jest odłożona. Wiele mechanizmów opiera się na zaufaniu – państwa do przedsiębiorcy i vice versa.
U nas? Widzimy w ustawie tysiące dokumentów i papierów do wypełnienia, setki decyzji urzędników do podjęcia.
Polski pakiet już powinien działać, a zacznie może za miesiąc. To będzie za późno. Firmy autokarowe stoją już de facto od dwóch miesięcy i nie będą czekać kolejnych dwóch: tu i teraz podejmują decyzje. Kogo zwolnić, jak obniżyć wynagrodzenia, nikt na państwo nie będzie się oglądał. Więc żeby nie było zaskoczenia, gdy za miesiąc będzie kilkaset tysięcy bezrobotnych, albo zawieszonych działalności gospodarczych.
Premier Morawiecki mówi, że po kryzysie za odbudowę kraju po epidemii będą odpowiedzialni solidarnie przedsiębiorcy i pracownicy, to ja się pytam – jacy? Ci splajtowani? Ci na bezrobociu?
To czas, gdy rzeczywiście przez weekend w ramach swego rodzaju okrągłego stołu można było propozycje rządu przepracować z przedsiębiorcami i opozycją, ale jesteśmy sprowadzeni do roli osób, które wysyłają swoje uwagi mailem i nawet nie są pewni, czy w ogóle ktoś po drugiej stronie weźmie to na poważnie.To frustrujące i demotywujące.
Może to jest rozwiązanie – przyjąć szybko nawet nie najlepszą ustawę i później ją nowelizować?
Pewnie to jest jakieś wyjście, ale chciałbym, żeby nowelizacje były przyjmowane na partnerskich zasadach z przedsiębiorcami, a nie w relacji petent-urzędnik. Bo tak naprawdę rozwiązania, o jakich mówimy, to powinna być strategia na najbliższych 10 lat, a nie na rok.
Mówi pan, że zaczną się zwolnienia. A gdyby przedsiębiorcy zacisnęli zęby i spróbowali przetrwać?
Mamy prosty wybór: albo płacimy wynagrodzenia przy braku przychodów, albo płacimy podatki i ZUS. Wybieramy wynagrodzenia. Bo wbrew obiegowej opinii, że przedsiębiorca to wyzyskiwacz rozbijający się mercedesem, dla nas pracownicy są najważniejsi, bez nich się nie odbudujemy, kiedy popyt wróci. Chcemy o nich zawalczyć, ale z pustego nie nalejemy.
Dlatego proponowane przez rząd odroczenia różnych płatności nie są rozwiązaniem, bo i tak kiedyś trzeba będzie je zapłacić. Zadłużanie się też nie jest panaceum – dlaczego mam się zadłużać nie z własnej winy i brać kolejny kredyt, kiedy epidemia jest sytuacją losową?
Tym bardziej że mamy problemy z bankami, które w naszej branży już wstrzymują kredyty obrotowe i nie udzielają nowych. Przykład: nie jesteśmy w stanie uzyskać dla hotelu kredytu obrotowego pod… zastaw hotelu. Bo analitykom bankowym już się w systemie świecimy na czerwono. Mamy leasingi, kredyty i jeśli państwo nam ich nie zlewaruje, jesteśmy, mówiąc wprost, głęboko w czterech literach. Zostajemy sami.
Wasze najważniejsze postulaty do tarczy antykryzysowej?
- Brakuje abolicji ZUS dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz zniesienia danin.
- Brakuje dotacji do wynagrodzeń wyższej niż 40 proc. pensji minimalnej, bo przy takiej kwocie pracodawcy dalej opłaca się zwalniać ludzi.
- Po trzecie, w branży turystycznej potrzebujemy utrzymania płynności. Gdy ktoś rezygnuje z wycieczki, pobytu w hotelu, udziału w koncercie z powodu koronawirusa, musimy mieć prawo do decyzji, czy oddamy za bilet, rezerwację, etc. w formie voucheru w ciągu 365 dni, czy zwrócimy pieniądze w ciągu 180 dni.
- Po czwarte, kredyty obrotowe – muszą być dostępne natychmiast. I gwarancje dla banków, żeby chciały z nami współpracować, bo w tej chwili nie chcą.
W Wlk Brytanii uchwalono "tarczę" kilka dni temu. Już są wypłaty. U nas będzie ciche zalecenie : nie spieszyć się z wypłatami, może wnioskodawca umrze, robimy co możemy, szczęść Boże – premier.
I znowu. Umiecie tylko siać panikę i krytykować! Wiecie co. Zobaczymy za parę mięsięcy, jaką będziemy mieć sytuację w gospodarce. Myślę, że wtedy mocno spadnie zainteresowanie waszymi tekstami, ze względu na brak trafności oceny.
Tercet egzotyczny w składzie: premier, prezydent, minister zdrowia zbierają się i cuda ogłaszają. Ja, freelancer od organizacji eventów, już się pochwaliłem, że zdrowo dostałem w d…ę i zawiesiłem działalność. Co będzie dalej? Nie mam pojęcia. Kolejny dzień prowadzę rozmowy z kontrahentami dla których były już przygotowane imprezy a tu sprawy się rypły!
Nie ma to jak dbanie o przyszłość…pani Emilewicz ciężko pracuj…itd. Ta pani obudowuje jedynie papierami bzdurne pomysły hochsztaplera Morawieckiego. Takiej amatorszczyzny i burdelu, jakiemu patronuje Morawiecki dawno nie było.
Dania uchwaliła swój system pomocy jakiś tydzień temu i jest on szczególny:
Państwo płaci 80% dotychczacowej pensji pracownikowi, który został w firmie odesłany do domu i nie pracuje. Warunek – nie pracuje, ale pozostaje pracownikiem firmy. Ludzie zupełnie zwolnieni idą na bezrobocie, które ma podobne warunki.
Jaki jest tego sens?
Firmy duńskie mają zwykle wysokokwalifikowanych pracowników. Można ich zwolnić i pójdą na bezrobocie, które jest wysokie, ale chodzi o to by pozostali w firmach – ponieważ gdy zaraza się skończy, firmy będą mogły natychmiast wystartować z pełną obsadą wykwalifikowanych i przeszkolonych pracowników. Chodzi o szybki start gospodarki po kryzysie.
Wiekszość pomocy idzie więc nie do firm, a do pracowników. Chodzi o to, by zapewnić popyt. Ludzie dalej mają mniej więcej tyle samo pieniędzy i mogą kupować rzeczy i usługi u działających firm i będą mieli pieniądze na wydawanie po tym jak wszystko ruszy.
Dzięki temu firmy też będą miały pieniądze.
Duński program jest bardzo szczodry i kosztuje ok 15% dochodu narodowego. To jedna z największych inwestycji na świecie. Oczywiście państwo się zadłuży, ale jak gospodarka ruszy, szczególnie szybciej niż u sąsiadów, to wszystko się zwróci.
Rozdawanie pieniędzy do ludzi nie tylko rozwiązuje problemy firm, banków, kredytów etc. poprzez podaż pieniądza, ale oczywiście rozwiązuje też problemy społeczne i ogranicza skutki ludzkie katastrofy.
A teraz prównajmy to z "tarczą"…