Wywiad premier Beaty Szydło dla tygodnika "doRzeczy" świadczą, że nie ma ona pojęcia, jak pogodzić zachwyt PiS nad wyborem Donalda Trumpa z jego potencjalnie dramatycznymi skutkami dla Polski. Porównała Trumpa do Andrzeja Dudy, by chwilę później zapowiedzieć, że prezydent USA nie wprowadzi większych zmian i będzie zachowywał się przewidywalnie
W analizach OKO.press nie zdarzyło się dotąd, by nie dało się powiedzieć, czy wypowiedzi polityka są prawdziwe czy fałszywe, bo są wzajemnie sprzeczne. Tak jest w przypadku wywiadu Beaty Szydło dla tygodnika "Do Rzeczy", w którym premier komentuje wybory w USA.
Szydło najpierw ogłosiła, że "na pewno zmieni się polityka Stanów Zjednoczonych", by chwilę później powiedzieć, że "administracja amerykańska jest zbyt doświadczona, aby pozwolić sobie na zmianę całej dotychczasowej linii w polityce światowej".
Wygrana Trumpa to kalka tego, z czym mieliśmy do czynienia w 2015 r. Gdy rozpoczynaliśmy kampanię Andrzeja Dudy (...) nikt nie dawał nam szans. Ludzie dokonali wyboru sprzeciwiając się uporczywemu dyktatowi wąskich grup interesów.
Wszystko rozbija się o podejście do ekspertów, elit i środowisk opiniotwórczych. Rzeczywiście jest tu podobieństwo między Polską i USA, bo politycy PiS i Donald Trump odmawiają uznania argumentów "mainstreamowych" mediów, ośrodków badań opinii społecznej i analityków, by uwiarygodnić się w roli pokrzywdzonych przez "elity" reprezentantów "zwykłych ludzi", których oczekiwania polityczne - m.in. troska o religię, dumę narodową, bezpieczeństwo i dobrobyt obywateli - są kneblowane, najczęściej przy pomocy "dyktatury poprawności politycznej".
Oczywiście większość - tak w Polsce, jak w USA - tych wyklinanych ekspertów uważa, że sięganie po taką retorykę jest niebezpieczną populistyczna grą, która może doprowadzić do powrotu do ery nacjonalistycznych, zamkniętych przed sobą państw (za przykład podają Brexit).
Nic dziwnego jednak, że Beata Szydło jest przekonana, że wypowiadający te opinie politycy i eksperci nie mają racji, skoro to "łże-elity" i "gorszy sort" - i przywołuje opinie "ekspertów" i mediów, którzy popierają jej argumenty.
Prezydent Trump będzie miał do dyspozycji cały aparat doradców oraz ekspertów i sądzę, że po analizie i ocenie sytuacji będzie podejmował rozsądne decyzje.
Natomiast nie da się założenia o podobieństwie Polski i Stanów Zjednoczonych pogodzić z twierdzeniem, że administracja USA może powstrzymać nowego prezydenta USA przed gwałtownymi ruchami politycznymi. Analogia z Polską PiS prowadziłaby do tezy dokładnie odwrotnej - partii Kaczyńskiego nawet konstytucja Rzeczypospolitej nie powstrzymała przed realizacją własnych planów politycznych.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by Trump wywrócił do góry nogami politykę międzynarodową USA, ignorując, obrażając i nazywając "wąską grupą interesów" krytycznych wobec siebie ekspertów. Dokładnie tak, jak robi to od roku PiS.
Również u nas przed wyborami mówiono, że Polska nie dokona radykalnego zwrotu politycznego, a nowy rząd będzie musiał zachowywać się racjonalnie; zresztą samo PiS łagodziło w kampanii swój wizerunek. Tak się nie stało. Po roku Polska jest w poważnym kryzysie konstytucyjnym. Władze ignorują opinie międzynarodowych ośrodków i autorytetów (Komisji Europejskiej, europarlamentu, ONZ, Komisji Weneckiej), dokonują gwałtownych zmian w polityce obronnej (śmigłowce Caracal) oraz reorientacji polityki zagranicznej psując relacje z głównymi krajami UE (Niemcami i Francją - tu afera z Mistralami) i próbując tworzyć regionalny sojusz w Europie środkowo-wschodniej (koncepcja Międzymorza). Wszystko to doprowadziło do marginalizacji Polski w Europie.
Donald Trump w kampanii zapowiadał, że gwarancje bezpieczeństwa w NATO będą uzależnione od wkładu państw członkowskich w finansowanie zbrojeń.
Można wyobrazić sobie, że wygórowane żądania USA spowodują, że Europy nie będzie stać na utrzymanie NATO a Trump, zgodnie z zapowiedzią z wywiadu dla "New York Times", powie sojusznikom: "gratuluję, bronicie się sami". Nie ma też powodu, aby nie tylko Ukraina, ale i Polska stała się przedmiotem w negocjacjach między USA Trumpa z Rosją Władimira Putina.
PiS i Polska może boleśnie przekonać się, co oznaczać będzie "dobra zmiana w Ameryce".
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze