0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.plAgnieszka Sadowska /...

Sąd Rejonowy w Hajnówce zwolnił do domu czworo aktywistów zatrzymanych dwa dni temu. Jednocześnie wobec jednej z osób wszczęto postępowanie zobowiązujące do powrotu. Mowa tu o aktywiście, który pochodzi z polsko-włoskiej rodziny i nie ma polskiego paszportu. Mężczyzna po zwolnieniu przez sąd został ponownie zatrzymany i odwieziony z powrotem do placówki Straży Granicznej w Narewce, gdzie wcześniej przebywała cała czwórka zatrzymanych.

Czwórka aktywistów i aktywistek została zatrzymana dwa dni temu podczas udzielania pomocy humanitarnej rodzinie z siódemką małych dzieci. Działająca od początku kryzysu na Podlasiu Grupy Granica twierdzi, że chodzi o rodzinę, która od 3 miesięcy tkwi na polsko-białoruskim pograniczu.

„Rodzina przebywała w lesie od wielu dni: bez wody, jedzenia, schronienia i dostępu do pomocy medycznej. Aktywiści ratowali ich życie, oferując im transport własnymi samochodami z zimnego lasu, tak jak robili to w ostatnich tygodniach, pomagając uchodźcom na ukraińskiej granicy” – czytamy w komunikacie wystosowanym przez Grupę Granica.

Zatrzymani aktywiści usłyszeli zarzut organizowania nielegalnego przekraczania granicy. Jest to zarzut bardzo poważny, zagrożony karą pozbawienia wolności do lat 8. Jednocześnie prokuratura skierowała wniosek do sądu o tymczasowe aresztowanie na okres 3 miesięcy.

„To absurdalne zarzuty, bowiem nikt z aktywistów i aktywistek nie wspiera ludzi w przekroczeniu polsko-białoruskiej granicy. Oferowana pomoc to ratowanie wyczerpanych ludzi przed śmiercią na polskim terytorium” – ocenia Grupa Granica.

Sąd Rejonowy w Hajnówce częściowo przyznał aktywistom rację, bo zdecydował się zwolnić zatrzymanych, z wyjątkiem jednej osoby, która została ponownie przewieziona do placówki Straży Granicznej w Narewce.

Przeczytaj także:

Pomagali też Ukraińcom

Zwolnieni po niemal 72 godzinach z aresztu aktywiści i aktywistki nie chcieli udzielać oficjalnych wywiadów, tłumaczyli się zmęczeniem oraz emocjami, także z powodu zatrzymanego na dłużej aktywisty o włoskim obywatelstwie.

Dowiedzieliśmy się jednak, że w grupie zatrzymanych są osoby, które udzielały pomocy także uchodźcom z Ukrainy.

Jeden z zatrzymanych mężczyzn miał pokazać prokuraturze paszport ostemplowany pieczątkami z przejść granicznych z Ukrainą, skąd osobiście wywoził ludzi w organizowanych samodzielnie konwojach humanitarnych. W najbliższym czasie osoby planowały ponownie udać się do Ukrainy, tym razem, aby wywozić porzucane przez uciekających przed wojną zwierzęta.

Niestety nie udało nam się porozmawiać z prezeską Sądu Rejonowego w Hajnówce. Przebywała na szkoleniu, pracę skończyła o godzinie 15:30.

Ustaliliśmy jednocześnie, że pisemne uzasadnienie decyzji sądu zostanie wydane w przyszłym tygodniu. Na tę chwilę opieramy się na szczątkowych informacjach przekazywanych nam z grona osób zatrzymanych. Wynika z nich, że sąd wskazał, że nie zostały spełnione przesłanki, aby uzasadnić zarzuty prokuratury. Jednocześnie sąd miał stwierdzić, że samo działanie aktywistów – czyli udzielenie pomocy rodzinie – nie wypełnia znamion czynów zabronionego. Oczywiście postępowanie karne toczy się dalej.

Na tę chwilę jednak decyzja Sądu Rejonowego w Hajnówce potwierdza to, co mówią od dawna aktywiści – pomaganie jest legalne.

Manifestacja i długa broń

Trójka aktywistów została zwolniona do domu. Jeśli chodzi zaś o obywatela Włoch, to Straż Graniczna ma teraz wybór – zwolnić mężczyznę, albo skierować do ośrodka zamkniętego. Od wczesnych godzin południowych przed placówką Straży Granicznej w Narewce odbywała się ok. 20-30 osobowa manifestacja solidarnościowa z zatrzymanymi.

Gdy przybyliśmy na miejsce, część osób manifestowała swoje wsparcie na wewnętrznym placu przed placówką, co zdaniem strażników stanowiło naruszenie zakazu wstępu dla osób nieupoważnionych. Sami aktywiści twierdzili, że brama była otwarta, a weszli w godzinach przyjmowania interesantów. Po wylegitymowaniu zostali wyprowadzeni przed ogrodzenie oddzielające zamknięty plac od ulicy przed placówką.

W trakcie manifestacji pojawili się umundurowani funkcjonariusze z bronią długą, których po pewnym czasie zastąpili policjanci. Funkcjonariusze przybyli z Hajnówki otoczyli manifestację kordonem, by wylegitymować osoby, które weszły wcześniej na plac.

W trakcie zamknięcia manifestujących w kotle policyjne auto wywiozło przebywających w areszcie Straży Granicznej aktywistów do Sądu Rejonowego w Hajnówce. Manifestujący uważają, że działanie policji miało na celu uniemożliwienie przeniesienia demonstracji przed sąd w Hajnówce.

Ostatecznie po kolejnym wylegitymowaniu osób, które weszły na teren placu przed placówką Straży Granicznej, oraz ich pouczeniu, manifestacja została zwolniona i mogła przenieść się już pod sąd. Gdy dotarliśmy na miejsce, zatrzymani aktywiści byli już wolni.

Kryzys nadal trwa

W ostatnim czasie wzrosła liczba osób usiłujących przekroczyć granicę polsko-białoruską. W poniedziałek, 21 marca, według informacji podanych przez Straż Graniczną, do Polski przez tzw. zieloną granicę chciało się przedostać 134 osoby. "Najwięcej cudzoziemców zatrzymano w Narewce, bo aż 40 osób" - podała Straż Graniczna. Odnotowali to także działający na Podlasiu aktywiści, którzy informowali o rekordowej liczbie próśb o pomoc.

„Nie mamy wątpliwości, że sytuacja na Podlasiu od kilku dni systematycznie się pogarsza. Jakbyśmy wrócili do szczytu kryzysu humanitarnego sprzed kilku miesięcy. Co więcej, spodziewamy się, że to nie będzie chwilowy wzrost osób docierających do granicy” – mówiła OKO.press działająca w Grupie Granica Katarzyna Czarnota.

Czarnota zwróciła także uwagę, że przez granicę polsko-białoruską z czasem mogą zacząć uciekać osoby, które nie będą chciały podporządkować się rosyjskiemu reżimowi.

„Powtórzę – migracje na pograniczu polsko-białoruskim nie ustaną i będą tam docierać kolejni ludzie, których życie i zdrowie jest zagrożone w kraju pochodzenia, a którym uniemożliwia się ubieganie o ochronę w sposób zgodny z prawem” – argumentowała.

„Co prawda ruch samolotowy, który znamy z początków kryzysu, się skończył, a biura podróży nie sprzedają już »wiz z ubezpieczeniem«, ale migranci i uchodźczynie docierają tu różnymi sposobami i z różnych regionów. Jedyne, co się nie zmienia, to poziom przemocy ze strony białoruskich służb” – tłumaczyła Czarnota.

We wtorek, 22 marca Straż Graniczna informowała o prowokacjach białoruskich pograniczników. – Białoruskie służby dwukrotnie zaatakowały kamieniami polskich funkcjonariuszy SG. Uszkodzona została budka wartownicza – podała rzecznik prasowa Straży Granicznej por. Anna Michalska. Zauważono także liczne przecięcia drutu żyletkowego, który służby rozciągnęły na linii granicznej.

Jednocześnie pojawiły się informacje o likwidacji obozu w Bruzgach – hali centrum logistycznego po stronie białoruskiej, niedaleko przejścia granicznego w Kuźnicy.

To stamtąd białoruskie służby wypychały ludzi w stronę Polski pod koniec ubiegłego roku. Doszło wówczas do starć z polskimi pogranicznikami, którzy na próby przekraczania granicy przez migrantów idących w kilkutysięcznej grupie odpowiedzieli siłą, m.in. używając gazu i armatek wodnych. Doszło także do licznych prowokacji inspirowanych przez stronę białoruską.

Ostatecznie Białoruś, która koordynowała marsz na polską granicę, zawróciła ludzi do Bruzg. Stamtąd część została odesłana do krajów pochodzenia. Tym samym reżim Łukaszenki uległ naciskom krajów UE – ale obozu całkowicie nie zlikwidował. Aż do teraz.

Wypychani i deportowani

"Docierają do nas informacje, że ta hala jest likwidowana. Białorusini zabierają przebywające tam osoby i wypchają je na stronę polską" – informowała rzecznik SG Michalska. Tę informację na łamach OKO.press potwierdziła Katarzyna Czarnota.

„Decyzją reżimu Łukaszenki, ludzie, którzy przebywali tam od kilku miesięcy, zaczęli być wypychani na polską stronę lub deportowani do kraju pochodzenia. W tym drugim przypadku swój udział miała IOM, czyli Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji. To ona zapewniła tym, którzy wyrazili taką wolę, powrót do ojczyzny. Cała przestrzeń hali została teraz zamknięta – mówiła w rozmowie z Anną Mikulską.

„Docierały do nas informacje o gwałtach i przemocy, także wobec nieletnich, do których miało dochodzić w hali w Bruzgach” – mówiła Czarnota.

Z informacji przekazywanych przez Grupę Granica wynika, że to właśnie w Bruzgach urodziła się Tree, 40-dniowe niemowlę, które wraz z rodziną utknęło na białowieskich bagnach. Rodzina, wraz z Tree, została uratowana w nocy, 21 marca, przez polskie służby.

Na tę chwilę wiemy, że rodzina, której pomocy udzielali aktywiści, jest w Polsce. Jednak z wielu doniesień, jakie do nas docierają, wynika, że polska Straż Graniczna cały czas dokonuje push-backów, wywożąc do lasu także rodziny z dziećmi.

„Wiemy na pewno, że 35 osób, w tym dzieci, zostało wywiezionych z powrotem pod drut kolczasty przy białoruskiej granicy. Te praktyki to oczywiście narażanie ich na tortury, utratę zdrowia, a jak wiemy, nawet życia. Robimy wszystko, by zapobiec wywózkom tych, którym udało się pomóc” – mówiła OKO.press Czarnota.

„Nasze działania są jednak cały czas utrudniane – pomoc jest kryminalizowana, a dostęp do strefy przygranicznej jest ciągle nielegalny, tak jak to miało miejsce od początku” – dodała.

;

Komentarze