0:00
0:00

0:00

Sąd Najwyższy 24 sierpnia 2023 roku oddalił kasacje Rzecznika Praw Obywatelskich oraz policjantów od wyroku skazującego czterech funkcjonariuszy za znęcanie się nad Igorem Stachowiakiem.

Stachowiak miał 25 lat, kiedy nad ranem 15 maja 2016 roku wracał z imprezy. Na wrocławskim rynku policjanci zatrzymali go przez nieporozumienie. Pomylili go z mężczyzną poszukiwanym za handel narkotykami.

Przy zatrzymaniu zdezorientowany Stachowiak stawiał opór. Policjanci już wtedy użyli wobec niego paralizatora i przyduszali go za szyję. Na komisariacie z sali przesłuchań wyprowadzili go do łazienki, żeby go tam przeszukać. Kiedy ręce miał skute kajdankami, jeden funkcjonariuszy – czego w takiej sytuacji wprost zakazuje prawo – trzykrotnie raził Stachowiaka prądem z paralizatora. Inny skomentuje później w obecności świadków: „wyje… na niego całą baterię”.

Po przeszukaniu Stachowiak wybiegł z łazienki z powrotem do pokoju przesłuchań. Tam łącznie sześciu policjantów brało udział w próbie obezwładnienia go. Igor Stachowiak zmarł, kiedy przyciskali go do podłogi.

Nagranie z paralizatora użytego w łazience stało się kluczowym dowodem w sprawie. W maju 2017 roku fragmenty tego nagrania ujawnił “Superwizjer” TVN24.

Przeczytaj także:

Skazani za znęcanie się

W 2020 roku Sąd Okręgowy we Wrocławiu prawomocnie skazał czterech policjantów za przekroczenie uprawnień i znęcanie się nad Stachowiakiem przy użyciu paralizatora. Paweł P., Adam W. i Paweł G. dostali po dwa lata więzienia. Łukasz R., który trzymał urządzenie – 2,5 roku. Wszyscy policjanci odbyli już karę i wyszli z więzienia.

Osobne śledztwo Prokuratura Okręgowa w Poznaniu prowadziła w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci przez policjantów. Umorzyła je dwukrotnie, a w 2021 roku jej decyzję podtrzymała Prokuratura Regionalna w Poznaniu.

"Prokurator wziął pod uwagę całokształt okoliczności tej sprawy, tego zdarzenia, które było rozciągnięte w czasie, ale było też dynamiczne. Te interwencje były poddane badaniu przez biegłych, później przesłuchania biegłych oceniał prokurator i doszedł do wniosku, że podstaw do formułowania zarzutów nie ma” – tłumaczyła wtedy rzecznik prasowa Prokuratury Regionalnej w Poznaniu.

Skargi kasacyjne od wyroku ws. znęcania i przekroczenia uprawnień złożył Rzecznik Praw Obywatelskich za kadencji Adama Bodnara oraz dwóch skazanych policjantów, którzy domagali się uniewinnienia.

Postanowienie o ich oddaleniu wydali sędziowie Zbigniew Puszkarski (sprawozdawca), Michał Laskowski i Włodzimierz Wróbel. Wszyscy zostali mianowani przez tzw. starą Krajową Radę Sądownictwa.

Gdy we wcześniejszych losowaniach składu dobierani byli neosędziowie, pełnomocnicy stron kwestionowali ich legalność.

RPO: powołać innych biegłych

RPO w swojej kasacji zarzucał sądowi II instancji, że błędnie ustalił przyczynę śmierci Stachowiaka, opierając się jedynie na ekspertyzie biegłych z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Według tych biegłych bezpośrednią przyczyną zgonu była niewydolność krążeniowo-oddechowa w przebiegu arytmii po epizodzie excited delirium spowodowanym zażyciem środków psychoaktywnych.

Stwierdzili, że do śmierci nie przyczyniło się użycie paralizatora, a w związku z czym odpowiedzialności za nią nie można było przypisać policjantom.

Zdaniem RPO, a także reprezentującej rodziców Igora Stachowiaka adwokat Marii Radziejewskiej, błędem sądów I i II instancji było nieuwzględnienie wniosku o powołanie nowego zespołu biegłych lub przesłuchanie kardiologa prof. Andrzeja Przybylskiego.

Przybylski był autorem prywatnej opinii sporządzonej jeszcze w toku śledztwa na zamówienie rodziny Stachowiaka. Jego zdaniem użycie paralizatora zwiększało prawdopodobieństwo wystąpienia migotania komór sercowych i mogło przyczynić się do śmierci 25-latka. Nie tłumaczy jej za to nieprecyzyjna diagnoza stanu “excited delirium”, czyli pobudzenia ruchowego u osoby z zaburzeniem świadomości. Zdaniem Przybylskiego nie mogło do niego dojść, skoro, jak wykazała sekcja, w organizmie Stachowiaka nie stwierdzono obecności substancji pobudzających.

Podczas rozprawy mec. Radziejewska zwróciła też uwagę na wątpliwości co do obiektywizmu biegłych z Łodzi. Przywołała ustalenia Onetu, który pisał, że przewodniczący zespołu biegłych z UMŁ, prof. Jarosław B., jest oskarżony o fałszowanie dokumentów i malwersacje majątkowe.

Ten sam biegły wydał także opinię wspierającą tezę o zamachu komisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza.

Według kasacji RPO, sąd popełnił błąd, nie analizując szczegółowo rozbieżności w opiniach biegłych z Łodzi i prof. Przybylskiego. Przeprowadzenie procesu na nowo mogłoby ten błąd naprawić i wyjaśnić, co naprawdę zabiło Igora Stachowiaka.

SN: proces prawidłowy

Sąd Najwyższy nie zgodził się z argumentami RPO i pełnomocniczki rodziny Stachowiaka.

“W toku rozpoznania sprawy nie doszło do rażących naruszeń prawa i to takich, które mogły mieć wpływ na treść orzeczenia. (...) Ustalenia były poczynione na tyle dokładnie, na ile się dało” – stwierdził sędzia Puszkarski w ustnym uzasadnieniu postanowienia SN.

Sąd Najwyższy stwierdził, że “opinia biegłych łódzkich jest poprawną, a opinia prof. Przybylskiego jest za daleko idącą”. Według obu opinii jeśli użycie paralizatora miałoby doprowadzić do migotania komór serca, utrata przytomności nastąpiłaby do minuty.

Tymczasem Igor Stachowiak po trzykrotnym użyciu paralizatora był świadomy, a zgon nastąpił około 10 minut później. “Problemy kardiologiczne powinny nastąpić wcześniej, niż nastąpiły” – mówił sędzia Puszkarski.

Sędzia zwrócił też uwagę na to, że prof. Przybylski w swojej opinii nie był stanowczy. Mówił w niej jedynie, że użycie tasera prawdopodobnie przyczyniło się do śmierci, a nie wywołało ją z pewnością.

"A dla skazania wszystkie wątpliwości muszą być wyjaśnione, wina musi być bezdyskusyjna. Nie można przypisać winy na zasadzie prawdopodobieństwa” – tłumaczył sędzia Puszkarski.

Dodał też, że aby skazać policjanta za nieumyślne spowodowanie śmierci, trzeba by udowodnić, że przewidywał lub mógł przewidzieć, że użycie paralizatora może mieć taki skutek. A paralizatory są legalnym środkiem przymusu bezpośredniego będącym na wyposażeniu policji.

“Policjanci byli szkoleni z użycia tego tasera i mieli prawo spodziewać się, że nie będzie niebezpieczny. Trudno byłoby wykazać, że spodziewali się albo mogliby spodziewać się, że użycie tasera doprowadzi do epizodu kardiologicznego, który zakończy się śmiercią” – tłumaczył sędzia Puszkarski.

Jak doszło do śmierci? Nie wiadomo

Do sprawy przystąpiła Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W trakcie rozprawy przed SN głos zabrał jej wiceprezes dr Piotr Kładoczny.

“Mamy wrażenie, że postępowanie nie udzieliło odpowiedzi na pytanie, czy zachowanie policjantów naruszyło prawo do życia Igora Stachowiaka. (...) Rozstrzygnięcie tej sprawy mogłoby się przyczynić do ukształtowania prawidłowej linii orzeczniczej w tego typu sprawach, a także być może pozwoliłoby na rozpoczęcie procesu oczyszczania się policji z osób, które nie powinny się w niej znaleźć” – mówił.

Do wystąpienia Kładocznego odniósł się sędzia Wróbel:

“W tym postępowaniu zadano pytanie: czy użycie paralizatora doprowadziło do śmierci Igora Stachowiaka. Odpowiedź brzmi: do śmierci nie doszło na skutek użycia paralizatora. Jak do niej doszło? Na to pytanie nie odpowiedzieliśmy”.

Dlaczego nie udało się ustalić przyczyn śmierci Igora Stachowiaka? Po ogłoszeniu wyroku zapytaliśmy o to Piotra Kubaszewskiego, prawnika Fundacji Helsińskiej, który od lat zajmuje się sprawami śmierci w trakcie interwencji policji i uczestniczył w procesie wrocławskich policjantów.

“To jest konsekwencja tego, że wątek spowodowania śmierci został wyodrębniony do odrębnego postępowania, które w międzyczasie zostało prawomocnie umorzone.

Prokuratura podzieliła sprawy dotyczące kilkugodzinnej interwencji policjantów wobec Igora Stachowiaka na wiele małych postępowań. To, które dziś się zakończyło, dotyczyło tylko zdarzeń w toalecie i torturowania za pomocą paralizatora. Sąd nie zajmował się tym, co działo się wcześniej ani później.

A policjanci użyli paralizatora już na rynku, w toalecie torturowali Stachowiaka, w pokoju przesłuchań obezwładniali go, przyduszali i tam dopiero zmarł.

To wszystko powinno być ocenione w jednym postępowaniu jako ciąg zdarzeń, które się ze sobą łączą. Przez wyodrębnienie fragmentu z całości nie jesteśmy w stanie wyjaśnić tej sprawy wszechstronnie, tak jak zobowiązuje nas Europejska Konwencja Praw Człowieka” – mówi w rozmowie z OKO.press dr Piotr Kubaszewski.

Rodzice Igora Stachowiaka wnieśli skargę od wyroku wrocławskiego sądu do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Czekają na jej rozstrzygnięcie.

;

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze