0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Kobiety przechodzą obok plakatów przedstawiających zmarłego dyktatora Iraku Saddama Husajna i zmarłego przywódcę Palestyny Jasera Arafata wzdłuż alejki w obozie dla uchodźców palestyńskich Szatila na południowych przedmieściach Bejrutu 7 listopada 2023 r. (Zdjęcie: AHMAD AL-RUBAYE / AFP)Kobiety przechodzą o...

„Ja przeżyłem masakrę, ale z naszej rodziny zamordowano ponad 40 osób: moich kuzynów, rodzeństwo, rodziców, dziadków. Młodych i starych. Niech pan to zapisze: rodzina Mekdad straciła ponad 40 osób, torturowanych, zamordowanych i złożonych tu, w masowym grobie” – mówi mi starszy, powykręcany przez wiek i ciężką pracę mężczyzna. Razem z moim palestyńskim kolegą stoimy przed nim, młodzi, wyprostowani. On może mieć równie dobrze pięćdziesiąt kilka, jak i osiemdziesiąt lat, siedzi na wózku inwalidzkim. Jak potem słyszę od ludzi mieszkających w obozie, jest tu prawie codziennie. Kiedy piszę tu, mam na myśli murowaną bramę w Szatili, obozie palestyńskich uchodźców w Bejrucie. Brama prowadzi pomnika i masowego grobu, jedynego zielonego i cichego miejsca w przeludnionym obozie. Jeszcze do niego wrócimy.

Kiedy odwiedzam Bejrut wiosną 2025, od masakry minęły niecałe 43 lata. To dużo, ale nie bardzo dużo: palestyńscy mieszkańcy obozu w większości dorastali w jej cieniu. Dotknęła ich samych, ich rodziców, najdalej dziadków. Mój kolega, który się tu wychował, odprowadzając mnie, wskazuje kilka miejsc, gdzie jeszcze widać ślady kul. Jednak szczerze mówiąc, w zatłoczonym, przeludnionym obozie (na obszarze niecałego kilometra kwadratowego mieszka – według różnych źródeł – od kilkunastu do dwudziestu kilku tysięcy osób, w dużej mierze nowych uchodźców z Syrii) ciężko jest dostrzec te ślady wśród śmieci, plakatów partii politycznych i pękających ścian.

Przeczytaj także:

OWP już tam nie było

Masakra w obozie Szatila i sąsiadującej z nią bejruckiej dzielnicy Sabrze, dokonana we wrześniu 1982 roku, należy do najbardziej wstrząsających wydarzeń w historii Libanu.

Do tragedii doszło podczas wojny domowej i izraelskiej inwazji na ten kraj. Libańska wojna domowa była trwającym 15 lat konfliktem zbrojnym, w którym splotły się napięcia religijne między libańskimi chrześcijanami a muzułmanami, napięcia społeczne wynikające z nierówności ekonomicznych i politycznych, obecność uzbrojonych palestyńskich organizacji po wysiedleniu ich z Jordanii, interwencje państw regionalnych (Syrii, Izraela) i mocarstw światowych. Walczyły ze sobą chrześcijańskie milicje (np. Falanga), muzułmańskie ugrupowania lewicowe i nacjonalistyczne (sunnickie, szyickie, druzowie), Organizacja Wyzwolenia Palestyny, a także armia syryjska i armia izraelska interweniujące po różnych stronach konfliktu. Wojnie towarzyszyły krwawe masakry ludności cywilnej, dokonywane przez każdą ze stron. Przynajmniej kilkukrotnie ofiarami byli mieszkańcy obozów dla uchodźców, które Organizacja Wyzwolenia Palestyny zmieniała często w swoje twierdze.

Najsłynniejszą i najbardziej haniebną z masakr wojny domowej była ta w Sabrze i Szatili. Doszło do niej w siódmym roku wojny, podczas inwazji Izraela na Liban.

OWP od lat używało Libanu jako bazy wypadowej przeciwko Izraelowi, na co ten ostatni odpowiadał bombardowaniami.

W czerwcu 1982 izraelskie wojsko zdecydowało się wkroczyć do Libanu w porozumieniu z chrześcijańskimi maronickimi bojówkami. Celem liczącej 60 tysięcy żołnierzy armii inwazyjnej było zniszczenie OWP. Co istotne, była to już druga inwazja izraelska podczas tej wojny – pierwsza, z 1978, zakończyła się zajęciem terenów na południu Libanu (okupowanych do 2000 roku), z których miały być przeprowadzane ataki. Poskutkowało to migracją komórek OWP w głąb kraju. Inwazja z 1982 miała rozwiązać ten problem na zawsze.

Po dotarciu wojsk izraelskich do stolicy w połowie czerwca doszło do krwawego oblężenia Bejrutu. W sierpniu 1982 roku rozpoczęły się negocjacje pod auspicjami amerykańskiego dyplomaty Philipa Habiba, które doprowadziły 12 sierpnia do zawieszenia broni. Ustalono, że bojownicy OWP opuszczą Liban w zamian za gwarancje bezpieczeństwa dla palestyńskiej ludności cywilnej w obozach uchodźców. Pomiędzy 21 a 31 sierpnia kilkanaście tysięcy palestyńskich bojowników zostało ewakuowanych drogą morską i lądową do Tunezji, Jemenu, Syrii, Sudanu i innych krajów arabskich, a 30 sierpnia Jaser Arafat wyruszył z Bejrutu do Tunisu, gdzie przeniesiono centralę OWP. Proces nadzorowały siły wielonarodowe z USA, Francji i Włoch, które jednak już we wrześniu wycofały się z Libanu, pozostawiając uchodźców bez ochrony. W Bejrucie i jego okolicach wciąż stacjonowały za to wojska izraelskie.

14 września w zamachu bombowym zginał świeżo wybrany prezydent Baszir Dżemajel, lider Falangi, chrześcijańskich milicji, głównie maronickich. Ich członkowie, pragnący zemsty, szybko wskazali winnych. Armia izraelska, która od czerwca 1982 roku zajmowała część miasta i posiadała tu nie tylko znaczne siły, ale też rozbudowaną infrastrukturę, otoczyła obóz Szatila i zezwoliła falangistom na wkroczenie do obozu w celu „oczyszczenia” go z bojowników Organizacji Wyzwolenia Palestyny.

W rzeczywistości w obozach znajdowała się głównie ludność cywilna: kobiety, dzieci i starcy, ponieważ bojownicy OWP opuścili Bejrut na mocy wcześniejszego porozumienia pokojowego.

Przez trzy dni i dwie noce, od 16 do 18 września, milicje falangistów dokonały licznych masowych mordów, gwałtów i tortur, zabijając — według różnych szacunków — od kilkuset do ponad trzech tysięcy osób.

Izraelskie wojsko, kontrolujące dostęp do obozów i oświetlające teren reflektorami i flarami, nie tylko nie powstrzymało zbrodni, ale według licznych świadectw umożliwiło jej przeprowadzenie.

Ofiarami masakry, chociaż w mniejszym stopniu, byli też mieszkańcy Sabry – dzielnicy, sąsiadującej z obozem, zamieszkanej przez szyickich Libańczyków oraz zamożniejszych Palestyńczyków.

Ponure stosy ciał

We wrześniu 1982 korespondent „Der Spiegel” Henri Zoller pisał z Zachodniego Bejrutu:

„Zwłoki gniły w palącym słońcu. Staruszek, ubrany jedynie w zakrwawioną piżamę, leżał martwy w ruinach swojej zbombardowanej lepianki. Niedaleko niego, w ramionach matki, leżało małe dziecko, zmiażdżone i częściowo pogrzebane przez buldożer. Kilka metrów dalej, w cieniu meczetu – trzech mężczyzn z rękami związanymi za plecami, postrzelonych w szyję. W zdewastowanej bocznej uliczce osiem pokrytych muchami ciał – mężczyzn, kobiet i dzieci – tworzyło ponury stos. W obskurnym warsztacie cieśla trzymający dłuto został zastrzelony pod swoim stołem roboczym”.

Masakra wywołała falę oburzenia na całym świecie. W samej Jerozolimie setki tysięcy ludzi wyszło na ulice w proteście przeciwko polityce rządu. Powołana przez władze Izraela komisja Kahane orzekła, że pośrednią odpowiedzialność za wydarzenia w Bejrucie ponosi minister obrony Ariel Szaron, który „zlekceważył ryzyko” dokonania zbrodni przez falangistów i umożliwił im wejście do obozów. Komisja zaleciła jego dymisję, choć ostatecznie Szaron powrócił później na najwyższe stanowiska państwowe.

ONZ uznało zbrodnię za akt ludobójstwa, za który odpowiadają zarówno falangi, jak i Izrael jako państwo okupacyjne.

„Za" głosowało 123 państw, 22 wstrzymało się od głosu, w większość krajów ówczesnej UE i Stany Zjednoczone, widzące w rezolucji narzędzie uderzenia w Izrael. Za ludobójstwo uznała masakrę również niezależna irlandzka komisja pod przewodnictwem Seána MacBride'a.

Szybko okazało się też, że Palestyńczycy z OWP nie mieli nic wspólnego ze śmiercią Dżemajela. Zamachu dokonał Habib Szartuni, maronicki chrześcijanin i członek Syryjskiej Partii Socjal-Nacjonalistycznej (SSNP), działający prawdopodobnie w porozumieniu z syryjskim wywiadem.

Dla Palestyńczyków i wielu społeczności arabskich masakra w Szatili i Sabrze stała się symbolem bezkarności sprawców i zdrady ze strony mocarstw, które miały gwarantować im bezpieczeństwo. Po wycofaniu się palestyńskiej OWP wśród libańskich wyznawców islamu powstała próżnia władzy. Szyicka społeczność południowego Libanu obserwowała bezkarność milicji chrześcijańskich i izraelskiej armii oraz narastającą przemoc wobec Palestyńczyków i szyitów, co pogłębiało poczucie zagrożenia. Trauma związana z masakrą w Sabrze i Szatili stała się centralnym elementem narracji mobilizacyjnej tworzącego się właśnie w tym okresie Hezbollahu, dla którego kluczowym argumentem do powstania i zbrojnej działalności była konieczność samoobrony szyickich wiosek i obozów.

Sprawcy mówią

„Potem przybyło kilkunastu Izraelczyków w zielonych mundurach, bez insygniów. Nieśli mapy i całkiem dobrze mówili po arabsku, z tą różnicą, że wymawiali twarde »h« jak »cz«, jak wszyscy Żydzi” – wspominał w wywiadzie opublikowanym w Der Spiegel w 1983 roku jeden ze sprawców masakry, opisując przygotowania do rzezi i wszechogarniającą chęć zemsty, jaka zapanowała w chrześcijańskich oddziałach.

„Około 22:00 wsiedliśmy do amerykańskiej ciężarówki wojskowej, którą udostępnili nam Izraelczycy. Zostawiliśmy pojazd w pobliżu ronda przy lotnisku. Tam, tuż obok izraelskich pozycji, zaparkowano już kilka podobnych ciężarówek, które później miały przewieźć więźniów.

»Towarzyszący wam izraelscy przyjaciele« – wyjaśnili nasi oficerowie – »to również ochotnicy, którzy nie poinformowali swojej armii o swoim udziale. Ułatwią wam zadanie«”.

W powstałym w 2005 głośnym filmie dokumentalnym „Massaker” („Masakra”) sześciu byłych członków libańskiej Falangi otwarcie przyznaje się do udziału w zbrodni. Występują anonimowo, z zasłoniętymi twarzami i zmienionym głosem.

Opowiadają szczegółowo o swoich czynach — czasem z chłodem, a nawet z dumą. Opisują narzędzia, metody zabijania i własne emocje – a raczej ich brak- w obliczu cierpienia ofiar. Jeden z nich opowiada, jak izraelski oficer wręczył im worki na ciała jeszcze przed rozpoczęciem akcji, mówiąc: „Przydadzą się”. Inni wspominają szkolenie, jakie przeszli w Izraelu, jak pokazywano im filmy o Holokauście i mówiono, że Arabowie zrobią im to samo, jeśli nie zaatakują pierwsi.

Grób nieznanego cywila

Ofiary masakry są upamiętnione na wiele sposobów: mają swoje groby na kilku cmentarzach sunnickich i szyickich, tablice w palestyńskich izbach pamięci w obozach, upamiętniają ich graffiti na murach. Jednak najważniejszy jest pomnik w obozie i towarzyszący mu masowy grób, ten z początku tekstu.

Ciała setek cywilów – w większości Palestyńczyków i Libańczyków – leżały na ulicach i między ruinami. Często były okaleczone, z opisów wynika, że na ulicach można było zobaczyć pojedyncze kończyny, głowy, wyprute wnętrzności. Ze względu na upał i zagrożenie epidemiologiczne pochówków dokonywano w pośpiechu, często bez możliwości identyfikacji ofiar. Tłumaczono mi, że w masowych grobach najczęściej lądowały te ciała, którymi nikt się nie zajął zaraz po masakrze – trudne do rozpoznania lub te pochodzące z rodzin, które straciły wszystkich lub wielu członków.

Największy masowy grób wykopano na jednym z podwórek. Dzisiaj to porośnięty zieloną trawą prostokąt, schowany pomiędzy blokami, jedyny zielony obszar w przeludnionym obozie. Postawiono tam prosty pomnik, betonową płytę ozdabianą flagami palestyńskimi, kwiatami i wydrukowanymi kartkami, z twarzami ofiar. Nad pomnikiem wisi baner informujący o masakrze. Na trawie czasami leżą śmieci, puste butelki, mieszka tam kilka tuzinów bezpańskich kotów.

To miejsce odwiedzane regularnie przez rodziny ofiar i – rzadziej – przez działaczy oraz zagraniczne delegacje, szczególnie podczas obchodów rocznicy masakry. Są i tacy, szczególnie starsi, którzy przychodzą tu prawie codziennie – jak mężczyzna z rodziny Mekdad, o którym pisałem wcześniej.

Jednak grób nigdy nie został formalnie zbadany ani ekshumowany – nie wiadomo, ile dokładnie ofiar w nim leży, ani kim były.

Ropiejąca wciąż rana

Tajemnicą poliszynela jest to, że Szatila – tak jak inne libańskie obozy – to miejsce, w którym palestyńskie organizacje ruchu oporu rekrutują nowych członków. Z plakatów na ścianach, zdjęć na budkach z kanapkami, patrzą na odwiedzającego obóz twarze „męczenników” – jak określa się poległych w walce z Izraelem lub libańskim rządem. Jeśli zapytamy o nie przechodniów, często usłyszymy, że przedstawiają osoby pochodzące z okolicy.

Przy okazji trwającej od początku 2025 roku akcji rozbrajania Hezbollahu przez libański rząd pośrednio rozbrajane są też palestyńskie organizacje ruchu oporu, jednak w największych obozach ciągle nie jest trudno zauważyć ludzi z bronią.

Faktem, że wielu mieszkańców przeżyła masakrę lub jest potomkami ocaleńców, w połączeniu ze skrupulatnie kultywowaną w dwóch salach pamięci historią palestyńskiego ruchu niepodległościowego wzmacniają gotowość do walki. Brak perspektyw na poprawę życia w obozie jest boleśnie widoczny, a plakaty Hamasu, Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu i innych organizacji politycznych wydają się służyć za kierunkowskaz. Po 7 października 2023 wzrosła liczba chętnych do wstąpienia w szeregi bojowników – a także zdjęć poległych.

„Próbowałam się dostać na Południe kilka razy. Zostać ochotniczką i walczyć z okupantem” – mówi mi M. Jest członkinią kobiecej sekcji jednej z lewicowych organizacji ruchu oporu, Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Jednak za każdym razem Hezbollah lub Hamas zatrzymywał ją i zawracał do obozu. Nie chcieli jej pomocy. Mężczyźni z kolei uśmiechają się uprzejmie – i odmawiają dalszej rozmowy na ten temat.

Na zdjęciu: Uliczka w Szatili, na plakatach iracki dyktator Saddam Husajn i szef OWP Jaser Arafat, 7 listopada 2023 r. (AHMAD AL-RUBAYE / AFP)

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Paweł Jędral

Analityk Fundacji Kaleckiego, absolwent MISH, realizował projekty badawcze m.in. związane z Partnerstwem Wschodnim

Komentarze