0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Michal Lepecki / Agencja GazetaMichal Lepecki / Age...

Przeniesienia procesu czwórki krakowskich lekarzy, którym proces wytoczyła rodzina Zbigniewa Ziobry chciał Sąd Okręgowy w Krakowie. Wystąpił o to do Sądu Najwyższego dwa miesiące temu, tuż przed rozpoznaniem apelacji od wyroku uniewinniającego lekarzy.

Wcześniej na zlecenie prokuratury doszło do zatrzymań dyrektorów małopolskich sądów, a Ministerstwo Sprawiedliwości odwołało w trakcie kadencji prezes Sądu Okręgowego w Krakowie, zarzucając jej, że źle pracowała.

Wniosek o wyznaczenie innego sądu do rozpoznania apelacji rodziny ministra Ziobry, krakowscy sędziowie uzasadniali troską „o zapewnienie odpowiednich warunków dla sprawiedliwego osądzenia sprawy, to jest wolnych od wszelkich podejrzeń sędziów o brak obiektywizmu i stronniczość”.

Przeczytaj także:

Sąd Najwyższy: nie ma powodów do przeniesienia sprawy

We wtorek, 30 stycznia 2018 roku, Sąd Najwyższy rozpoznając ten wniosek, nie uznał argumentów krakowskiego sądu. I odmówił zgody na przeniesienie sprawy poza Kraków.

Stwierdził, że argumenty we wniosku dotyczą głównie odwołania prezes krakowskiego sądu - Beaty Morawiec i jej zastępców. I że przeniesienie sprawy mogłoby zostać odebrane przez opinię publiczną jako udany nacisk Ministerstwa Sprawiedliwości na skład orzekający.

"Gdyby zgodzić się z wnioskującym sądem, że fakt powyższych odwołań stanowi wystarczającą przesłankę przemawiającą za koniecznością przekazania sprawy do innego sądu, wypada zwrócić uwagę na możliwe negatywne skutki takiego rozstrzygnięcia.

Gdyby bowiem założyć chociażby hipotetycznie, że decyzja ministra sprawiedliwości stanowiła próbę pośredniego wpływu na sędziów, to podobnej próby wpływania nie można byłoby wykluczyć w przypadku przekazania sprawy do rozpoznania jakiemukolwiek innemu sądowi okręgowemu w kraju" - uzasadniał we wtorek Sąd Najwyższy.

Podkreślił, że „w praktyce sądowej często dochodzi do różnorodnych sytuacji, w których dobro wymiaru sprawiedliwości - rozumiane jako podstawa wydania w rozsądnym terminie wolnego od wpływów, bezstronnego rozstrzygnięcia - ulega realnemu zagrożeniu”. Nie można jednak za takie zagrożenie uznawać automatycznie samego "zainteresowania procesem ze strony społeczeństwa i środków społecznego przekazu" czy też "okoliczności, że oskarżyciel posiłkowy jest politykiem i pełni funkcję ministra sprawiedliwości sprawującego nadzór administracyjny nad działalnością sądów powszechnych”.

Sąd Najwyższy uznał, że zainteresowanie mediów i udział w procesie osoby publicznej to nie wystarczające powody, by "sąd właściwy miejscowo" uchylał się od rozpoznania sprawy. I że

dobro wymiaru sprawiedliwości wymaga, by sąd nie stwarzał wrażenia, że "unika prowadzenia sprawy dla niego kłopotliwej, tak z uwagi na pełnioną przez oskarżyciela posiłkowego funkcję, jak też naturalne w takiej sytuacji zainteresowanie".

Sąd Najwyższy stwierdził także, że uwzględnienie wniosku Sądu Okręgowego w Krakowie stwarzałoby wręcz wrażenie, iż sąd ten "stracił takie poczucie niezawisłości i bezstronności”. Podkreślił, że „umiejętność korzystania przez sędziów z niezawisłości jest nierozerwalnie związana z pojęciem „sądzenia” i „sądu”.

To oznacza, że Sąd Okręgowy w Krakowie, działając jako sąd odwoławczy, musi teraz rozpoznać apelację rodziny Zbigniewa Ziobry.

Niekończący się proces

Sprawa śmierci ojca ministra Zbigniewa Ziobry ciągnie się już kilkanaście lat. Jerzy Ziobro, 71-letni lekarz z Krynicy, w czerwcu 2006 roku przyjechał do kliniki kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Kilka dni wcześniej był na wycieczce na Jaworzynie i źle się poczuł. Zmarł w szpitalu, na początku lipca 2006 roku.

Na podstawie akt sądowych opisała to w „Polityce” Anna Dąbrowska. Pisała: „Lekarze przeprowadzili koronarografię (badanie drożności tętnic w sercu). W trzech tętnicach stwierdzili zwężenia. Kardiolodzy mieli do wyboru dwie drogi: stentowanie, czyli wszczepienie sprężyny rozszerzającej tętnicę, albo wszczepienie by-passów. Wybierają to pierwsze. W czasie tego pobytu w szpitalu chory miał cztery koronarografie i dwa zabiegi stentowania. Za drugim razem doszło do powikłań. Tuż przed północą wezwani na pomoc oskarżeni dziś lekarze, którzy mieli wtedy wolne (jeden został wezwany z Rzeszowa, drugi zaraz po dyżurze), przyjechali do krakowskiego szpitala. Zdążyli, jednak Jerzy Ziobro umarł. Lekarze stwierdzili, że zamknięte przez skrzepy stenty doprowadziły do zawału. Powstanie skrzepu w stencie po zabiegu to powikłanie statystyczne. Na stu pacjentów dotknie jednego. „Śmierć tego człowieka kilka dni po zabiegu to tragiczne zrządzenie losu, a nie wynik naszych błędów” – mówił potem jeden z lekarzy. Po miesiącu od śmierci brat ministra Witold Ziobro złożył zawiadomienie do prokuratury na czterech lekarzy. Zarzucił im narażenie ojca na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz nieumyślne spowodowanie jego śmierci. Prokuratura dwa razy jednak umorzyła sprawę. Rodzina zmarłego zgodnie z prawem mogła więc wtedy sama wnieść do sądu subsydiarny akt oskarżenia. I to zrobiła.

Proces przed sądem w Krakowie zaczął się w 2013 roku. W 2016 roku, po przejęciu kontroli nad prokuraturą przez PiS, ta przystąpiła do procesu przeciwko lekarzom, po stronie rodziny ministra sprawiedliwości.

W sprawę włączył się najwyższy szczebel śledczy - wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej w Krakowie."

Wyrok uniewinniający lekarzy i śledztwo prokuratury

W lutym 2017 roku lekarze zostali uniewinnieni. Sędzia Agnieszka Pilarczyk z krakowskiego sądu rejonowego, uzasadniając wyrok mówiła, że nie znalazła związku pomiędzy decyzjami i działaniami lekarzy, a śmiercią ojca Ziobry. Według sądu, lekarze nie popełnili też błędu medycznego. A powikłania, które pojawiły się w trakcie i po zabiegu należy uznać „za niepowodzenie lecznicze mieszczące się w granicach przyjętego ryzyka”.

Ale rodzina ministra Ziobry nie pogodziła się z tymi stwierdzeniami i odwołała się od wyroku. Apelację złożyła również prokuratura. Pod koniec listopada 2017 roku miał ją rozpoznać właśnie Sąd Okręgowy w Krakowie.

Przed wydaniem wyroku w pierwszej instancji, sędzia Pilarczyk była pod ogromną presją działań prokuratury, ale jej nie uległa. Prokuratura zaczęła prześwietlać dokumentację medyczną leczenia ojca ministra sprawiedliwości i opinie biegłych lekarzy, które wydano na potrzeby procesu. Opinie kosztowały aż 370 tys. zł (sąd w wyroku ich kosztami obciążył skarb państwa). Ten wątek prowadzi Prokuratura Krajowa, która postawiła zarzuty biegłemu lekarzowi. Śledczy badają też czy w szpitalu była niegospodarność i czy fałszowano w nim dokumentację medyczną. Zaś kilka dni przed wydaniem wyroku uniewinniającego Prokuratura Krajowa wszczęła śledztwo dotyczące sędzi Pilarczyk. Śledczy sprawdzają czy słusznie przyznała ona biegłym tak wysokie wynagrodzenie. Śledztwo jest prowadzone w kierunku ewentualnego przekroczenia przez sędzię uprawnień. Zawiadomienie złożyła matka ministra. Mimo to sędzia z sądu rejonowego nie uległa presji. Uniewinniła lekarzy.

Prezes z nadania Ziobry

Presji poddał się natomiast Sąd Okręgowy w Krakowie - usiłując odepchnąć od siebie niewygodną politycznie sprawę. Teraz - po decyzji Sądu Najwyższego - będzie jednak musiał się nią zająć.

Dziś krakowski sąd ma nowego prezesa, z nadania ministra Ziobry - Dagmarę Pawełczyk-Woicką. Wprowadza ona już w sądzie swoje porządki. Zwolniła rzecznika prasowego Waldemara Żurka, który jako rzecznik KRS krytykował reformy ministra Ziobry. Zabroniła też, bez jej zgody, wieszać w sądach plakaty informujące o protestach sędziów. Nowa prezes kandyduje też do nowej Krajowej Rady Sądownictwa, którą wybiorą politycy PiS.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze