Nikt nikomu nie każe przerywać ciąży. Jak się jest katolikiem, można nie używać środków antykoncepcyjnych, mieć wiele dzieci. Nikt do nikogo nie ma pretensji. Chodzi tylko o to, by nie narzucać całemu społeczeństwu swojego światopoglądu - mówi Gabriela Morawska-Stanecka, wicemarszałkini Senatu
PiS dopiął swego. TK orzekł 22 października 2020 roku, że aborcje ze względu na ciężkie, nieuleczalne, a także śmiertelne wady płodów są niezgodne z konstytucją. To koniec legalnych aborcji w Polsce. Wyrok na kobiety wejdzie w życie praktycznie od zaraz.
Wczoraj przeciwko barbarzyńskiemu orzeczeniu protestowano w wielu miastach w Polsce, w tym w Warszawie pod domem szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu.
Dziś, w piątek 23 października, protest w tym samym miejscu jest zapowiadany na godz. 19:00, OKO.press będzie go relacjonować.
O wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej rozmawiamy z wicemarszałek Senatu Gabrielą Morawską-Stanecką z Lewicy.
Agata Szczęśniak, OKO.press: Co pani czuje?
Gabriela Morawska-Stanecka, wicemarszałkini Senatu: Jestem po prostu wściekła. Czuję gniew i złość. Joanna Jaśkowiak kiedyś nazwała po imieniu to, co teraz czuję, i została skazana.
Zatem: co pani myśli o tym wyroku?
Robią nam tu republikę katolicko-nacjonalistyczno-antykobiecą. Taki kraj z „Opowieści Podręcznej”. Kobiety będą zmuszane, żeby rodzić dzieci, które nie mają możliwości przeżycia. Kraj, w którym dobro płodu jest ważniejsze niż dobro kobiety. To czarny dzień dla Polski. Słyszę, że Polska się cofa do średniowiecza, ale w średniowieczu racjonalniej patrzyli na te kwestie.
Takie drakońskie prawo było w dyktaturach, w stalinowskiej Rosji, w Rumunii za Ceaușescu, my się do tego cofamy. To pokazuje, że mamy dyktaturę, wprowadzaną na miękko.
Rządzą nami fundamentaliści. Dało się im do ręki narzędzia. To jak dać małpie brzytwę. Wykorzystali moment pandemii w przekonaniu, że teraz kobiety nie mogą wyjść na ulice. Ale w końcu wyjdą i pogonią ten rząd.
Kobiety w prawie każdym kraju europejskim mogą przerwać ciążę. Co teraz czeka Polki?
Znikną badania prenatalne. Po co je robić, skoro każda ciąża musi być donoszona? To na pewno spowoduje zmniejszenie dzietności, kobiety będą się bały zachodzić w ciążę. Ciąże zamożnych osób będą prowadzone zagranicą, szczególnie w miejscowościach przygranicznych. Już dziś w klinikach aborcyjnych na granicy z Czechami czy Niemcami mówi się po polsku. Teraz pewnie będą tam przyjmowali lekarze, którzy będą prowadzili ciąże.
Spodziewam się wielu spraw przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Dotąd najsłynniejsza była sprawa Alicji Tysiąc. Ale skarżą się też rodzice, którzy nie mieli prawa dokonywania badań prenatalnych. Będziemy takie sprawy przegrywać. Komitet ONZ Przeciwko Torturom powiedział, że takie sytuacje można traktować jako tortury.
Nie można zmuszać kobiet do tego, żeby całe ich życie było jednym koszmarnym poświęceniem. Co ma zrobić kobieta, gdy dziecko ma zespół Edwardsa, czy też rodzi się bez mózgu, umiera w ciężkich męczarniach? A znam takie kobiety. To są zwykle kobiety, a nie małżeństwa, bo mężczyźni często opuszczają żony, gdy rodzi się dziecko z niepełnosprawnościami.
Te kobiety zadają sobie tragiczne pytania: Co będzie jak ja umrę? Kto się nim/nią zajmie? Nasze państwo nie ma możliwości zajęcia się takimi osobami. Nasze państwo nie daje takim osobom nic, to są głodowe świadczenia, wyliczanie pampersów.
Liczy pani, że ten wyrok zmieni postawy społeczne?
Pamiętam takie kraje jak Hiszpania. Tam też było bardzo ostre prawo zakazujące aborcji. Kiedy do władzy doszli socjaliści, zupełnie zliberalizowali to prawo i to w taki sposób, że nawet bardzo świeckie osoby miały z tym problem, bo zezwolono np. na aborcję w bardzo młodym wieku bez zgody rodziców.
PiS straci władzę prędzej niż później, pandemia zrobi swoje. Kiedy do władzy dojdzie liberalne środowisko lewicowe, będzie bardzo duże poparcie społeczne dla innego myślenia. Do tego czasu kobiety odczują skutki tej ustawy.
Już teraz odczuwają, a jednak wybierają konserwatywne partie. To będzie przełomowy moment?
Jestem o tym przekonana. Ten wyrok dotyczy głównie kobiet, które chcą mieć dzieci.
Pamiętam 1993 rok, leżałam w szpitalu na podtrzymaniu ciąży. Żeby urodzić moją córkę, leżałam siedem miesięcy z dziewięciu. W 15-osobowej sali, dół łóżka był podpierany cegłami. Cały czas byłam pod kroplówką.
A w Sejmie debatowano o ustawie o planowaniu rodziny. Szlag mnie trafiał. Nas żywili dwiema kromkami chleba z margaryną rano i wieczorem, i podłą zupką na obiad. A rodziny nie mogły wejść, bo była epidemia grypy. Przez trzy tygodnie był zakaz odwiedzin w szpitalu.
Tak się traktowało kobiety, które chcą mieć dzieci, które cierpią, które przerwały pracę, wszystko poświęciły, żeby urodzić wymarzone dziecko. Dziś kobiety w Polsce zostały potraktowane jeszcze gorzej.
Przed wydaniem wyroku nie było dużej mobilizacji społecznej. Nawet polityczki, które dotąd bardzo się angażowały w obronę praw kobiet, mówiły o tym niewiele. W OKO.press od kilku dni pisaliśmy o tym, co się wydarzy i czasem mieliśmy wrażenie, że nasze teksty trafiają w próżnię.
Jestem bardzo zła, że liberalne media nie mówiły w większym stopniu o tym, co się miało dziać w Trybunale Konstytucyjnym. Uważam, że to dlatego, że zamożne kobiety nie są zainteresowane liberalizacją.
Widziałam badania, w których największymi przeciwniczkami liberalizacji są kobiety zarabiające powyżej 5 tys. miesięcznie. A najwięcej zwolenniczek liberalizacji jest wśród kobiet, które zarabiają mniej niż 1 500 zł miesięcznie. Kobiety zamożne mają pieniądze na nowoczesną antykoncepcję, prywatnego ginekologa. W Katowicach taka wizyta to 200 zł. Dla nich to nie jest problem. Nie zdarzy im się niechciana ciąża, są lepiej wyedukowane, zabezpieczone, są pod opieką lekarską. A jeśli się zdarzy, to też sobie poradzą. Na przykład za granicą.
A kobiety biedne wiedzą, że to w nie uderza. Nie mają dostępu do ginekologa. Nie stać ich na prywatną opiekę medyczną. Bywa, że w małej miejscowości jest jedna apteka i aptekarz powołuje się na klauzulę sumienia - nie sprzeda pigułki "dzień po" ani żadnych środków antykoncepcyjnych. Jest jeden lekarz i też ma klauzulę sumienia.
Czytam dzisiejsze komentarze, w których pojawiają się głosy, że ten problem nie dotyka zamożnych kobiet. Ponieważ one mogą wyjechać za granicę i tam dokonać aborcji. Niestety to nie jest prawda. Dzisiejszy wyrok bije we wszystkie kobiety, w bogate też. Może środowiska liberalne teraz się zorientują, że problemy tego typu dotyczą też ich, a nie tylko biednej części społeczeństwa. Pójdą na badania prenatalne i okaże się, że mają problem, bo płód ma ciężkie wady. Mogą wyjechać zagranicę, ale ich ciąże już zostały odnotowane. Gdy prokurator zacznie je ścigać, to się zorientują, że je też to dotyczy.
W innych sprawach ostatnio Trybunał przekładał posiedzenia, w tej nie.
Z tych ponad 12 tys., u których dziś stwierdzono Covid, część umrze. To jest życie, które jest. Nie ma kto o nie zadbać. Kościół, Rydzyk, Kaczyński dbają o życie od poczęcia do urodzenia. Potem zostawiają kobietę samą sobie.
Dlaczego PiS skierował tę ustawę do TK, nie skorzystał z drogi parlamentarnej?
Wiedział, że nawet na prawicy są osoby, które uważają, że nie powinno być tak ostrego prawa. Zrobił to rękami Trybunału, bo od tego nie ma odwołania. Żeby w takiej sytuacji zliberalizować prawo aborcyjne, trzeba będzie zmienić konstytucję, PiS o tym wie.
Ten wyrok jest obarczony wadą prawną. Decyzję podejmowali sędziowie wybrani nieprawidłowo — na już obsadzone miejsca w Trybunale. W przyszłości to będzie punktem zaczepienia. My mamy prawo, oni mają siłę. Pokazują nam od 5 lat, że prawo nie znaczy nic. Tworzą przepisy, żeby działać dla siebie.
Co to znaczy „punkt zaczepienia w przyszłości”?
W normalnym kraju orzeczenie w takim nieprawidłowo obsadzonym składzie powodowałoby nieważność postępowania, a w konsekwencji orzeczenia. U nas ten wyrok będzie realizowany. Dlatego musimy się organizować. Na przykład zastanowić się nad zebraniem podpisów pod organizacją referendum w sprawie zmiany Konstytucji i legalizacji aborcji. Trzeba będzie w spokojny sposób wykorzystać wszystkie prawne możliwości odwrócenia tej sytuacji.
Szymon Hołownia napisał tuż po wyroku: „Różnimy się w sprawie aborcji, powinniśmy o tym rozmawiać. A nie być zmuszanymi do zdania szefa szefowej TK”. O czym by pani rozmawiała z Szymonem Hołownią?
Już w kampanii wyborczej Hołownia uciekał od odpowiedzi w kwestii aborcji. Mówił, że ustawę liberalizującą aborcję odesłałby ponownie do parlamentu. On buduje swój kapitał polityczny, partię, będzie walił w Kaczyńskiego, a jednocześnie uchylał się od jednoznacznego stanowiska. Choć je ma: jest przeciwnikiem liberalizacji.
Od odpowiedzi uciekała w kampanii również Małgorzata Kidawa-Błońska, kandydatka Koalicji Obywatelskiej.
W pewnym momencie wyraźnie powiedziała, że jest zwolenniczką kompromisu. To kwestia niezrozumienia. Wiele środowisk liberalnych ma problem, żeby oddzielić religię i etykę katolicką od tego, co powinno obowiązywać w świeckim państwie. Państwo powinno być świeckie, dla wszystkich powinny być równe prawa. Bez względu na wszystko, czy są mężczyzną czy kobietą, jaki mają kolor skóry. Prawo musi być tak skonstruowane, żeby każdy się czuł równy. Nie możemy wrzucać katolickich wartości w kodeksy i ustawy. 70 proc. społeczeństwa jest przeciwko zaostrzeniu.
Nikt nikomu nie każe przerywać ciąży. Jak się jest katolikiem, to można nie używać środków antykoncepcyjnych, mieć nawet trzydzieścioro dzieci. Nikt do nikogo nie ma pretensji. Chodzi tylko o to, żeby nie narzucać całemu społeczeństwu swojego światopoglądu i nie wprowadzać go do prawa.
Pojawiło się dziś wiele komentarzy, że to koniec kompromisu.
Jakiego kompromisu?! To był układ Kościoła z rządzącymi, politycy wszystkich partii mają sobie wiele do zarzucenia. Mężczyźni zdecydowali, zwłaszcza ci w sukienkach.
A teraz bezdzietny kawaler mówi, że trzeba urodzić i ochrzcić dziecko, on nie wie, o czym mówi. Nie wie, jak wygląda życie z dziećmi z niepełnosprawnościami.
Co teraz zrobi opozycja? Czy Lewica przypomni teraz swoją ustawę liberalizującą aborcję? Projekt leży w Sejmie od kwietnia 2020.
W teorii z uwagi na pandemię nie możemy teraz za dużo zrobić. A jednak wczoraj wieczorem wściekłe kobiety wyszły na ulice i nocą protestowały. PiS się boi ludzi na ulicach, a kobiet tym bardziej. Dlatego teraz musimy się jednoczyć w mediach społecznościowych, edukować ludzi, co znaczy ten wyrok. Kobiety muszą wziąć sprawy w swoje ręce, jeszcze bardziej się angażować politycznie.
W mojej ocenie następne wybory będą szybciej niż za trzy lata. Kryzys związany z pandemią, kryzys gospodarczy, stosunek do Unii Europejskiej i relacje z nią - wszystko to spowoduje, że PiS straci władzę. Musimy mobilizować kobiety, żeby nie tylko poszły do wyborów, ale też w nich kandydowały. Niech namawiają dzieci, bliskich, żeby szli na wybory i pogonili PiS. Nas jest więcej. Tylko wciąż jeszcze nie potrafimy dotrzeć do ludzi. Teraz będziemy mieć jeszcze więcej determinacji, żeby mówić o tym ludziom w miasteczkach, wioskach, tam, gdzie kobiety będą mieć najtrudniej.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze